„Czterdziesty pierwszy” Grigorija Czuchraja to absolutna klasyka światowej kinematografii! Jeden z pierwszych filmów Chruszczowowskiej „odwilży”, który radziecka krytyka ochrzciła mianem tragicznej opowieści o miłości białogwardyjskiego Romea do czerwonoarmijnej Julii. Miłości, która wzlatuje ponad polityczne podziały, a następnie ginie, gdy okazuje się, że ideologia jest mimo wszystko silniejsza od serca i rozumu.
Miłość w cieniu czerwonej gwiazdy
[Grigorij Czuchraj „Czterdziesty pierwszy” - recenzja]
„Czterdziesty pierwszy” Grigorija Czuchraja to absolutna klasyka światowej kinematografii! Jeden z pierwszych filmów Chruszczowowskiej „odwilży”, który radziecka krytyka ochrzciła mianem tragicznej opowieści o miłości białogwardyjskiego Romea do czerwonoarmijnej Julii. Miłości, która wzlatuje ponad polityczne podziały, a następnie ginie, gdy okazuje się, że ideologia jest mimo wszystko silniejsza od serca i rozumu.
Grigorij Czuchraj
‹Czterdziesty pierwszy›
Grigorij Naumowicz Czuchraj w ciągu swojej trwającej niespełna cztery dekady kariery reżyserskiej nakręcił jedynie – nie licząc dokumentów – sześć pełnometrażowych filmów fabularnych. Co jednak ważniejsze, każdy z nich okazywał się ważny – jeśli nie dla kinematografii światowej, to na pewno dla radzieckiej i innych krajów tzw. demokracji ludowej. Przyszły twórca „Czterdziestego pierwszego” przyszedł na świat w 1921 roku w ukraińskim Melitopolu. Jako piętnastolatek przeprowadził się z matką i ojczymem do Moskwy, marzył o studiach reżyserskich na Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii (WGIK). Złożył nawet doń dokumenty, tyle że niebawem wybuchła II wojna światowa. III Rzesza i Związek Radziecki zaatakowały II Rzeczpospolitą, co ostatecznie pogrążyło cały świat w ciągnącym się długich sześć lat krwawym konflikcie. I chociaż po pokonaniu Polski Kraj Rad wciąż był sojusznikiem hitlerowskich Niemiec, Stalin planował już dalsze losy Europy i agresję na swoich nazistowskich kompanów. W tym celu potrzebował nowej wykształconej kadry oficerskiej, która wypełniłaby luki powstałe po wymordowaniu dziesiątek tysięcy czerwonoarmistów w trakcie Wielkiej Czystki w drugiej połowie lat 30. XX wieku. Mimo że na arenie międzynarodowej sowiecki dyktator propagował pacyfizm, w kraju prowadził intensywną mobilizację i szkolenia rezerwistów. Ofiarą tej polityki padł również osiemnastoletni Grigorij, który – zamiast na studia reżyserskie – trafił do szkoły młodszych dowódców łączności.
Gdy w czerwcu 1941 roku Hitlerowi udało się jednak zaskoczyć Stalina i przystąpił do realizacji nadzwyczaj śmiałego planu „Barbarossa”, Czuchraj natychmiast znalazł się na froncie i już trzeciego dnia walk został poważnie ranny. Wykaraskał się jednak i walczył dalej, trafiając nawet do oddziału powietrzno-desantowego, który zajmował się przede wszystkim akcjami dywersyjnymi. Zasłużył się w walkach nad Wołgą oraz w obronie Stalingradu. Koniec wojny zastał go nad Dunajem. Wiadomość o przerwaniu działań zbrojnych przyjął z wielką radością, ponieważ otworzyło mu to drogę do realizacji jednego z największych marzeń – studiów reżyserskich. W szacowne mury WGIK-u trafił niemal prosto z wojennych okopów. Studiował pod czujnym okiem dwóch zasłużonych dla radzieckiej kinematografii twórców – Siergieja Jutkiewicza oraz Michaiła Romma, dzięki któremu kilka lat po ukończeniu nauki zadebiutuje olśniewającym „Czterdziestym pierwszym”. Zanim jednak do tej doszło, gdy już ukończył WGIK w 1952 roku, musiał odbyć staż – jako asystent reżysera – w kijowskim studiu filmowym. Po latach Czuchraj nie wspominał tego okresu w swej karierze ze szczególnym rozrzewnieniem, musiał bowiem brać udział w pracach nad sztampowymi socrealistycznymi gniotami, jednocześnie nie mając większej perspektywy na samodzielny debiut filmowy. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. To właśnie wtedy na jego drodze pojawił się młody aktor Oleg Striżenow, któremu w 1956 roku Grigorij Naumowicz powierzył główną rolę męską w „Czterdziestym pierwszym”.
Pierwszym filmem, na którego kształt Czuchraj miał realny wpływ, był – zrealizowany na podstawie sztuki Tarasa Szewczenki – dramat historyczny Wiktora Iwczenki „Nazar Stodolja” (1954). Pełnił przy nim funkcję drugiego reżysera. Wkrótce jednak dane mu było wyrwać się z Kijowa do stolicy, upomniał się bowiem o niego dawny wykładowca i mistrz – Michaił Romm. To on ściągnął już ponad trzydziestoletniego artystę do kierowanego przez siebie „Mosfilmu”. Tym samym umożliwił mu realizację pierwszego w pełni samodzielnego filmu w karierze. Grigorij Naumowicz nie musiał się długo zastanawiać nad tym, jaki obraz chce nakręcić – już w czasie studiów marzyło mu się, aby przenieść ponownie na ekran dłuższe opowiadanie Borysa Ławrieniowa zatytułowane „Czterdziesty pierwszy”. Po raz pierwszy dokonał tego w 1927 roku, a więc jeszcze w czasach kina niemego, legendarny reżyser Jakow Protazanow (twórca do dziś robiącej spore wrażenie fantastyczno-naukowej „Aelity”). W rolach głównych pojawili się wówczas Iwan Kowal-Samborski (w latach 20. i 30. robiący wielką karierę w Niemczech) oraz Ada Wojcik (znana później między innymi z dramatu Romma „
Marzenie” oraz drugiej części „
Iwana Groźnego” Siergieja Eisensteina). Film doceniono, choć i poddano krytyce – co ciekawe, niemal dokładnie za to samo, za co trzy dekady później atakowany był Czuchraj: zbyt wyidealizowany obraz wroga klasowego, którym był grany przez Striżenowa białogwardyjski porucznik Goworucha-Otrok.
Kiedy reżyser przystępował do pracy nad swoim debiutanckim dziełem, był jeszcze rok 1955. Stalinizm bez Stalina chwiał się już wprawdzie w posadach, ale w sztuce wciąż jeszcze obowiązywał zadekretowany w latach 30. socrealizm. Nic więc dziwnego, że gdy na zebraniu kolektywu „Mosfilmu” przedstawiono scenariusz „Czterdziestego pierwszego”, wywołało to prawdziwą burzę. I projekt zapewne by upadł, gdyby nie konsekwentna postawa Michaiła Romma. To jemu przede wszystkim Czuchraj zawdzięczał zapalenie „zielonego światełka” i w efekcie powstanie filmu. Jemu oraz poniekąd… Nikicie Chruszczowowi. Wiele lat później twórca wspominał, że gdy kręcili zdjęcia na pustyni Kara-kum, w Moskwie odbywał się właśnie XX Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, podczas którego nowy sekretarz generalny rozprawiał się z kultem jednostki Stalina. Informacje, choć szczątkowe, na ten temat docierały ze stolicy do odległego piaszczystego Turkmenistanu. „Dzięki temu mogliśmy pozwolić sobie na więcej” – skomentował po latach reżyser. To „więcej” zaowocowało dziełem, które przełamywało wszystkie zakorzenione w sztuce sowieckiej – zarówno w filmie, jak i literaturze – schematy w przedstawianiu wojny domowej. Po raz pierwszy od czasu przejęcia całkowitej kontroli nad państwem przez Józefa Stalina, wróg – czyli białogwardzista – nie został pokazany jako odrażający typ i bestia, którego jedynym celem jest sprowadzenie proletariatu i chłopstwa na powrót do roli niewolników białych panów. Więcej nawet: niektóre z kwestii wypowiadanych przez Striżenowa można było uznać za, wcale nie zakamuflowaną, krytykę systemu. Rację miał więc Czuchraj twierdząc, że gdyby dane mu było zrealizować ten film chociażby dwa lata wcześniej, wyglądałby on zupełnie inaczej.
Warto jednak przyjrzeć się bliżej także autorowi literackiego pierwowzoru filmu. Boris Ławrieniow (a właściwie Siergiejew) urodził się w ukraińskim Chersoniu nad Morzem Czarnym w 1891 roku. Jako gimnazjalista wpadł na szaleńczy pomysł – uciekł z domu, zaciągnął się na statek i popłynął w świat. Po dwóch miesiącach zatrzymali go włoscy karabinierzy i odesłali do domu (ten epizod swego życia opisał później w opowiadaniu „Marina”). Niebawem rozpoczął studia na wydziale prawniczym Uniwersytetu Moskiewskiego, związał się z grupą poetów futurystów, ale zadebiutował – w 1912 roku – w almanachu moskiewskich symbolistów „Żatwa”. Wtedy też po raz pierwszy użył nazwiska Ławrieniow. W czasie pierwszej wojny światowej walczył w armii carskiej, jednak po wybuchu wojny domowej wstąpił do Armii Czerwonej. Został wysłany do Azji Środkowej, gdzie przez jakiś czas był dowódcą pociągu pancernego, później zaś – chcąc wykorzystać jego talent literacki – przeniesiono go na stanowisko dziennikarza frontowej gazety. Po zakończeniu wojny na dobre zajął się literaturą. W 1924 roku, korzystając z dobrodziejstw Nowej Ekonomicznej Polityki (czyli NEP-u), która poluzowała nieco kaganiec twórcom, zadebiutował jako prozaik. Opublikował trzy dłuższe opowiadania: „Wiatr” („Wietier”), „Gwiezdny kwiat” („Zwiezdnyj cwiet”) oraz „Czterdziesty pierwszy” („Sorok pierwyj”). Szybko zdobył dzięki nim popularność i szybko też ściągnął na swoją głowę gromy – z powodu „nieproletariackiego pochodzenia” oraz „braku czujności klasowej”, którą miał się wykazać, konstruując postać porucznika Goworuchy-Otroka. Mimo to dwa z trzech wymienionych tekstów niemal natychmiast doczekały się ekranizacji: „Wiatr” przenieśli na ekran w 1926 roku Czesław Sabinski i Lew Szeffer, natomiast „Czterdziestym pierwszym” zajął się Protazanow. W 1927 roku ukazało się kolejne ważne opowiadanie Ławrieniowa – „Siódmy towarzysz” („Sied’moj sputnik”). Jego bohaterem był represjonowany przez bolszewików były carski generał Jewgienij Adamow. I tę prozę zekranizowano, ale dopiero… czterdzieści lat później (uczynili to Aleksiej Gierman i Grigorij Aronow).