Studium szaleństwa i zbrodni
[Siergiej Eisenstein „Iwan Groźny” - recenzja]
Przełomowym momentem filmu jest scena choroby Iwana po jego powrocie z bitwy o Kazań. Spodziewając się rychłej śmierci, car żąda od bojarów, by ci złożyli przysięgę wierności jego malutkiemu pierworodnemu synowi Dymitrowi. Ale oni odpowiadają jedynie złowrogim milczeniem; nie zważając wcale na carskie błagania i zaklęcia. Andriej Moskwin – operator odpowiedzialny za zdjęcia realizowane w atelier (Tisse kręcił tym razem tylko sceny plenerowe) – przedstawia bojarów w nietypowej perspektywie: filmuje ich albo od dołu, albo od góry; tym samym nienaturalnie wydłużone sylwetki wydają się szczególnie złowieszcze. Wbrew oczekiwaniom, Iwan jednak nie umiera. Udaje mu się wprawdzie przezwyciężyć chorobę, ale niedługo spadają na niego kolejne nieszczęścia – klęska wojsk rosyjskich w bitwie z Zakonem Kawalerów Mieczowych pod Newlem, niespodziewana śmierć ukochanej pierwszej żony Anastazji (prawdopodobnie otrutej przez Eufrozynę Staricką), wreszcie zdrada i ucieczka na dwór króla polskiego Zygmunta Augusta jednego z najbliższych carskich współpracowników i przyjaciół, księcia Andrieja Kurbskiego. Załamany car coraz bardziej pogrąża się w depresji, a jego niechęć do bogatych bojarów stara się wykorzystać teraz drobna szlachta. Wywodzący się z niej Maluta Skuratow oraz Aleksiej Basmanow i jego syn Fiodor, namawiają Iwana, by ten otoczył się nowymi ludźmi, „prostymi, z ludu, wojakami”, którzy będą mu dozgonnie wierni, gdyż jemu wszystko będą zawdzięczać. Idąc za ich radą, car tworzy opryczninę – pierwszą w dziejach Rosji tajną policję, dzięki której ostatecznie rozprawi się z bojarskim spiskiem. Wkrótce potem decyduje się na zaskakujący eksperyment – opuszcza Moskwę i udaje się do niezbyt odległej od stolicy Słobody Aleksandrowskiej. Stamtąd będzie uważnie przyglądał się działalności swoich wrogów, słusznie wychodząc z założenia, że pod nieobecność kota myszy zapewne rozpoczną swe harce. Kot zaś powróci w najbardziej odpowiednim momencie, by zaprowadzić porządek.
Pierwsza część filmu, zaprezentowana sowieckiemu dyktatorowi pod koniec grudnia 1944 roku, spotkała się z jego pełną aprobatą. Efektem była bardzo prestiżowa w tamtych czasach Nagroda Stalinowska pierwszego stopnia, którą uhonorowano Eisensteina. Józef Wissarionowicz docenił przede wszystkim patriotyczny wydźwięk filmu, podobał mu się również sam Iwan Groźny, w którego filmowym portrecie tak naprawdę widział siebie samego (podobnie zresztą jak i autorzy dzieła). Stalin chciał, podobnie jak car, być postrzegany przez naród jako władca srogi, ale sprawiedliwy, bezlitosny dla wrogów wewnętrznych, którzy chcą sprzedać ojczyznę występnym sąsiadom. W osobistych tragediach, które dotykały Iwana, widział też zapewne dalekie echa własnych dramatów. Śmierć Anastazji mogła mu przypomnieć śmierć jego pierwszej ukochanej żony Jekatieriny Swanidze, zaś w zdradzie księcia Kurbskiego mógł dostrzec „niewdzięczność”, jaką okazywali mu liczni tak zwani „starzy bolszewicy”, dawni kompani Lenina przeciwstawiający się stalinowskiej dyktaturze. Kochający cara oprycznicy byli natomiast portretem niezłomnych enkawudzistów – najwierniejszych z wiernych, którzy bez zmrużenia oka wysyłali na śmierć lub do obozów koncentracyjnych miliony obywateli Związku Radzieckiego. A wszystko to dla dobra ojczyzny. W ostatnich fragmentach pierwszej części można już jednak dostrzec pewną zmianę tonacji – oblicze Iwana staje się coraz sroższe (co dodatkowo podkreśla coraz dłuższa broda), a jego zachowanie przy trumnie zmarłej małżonki zapowiada eskalację carskiego szaleństwa. Zmianę tę dostrzega się jednak dopiero z perspektywy całości filmu. Stalinowi, oglądającemu na razie jedynie jego pierwszą odsłonę, takie drobiazgi mogły wydać się nieistotne. Albo też w ogóle nie zwrócił na nie uwagi.
Dzięki akceptacji Stalina Eisenstein mógł od razu przystąpić do realizacji drugiej części filmu, noszącej tytuł „Spisek bojarów”. Zaczyna się ona dokładnie w tym samym momencie, w którym skończyła się część pierwsza. Mamy 1565 rok – car, przebłagany przez ludność Moskwy, wraca do stolicy. Od razu też ustanawia nowe porządki: ogłasza nowy podział ziemi, wprowadzając tak zwaną „ziemszczyznę”, co bezpośrednio uderza w niechętnych mu bojarów. Spodziewając się ich oporu, realizację planów zleca okrutnemu Malucie Skuratowowi i jego oprycznikom. Rosja zaczyna spływać krwią, a car staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Eisenstein, kręcąc drugą część filmu, musiał mieć świadomość, że zaprezentowany w niej portret Iwana Groźnego, choć był on tylko konsekwentnym rozwinięciem tego, co przedstawiono w części pierwszej, może nie spodobać się Stalinowi. Być może dlatego, by trochę złagodzić ów obraz i tym samym usprawiedliwić carskie okrucieństwo, autor wprowadził tu retrospekcje. W kilkunastominutowym fragmencie możemy więc zobaczyć młodość wielkiego księcia i nieustannie panoszące się wokół niego zło i podłość. W podtekście Siergiej Michajłowicz zdaje się mówić widzowi (a może nawet samemu Józefowi Wissarionowiczowi): powinniśmy zrozumieć człowieka, którego ukształtowało takie środowisko. Nie zmienia to jednak faktu, że „Spisek bojarów” to feeria szaleństwa i zbrodni. Car rozprawia się kolejno z wrogim mu metropolitą moskiewskim Filipem (którego każe Skuratowowi aresztować, a następnie – choć tego w filmie już nie zobaczymy – zabić) oraz swoim kuzynem i kontrkandydatem do tronu Włodzimierzem Starickim i jego matką Eufrozyną. Śmierci tej ostatniej Eisenstein także nie pokaże. Nie bez powodu, zarówno metropolita Filip, jak i księżna Staricka po śmierci uznani zostali przez Cerkiew Prawosławną za świętych. Sceny przedstawiające ich zabójstwa – metropolita został w celi uduszony poduszką przez Skuratowa, a Eufrozyna utopiona – przedstawiłyby Iwana (czytaj: Stalina) w jeszcze gorszym świetle.
W „Spisku bojarów” znajduje się najbardziej wstrząsająca scena całego filmu – uczta opryczników, podczas której zabity zostaje Włodzimierz Staricki. Stylizowana na wielkie operowe widowisko, jako jedyna nakręcona została na kolorowej taśmie (przywiezionej do Ałma-Aty jako łup wojenny z Niemiec). W żadnym innym fragmencie dzieła Iwan Groźny nie jest przedstawiony w sposób tak przerażający. Długa spiczasta broda nadaje jego twarzy upiorno-makabryczny wyraz. Jeśli dodać do tego jeszcze spływającą po ekranie, wszechobecną krwawą czerwień – efekt musi być piorunujący! Niestety, w tym momencie – na wydarzeniach 1569 roku – film się kończy. Dalsze lata rządów cara miały zostać przedstawione w trzeciej części, do jej realizacji nigdy jednak nie doszło. Stalin, który zachwycał się pierwszą odsłoną obrazu, na „Spisek bojarów” zareagował wściekłością. W lutym 1947 roku, a więc ponad rok po ukończeniu dzieła, Eisenstein i Nikołaj Czerkasow, odtwórca głównej roli, wezwani zostali na Kreml, gdzie czekali już na nich – poza Stalinem – także Wiaczesław Mołotow (ówczesny minister spraw zagranicznych) oraz Andriej Żdanow (odpowiedzialny za ideologiczny nadzór nad kulturą radziecką). Rozmowa nie należała do przyjemnych. W jej efekcie film powędrował na półkę. I chociaż Józef Wissarionowicz wyraził zgodę na realizację trzeciej – już w pełni kolorowej – części „Iwana Groźnego”, to jednak w typowy dla siebie sposób ostentacyjnie wstrzymywał rozpoczęcie prac. Tymczasem Eisenstein, coraz bardziej chory i przerażony, spodziewający się w każdej chwili aresztowania i śmierci, przechodził kolejne zawały serca. Ten, który dopadł go w nocy w nocy z 10 na 11 lutego 1948 roku, okazał się śmiertelny. „Spisek bojarów” po raz pierwszy pokazany został publicznie dopiero w 1958 roku, pięć lat po śmierci Stalina i w dwa lata po tym, jak Nikita Chruszczow rozpoczął na XX Zjeździe Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego demontaż kultu jednostki. Trzecia część nigdy nie powstała, choć gotowy już był – i nawet został opublikowany drukiem – jej scenariusz.
„Iwan Groźny” to trwające trzy godziny monumentalne, teatralno-operowe widowisko, które w wielu momentach swym rozmachem i przepychem dosłownie zapiera dech w piersiach. Idealna gra świateł i cieni (będąca zasługą kunsztu operatorskiego Andrieja Moskwina) przywodzi na myśl klasyczne dzieła niemieckiego ekspresjonizmu z lat 20. XX wieku. Wrażenie to pogłębia jeszcze fakt, że większość filmu, a druga część w całości, kręcona była w studiach. Zapewne było to wymuszone przenosinami „Mosfilmu” do Kazachstanu i brakiem w promieniu co najmniej kilkuset kilometrów odpowiednich plenerów. Ale może i lepiej się stało. Dzieło Eisensteina zyskało dzięki temu niepowtarzalny klaustrofobiczny klimat szaleństwa. Strona wizualna obrazu idealnie współgra także z muzyką, którą ponownie napisał wielki rosyjski kompozytor Siergiej Prokofiew. Osobną wartością są kreacje aktorskie. Nikołaj Czerkasow zagrał w „Iwanie Groźnym” rolę swego życia. A był to przecież artysta niezwykle doświadczony i ceniony. Zadebiutował w kinie w 1927 roku, w następnych latach wcielił się między innymi w carewicza Aleksego Romanowa w „Piotrze I” (1937-38) Władimira Pietrowa, był również Aleksandrem Newskim (1938), Maksymem Gorkim w „Leninie w 1918 roku” (1939) Michaiła Romma i „Akademiku Iwanie Pawłowie” (1949) Grigorija Roszala, prezydentem Rooseveltem w „Bitwie stalingradzkiej” (1949) Pietrowa i don Kichotem w adaptacji powieści Miguela de Cervantesa dokonanej przez Grigorija Kozincewa w 1957 roku. W żadnym z tych filmów nie stanął jednak przed tak poważnym zadaniem, jakim była rola Iwana Groźnego – cara, który dla dobra ojczyzny popełnia największe niegodziwości. Warto także wspomnieć o chłopcu, który zagrał – znakomicie zresztą – wielkiego księcia w młodości. Był nim Erik Pyriew, syn słynnego reżysera Iwana Pyriewa (wielkiego ekranizatora twórczości Fiodora Dostojewskiego, który przeniósł na duży ekran między innymi „Idiotę”, „Białe noce” i „Braci Karamazow”) oraz aktorki Ady Wojcik (która notabene zagrała w dziele Eisensteina epizodyczną rolę Heleny Glińskiej). Pyriew junior później także został reżyserem, kariery jednak nie zrobił, zmarł – z powodu choroby serca – mając zaledwie trzydzieści lat.
Na szczególną pochwałę zasłużył również Michaił Nazwanow, czyli filmowy książę Kurbski. W filmie zadebiutował on zaledwie rok wcześniej, w wojennym dramacie Aleksandra Stolpera i Borysa Iwanowa „Żdi mienja” („Czekaj na mnie”). W następnych latach wyspecjalizował się w roli cara Mikołaja I. Grał go trzykrotnie: w „Tarasie Szewczence” (1951), „Kompozytorze Glince” (1952) oraz „Bielinskim” (1953). Wcielił się także w cara Aleksandra I w drugiej części opowieści Michaiła Romma o admirale Uszakowie – „Korabli szturmujut bastiony” (1953). Po raz ostatni pojawił się na ekranie w „Hamlecie” (1964) Grigorija Kozincewa, gdzie zagrał króla. Z kolei filmowy Maluta Skuratow – postać tak odpychająca, że aż fascynująca – zawdzięcza swą twarz Michaiłowi Żarowowi. Co ciekawe, aktor ten zadebiutował w 1915 roku w czterdziestominutowym filmie „Car Iwan Wasiliewicz Groźny”, w którym zagrał… oprycznika. Później zaliczył także udział w legendarnej dzisiaj fantastyczno-naukowej „Aelicie” (1924) Jakowa Protazanowa oraz wspomnianym już „Piotrze I”. Niedorozwiniętego umysłowo Włodzimierza Starickiego zagrał natomiast Paweł Kadocznikow – aktor, który na kolejne ważne role w swojej karierze musiał czekać aż do lat 70. XX wieku. Dopiero wtedy dane mu było wystąpić w filmach tak uznanych reżyserów, jak Nikita Michałkow („Niedokończony utwór na pianolę”, 1977; „Kilka dni z życia Obłomowa”, 1979) oraz Andriej Konczałowski („Syberiada”, 1979). Wspomnieć warto też o epizodzie, w którym na ekranie pojawił się słynny radziecki reżyser Wsiewołod Pudowkin, choć jego obecność należy potraktować raczej w kategorii ciekawostek.
Eisensteinowi nie udało się dokończyć swego dzieła. W sześćdziesiąt lat po śmierci legendarnego reżysera ten sam temat postanowił jednak podjąć Paweł Łungin (autor osławionej „
Bukietu bzu”), który kończy właśnie pracę nad filmem noszącym roboczy tytuł „Iwan Groźny i metropolita Filip”. Tego pierwszego zagra Piotr Mamonow (Anatolij w „Wyspie”), drugiego – Oleg Jankowski, Skuratowem będzie Jurij Kuzniecow, natomiast w Aleksieja Basmanowa wcieli się Aleksandr Domogarow (czyli pamiętny Bohun z „Ogniem i mieczem”). Jak Łungin wyjdzie z konfrontacji z klasycznym dziełem Eisensteina, powinniśmy przekonać się już za kilka miesięcy.