„Laleczka Chucky” to jeden z cykli, na których obejrzenie w całości polski widz najwyraźniej nie zasłużył. W sprzedaży można znaleźć jedynie część pierwszą, czwartą i piątą (w identycznej sytuacji są miłośnicy cyklu „Armia Boga”). Słodką tajemnicą dystrybutora pozostaje przyczyna, dla której poniechano wydania dwóch środkowych filmów. I tak dobrze, że wyszedł choć zalążek serii, bo takie np. „Zdjęcia Ginger”, „Pumpkinhead” czy „Anatomia” do dziś nie mogą się tego doczekać.
Laleczków dwóch
[Ronny Yu „Narzeczona laleczki Chucky”, Don Mancini „Laleczka Chucky: Następne pokolenie” - recenzja]
„Laleczka Chucky” to jeden z cykli, na których obejrzenie w całości polski widz najwyraźniej nie zasłużył. W sprzedaży można znaleźć jedynie część pierwszą, czwartą i piątą (w identycznej sytuacji są miłośnicy cyklu „Armia Boga”). Słodką tajemnicą dystrybutora pozostaje przyczyna, dla której poniechano wydania dwóch środkowych filmów. I tak dobrze, że wyszedł choć zalążek serii, bo takie np. „Zdjęcia Ginger”, „Pumpkinhead” czy „Anatomia” do dziś nie mogą się tego doczekać.
Ronny Yu
‹Narzeczona laleczki Chucky›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Narzeczona laleczki Chucky |
Tytuł oryginalny | Bride of Chucky |
Dystrybutor | SPI |
Reżyseria | Ronny Yu |
Zdjęcia | Peter Pau |
Scenariusz | Don Mancini |
Obsada | Jennifer Tilly, Brad Dourif, Katherine Heigl, Nick Stabile, John Ritter, Kathy Najimy |
Muzyka | Graeme Revell |
Rok produkcji | 1998 |
Kraj produkcji | USA |
Cykl | Laleczka Chucky |
Czas trwania | 89 min |
Parametry | DTS, Dolby Digital 5.1; format: 1,85:1 |
WWW | Strona |
Gatunek | groza / horror, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Filmów z morderczymi laleczkami było już całkiem sporo. Mordowały zarówno kukiełki zbudowane celowo jako maszynki do zabijania („Władca lalek”), ożywiane zwykłe zabawki („Szatańskie zabawki” oraz pierwsza, rewelacyjna nowelka serii „Nightmares and Dreamscapes”), jak i zmniejszeni, ubezwłasnowolnieni ludzie („Lalki” i „Blood Dolls”). Niektóre z obrazów doczekały się nawet mniej lub bardziej licznych kontynuacji. Wciąż jednak – przynajmniej jeśli chodzi o pojedynczą, kojarzoną z imienia laleczkę-mordercę – prym wiedzie Chucky, pucołowaty „Dobry Chłopiec”, za sprawą voodoo wzbogacony o duszę zimnego, bezwzględnego mordercy. Mordercy, który na powrót chce stać się człowiekiem.
Cykl filmów o Chuckym liczy sobie już 5 części. Co zaskakujące, wszystkie z nich stoją na dość równym, umiarkowanie wysokim poziomie. Znacznie wyższym, niż w przypadku innych cykli grozy, gdzie amplituda wahań jakości poszczególnych odcinków przypomina niekiedy wykres sejsmicznych wstrząsów. W pierwszej części Chucky jest zwykłą laleczką, która powoli staje się śmiertelna. Żeby zapobiec kompletnej przemianie i ugrzęźnięciu na wieki w gumowym korpusiku, Chucky musi dopaść pierwszą osobę, której wyjawił swoje prawdziwe nazwisko – czyli dzieciaka o imieniu Andy – i przeprowadzić obrzęd voodoo, który pozwoli mu zamienić się z tą osobą ciałem. W części drugiej, odrestaurowana w fabryce laleczka nadal ściga Andy’ego, który tuła się po kolejnych rodzinach zastępczych (matka siedzi w psychiatryku, bo upierała się, że próbowała ją zabić ożywiona zabawka). W „Laleczce Chucky 3” Andy jest już nastolatkiem. Chucky, pierwszy „Dobry Chłopiec” wyprodukowany na uruchomionej po latach linii produkcyjnej, trafia do akademii wojskowej Andy’ego, ale po krótkim namyśle za cel podmiany ciała obiera sobie czarnoskórego brzdąca.
To, co zostało z Chucky’ego po finałowej walce w lunaparku, zgarnięto szufelką i wrzucono do worka, który trafił do policyjnego magazynu mieszczącego na swych półkach m.in. rękawicę Freddy’ego Krugera („Koszmar z ulicy Wiązów”), piłę łańcuchową Leatherface’a („Teksańska masakra piłą mechaniczną”) oraz maski Jasona („Piątek trzynastego”) i Michaela Myersa („Halloween”). Kradzież wspomnianego worka to właśnie początek „Narzeczonej laleczki Chucky”. Mały morderca tym razem zostaje pracowicie pozszywany i ożywiony przez Tiffany (Jennifer Tilly), byłą dziewczynę Charlesa Lee Raya, którego dusza zamieszkuje laleczkę. Tiffany chce za pomocą „Voodoo for Dummies” przywrócić narzeczonemu ludzkie ciało i stanąć z nim na ślubnym kobiercu. Chucky z miejsca rozwiewa jej marzenia – pierścionek był łupem z morderstwa, a nie zaręczynowym podarkiem. W związku z rozbieżnością zdań dziewczyna szybko zostaje zgładzona, a jej dusza ląduje w drugiej, żeńskiej laleczce. Odtąd Tiffany musi – chcąc nie chcąc – towarzyszyć Chucky’emu w drodze na odległy cmentarz, gdzie zakopany jest amulet potrzebny do reinkarnacji.
„Narzeczona...” to zupełnie nowa jakość. Chucky nie jest tu już wyłącznie przedmiotem straszącym, wredną laleczką, która pojawia się w kluczowych momentach, by zasiać terror i rzucić zjadliwym grepsem, po czym ustąpić pola Andy’emu, rzeczywistej głównej postaci trzech pierwszych filmów. Tu Chucky jest prawdziwym, pełnoprawnym bohaterem posiadającym własne życie, własne rozterki (rozmiarów – oczywiście – adekwatnych do swojej wielkości), i to na nim i na jego narzeczonej koncentruje się akcja. Reszta postaci – tych z krwi i kości – stanowi wyłącznie tło dla historii Chucky’ego i Tiffany. Taka zmiana bardzo korzystnie wpłynęła na historię, przełamując irytujący schemat uparcie wracającego do życia przedmiotu, zwierzęcia czy demona, który nieodmiennie poluje na Bogu ducha winnych ludzi, by na koniec ulec sprytowi ostatnich niedobitków obsady filmu. Naturalnie nie znaczy to, że w „Narzeczonej...” nikt nikogo nie morduje. Parę osób traci życie w całkiem krwawy i wymyślny sposób. Nie są to jednak osoby szczególnie istotne dla fabuły, a ich zejście z ekranu jest traktowane zarówno przez twórców filmu, jak i same laleczki, raczej jako rozrywka, niż usuwanie przeszkód stojących na drodze do osiągnięcia konkretnego celu.
Don Mancini
‹Laleczka Chucky: Następne pokolenie›
EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Laleczka Chucky: Następne pokolenie |
Tytuł oryginalny | Seed of Chucky |
Dystrybutor | SPI |
Reżyseria | Don Mancini |
Zdjęcia | Vernon Layton |
Scenariusz | Don Mancini |
Obsada | Brad Dourif, Jennifer Tilly, Billy Boyd, Redman, John Waters, Jason Flemyng, Nicholas Rowe |
Muzyka | Pino Donaggio |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | Rumunia, USA |
Cykl | Laleczka Chucky |
Czas trwania | 87 min |
Parametry | DTS, Dolby Digital 5.1; format: 1,85:1 |
WWW | Strona |
Gatunek | groza / horror, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Takie odświeżenie wizerunku Chucky’ego było zbawienne z jeszcze jednego powodu. Ciągnięcie historyjki w stylistyce kina lat 80. byłoby już z pewnością mało atrakcyjne dla widza, który przyzwyczaił się do komputerowych efektów i którego wymagania odnośnie siekanej rozrywki ostro poszybowały w górę. Dzisiejszy widz (przynajmniej wedle producentów horrorów) uważa, że film bez wbitego w czaszkę szpikulca, sikającego krwią kikuta jakiejś kończyny bądź wijącej się po posadzce okrężnicy jest filmem nieudanym. Siłą rzeczy więc i w „Narzeczonej...” znalazło się trochę śmiertelnych konwulsji podlanych paroma wiadrami czerwonej farby. Mimo to filmowi bardzo, bardzo daleko jest do slashera i spokojnie można w nim odnaleźć, między chluśnięciami posoki i przedśmiertnymi drgawkami, nienajgorzej obmyślaną i poprowadzoną fabułę.
Nie mają racji też ci, którzy twierdzą, że zaprezentowany w tej części humor zabija radość z oglądania Chucky’ego. Żaden z filmów o Chuckym nie był obliczony wyłącznie na straszenie. Każda z części miała mniejszą lub większą dawkę dość cynicznego humoru, i być może właśnie dzięki temu filmy z gumowym mordercą były tak znośne, w przeciwieństwie do wielu śmiertelnie poważnych horrorów, które wykładały się na traktowaniu serio morderczych zapędów żab, komarów, bądź ożywionych ciężarówek. Jeśli ktoś jeszcze tego nie zauważył – cykl o Chuckym od początku była parodią filmów o seryjnych zabójcach, z przymrużeniem oka traktującą koncepcję grasującej po mieście i zabijającej przypadkowo napotkane osoby zabawki. Jak na serio zrobić film o morderczych laleczkach, wystarczy popatrzeć na coraz słabsze odcinki telenoweli „Władca lalek”. Owszem, w „Narzeczonej laleczki Chucky” humoru jest może nieco więcej, niż zwykle, ale należy zaliczyć to filmowi wyłącznie na plus. Polecam zwłaszcza wyborną scenę seksu laleczkowego.
Niestety, nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło, bowiem piąta i jak na razie ostatnia część cyklu, „Laleczka Chucky – następne pokolenie”, jest w pewnym sensie niewypałem. Chucky i Tiffany, ponownie pozlepiani do kupy nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo jak, stają w obliczu macierzyńskiej katastrofy. Okazuje się bowiem, że ich dojrzewający, spłodzony w poprzednim odcinku dzieciak (Shitface, a według tłumacza – Pokurcz), jest w sumie bezpłciowy. Rodzice zgodnie ze swoim widzimisię dają mu imię „Glen lub Glenda”, co jest bezpośrednim odniesieniem do tytułu jednego z kultowych filmów Eda Wooda. Co gorsza – dzieciak absolutnie nie ma instynktu zabójcy. Chucky próbuje więc nakłonić Glena do zasmakowania w morderstwach, a Tiffany usiłuje porzucić krwawe rzemiosło i pokazać Glendzie, że jednak można żyć bez zabijania.
Owszem, rozterki Tiffany szukającej drogi do wyjścia z nałogu, jakim jest żądza krwi, problemy emocjonalne Glena/Glendy oraz autoironiczna rola Jennifer Tilly warte są uwagi. Podobnie jak ewidentnie już poprawiana komputerowo animacja laleczek, solidne zdjęcia i wcale pomysłowa scenografia (zwłaszcza wyposażenie zaplecza studia filmowego). Nie da się jednak ukryć, że coś tutaj szwankuje. Przede wszystkim denerwuje humor. Pal licho, że część grepsów jest niezrozumiała bez dogłębnej znajomości hollywoodzkich ploteczek, bądź życiorysu Jennifer Tilly. Gorzej, że trafiają się prostackie, niesmacznie bezpośrednie „dowcipy” – że wspomnę scenę masturbacji nad numerem „Fangorii”, czy filmowane z detalami momenty, kiedy Glen/Glenda moczy się w spodnie. To zdecydowana zniżka jakości w stosunku do części poprzedniej cyklu, w której twórcy jeszcze wiedzieli, gdzie jest granica, której przekraczać nie warto. Znacznie większym problemem jest natomiast początek filmu, który po dwakroć zapowiada krwawe widowisko, i po dwakroć okazuje się, że pokazane morderstwa są fikcją, i nie mają praktycznie żadnego związku z fabułą. Co więcej – sama fabuła zaczyna zawiązywać się w sposób bardziej zrozumiały dopiero po kwadransie. Do tego czasu w ogóle nie wiadomo, o co w filmie chodzi.
W tej sytuacji spokojnie mogę polecić „Narzeczoną laleczki Chucky” nawet tym, którzy nie widzieli poprzednich odsłon dramatu zlalczałego przestępcy. Jest to lekka, miła i miejscami całkiem dowcipna rozrywka wykonana bardzo solidnie zarówno pod względem wizualnym, jak i dźwiękowym (muzykę do filmu robił Graeme Revell, a swoją cegiełkę dołożył Rob Zombie), a i scenariusz nie poraża jakoś specjalnie głupotą czy drętwymi dialogami. Natomiast, co do „Laleczki Chucky - następne pokolenie” – będę zalecał pewną wstrzemięźliwość. Jeśli nie istnieje silna potrzeba zaznajamiania się z tym filmem, to proponuję odpuścić sobie jego oglądanie.