W świecie anime dziewczyny i broń palna świetnie do siebie pasują, a „Noir” jest na to idealnym przykładem. „Noir” to 26-odcinkowy serial anime, który z wielkim rozmachem wszedł w Japonii na ekrany telewizyjne w kwietniu 2001 roku, szturmem zdobywając sobie rzesze oddanych fanów. Do Europy, w tym także do Polski, trafił już w kilka miesięcy później – jeszcze w tym samym roku można było obejrzeć pierwsze dziesięć odcinków na kilku większych konwentach mangowych.
Europejscy gangsterzy w oczach Japończyków
[Koichi Mashimo „Noir” - recenzja]
W świecie anime dziewczyny i broń palna świetnie do siebie pasują, a „Noir” jest na to idealnym przykładem. „Noir” to 26-odcinkowy serial anime, który z wielkim rozmachem wszedł w Japonii na ekrany telewizyjne w kwietniu 2001 roku, szturmem zdobywając sobie rzesze oddanych fanów. Do Europy, w tym także do Polski, trafił już w kilka miesięcy później – jeszcze w tym samym roku można było obejrzeć pierwsze dziesięć odcinków na kilku większych konwentach mangowych.
Sukces i popularność serii sprawiły, że choć telewizja japońska zakończyła emisję po sześciu miesiącach (jeden odcinek tygodniowo), jeszcze przez dwa lata pracowano nad kolejnymi wersjami wydań „Noira”, a ostatnim krokiem było wydanie w USA kompletu wszystkich odcinków na czterech krążkach DVD
1) w 2003 roku.
Wątek serialu – kryminalnego thrillera – oparty jest na wzajemnym i quasi-mistycznym powiązaniu losów i przeznaczenia dwóch płatnych zabójczyń: pochodzącej z Korsyki
2) Mileille Bouquet (wiek ok. 22) oraz Japonki Kiriki Yuumura (16). Młoda Japonka zdaje się kryć w swej podświadomości odpowiedź na tajemnicę brutalnej śmierci rodziców Mirelle. Ta postanawia więc nie odstąpić Kiriki na krok i nie pozwolić jej zginąć, póki nie dowie się całej prawdy. Ale Kirika jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Zwłaszcza, gdy z mroku tajemnicy wynurzy się stalowy pazur „Żołnierzy” – tajnej organizacji o wielkiej władzy i potędze…
„Noir” został oparty na bardzo dobrym i świeżym pomyśle. Japończycy bardzo rzadko czynią Europę scenerią wydarzeń swych produkcji, moim zdaniem dzieję się tak dlatego, że jest ona kulturowo zbyt egzotyczna dla młodego, masowego odbiorcy japońskiego. Do tego dochodzi potrzeba zwracania uwagi na szczegóły – na przykład jak wyglądają letnie mundury francuskiej policji sądowej. A „Noir” idzie nawet o krok dalej: główną bohaterką jest nawet nie Francuzka, ale Korsykanka! Twórcy anime odważnie złamali pewne bariery, ale dzięki wielkiemu wyczuciu, staranności oraz niemałej wiedzy zdecydowanie wyszli z tej próby zwycięsko.
W oczy rzuca się wielka troska twórców o efekt wizualny. Nie ma tu wykręcania się tanimi sztuczkami komputerowymi, czyniącymi obraz ewidentnie dwuwymiarowym. Wszystkie postacie są starannie cieniowane, a skala kolorów i szarości daje dobrą głębię obrazu. I choć serial nie osiąga poziomu superprodukcji Miyazakiego (bądźmy zresztą szczerzy – taki poziom naprawdę mało kto osiąga), to wśród innych seriali anime na pewno wyróżnia się jakością obrazu i jest przyjazny dla oka.
A skoro o przyjemności wizualnej mowa, spiżowym filarem popularności serialu są jego bohaterki. Tutaj pojawia się już co prawda pewien szablon: twórcy serialu kreują znany nam z miliona produkcji duet partnerek, kontrastujących wobec siebie wyglądem, charakterem i temperamentem. Jednak z drugiej strony, po co zmieniać mechanizm, skoro tak dobrze działa? Mireille to elegancka, wysoka blondynka o zaciętym charakterze i aktywnej osobowości, natomiast Kirika jest rozczochrana, nieśmiała i wiecznie zagubiona w dżungli realnego świata. Dziewczyny tworzą zespół, który z tej czy innej strony za serce jednak chwyci. A jak dołączy do nich jeszcze przebiegła, mroczna i zimna Chloe, to nie znajdziecie chyba widza, który byłby odporny na urok chociaż jednej z naszych miłych dziewczyn. Rzuca się natomiast w oczy brak męskich bohaterów w serialu. Ich role są niemal wyłącznie epizodyczne i szybko giną lub rozpływają się w mrocznym tle, by już więcej nie powrócić. Napięcie, szybka akcja, inteligentny wątek… Mówiąc krótko: serial ogląda się rewelacyjnie.
Rozmawiając z fanami anime i czytając tuziny opinii na temat „Noir”, ani razu nie spotkałem się z gruntownie krytycznym zdaniem na temat serialu. W rzeczy samej, gdy u szczytu popularności serii napisałem nieco złośliwy felieton na jej temat, runęła lawina zajadłej polemiki.
Jednalże jednym z braków serii jest to, że twórcy „Noira” zdecydowanie przedkładają efekt wizualny nad realność wydarzeń. Dlatego właśnie serial momentami przypomina raczej Harry’ego Pottera, a nie porządny kryminał. I nie mówię tu o ostatecznym rozwiązaniu zagadki, które można przyjąć bez wielkich oporów. Mówię o „codzienności”, o tym, co widzimy w każdym z 26 odcinków serii. Jak przyznali twórcy serialu, jednym z założeń było to, że bohaterki muszą przede wszystkim wyglądać „cool”. Realizm był na drugim planie.
A „codzienność” wygląda tak, jakby nasze bohaterki po prostu szukały śmierci. Mireille często bierze udział w akcjach w lasach lub na nocnych ulicach miast Europy, ale… przy takiej burzy długich, rozpuszczonych, falujących włosów jest przecież doskonałym celem, zwłaszcza w nocy. No i wystarczy dwa razy podskoczyć w miejscu i już taka fryzurka opada na oczy, zasłaniając na przykład tego snajpera z DST
3)…
Podobnie ze strojami. Świetnie widać to na przykładzie epizodu w piątym odcinku (tytuł: „Soldats”), gdy dziewczyny jadą na akcję ubrane jak na garden party. Mireille ma na sobie krótką spódnicę, co obok oczywistych plusów dla widza dla niej oznacza skrępowane ruchy oraz odsłonięcie bladych nóg, a to z kolei uniemożliwi jej skrycie się w ciemności. Kirika też nie lubi spodni, no i ubrała się w długą, białą bluzę, dającą taki sam efekt, jak odblaskowa kamizelka oficera Straży Miejskiej.
To wszystko da się jeszcze przełknąć, bo otrzymujemy w zamian wspaniałe widowisko. Jednak to co irytuje mnie najbardziej, to niesamowite odrealnienie strzelanin.
Przyjrzyjmy się dobrze. Mireille korzysta z Walthera P-99 (kal. 9mm, 16 pocisków, waga ok. 710 g). Marka przednia, kaliber też nie drobnostka, ale P-99 to jednak nadal żadna armata, zwłaszcza gdy ma się naprzeciw grupę wesołych panów uzbrojonych w automaty szturmowe. A Kirika? Nasza Japonka oszczędza siły i korzysta z kieszonkowej Beretty M1934 (kal. 9mm, 7 pocisków, waga ok. 650 g). Powiem może tak – moja dłoń na rękojeści nie mieści się; mały palec wisi w próżni, a i serdeczny ledwo ma się na czym oprzeć. Słowem, zgodnie ze specyfikacjami, broń naszych profesjonalistek ze swej natury trafia w cokolwiek tylko przy wystrzeleniu całego magazynka w zatłoczonej windzie.
Prawda? A gdzie tam! Z odległości kilkuset metrów bohaterki rozwalają kolejne plutony szarżujących mafiosi, na których starczają po dwa magazynki od każdej. Na przykład we wspomnianym już piątym odcinku Mireille stoi na dziedzińcu kościoła przed wejściem do katakumb i celuje w jeńca. Nagle rozlega się kanonada jak w 1916 roku pod Verdun – to inni strzelcy namierzyli naszą piękną Korsykankę, która z powodu swych włosów i jasnego stroju po prostu nie może się ukryć w ciemności. Oczywiście jednak wszystkie kule trafiają w balustradę po drugiej stronie dziedzińca, a cała ekipa zatwardziałych strzelców wyborowych chwilę potem poluje już na jelenie w Krainie Wiecznych Łowów, pozabijana z kieszonkowych pistoletów. Co z tego, że mieli automatyczną broń szturmową oraz maskujące ich ciemne ubrania? Jak pech, to pech…
Mimo całej sympatii i uroku naszych bohaterek, są one jednak płatnymi zabójcami. W całym serialu co odcinek ginie legion ludzi i choć najczęściej są to gangsterzy i przestępcy, zdarzają się ofiary także wśród policjantów, biznesmenów, urzędników, emerytów, polityków, sędziów. Najprostszym i najczęstszym rozwiązaniem jest zawsze kula w łeb. Kara śmierci za każde przewinienie.
Anime z reguły traktuje problem zabicia kogoś wyłącznie w kategoriach technicznych – kula w serce czy między oczy? Z daleka lepiej tak, z bliska inaczej. Z Beretty lepiej tu, z Walthera tam. Takie postępowanie uważam za obce człowiekowi, który z natury swojej czuje niechęć do zabijania. „Noir” tymczasem ignoruje kwestie psychologiczne, kreując zamiast tego sztuczną wizję wrodzonych morderczych instynktów.
Mashimo nawet na chwilę nie zatrzymał się, by uzasadnić tę bezwzględność. Gorzej nawet, nadaje temu systemowi powiew romantyzmu i fałszywy aromat słuszności. Wszystko to jest dla mnie powrotem do najgłębszych mroków średniowiecza.
A co z konsekwencjami wykonywania takiego zawodu dla samych bohaterek? W anime nie znajdziecie na ten temat żadnych refleksji. A są one przecież nieuniknione: jak ujął to Jintetsu Stalowa Maska, bohater mangi „Kurogane” i bezpański samuraj zmieniony w najemnego zabójcę: „Wygnano mnie z mojej wioski, moje imię zostało zapomniane. Gdziekolwiek pójdę, zawsze jestem obcy. Nigdzie nie wolno mi zamieszkać. Nikt nie chce mieć ze mną nic wspólnego! Nie zostaje mi więc nic poza włóczęgą. Nie mam ani miejsca, do którego mógłbym wrócić, ani nikogo, kto na mnie by czekał. Któregoś dnia umrę jak jakiś pies, w jakimś nieznanym miejscu”. [Kei Tome, „Kurogane” Tłumaczenie własne na podstawie wydania włoskiego]. Równie dobrze mogła to powiedzieć Mireille czy Kirika. Polecam te mądre słowa rozwadze osobom oczarowanym fałszywą romantyką życia najemnika.
Ścieżka dźwiękowa „Noir”, wydana na czterech płytach o różnych klimatach, bije po prostu rekord świata! Serial jest japoński, muzyka jednak z konieczności odwoływać musiała do klimatów przede wszystkim europejskich. Z tej próby producenci wyszli triumfalnie tworząc dobrze ponad trzy godziny rewelacyjnej składanki, która w sposób całkowicie swobodny i wiarygodny odwołuje się do różnych nurtów muzyki europejskiej – do francuskiej muzyki popularnej, południowowłoskich ballad mafijnych, nawet do muzyki irlandzkiej i szkockiej. Do tego dochodzi szczypta japońskiego elektro, nadającego muzyce specyficzny, unikatowy wydźwięk.
Większość utworów jest instrumentalna, jednak są i piosenki. One również odzwierciedlają międzynarodowy klimat serialu: śpiewane są po angielsku, po włosku, po japońsku, po francusku, a nawet w łacinie. Efekt końcowy jest niesamowity.
„Noir” to serial zdecydowanie wart polecenia: dostarcza emocji, wrażeń i wzruszeń. Nim widz wpadnie w zmęczenie pewną powtarzalnością wydarzeń, ma zagwarantowane kilka godzin świetnej rozrywki i niezapomnianych wrażeń. Myślę, że z powodu głównego wątku oraz bohaterek, jednak najbardziej przypadnie do gustu męskiej części widowni.
1) Kolejne tytuły DVD-ków to: Vol. 1: „Shades of Darkness”, Vol. 2: „The Hit List”, Vol. 3: „The Firing Chamber”, Vol. 4: „Death Warrant”.
2) Korsyka jest dla Francji tym, czym Sycylia dla Włoch – siedzibą wielu tajnych organizacji przestępczych, a także źródłem konfliktu etnicznego, opartego na niechęci biednego peryferium wobec rozwiniętej metropolii.
3) DST – Direction de la Surveillance du Territoire, francuskie kontrwywiadowcze służby specjalne, odpowiednik polskiej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.