Wizja Piekła, które ziściło się na Ziemi
[Elem Klimow „Idź i patrz” - recenzja]
Na chwilę przed odkryciem straszliwej prawdy
Głównym bohaterem obrazu Klimowa jest nastoletni Flora (Florian) Gajszun (w polskim tłumaczeniu powieści: Hajszun), marzący o tym, by opuścić rodzinny dom i przystać do stacjonującego w okolicy oddziału partyzanckiego, dowodzonego przez czerwonoarmistę Kosacza. „Leśni” mają tylko jeden warunek – musi posiadać własną broń. Dlatego też chłopak sporo czasu spędza, grzebiąc w ziemi w miejscach, gdzie wcześniej toczyły się potyczki – ma bowiem nadzieję, że w końcu wygrzebie trupa z karabinem. Co mu się zresztą udaje. Matka Flory nie jest zadowolona z decyzji syna; boi się, że kiedy już zostanie sama z dwiema malutkimi córeczkami, nie poradzi sobie w wojennej rzeczywistości. Nie może mu jednak niczego zabronić, tym bardziej że niebawem, zgodnie z umową, pojawiają się w ich domu dwaj, udający niemieckich kolaborantów, partyzanci. Cała ta inscenizacja służy uśpieniu czujności mieszkańców wsi, którzy mogliby donieść okupantom, że młody Gajszun poszedł do lasu, co z pewnością ściągnęłoby na rodzinę chłopca zemstę Niemców. Pierwsze dni spędzone wśród partyzantów są dla Floriana zawodem – on rwie się do walki, a przełożeni każą mu pełnić wartę, to znów szorować wielki gar. Nawet kiedy Kosacz podczas porannego apelu oznajmia, że wrogowie szykują się do szeroko zakrojonej akcji przeciwko „leśnym” i tym samym, aby pokrzyżować ich plany, postanawia wyruszyć przeciwko nim i uderzyć pierwszy – chłopak zostaje w obozie. Poczucie odrzucenia i braku przydatności pogłębia się jeszcze bardziej, gdy zaczyna się z niego naśmiewać Głasza, czyli Głafira (w polskiej wersji Hłasza), dziewczyna, na którą już wcześniej zwrócił w obozie uwagę. Zachowuje się ona bardzo prowokująco – do tego stopnia, że niedoświadczony jeszcze Flora nie wie, jak zareagować. Z niezręcznej sytuacji ratuje go… nagły atak Niemców z powietrza, którzy najpierw doszczętnie niszczą obóz, a potem dokładnie przeczesują las w poszukiwaniu partyzantów. Tak właśnie wygląda wieszczona przez Kosacza obława. Młodym udaje się jednak, na szczęście, uciec. Przez kolejne dni Gajszun opiekuje się chorą dziewczyną, wreszcie gdy zagrożenie nieco opada, postanawia zaprowadzić ją do swojej matki.
Olga Mironowa, czyli filmowa Głasza
Kiedy docierają do wsi, nie widać w niej żywego ducha. Pusty jest również rodzinny dom Floriana, który podejrzewa, że matka musiała razem z jego siostrzyczkami uciec gdzieś przed Niemcami. Nigdzie nie widać ludzi, za to wszędzie są muchy, a do chaty wdziera się okropny smród. Chłopak postanawia wybrać się na położoną wśród bagien wysepkę – jest bowiem przekonany, że to tam właśnie schronili się wszyscy mieszkańcy, a więc także jego najbliżsi. Kiedy opuszczają wieś, Głasza zauważa stos trupów za oborą. Chce o tym powiedzieć Gajszunowi, ale Flora zachowuje się, jakby oszalał. Pędzi przed siebie, ku bagnom, potem wciąga w nie dziewczynę. Pragnie tylko jednego – dostać się jak najszybciej na ostrów, aby przekonać się, że matka i siostry jednak żyją. Niestety, wśród ocalałych, którzy zdołali uciec, ich nie ma. Spotyka za to innych znajomych, w tym starca, który kiedyś ostrzegał go, by nie grzebał w ziemi, nie szukał karabinu, jakby przewidywał, że doprowadzi to tylko do wielkiej tragedii. Słowa wypowiedziane do chłopca przez umierającego, którego Niemcy oblali benzyną i podpalili: „Mówiłem, nie kopcie!” brzmią jak bezlitosne oskarżenie – i tak właśnie odbiera je Florian. Odtąd jego postępowanie zdeterminowane będzie olbrzymimi wyrzutami sumienia i wcale nie mniejszą żądzą zemsty. W tym właśnie momencie kończy się jego młodość, a świadomość osamotnienia rodzi w nim przemożną chęć wzięcia odwetu na tych, którzy do tego doprowadzili. Dlatego decyduje się pozostawić Głaszę na wyspie – nie czuje się już bowiem za nią odpowiedzialny, od tej pory ma inną misję do spełnienia. Z grupą starszych mężczyzn wyrusza do wsi, które nie zostały jeszcze zniszczone przez Niemców i współpracujących z nimi kolaborantów. Przede wszystkim chcą zdobyć żywność dla ocalałych, co – jak słusznie przewidują – może okazać się niebywale trudnym zadaniem. Pech nie przestaje jednak prześladować chłopca i sprawia, że uciekając, znajduje on schronienie we wsi, która właśnie została wyznaczona przez okupantów jako kolejny cel do zniszczenia.
Pamiątkowe zdjęcie oprawców
Trwająca ponad pół godziny sekwencja eksterminacji dosłownie wstrząsa i przeraża. Bestialstwo nazistów i ich sowieckich pomocników pokazane jest bowiem z naturalistyczną wręcz precyzją. Widz obserwuje na ekranie prawdziwą orgię szaleństwa, które zdaje się nie mieć końca. Sceny, w których rozbawieni policjanci i żołnierze wrzucają granaty do stodoły pełnej ludzi, a potem ją podpalają, na długo pozostają w pamięci. Krzyki płonących i konających ludzi kontrastują z zachowaniem samych oprawców, którzy czynią z tej rzezi niemal jarmarczny festyn. Bawią się, piją wódkę, słuchają muzyki, śpiewają. A temu wszystkiemu przygląda się nastoletni Flora – jeden z nielicznych, który znalazł w sobie odwagę, by na hasło rzucone przez zbrodniarzy, że zamknięci w stodole, poza dziećmi, mogą wychodzić na zewnątrz, zdołał wygrzebać się przez okno. Został za to nagrodzony nie tylko życiem, ale przede wszystkim przerażającym widowiskiem. Masakra, jakiej dokonują naziści na oczach chłopca, przewyższa to wszystko, co Gajszun widział wcześniej – jest wizją Piekła, które ziściło się na Ziemi. Scenom tym towarzyszy także odpowiednia oprawa muzyczna, odzwierciedlająca chaos i przerażenie młodego człowieka, wciągniętego przez wojenny wir. Bardzo różni się ona od tego, co płynęło z ekranu we wcześniejszych partiach filmu. Ścieżka dźwiękowa „Idź i patrz” to zresztą prawdziwy awangardowy majstersztyk, stanowiący integralną część dzieła. Nie tylko bowiem „opisuje” ona obraz, ale wręcz go kształtuje. Reżyser i kompozytor Oleg Janczenko podjęli bardzo odważną decyzję, a ich eksperyment okazał się – przynajmniej od strony artystycznej – bardzo udany. Jak chociażby w scenie w lesie, rozgrywającej się tuż po zniszczeniu przez Niemców obozu partyzantów – cofnięcie na dalszy plan jednych dźwięków (muzyki, śmiechu), przy jednoczesnym wyeksponowaniu innych (padającego deszczu) przyniosło zaskakujący efekt niesamowitości, odrealnienia. Co jest zresztą ogromnym dysonansem wobec tego, co zostaje widzowi zaprezentowane później. Od tego momentu bowiem przez sporą część filmu, aż do dramatycznego finału, w tle słychać będzie przede wszystkim minimalistyczne drony.
Uratowany z rzezi, która za chwilę nastąpi
Oprócz kompozycji Janczenki w filmie zostały wykorzystane również fragmenty dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta oraz Ryszarda Wagnera. Muzyka tego ostatniego towarzyszy najbardziej symbolicznej, o jednoznacznie pacyfistycznym wydźwięku scenie obrazu Klimowa, w której trzymający w ręku karabin Flora strzela raz za razem do leżącego w błocie portretu Adolfa Hitlera. W tle zaś w tym czasie przewijają się archiwalne filmy i zdjęcia, przedstawiające – w kolejności odwrotnej do chronologicznej – sceny z życia Führera i III Rzeszy. Reżyser pragnie w ten sposób rozpaczliwie cofnąć czas, od wybuchu wojny do narodzin niemieckiego dyktatora, by tym samym wykrzyczeć swoje „nie!”. Gdy jednak przed oczyma chłopca pojawia się zdjęcie matki Hitlera z malutkim synkiem na kolanach, Gajszun siłą woli powstrzymuje się przed naciśnięciem spustu. Nie może przecież zabić dziecka! Nie może stać się taki sam, jak zbrodniarze, z którymi walczy! Nawet jeżeli ma moralne prawo do zemsty… Ta scena niesie nadzieję na przyszłość – dowodzi bowiem, że Florian mimo wszystko zachował człowieczeństwo, odnosząc jeszcze jedno zwycięstwo nad znienawidzonym wrogiem. „Idź i patrz” to film, który sięga do trzewi i wywołuje potworny ból. To okrutne świadectwo nieludzkich czasów. Jedno z najbardziej wstrząsających artystycznych oskarżeń zbrodni wojennych – nie tylko tych popełnianych przez nazistów w czasie drugiej wojny światowej. Obraz Klimowa, nawiązujący do „
Wniebowstąpienia” Łarisy Szepitko, stanowi jego idealne zwieńczenie – także w sferze religijnej. Ukraińska reżyserka w swej opowieści o partyzancie Sotnikowie nawiązała do Chrystusa i Judasza, jej mąż opowiedział natomiast historię nastoletniego Hioba, chłopca nieludzko wręcz doświadczonego przez Los, który mimo wszystko nie stracił wiary. Swój tytuł film Elema Germanowicza zawdzięcza zresztą „Apokalipsie świętego Jana” i następującemu jej fragmentowi: „I ujrzałem: gdy baranek otworzył pierwszą z siedmiu pieczęci, usłyszałem pierwsze z czterech Zwierząt mówiące jakby głosem gromu: «Przyjdź!». I ujrzałem: Oto biały koń, a siedzący na nim miał łuk”.
Nie Białoruś tylko Polska. Nie naziści tylko Niemcy. Partyzantka w Polsce mogła być tylko polska. Reszta to było nieistotne tło. Zbydlęcenie jako pierwsi pokazali sowieci w Polsce do 41 tak ze rajd Niemców na wschód można uznać jako wyzwolenie. Wyzwolenie dla Polaków i kara dla oprawców z Katynia i więzień z Lwowa i Grodna czy Mińska.