Marszałek na to nie zasłużył! [Michał Rosa „Piłsudski” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Jeżeli będziecie szukać porad, jak nakręcić arcynudny obraz o życiu jednego z najwybitniejszych Polaków XX wieku, którego biografia jest gotowym scenariuszem filmowym – koniecznie udajcie się do Michała Rosy. Nie tylko że wyjawi Wam tę tajemnicę, to na dodatek pokaże materiał poglądowy – „Piłsudskiego”.
Marszałek na to nie zasłużył! [Michał Rosa „Piłsudski” - recenzja]Jeżeli będziecie szukać porad, jak nakręcić arcynudny obraz o życiu jednego z najwybitniejszych Polaków XX wieku, którego biografia jest gotowym scenariuszem filmowym – koniecznie udajcie się do Michała Rosy. Nie tylko że wyjawi Wam tę tajemnicę, to na dodatek pokaże materiał poglądowy – „Piłsudskiego”.
Michał Rosa ‹Piłsudski›EKSTRAKT: | 40% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Piłsudski | Dystrybutor | Agora | Data premiery | 17 stycznia 2020 | Reżyseria | Michał Rosa | Zdjęcia | Piotr Śliskowski | Scenariusz | Michał Rosa | Obsada | Borys Szyc, Magdalena Boczarska, Jan Marczewski, Józef Pawłowski, Maria Dębska, Tomasz Schuchardt, Kamil Szeptycki, Filip Kosior | Muzyka | Stefan Wesołowski | Rok produkcji | 2019 | Kraj produkcji | Polska | Czas trwania | 120 min | Gatunek | dramat, historyczny | EAN | 5903111494520 | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Józef Piłsudski – jeden z ojców niepodległej Polski – w czasach PRL-u na ekranie pojawiał się rzadko, ale kiedy już się to działo, zazwyczaj powstawały kreacje, jeśli nie wybitne, to co najmniej zasługujące na uznanie. Jak Jerzego Duszyńskiego w „Śmierci prezydenta” (1977) Jerzego Kawalerowicza, Ryszarda Filipskiego w jego własnym „Zamachu stanu” (1980) czy Janusza Zakrzeńskiego w „Polonia Restituta” (1980) Bohdana Poręby. Po odzyskaniu suwerenności w 1989 roku, gdy można było już bez najmniejszych przeszkód opowiadać historię II RP, chyba jedynym reżyserem, który wyszedł zwycięsko ze starcia z „Ziukiem” był Andrzej Trzos-Rastawiecki, któremu przy pracy nad serialem „Marszałek Piłsudski” (2001) wydatnie pomogli w tym Zbigniew Zapasiewicz i Mariusz Bonaszewski. Inne podejścia nie zachwycały: ani Mirosław Baka w serialu „1920. Wojna i miłość” (2010) Macieja Migasa, ani Daniel Olbrychski w „ Bitwie warszawskiej 1920” (2011) Jerzego Hoffmana… Kolejna fala filmów z Marszałkiem napłynęła w ubiegłym roku i związana była ze świętowaniem stulecia odzyskania niepodległości: najpierw we wrześniu kinowych premier doczekały się „Piłsudski” Michała Rosy (z Borysem Szycem w roli tytułowej) i „Legiony” Dariusza Gajewskiego (z Janem Fryczem), a parę tygodni później – serial „Młody Piłsudski” Jarosława Marszewskiego, którego odcinek pilotowy wyemitowano już rok wcześniej, z okazji Narodowego Święta Niepodległości. Kto liczył, że ilość przejdzie w jakość… musiał poczuć się rozczarowany. Jak to wytłumaczyć? Cóż, przed laty, co by nie mówić, z legendą Marszałka brali się za bary twórcy doświadczeni, ze sporym dorobkiem, doskonale wiedzący, do czego służy wielki ekran i jak wykorzystać jego atuty (można psioczyć na Porębę, ale ważności i wielkości „ Hubala” nikt mu nie odbierze). Nic z tego, niestety, nie można powiedzieć o Michale Rosie, który wprawdzie na początku kariery realizował filmy kinowe („Farba”, „Cisza”, nieco później „Rysa”), ale potem musiał nauczyć się przykrajać swoją wyobraźnię do formatu telewizyjnego („Samo życie”, „Czas honoru”, „Bodo”) – i, jak widać, tak mu zostało. Pełnometrażowy „Piłsudski” nie ma w sobie bowiem nic, co usprawiedliwiałoby fakt, że trafił na wielki ekran, zamiast od razu do obiegu DVD bądź telewizji. Brak w tym dziele wszystkiego, czego w życiu portretowanego bohatera było w nadmiarze – rozmachu i emocji, bohaterstwa i strachu. To znaczy – one są, ale tylko w teorii. Bo w praktyce całość położona została na łopatki. A przecież Rosa, będący jednocześnie scenarzystą dzieła, wybrał sobie niezwykle interesujący okres życia przyszłego Marszałka – od jego ucieczki z petersburskiego szpitala psychiatrycznego (w maj 1901) do oficjalnego proklamowania odrodzenia państwa polskiego (w listopadzie 1918 roku). Dodajmy, że w ciągu tych siedemnastu lat Piłsudski stworzył Organizację Bojową Polskiej Partii Socjalistycznej (1904) i rozpoczął walkę z caratem, stosując terror indywidualny; powołał do życia nową partię lewicową – PPS – Frakcja Rewolucyjna (1906); zorganizował i przeprowadził słynny napad na rosyjski pociąg pocztowy pod Bezdanami nieopodal Wilna (1908), w którym wzięło udział czterech przyszłych premierów niepodległej Rzeczypospolitej; założył tajną organizację wojskową Związek Walki Czynnej (1908) i paramilitarny Związek Strzelecki (1910)… A to jedynie wierzchołek góry lodowej. Dodajmy do tego porywy serca, eskapadę do Tokio, spory z endekami, wybuch wojny światowej, pobyt w Magdeburgu, powrót do Warszawy. O wszystkim – poza rywalizacją polityczną z Romanem Dmowskim – film Rosy wspomina, ale żadnego z tych wątków nie potrafi wygrać do końca. Najboleśniej odczuwa się całkowicie wyprane z napięcia dwie sceny, które powinny wbijać w fotel, a które sprawiają, że widz zaczyna modlić się o to, by jak najszybciej doprowadzone zostały do końca, bo w przeciwnym wypadku może mu grozić śmierć z nudów. To ucieczka z rosyjskiego psychiatryka, która otwiera film, więc tym bardziej należałoby oczekiwać od niej emocji, oraz akcja pod Bezdanami, z realizacją której prawdopodobnie lepiej poradziliby sobie nawet, mając do pomocy zaprawioną w działaniach grupę rekonstrukcyjną, filmowcy amatorzy. Aktorsko też cudów nie ma. Borys Szyc zagrał przyzwoicie, ale do charyzmy Bonaszewskiego, który w serialu „Marszałek Piłsudski” wcielił się w „Ziuka” z tego samego okresu życia, trochę mu jednak zabrakło. Świetnie wypadł za to Tomasz Schuchardt, czyli filmowy Aleksander Prystor. Przyćmił on wszystkich innych, włącznie z tytułowym, bohaterów. Grzechem byłoby też narzekać na panie, które użyczyły swych twarzy partnerkom życiowym Piłsudskiego, to jest na Magdalenę Boczarską (pierwsza żona) i Marię Dębską (konkubina, a potem druga żona). Niewiele dobrego da się za to powiedzieć o przypominającej watę muzyczną ścieżce dźwiękowej autorstwa Stefana Wesołowskiego, natomiast pojawiającej się w napisach końcowych piosenki „To nie miało prawa się stać!” Ørganka i O.S.T.R.-ego starajcie się za wszelką cenę uniknąć – dla własnego spokoju ducha i zdrowia psychicznego.
|