Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Siergiej Bondarczuk
‹Wojna i pokój: Pierre Bezuchow›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWojna i pokój: Pierre Bezuchow
Tytuł oryginalnyВойна и мир: Пьер Безухов
Dystrybutor Filmostrada
Data premiery29 października 2018
ReżyseriaSiergiej Bondarczuk
ZdjęciaAnatolij Pietricki
Scenariusz
ObsadaSiergiej Bondarczuk, Ludmiła Sawieljowa, Wiaczesław Tichonow, Boris Zachawa, Władysław Strzelczyk, Wiktor Stanicyn, Kira Gołowko, Siergiej Jermiłow, Irina Gubanowa, Antonina Szuranowa, Angelina Stiepanowa, Boris Smirnow, Michaił Chrabrow, Nikołaj Rybnikow, Jean-Claude Ballard
MuzykaWiaczesław Owczinnikow
Rok produkcji1967
Kraj produkcjiZSRR
CyklKlasyka Kina Radzieckiego, Wojna i pokój
Czas trwania93 minuty
Gatunekdramat, historyczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Klasyka kina radzieckiego: Płonąca Moskwa, gasnące uczucia
[Siergiej Bondarczuk „Wojna i pokój: Pierre Bezuchow” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Po przegranej – zakładając, że wycofanie się z pola bitwy jest jednak porażką – bitwie pod Borodino los Rosji wydawał się przesądzony. Kilka dni później wojska Napoleona Bonapartego wkroczyły bowiem do Moskwy, a dziesiątki tysięcy mieszkańców uciekło przed Francuzami. Jednym z tych, którzy postanowili pozostać, był Pierre Bezuchow – tytułowy bohater ostatniej części epopei Siergieja Bondarczuka.

Sebastian Chosiński

Klasyka kina radzieckiego: Płonąca Moskwa, gasnące uczucia
[Siergiej Bondarczuk „Wojna i pokój: Pierre Bezuchow” - recenzja]

Po przegranej – zakładając, że wycofanie się z pola bitwy jest jednak porażką – bitwie pod Borodino los Rosji wydawał się przesądzony. Kilka dni później wojska Napoleona Bonapartego wkroczyły bowiem do Moskwy, a dziesiątki tysięcy mieszkańców uciekło przed Francuzami. Jednym z tych, którzy postanowili pozostać, był Pierre Bezuchow – tytułowy bohater ostatniej części epopei Siergieja Bondarczuka.

Siergiej Bondarczuk
‹Wojna i pokój: Pierre Bezuchow›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWojna i pokój: Pierre Bezuchow
Tytuł oryginalnyВойна и мир: Пьер Безухов
Dystrybutor Filmostrada
Data premiery29 października 2018
ReżyseriaSiergiej Bondarczuk
ZdjęciaAnatolij Pietricki
Scenariusz
ObsadaSiergiej Bondarczuk, Ludmiła Sawieljowa, Wiaczesław Tichonow, Boris Zachawa, Władysław Strzelczyk, Wiktor Stanicyn, Kira Gołowko, Siergiej Jermiłow, Irina Gubanowa, Antonina Szuranowa, Angelina Stiepanowa, Boris Smirnow, Michaił Chrabrow, Nikołaj Rybnikow, Jean-Claude Ballard
MuzykaWiaczesław Owczinnikow
Rok produkcji1967
Kraj produkcjiZSRR
CyklKlasyka Kina Radzieckiego, Wojna i pokój
Czas trwania93 minuty
Gatunekdramat, historyczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Jesienią 1967 roku – w sto pięćdziesiątą piątą rocznicę bitwy pod Borodino – oparta na powieści Lwa Tołstoja filmowa epopeja Siergieja Bondarczuka została ostatecznie zwieńczona. Skompletowanie wszystkich części tetralogii zabrało widzom sumie, zakładając, że oglądali je krótko po premierze, dwadzieścia miesięcy. Czy dotarłszy do końca, mogli poczuć się w pełni usatysfakcjonowani? „Andriej Bołkoński” (premiera: marzec 1966), obraz otwierający całą serię, na pewno prezentował się znakomicie, w dużej mierze dzięki świetnej, stonowanej kreacji Wiaczesława Tichonowa. Nie zawodziła też „Natasza Rostowa” (lipiec 1966) – druga odsłona cyklu, w której na plan pierwszy wybiła się Ludmiła Sawieljowa. Jedynym istotnym zarzutem, jaki można było skierować pod adresem części trzeciej, to jest „Roku 1812” (lipiec 1967), był fakt, że trwał on niespełna osiemdziesiąt minut. Poza tym Bondarczuk przedstawił w nim to, co z perspektywy całości dzieła hrabiego Tołstoja wydawało się najbardziej interesujące – bitwę pod Borodino.
Co w takim razie reżyser musiałby przedstawić w ostatnim epizodzie, by ponownie przyciągnąć miliony widzów przed kinowe ekrany? I to zaledwie w trzy i pół miesiąca po premierze poprzedniego… W pewnym sensie „Pierre Bezuchow” był więc na straconej pozycji. Choć trzeba przyznać Bondarczukowi, że zrobił wiele, aby zwieńczenie tetralogii, którego premiera odbyła się 4 listopada 1967 roku (dzisiaj jest to w Rosji święto państwowe – Dzień Jedności Narodowej), uczynić jak najatrakcyjniejszym. Postawił więc przede wszystkim na sceny symboliczne, które miały szansę na lata zapisać się w pamięci widzów. Takie, z którymi w myślach wraca się po seansie do domu i analizuje ich znaczenie, rozkładając na czynniki pierwsze każde słowo i każdy gest. Takich kamieni milowych jest tutaj przynajmniej kilka. Począwszy od nieco naiwnej i patriotycznie przerysowanej narady u Michaiła Kutuzowa, podczas której – przypomnijmy, że dzieje się to już po porażce pod Borodino – przekazuje on swoim oficerom decyzję o odwrocie i oddaniu Napoleonowi Bonapartemu Moskwy. Mając całkowitą świadomość tego, co to oznacza dla cywilnych mieszkańców dawnej stolicy.
Po wkroczeniu Francuzów zaczynają się dramatyczne sekwencje obrazujące, w jaki sposób najeźdźcy traktują miasto. To prawdziwa orgia ognia, krwi i grabieży. Zabytkowe domy i cerkwie plądrowane są przez ludzi, którzy za nic mają Boga. Patrzymy na to wszystko oczyma Pierre’a Bezuchowa, który nie uciekł przed wrogiem, ale przebrawszy się za chłopa, pozostał w Moskwie. Z powodu stawianego Francuzom oporu zostaje aresztowany, uznany za szpiega i skazany na śmierć. Scena rozstrzeliwania rosyjskich cywilów, w tym także młodych chłopców, jest kolejną, która rwie serce i umysł. Czekając, aż przed pluton egzekucyjny zostanie poprowadzony Pierre, widz ma pełne prawo dostać rozstroju żołądka. Kto czytał powieść Tołstoja, wie jednak, czym to się zakończy. I tu docieramy do clou całości – faktu, że w części czwartej, jak w żadnej innej wcześniej (może poza fragmentami „Roku 1812”), podkreślona jest rola Opatrzności. Wniosek, jaki można z tego wysnuć, jest prosty – Bóg czuwa nad Rosją. Owszem, niekiedy ciężko ją doświadcza, ale nie pozwoli zrobić jej krzywdy.
Pamiętajmy jednak, że Tołstoj pisał swe wielkie dzieło na pół wieku przed nastaniem Józefa Stalina, przed budową Archipelagu GUŁag i Wielką Czystką. Bondarczuk natomiast kręcił swój film w czasie, gdy w Związku Radzieckim następowała kolejna zmiana władzy, a na Kremlu coraz mocniej mościł się Leonid Breżniew, w kolejnych latach odpowiedzialny za restalinizację kraju. Wielu elementów obecnych w powieści nie można było należycie uwypuklić. Ba! można się wręcz zastanawiać, jakich podstępów użył reżyser, że udało mu się przemycić tak wiele. Może ceną za to było właśnie przedstawienie Kutuzowa i cara Aleksandra I Romanowa w sposób nazbyt karykaturalny. Bondarczuk, w ślad za literackim pierwowzorem, dopowiada losy najważniejszych bohaterów dramatu. Ci, którym udało się dożyć wyzwolenia Moskwy, mogą czuć się szczęśliwcami, choć kiedy widzimy ich na ekranie w finale, żaden z nich nie ma radosnej twarzy.
Wśród pojawiających się na ekranie aktorów niewiele jest nowych twarzy. Większość poznaliśmy już w poprzednich częściach. Na trzech artystów warto jednak zwrócić uwagę. Są to, wcielający się odpowiednio w rosyjskich mieszkańców Moskwy Denisowa i Karatajewa, nieżyjący już od 1990 roku Nikołaj Rybnikow, jeden z głównych bohaterów komediodramatu „Dziewczęta” (1961) Jurija Czuliukina oraz zmarły w 2003 roku Michaił Chrabrow, znany z dramatu science fiction „Rosyjska symfonia” (1994) Konstantina Łopuszanskiego. Z kolei we francuskiego kapitana Rambala wcielił się rodowity Francuz, Jean-Claude Ballard, którego najbardziej znanym obrazem w całej jego filmografii jest „Żegnaj, przyjacielu (1968) z Alainem Delonem i Charlesem Bronsonem w rolach głównych. Gdy już cała tetralogia Siergieja Bondarczuka trafiła do kin, szefostwo Goskina, czyli Państwowego Komitetu Kinematografii, zdecydowało o wysunięciu jej kandydatury do nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. I, jak się okazało, opłaciło się, ponieważ radziecka „Wojna i pokój” najpierw zgarnęła Złoty Glob, a zaraz potem Oscara.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze, że gdy film trafił w 1967 roku do polskich kin, został zdubbingowany. Tym sposobem Napoleon Bonaparte mówił z ekranu głosem Władysława Strzelczyka – tak! tego samego, któremu Bondarczuk powierzył rolę cesarza Francuzów.
koniec
26 czerwca 2019

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.