Wojna, która przyniosła Polsce niepodległość, dla wielu innych państw Europy – a zwłaszcza Francji i Niemiec – okazała się wielkim kataklizmem gospodarczym i społecznym. Podziały, jakie wyżłobiła, dwie dekady później stały się zaczynem konfliktu, który pogrążył świat w jeszcze straszniejszej apokalipsie. Wszystko dlatego, że mało kto miał w latach 20. i 30. ubiegłego wieku ochotę postępować jak bohaterowie historycznego melodramatu François’a Ozona „Frantz”.
Jak radzić sobie z nienawiścią
[François Ozon „Frantz” - recenzja]
Wojna, która przyniosła Polsce niepodległość, dla wielu innych państw Europy – a zwłaszcza Francji i Niemiec – okazała się wielkim kataklizmem gospodarczym i społecznym. Podziały, jakie wyżłobiła, dwie dekady później stały się zaczynem konfliktu, który pogrążył świat w jeszcze straszniejszej apokalipsie. Wszystko dlatego, że mało kto miał w latach 20. i 30. ubiegłego wieku ochotę postępować jak bohaterowie historycznego melodramatu François’a Ozona „Frantz”.
François Ozon
‹Frantz›
EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Frantz |
Dystrybutor | Aurora Films |
Data premiery | listopad 2017 |
Reżyseria | François Ozon |
Zdjęcia | Pascal Marti |
Scenariusz | François Ozon |
Obsada | Pierre Niney, Paula Beer, Ernst Stötzner, Marie Gruber, Johann von Bülow, Anton von Lucke, Cyrielle Clair, Alice de Lencquesaing |
Muzyka | Philippe Rombi |
Rok produkcji | 2016 |
Kraj produkcji | Francja, Niemcy |
Czas trwania | 113 min |
Gatunek | dramat, historyczny, wojenny |
EAN | 5903111662233 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Nominowany w 2017 roku do jedenastu Cezarów film François Ozona („8 kobiet”, „Basen”, „Młoda i piękna”, „Podwójny kochanek”) nie jest w pełni oryginalnym dziełem Francuza. Tak naprawdę to remake obrazu, który powstał ponad osiemdziesiąt lat temu. Choć wszystko zaczęło się jeszcze wcześniej – od napisanego w 1930 roku dramatu Maurice’a Rostanda „Mężczyzna, którego zabiłem”. Dotykał on wciąż bardzo drażliwych relacji francusko-niemieckich po pierwszej wojnie światowej. Tekst ten z uwagi na pacyfistyczny wydźwięk i orientację seksualną autora raczej nie mógł liczyć na uznanie w Republice Weimarskiej, która powoli dogorywała w ogniu walk politycznych. Mimo to zainteresował się nim niemiecki reżyser, tyle że tworzący w Stanach Zjednoczonych. Był nim Ernst Lubitsch, kojarzony dotąd głównie z kiczowato pompatycznymi filmami historycznymi (jak „Anna Boleyn” i „Żona faraona”) oraz frywolnymi komediami (typu „Rosita, śpiewaczka ulicy” i „Wyrafinowana kusicielka”). Biorąc na warsztat sztukę Rostanda, postanowił nakręcić melodramat o odkupieniu win i pojednaniu ponad podziałami.
Czy mu się udało – zdania były podzielone. W każdym razie w USA „Przerwana kołysanka” przeszła niemal bez echa; za to w Europie doceniła ją festiwalowa publiczność – i tylko ona –w Wenecji. Nic więc dziwnego, że na kolejne dekady tekst Rostanda popadł w zapomnienie. Ciekawe zatem, jak dotarł do niego François Ozon? A może, co wydaje się nawet bardziej prawdopodobne, uwagę francuskiego reżysera przykuł nie pierwowzór literacki, lecz jego pierwsza adaptacja kinowa? Wszak tworząc fabułę „Frantza”, oparł się on głównie na sposobie, w jaki historię Paula Renarda odczytał Lubitsch i jego amerykańscy scenarzyści. To, że zmienione zostały personalia głównych bohaterów, nie sprawia, że Francuz odcina się tym samym od dzieła swego wybitnego kolegi po fachu. Raczej je poprawia, uwypuklając najważniejsze idee.
Akcja filmu zaczyna się w 1919 roku, zaledwie kilka miesięcy po podpisaniu rozejmu w Compiègne i ostatecznie kończącego wojnę traktatu pokojowego w Wersalu. Traktatu, który większość Niemców przyjęła z niezrozumieniem i który stał się na lata przyczyną narodowej traumy. W Quedlinburgu mieszka doktor Hans Hoffmeister (w tej roli Ernst Stötzner, znany chociażby z „
Domu na weekend”), który w ostatnich tygodniach wojny stracił jedynego syna Frantza (Anton von Lucke). Od tej pory wraz z żoną Magdą (Marie Gruber, „
Misja Sputnik”) pogrążony jest w żałobie. Jedyną nadzieją w ich życiu jawi się Anna (gra ją Paula Beer, „
Mroczna dolina”), niedoszła synowa, którą zaopiekowali się jak własną córką. Anna, choć młoda i piękna, na razie nie myśli o ułożeniu sobie życia z kimś innym – każdego dnia odwiedza symboliczny grób narzeczonego na miejscowym cmentarzu, wspominając przeżyte z nim wspólne chwile.
Pewnego dnia spotyka nad grobem Frantza nieznajomego mężczyznę, który przedstawia się kobiecie jako Adrien Rivoire (wciela się w niego Pierre Niney, „
Mężczyzna idealny”) – przedwojenny paryski znajomy młodego Hoffmeistera. Prosi on Annę, aby przedstawiła go doktorowi i jego żonie. Mimo deklarowanej początkowo niechęci do niedawnego jeszcze wroga, stary lekarz z czasem odkłada na bok nienawiść i uprzedzenia i daje się ponieść opowieściom Adriena o jego przyjaźni z Frantzem. Dzięki nim syn Hansa i Magdy powraca z wojny, ponownie wprowadza się do swego pokoju na piętrze, a jego rodzice odzyskują spokój duszy. Anna także odczuwa wdzięczność wobec niespodziewanego gościa – widzi w nim lustrzane odbicie ukochanego, który, podobnie jak Rivoire, grał na skrzypcach, fascynował się francuską poezją i malarstwem. Tym większym zaskoczeniem jest dla niej wyznanie Adriena w przeddzień jego powrotu do Paryża.
Filmowi Ozona nie brak ckliwości i sentymentalizmu. Ktoś mógłby nawet stwierdzić, że jego bohaterowie – na czele z Hoffmeisterami – zachowują się naiwnie, a przemiana starego lekarza z wojującego nacjonalisty w pacyfistę wypada nadzwyczaj infantylnie. I wszystko to prawda! Francuski reżyser, zdając sobie jednak doskonale sprawę z czyhających na niego raf i mielizn, przydał tej historii entourage’u romantyczno-poetyckiego, który przenosi całość na poziom metafizyczny. A tam nikogo już nie powinny zaskakiwać dziejące się na ekranie cuda. Ozon osiąga to dzięki trzem zastosowanym środkom: po pierwsze – eterycznej grze aktorów pierwszoplanowych, czyli Pauli Beer i Pierre’a Nineya, po drugie – wysmakowanym czarno-białym zdjęciom Pascala Martiego (choć pojawiają się również sekwencje kolorowe), po trzecie natomiast – nawiązującej do dzieł dziewiętnastowiecznych kompozytorów romantycznych ścieżce dźwiękowej autorstwa Philippe’a Rombiego. Splecione razem wszystkie te elementy składają się na konsekwentne kino, które ma jednocześnie wzruszać i oczyszczać, przepędzać burzowe chmury i nieść nadzieję.
Spodziewalibyście się jeszcze kilka lat temu takiego filmu po François Ozonie.