Sztuka jest w regresie, to rozrywka przeżywa rozkwit. Anil Mehta nakręcił film, który opowiada o sile sztuki i jej uszlachetniającym działaniu, dobierając do tego celu formę dobrej, optymistycznej rozrywki, a nawet olśniewającego tanecznego widowiska. Przypadek czy zamierzony chwyt? Seans „Aaja Nachle” przynosi odpowiedź.
Pociąg do Bollywood: Sztuka dla sprawy
[Anil Mehta „Aaja Nachle: Zatańcz Ze Mną” - recenzja]
Sztuka jest w regresie, to rozrywka przeżywa rozkwit. Anil Mehta nakręcił film, który opowiada o sile sztuki i jej uszlachetniającym działaniu, dobierając do tego celu formę dobrej, optymistycznej rozrywki, a nawet olśniewającego tanecznego widowiska. Przypadek czy zamierzony chwyt? Seans „Aaja Nachle” przynosi odpowiedź.
Anil Mehta
‹Aaja Nachle: Zatańcz Ze Mną›
Film Mehty to przede wszystkim przednia zabawa: relaksuje, wywołuje uśmiech na twarzy, napawa optymizmem, a nawet potrafi odrobinę wzruszyć. Bardzo prosta, przewidywalna historia szybko przekształca się w taneczno-muzyczne show ze świetnym aktorstwem i pokrzepiającym przesłaniem. Każdy kadr kipi energią, a dzięki temu pozytywnemu ożywieniu łatwo zapomnieć o nieprawdopodobnych rozwiązaniach fabularnych lub nieuzasadnionych przemianach bohaterów. W „Aaja Nachle” liczy się przede wszystkim wszechobecny power uosabiany ruchem i kreatywnym myśleniem. Do tego reżyser dorzuca jeszcze rozegrany po cichu w tle wątek konfliktu sztuki i materializmu, kultury i konsumpcjonizmu, by cały teatrzyk zamknąć zwielokrotnionym happy endem, jak na porządny film rozrywkowy, po którym na świat patrzy się przez różowe okulary, przystało.
Główna bohaterka, Dia, pracuje jako tancerka i choreograf w Nowym Jorku. Do USA trafiła po romantycznej ucieczce z indyjskiego miasteczka rodzinnego w towarzystwie amerykańskiego narzeczonego. Przeklęta przez swoją konserwatywną społeczność, planowała nigdy nie wrócić na łono ojczyzny, ale oto jej nauczyciel tańca z młodzieńczych lat umiera i pozostawia swojej protegowanej problem do rozwiązania. Miejscowy teatr w Śamli ma być zburzony i zastąpiony topornym centrum handlowym – oznacza to ni mniej, ni więcej jak wyparcie sztuki przez biznes i zysk, na co Dia nie może pozwolić. Oczywiście to tylko punkt wyjścia dla wielu komplikacji fabularnych, choć z góry wiadomo, że determinacja bohaterki oraz słuszność jej rozumowania pozwolą kulturze jeszcze zatriumfować.
Oprócz strony wizualno-muzycznej ujmują bohaterowie, zwłaszcza drugi plan zapełniony barwnymi występami znanych artystów kina. To miał być film Madhuri Dixit, która po pięciu latach filmowej abstynencji od czasów wspaniałej roli kurtyzany Chandramukhi w „Devdasie” Sanjaya Leely Bhansaliego wróciła na plan i do grania głównych, gwiazdorskich skrzypiec. Tymczasem, mimo udanej, zabawnej, lekkiej i czarującej roli Dixit, show i tak kradnie jej sprzed nosa duet marzeń – Konkona Sen Sharma i Kunal Kapoor – oraz, tym razem epizodyczni, Irfan Khan, Akshaye Khanna oraz Ranvir Shorey. Bohaterka Sharmy to prosta, by nie rzec wręcz prostacka, dziewczyna z sąsiedztwa, typ chłopczycy grającej z kumplami w męskie sporty na podwórku i nieprzykładającej wagi do swojego wyglądu, a tym bardziej do damskich fatałaszków. Dopiero rola w przedstawieniu organizowanym przez Dię, czyli twórcze zajęcie artystyczne i zaangażowanie w walkę o wspólną sprawę, sprawią, że Anokhi podejmie wyzwania, uwierzy w siebie, nabierze delikatności i wdzięku czy wreszcie odważy się wyciągnąć na światło dzienne swoje prawdziwe piękno. Ogromny wpływ na jej przemianę będzie mieć również miłość do miejscowego osiłka, Imrana, który pod miękkim dotykiem prawdziwej sztuki i uczucia podobnie jak Anokhi przedzierzgnie się z ograniczonego brutala w sympatycznego młodzieńca. Kunal Kapoor w roli Imrana nie dość, że wspaniale uwydatnia każdą sprzeczną cechę swojego bohatera, to jeszcze przyczynia się do zintensyfikowania walorów wizualnych filmu – bardzo przystojny aktor na pewno oczaruje niejedną fankę.
Nie sposób również pominąć jednej z największych zalet filmu Mehty, czyli tańca i muzyki. Mistrzowska choreografia wtapia się w rytm żywiołowej muzyki, a teksty odchodzą od miłosno-lukrowanych standardów. Łatwo zauważyć, że Madhuri Dixit uczyła się tradycyjnego tańca kathak, bo porusza się z wdziękiem, gracją i potrafi wyrazić gestami i mimiką wszystkie emocje zawarte w utworze muzycznym. Jej niezwykłe umiejętności zostają zwłaszcza wyeksponowane w rewelacyjnym show wieńczącym film, w którym dobrze spisują się także inni aktorzy. Ponaddwudziestominutowe przedstawienie taneczne opowiada osobną historię o charakterze wielkich tragedii scenicznych nawiązujących choćby do – żeby sięgnąć po twórcę najbliższego Europejczykom – Szekspira. Główni bohaterowie, Lejla i Madźnun, połączeni nierozerwalnym uczuciem niczym Romeo i Julia, walczą z rozłąką i okrutnym losem, wszystkie ich trudy opowiedziane są pieśnią, a zilustrowane tańcem. Odrobinę patetyczne, a na pewno pełne rozmachu przedstawienie nie ma nic wspólnego z prawdopodobieństwem fabularnym (w warunkach miasteczka Śamli podobnie epicki efekt nie mógłby być przecież osiągnięty), ale na szczęście chodzi o zachwyt nad artystyczną mieszanką kolorów i dźwięków, a nie o analizę logiczną rozrywki, której nie da objąć się zupełnie racjonalnie.
Oprócz dostarczania filmowego relaksu Anil Mehta stara się dokonać pewnej luźnej obserwacji. Z „Aaja Nachle” wynika, że interesy, pieniądze i konsumpcyjny styl życia powoli odsuwają kulturę wyższą w cień. Tymczasem sztuka ma działanie uszlachetniające, pobudzające, duchowe, dlatego powinna być podtrzymywana w rozwoju. Niestety, rzeczywistość nie jest tak różowa jak świat Dii, więc ludzie nie zaczną wybierać nagle teatru zamiast rundki po centrum handlowym. Stąd wydźwięk „Aaja Nachle” nie jest tylko optymistyczny, lecz wręcz bajkowy, bo pozwala wierzyć w gwałtowne przemiany ludzkich przyzwyczajeń. I w tym momencie film Mehty przestaje być sztuką, a zaczyna być tylko i aż świetną rozrywką – przyjemną i nierealną.
Madhuri Dixit: Taniec ma we krwi
Mimo dłuższej przerwy w aktorstwie spowodowanej decyzją o poświęceniu się rodzinie Madhuri Dixit wciąż potrafi grać, oczarowywać swoją niezwykłą urodą i przede wszystkim tańczyć. A pomyśleć, że chciała zostać mikrobiologiem! W tym celu studiowała nawet biologię na Parle College i nikt w tym czasie nie pomyślałby, że nauka klasycznego tańca indyjskiego kathak stanie się dla Dixit czymś więcej niż tylko pasją. Jako aktorka debiutowała w 1986 roku dwoma zapomnianymi już filmami – „Swati” i „Abdoh”. Jednak jej prawdziwa kariera zaczęła się dopiero dwa lata później gangsterskim filmem „Tezaab”, który w obsadzie miał też słynnego Anila Kapoora i Anupama Khera. Aktorka zdobyła wtedy pierwsze nominacje do nagród branżowych.
Jednak dopiero w 1990 roku oprócz urody i umiejętności tanecznych Dixit doceniono również jej talent aktorski. Dostała wówczas nagrodę Filmfare za „Dil” debiutującego na stanowisku reżysera Indry Kumara. Zresztą rola zdecydowanej Madhu nie była ostatnią, za którą Dixit otrzymała laury. Triumfowała jeszcze między innymi po występie w wielkim hicie Yasha Chopry – „Serce jest szalone” („Dil to pagal hai”). Partnerowała tam Shahrukhowi Khanowi, z którym stworzyła słynny, ckliwo-romantyczny duet w oprawie cukierkowego widowiska muzycznego. Jak łatwo zauważyć na podstawie jej filmowych sukcesów, towarzystwo gwiazdora zawsze przynosiło jej szczęście. Właśnie z Khanem zagrała w kontrowersyjnym i brutalnym „Anjaam”, w którym jej bohaterka, doprowadzona do ostateczności obsesją psychopatycznego adoratora, zaczyna krwawo mścić się na swoich oprawcach. Z Khanem Dixit wystąpiła również w legendarnym „Devdasie”, barwnym dramacie zrealizowanym z epickim rozmachem przez Sanjaya Leelę Bhansaliego, autora późniejszego „Black” i „Saawariyi”. „Devdas” stał się jednocześnie jednym z jej najwspanialszych występów (żeby wspomnieć tylko o rewelacyjnej sekwencji tanecznej wykonanej z Aishwaryą Rai Bachchan do utworu „Dola Re”) i pożegnaniem ze światem filmu na długich pięć lat. Dlatego „Aaja Nachle” reklamowany był jako wielki comeback bogini indyjskiego kina, ale nie pomogło mu to zrobić kariery finansowej. Nie zmienia to jednak faktu, że Dixit ma już kolejne plany zawodowe. Wprawdzie ze względu na bliskich ogranicza je do minimum, ale możemy być pewni, że jeszcze nieraz obejrzymy, jak tańczy.