Wnosząc z atrakcyjnego początku „Pułapki dusz” zdawałoby się, że z tuzinkowego pomysłu zgromadzenia kilku ludzi w sypiącym się domu i straszenia ich widmami przeszłości da się jednak zrobić ciekawą historię. Niestety, dobre chęci i świetny operator kamery to za mało. Mimo wszystko potrzeba jeszcze sensownego scenariusza.
Rządy rosyjskiego zegara
[David Smith „Pułapka dusz” - recenzja]
Wnosząc z atrakcyjnego początku „Pułapki dusz” zdawałoby się, że z tuzinkowego pomysłu zgromadzenia kilku ludzi w sypiącym się domu i straszenia ich widmami przeszłości da się jednak zrobić ciekawą historię. Niestety, dobre chęci i świetny operator kamery to za mało. Mimo wszystko potrzeba jeszcze sensownego scenariusza.
David Smith
‹Pułapka dusz›
Zwyczajnie nie ma sensu wymieniać filmów, w których grupa osób – najczęściej młodych – trafia do jakiegoś stojącego w zapomnianej okolicy, nadgryzionego zębem czasu budynku, gdzie coś dybie na ich życie. Nakręcono już dziesiątki, o ile nie setki horrorów o żądnych krwi duchach, które aż do śmierci – własnej lub przybyszów – nie pozwalają nikomu opuścić posesji. Podobnie jest z filmami o przyczajonych w piwnicy/w szopie/na strychu (niepotrzebne skreślić) świrach, zacierających szpotawe dłonie na myśl o zatopieniu czekanika w czaszce nieproszonych gości. Trzecią, nie mniej liczną kategorię filmów tego typu stanowią historie o koledze/koleżance z klasy/pracy/podwórka (niepotrzebne skreślić), który/która wyrównuje jakieś zadawnione rachunki z kumplami a to siekierką, a to śledziem od namiotu, a to przywołanym z otchłani demonem. Wobec tak mocno obślinionej przez kolejne pokolenia filmowców tematyki aż dziw bierze, że ktokolwiek jeszcze waży się kręcić filmy oparte na takim pomyśle.
A jednak. Tym razem temat wzięli na tapetę Brytyjczycy. Osią fabuły jest wynajęcie starego, zapuszczonego domu na obrzeżach Londynu (a konkretnie Bukaresztu, bo całość kręcono w Rumunii) przez dwójkę studentów, dealera narkotyków, jego seksowną towarzyszkę oraz bliżej niesprecyzowaną dziewczynę, która na ogół trzyma się na uboczu. Dom jest duży, w pokojach stoją piękne wiekowe meble, zaś w hallu wzrok przyciąga tajemniczy, pochodzący z Rosji zegar, zaopatrzony w pięć tarcz – główną (godzinną) oraz cztery mniejsze, o bliżej niesprecyzowanym przeznaczeniu. Zaradny student uruchamia jego zablokowany dotąd mechanizm, pieczętując tym samym los swój i swoich towarzyszy. Jedna dziewczyna zaczyna widywać duchy, do drugiej dobija się z zaświatów matka, trzeciej się zwiduje kumpel, który przedawkował, student zaczyna mieć wrażenie, że ktoś go obserwuje, zaś dealer boryka się z całkiem przyziemnymi problemami – znika mu szkatułka pełna narkotyków. W trakcie jej poszukiwań bohaterowie włamują się do zamkniętego na kłódkę pokoju, tam zaś…
Z początku „Pułapka dusz” sprawia wrażenie, że twórcom rzeczywiście udało się uniknąć popadnięcia w sztampę. W przekonaniu takim utrzymuje zarówno rewelacyjny wstęp z zaskakująco dobrymi jak na brytyjską produkcję zdjęciami (to zasługa Nicka Sawyera, który dopiero zaczyna swoją karierę), jak i dynamicznie skrojona, opatrzona wyrazistą muzyką czołówka. Wszystko to obiecuje, że będziemy mieć do czynienia z filmem o nieprzeciętnej wartości artystycznej, dysponującym oryginalną fabułą i wciągającą akcją. Nic z tego. Zaraz po napisach zaczyna się miałkie i sztampowe gromadzenie bohaterów, a akcja grzęźnie w powitaniach, zapoznawaniu się z domem i zagospodarowywaniu pokoi. Potem są dyskusje, kąpiele i Bóg wie, co jeszcze, wciąż bez dreszczu emocji. Co zabawniejsze, nawet kiedy w końcu raz czy drugi mignie na ekranie jakiś duch, poziom adrenaliny u widza ledwie drgnie, bowiem jest to zjawa z przeszłości, ewidentnie nieszkodliwa i zajęta odtwarzaniem wydarzeń sprzed lat. Do tego dochodzą schematyczne, po prostu już nużące zagrywki. Komórki nie mają zasięgu (dziwne, że nikt nie próbował wychylić się przez okno albo wyjść przed budynek), świetną zabawą na wieczór w najwyraźniej nawiedzonym domu jest zabawa planszetą, a głównym źródłem emocji bywa wyskakiwanie zza czyichś pleców. Jeśli dorzucić strasznie łzawe, umoralniające i po prostu śmieszne w swej trywialności dyskusje oraz zadziwiającą zdolność bohaterów do przechodzenia nad nadprzyrodzonymi zjawiskami do porządku dziennego bez najmniejszej nutki wątpliwości czy zastanowienia, to można stracić ostatnie ślady szacunku wobec scenarzysty i reżysera. Na koniec zaś, kiedy już lecą napisy, pojawia się jedno, fundamentalne pytanie – co wspólnego ma zdarzenie z przeszłości z fabułą filmu?
Mimo że w efekcie „Pułapka dusz” okazuje się być lichym horrorem, ratuje ją – jako całość – całkiem znośna gra aktorska (w tej materii wybija się na plus diabelski duecik, czyli dynamiczny Luke Mably i seksowna Emma Catherwood), brak zauważalnych przestojów, piękna scenografia (wiekowe, wspaniale dekorowane meble po prostu budzą zazdrość), a przede wszystkim świetne zdjęcia. Doskonała kolorystyka obrazu oraz rewelacyjne zbliżenia na różne detale mebli czy architektury (wszystko wygląda jak fotografie do ekskluzywnego katalogu aukcyjnego) wystawiają jak najlepsze świadectwo umiejętnościom zdjęciowca. Szkoda tylko, że jego talent został zmarnowany na tak przeciętny, niedrogi film, zrealizowany w całości w niewielkim budynku i ze skromną obsadą.
Mimo że „Pułapka dusz” jest horrorem, w którym braknie grozy, a krew pojawia się praktycznie na sam koniec opowieści, można od biedy sięgnąć po płytę z tym filmem. Jak na produkcję niedrogą i wyprodukowaną poza Hollywood – jest całkiem profesjonalnie zrealizowany. A to – w dzisiejszych czasach – już coś znaczy.