Kot z ludzką twarzą [Dave McKean „Lustrzana Maska” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl To, że w projekt osobiście zaangażuje się Neil Gaiman, nie znaczy jeszcze, że efekt końcowy będzie arcydziełem. Owszem, „Lustrzana Maska” ma wiele ciekawych pomysłów i chwalebnie oryginalną oprawę wizualną, ale tak na dobrą sprawę cały ten film jest pozbawionym wigoru, smętnym widowiskiem.
Kot z ludzką twarzą [Dave McKean „Lustrzana Maska” - recenzja]To, że w projekt osobiście zaangażuje się Neil Gaiman, nie znaczy jeszcze, że efekt końcowy będzie arcydziełem. Owszem, „Lustrzana Maska” ma wiele ciekawych pomysłów i chwalebnie oryginalną oprawę wizualną, ale tak na dobrą sprawę cały ten film jest pozbawionym wigoru, smętnym widowiskiem.
Dave McKean ‹Lustrzana Maska›EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Lustrzana Maska | Tytuł oryginalny | MirrorMask | Dystrybutor | Imperial CinePix | Data premiery | 12 lutego 2008 | Reżyseria | Dave McKean | Zdjęcia | Tony Shearn | Scenariusz | Neil Gaiman, Dave McKean | Obsada | Stephanie Leonidas, Jason Barry, Rob Brydon, Gina McKee, Stephen Fry | Muzyka | Iain Ballamy | Rok produkcji | 2005 | Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania | Czas trwania | 101 min | Gatunek | familijny, fantasy, przygodowy | EAN | 5903570109904 | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Nieustanny postęp w dziedzinie animacji komputerowej powoduje, że co jakiś czas nachodzi któregoś ze znanych grafików chętka nakręcenia hybrydy filmu aktorskiego z animowanym. W 2004 swoich sił z historią osadzoną w wygenerowanej komputerowo rzeczywistości spróbował Enki Bilal, kręcąc „ Immortal – kobietę pułapkę”. Rok później wprowadzenie aktorów w sztuczny świat zaryzykował Dave McKean, reżyserując opartą na scenariuszu Neila Gaimana, z którym od lat współpracuje, „Lustrzaną Maskę”. Jednak z powodu niezbyt wygórowanego budżetu bądź wciąż niedostatecznych możliwości oferowanych przez sztuczną inteligencję, obie produkcje można nazwać artystycznymi porażkami. Nie bez winy są tu zresztą sami graficy, zbyt mocno angażujący się w wizualne dopieszczenie historii – kosztem dbałości o dramaturgię obrazu. W przypadku „Lustrzanej Maski” o przesadną wartkość fabuły nie dbał też zapewne Neil Gaiman, który – tworząc scenariusz – starał się raczej błysnąć nietuzinkowym pomysłem bądź gęstszą warstwą symboliki, niż atrakcyjną, dynamiczną akcją. Jednak nawet mimo zewnętrznej oryginalności „Lustrzana Maska” nosi wyczuwalne piętno moralizatorskiego zacięcia Gaimana, przejawiające się w przerzuceniu bohatera przegranego, niedojrzałego czy niedostosowanego do życia – w krainę ułudy, gdzie w wyniku stawiania czoła przeróżnym przeciwnościom, wykuwa swój charakter i staje się w pełni dojrzałą osobą. Tak jest i tutaj. Bohaterka, córka prowadzącego cyrk małżeństwa, buntuje się, mając dość pracy na arenie i pragnąc normalnego życia, bez występów i mieszkania w przyczepie. Gdy jednak pewnego razu życzy matce rychłego zgonu, a ta w trakcie występu dostaje udaru i trafia do szpitala, przerażona dziewczyna zaczyna izolować się od rodziny i znajomych, obwiniając się o chorobę matki. Formą odreagowania stresu jest nasilona mania rysowania fantastycznych budynków, roślin i stworzeń. Innymi słowy – kreacja wymyślonego świata. I oto pewnej nocy, wychodząc na spacer, dziewczyna przypadkiem trafia do tegoż właśnie świata. Wkrótce okazuje się, że jest tam jedyną osobą zdolną do uratowania równowagi panującej między krainą światłości, a krainą mroku. Musi tylko znaleźć tytułową Lustrzaną Maskę, artefakt o potężnej mocy, zdolny obudzić dobrą królową, a także odesłać dziewczynę do domu. W „Lustrzanej Masce” aż roi się od moralnych porad i czytelnych dla widza przemian wewnętrznych bohaterki, która musi zacząć sobie sama radzić, sama przejawiać inicjatywę, a w końcu sama kształtować swoją rzeczywistość, a nie czekać, aż ktoś inny za nią to zrobi. Mówiąc wprost – musi wydorośleć. Jednocześnie jest to pomysłowo rozpracowana ilustracja ścierania się w psychice bohaterki dwóch tendencji – usłanego cierniami dążenia do dobra i czystości, oraz łatwiejszej drogi negacji świata, prowadzącej w efekcie do samozagłady. Klasyczna kwestia wyboru między dobrem a złem. Szkoda jednak, że spłycona przy tym do – ponoć wynikającego z ludzkiej natury – ciążenia w kierunku dobra, bohaterka bowiem instynktownie opowiada się po „właściwej” stronie i stara się doprowadzić do wybudzenia ze śpiączki królowej światłości (czyli oczekującej operacji matki), dzięki czemu uratuje rozchwianą przez siły zła równowagę świata (i swoją, wewnętrzną). Konszachty ze złem w ogóle nie wchodzą w tej sytuacji w grę, bo – oczywiście – oparte są na przymusie. Królowa mroku symbolizuje tutaj wcześniejsze, dziecięce wyobrażenie matki, jako osoby apodyktycznej i władczej, która w przyszłości doprowadziłaby do wypaczenia psychiki swojej córki (bohaterka może obserwować przez okno niecne uczynki swojego drugiego, mrocznego ja). Cały ten prymitywizm moralny próbuje przykryć rozbuchana strona wizualna filmu, rzeczywiście ciekawa i oryginalna. Zresztą – musiała taka być, skoro wziął się za nią Dave McKean, na co dzień nadający imponującą oprawę graficzną zarówno komiksom Gaimana („Drastyczne przypadki”, „Czarna Orchidea”, „Sygnał do szturmu” oraz okładki do „Sandmana”), jak i jego książkom (ilustracje do „Dnia, w którym wymieniłem tatę na dwie złote rybki”, „ Wilków w ścianach” i „ Koraliny”). Oprócz tego McKean projektuje okładki płyt (m.in. do krążków Alice’a Coopera, Tori Amos, Buckethead, Dream Theater, FearFactory, Paradise Lost, Testamentu, a nawet Michaela Nymana), a także – jako prawdziwy człowiek renesansu – zajmuje się muzykowaniem (jest jazzowym pianistą) i fotografią artystyczną (wydał 4 albumy). Ale o ile pałac królowej światłości, wieża z Bobami, pająki czy gadająca kura są całkiem przyzwoicie zanimowane, o tyle koty i sfinksy (czemuś będące kotami z dodatkiem skrzydeł) mają dość irytująco wklejone – zamiast zwierzęcych pyszczków – ludzkie twarze. Co miało to dać? Upersonifikować kota? Ale po co, skoro fabuła doskonale bez kotów się obywa? Również i inne kreacje są nieco dziwaczne i można się nie raz złapać na podejrzeniu, że grafikowi „już się nie chciało”. Teoretycznie trudno go za to winić, bo budżet filmu był ograniczony, a animację robiła wąska grupa osób zaraz po studiach. Marne to jednak wytłumaczenie dla – na przykład – smętnie stonowanej barwy baśniowego świata. Miast tęczowych kolorów, dominuje tu bowiem brudna sepia. Dlaczego? Odbiór filmu, posiadającego kilka bardzo naładowanych emocjami scen, utrudnia też senna, jękliwa muzyka, powodująca, że budowany z mozołem klimat tonie momentami w koszmarnej po prostu nudzie i wszechogarniającym przygnębieniu. W efekcie „Lustrzana Maska” jest co najwyżej barwną ciekawostką dla młodzieży i – chyba przede wszystkim – zwolenników prozy Gaimana, resztę widzów pozostawiając raczej w zabójczej dla tego filmu obojętności. Natomiast co mógłby z takim pomysłem zrobić dobry reżyser (w tym przypadku dwóch – bracia Pang), doskonale widać na przykładzie późniejszego o rok, tajlandzkiego „Od-rodzenia”, które jest filmem szalenie plastycznym, ale równocześnie posiadającym pazur emocjonującej akcji i odpowiednią dawkę dreszczu emocji. Otwartym pozostaje pytanie, czy to już plagiat, czy jeszcze inspiracja.
|