Kolejny polski (a gwoli ścisłości: polsko-niemiecki) obraz, który przez kinowe ekrany przeszedł praktycznie niezauważony i którego nie dostrzeżono również po wydaniu na DVD. Ktoś może pomyśleć, że zwyczajnie na to nie zasługiwał, bo – cytując klasyka – to zły film był. Nic bardziej mylnego. „Letnie przesilenie” Michała Rogalskiego to bardzo przyzwoicie zrealizowane kino wojenno-psychologiczne.
Jazz w cieniu Holokaustu
[Michał Rogalski „Letnie przesilenie” - recenzja]
Kolejny polski (a gwoli ścisłości: polsko-niemiecki) obraz, który przez kinowe ekrany przeszedł praktycznie niezauważony i którego nie dostrzeżono również po wydaniu na DVD. Ktoś może pomyśleć, że zwyczajnie na to nie zasługiwał, bo – cytując klasyka – to zły film był. Nic bardziej mylnego. „Letnie przesilenie” Michała Rogalskiego to bardzo przyzwoicie zrealizowane kino wojenno-psychologiczne.
Michał Rogalski
‹Letnie przesilenie›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Letnie przesilenie |
Dystrybutor | Kino Świat |
Data premiery | 22 kwietnia 2016 |
Reżyseria | Michał Rogalski |
Zdjęcia | Jerzy Zieliński |
Scenariusz | Michał Rogalski |
Obsada | Filip Piotrowicz, Jonas Nay, Urszula Bogucka, Maria Semotiuk, Steffen Scheumann, Bartłomiej Topa, Gerdy Zint, André M. Hennicke |
Muzyka | Alexander Hacke |
Rok produkcji | 2014 |
Kraj produkcji | Niemcy, Polska |
Czas trwania | 96 min |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Michał Rogalski (rocznik 1970) nakręcił film, obok którego trudno przejść obojętnie. Który – choć bez ekstrawagancji i scen głęboko zapadających w pamięć – sprawia, że po dotarciu do końcowych napisów trudno jest wrócić do normalnego świata, sięgnąć po kubek z herbatą lub kawą, pogłaskać kota bądź wyjść na spacer z psem. Przypomina trochę pod tym względem pamiętną „
Obławę” (2012) Marcina Krzyształowicza, która także wrzynała się w mózg i długo nie dawała spokoju. Docenili to krytycy (o czym świadczą nagrody między innymi na festiwalach w Gdyni i bydgoskim „Camerimage”), trochę gorzej z widzami. Przez ekrany kin film przeszedł praktycznie niezauważony (swoją drogą, trafił nań dopiero prawie dwa lata po nakręceniu), hitem nie stało się także wydanie DVD. Ale – z drugiej strony – trudno się temu dziwić.
Dla twórcy „Letniego przesilenia” była to dopiero druga – po komediowo-sensacyjnej „Ostatniej akcji” sprzed ośmiu lat – praca w pełnym metrażu; całkiem sporo ma on za to na koncie seriali telewizyjnych (chociażby „Samo życie”, „Czas honoru”, „O mnie się nie martw” czy „Wojenne dziewczyny”). W żadnym wypadku nie można więc nazwać go żółtodziobem. Pisząc scenariusz filmu, Rogalski oparł się – co sugeruje pojawiająca się w napisach początkowych dedykacja – na wspomnieniach swojej babci, ale prawdopodobnie stwierdzenie, że fabuła przedstawia rzeczywiste zdarzenia, byłoby zbyt daleko idące. Można też odnieść wrażenie, że nie nakręciłby on takiego właśnie obrazu, gdyby wcześniej nie był przez kilka lat współtwórcą „Czasu honoru”. Oba dzieła łączą bowiem, w pewnym sensie, bohaterowie – bardzo młodzi ludzie, których świat wojna przewróciła do góry nogami i postawiła przed dylematami moralnymi, z którymi nie poradziliby sobie zapewne nawet ich rodzice bądź dziadkowie.
Akcja filmu rozgrywa się latem 1943 roku, kilka miesięcy po przegranej przez Niemców
bitwie pod Stalingradem. Wehrmacht cofa się na całej linii frontu wschodniego, brakuje żołnierzy, dlatego też do służby powoływani są coraz młodsi rekruci. Jednym z nich jest, pochodzący z Hamburga, siedemnastoletni Guido (w tej roli niemiecki aktor Jonas Nay), który – jako żandarm – trafia na polską prowincję (gdzieś na wschodzie kraju). To bardzo wrażliwy chłopak, który nie ma w sobie nic z typowego nazisty; nawet jeżeli był członkiem Hitlerjugend, nie przesiąkł ideałami zawartymi w „Mein Kampf”. Świadczy o tym chociażby fakt, że do wojska trafił za karę – za słuchanie ukochanego przez siebie, ale w III Rzeszy uważanego za zdegenerowany (inna sprawa, że w Związku Radzieckim również), jazzu. Trudno mu się przyzwyczaić do koszarowego życia, niewybrednych dowcipów swoich kolegów. Azylu szuka na strychu willi, w której stacjonuje jego jednostka, gdzie potajemnie słucha w amerykańskim radiu jazzowych orkiestr.
Po drugiej stronie „barykady” stoi rówieśnik Guida – Romek (gra go Filip Piotrowicz, który zadebiutował przed siedmioma laty w „Wenecji” Jana Jakuba Kolskiego). Na wojnie stracił ojca, teraz mieszka sam z matką (Agnieszka Krukówna), która z kolei znajduje wsparcie w pracującym jako maszynista Leonie (kolejna niezła rola Bartłomieja Topy). Dzięki niemu także Romek znajduje pracę na kolei, zostaje jego pomocnikiem. Każdego dnia na bocznicy widzi leżące walizki, porozrzucaną garderobę – to rzeczy odbierane przez Niemców wywożonym do obozów masowej zagłady Żydom (w tym czasie trwa właśnie akcja „Reinhard”). Patrzy na to obojętnie, nie zastanawia się nad ich losem; w miarę możliwości stara się podkraść coś i przynieść do domu. Cieszy to także matkę Romka, kobieta ma bowiem nadzieje, że pod podszewką palta albo w walizkowej skrytce znajdzie ukryte pieniądze bądź kosztowności. W oczach wielu Polaków Żydzi nie są takimi samymi ludźmi. Nie bez powodu jeden z kolejarzy mówi, że za to jedno powinniśmy być wdzięczni Hitlerowi – że „uwolnił nas od Żydów” (ta fraza często pojawia się we wspomnieniach osób, które przeżyły okupację).
Guido i Romek mają jednak – wbrew pozorom – znacznie więcej cech wspólnych, niż wynikałoby to z powyższego opisu. Łączy ich zresztą jeszcze jedno – sympatia okazywana France (Urszula Bogucka, która jako dziecko wystąpiła w „Komorniku” Feliksa Falka). Dorastająca dziewczyna jest córką bogatego gospodarza, sąsiada rodziny Romka; oboje znają się doskonale od lat, lubią i czubią się jak rodzeństwo. Jej ojciec dostarcza żywność żołnierzom niemieckim, dzięki czemu poznała ona Guida. Niemiecki nastolatek nie pozostaje zaś obojętny na jej wdzięki. Rogalski jednak gmatwa sytuację jeszcze bardziej, dorzucając do tego miłosnego trójkąta „tę czwartą” – to Bunia (Maria Semotiuk, znana chociażby z „W ciemności” Agnieszki Holland), Żydówka, uciekinierka z transportu, którą przypadkowo spotyka na swej drodze Romek i która robi na nim wielkie wrażenie (choć można się zastanawiać, jakie są rzeczywiste powodu jego zauroczenia). Dla której gotów jest zrobić coś, czego dotąd starannie unikał – zaryzykować życiem.
To zapewne nie jest przypadek, ale świadoma decyzja scenarzysty: rozstawiając na szachownicy pionki (czytaj: główne postaci dramatu), najtrudniejsze pozycje zarezerwował dla dziewczyn. France i Bunii (a może Buni?) przypadły tym samym w udziale role z jednej strony motoru napędowego fabuły, z drugiej – papierka lakmusowego sprawdzającego moralność chłopaków, którzy stosunkiem wobec nich definiują swą dorosłość, wiarę i odpowiedzialność za drugiego człowieka. Stają przed bardzo wczesnym, ale najważniejszym egzaminem w życiu – trudno podejrzewać, by kiedyś, w bliższej bądź dalszej przyszłości, byli poddani trudniejszym próbom. Michał Rogalski umiejętnie buduje nastrój postępującej grozy. Nie bez powodu dla opowiedzenia tej historii, w której mógł przecież obsadzić równie dobrze dorosłe postaci, wybrał tak naprawdę nieco starsze, ale wciąż jeszcze dzieci. Nie bez powodu tłem wydarzeń jest polska prowincja. Nie bez powodu wszystko rozgrywa się latem. Dzięki temu udaje się reżyserowi wprowadzić nadzwyczaj mocny kontrast; początkowa sielanka z czasem zastępowana jest wojenną makabrą.
By ją wprowadzić, Rogalski nie potrzebuje plutonów egzekucyjnych czy dymów z krematoriów – okupacyjny koszmar podkreśla drobnymi „wrzutkami”: zaskakującym wybuchem gniewu żydowskiej dziewczyny, postępowaniem sowieckich partyzantów, mefistofeliczną przebiegłością nowego komendanta posterunku żandarmerii. Widz, zaznajomiony z historią, potrafi dopowiedzieć sobie resztę, a ta „reszta” jest zdolna wywołać ciarki przerażenia na ciele. „Letnie przesilenie” powstało w koprodukcji z Niemcami (częściowo było też kręcone w kraju naszych zachodnich sąsiadów), co jest o tyle istotne, że dzięki temu na planie pojawiło się kilkunastu aktorów niemieckich. Film zyskał tym sposobem na wiarygodności – filmowi Niemcy nie dość, że mówią na ekranie w swoim ojczystym języku, to na dodatek go nie kaleczą. Niby drobna rzecz, ale jak bardzo wpływa na odbiór dzieła! W efekcie wszystkich zabiegów powstał obraz, który odnosząc się do wojny, okupacji oraz eksterminacji Żydów, opowiada dużo bardziej uniwersalną historię – o bezlitosnym łamaniu jednostki przez system, w tym konkretnym przypadku tożsamy z totalitarną ideologią. Jednocześnie można go jednak odebrać również jako przestrogę: to minęło, ale może wrócić. W każdej chwili.