Pełnometrażowy debiut fabularny Andrieja Tarkowskiego, choć powstał na podstawie scenariusza „podarowanego” artyście, nie był więc jego w pełni samodzielnym dziełem, nosi już jednak znamiona geniuszu reżysera. „Dziecko wojny” to dramatyczna opowieść o dwunastoletnim chłopcu, któremu los odebrał dzieciństwo, w zamian dając tylko nienawiść. Nie bez powodu obraz ten uważany jest dzisiaj – obok „Pokoju przychodzącemu na świat” – za jedno z arcydzieł kina antywojennego.
Demony wojny według Tarkowskiego
[Andriej Tarkowski „Dziecko wojny” - recenzja]
Pełnometrażowy debiut fabularny Andrieja Tarkowskiego, choć powstał na podstawie scenariusza „podarowanego” artyście, nie był więc jego w pełni samodzielnym dziełem, nosi już jednak znamiona geniuszu reżysera. „Dziecko wojny” to dramatyczna opowieść o dwunastoletnim chłopcu, któremu los odebrał dzieciństwo, w zamian dając tylko nienawiść. Nie bez powodu obraz ten uważany jest dzisiaj – obok „Pokoju przychodzącemu na świat” – za jedno z arcydzieł kina antywojennego.
Andriej Tarkowski
‹Dziecko wojny›
Kiedy wybuchła Wielka Wojna Ojczyźniana, Andriej Arsienjewicz Tarkowski miał dziewięć lat. Pochodził z rodziny szlacheckiej (prawdopodobnie o polskich korzeniach, choć artysta nigdy tego oficjalnie nie potwierdził), a jego ojciec Arsienij był uznanym w Kraju Rad poetą. Mimo że opuścił rodzinę, kiedy Andriusza miał zaledwie pięć lat, miał ogromny wpływ na intelektualny rozwój chłopca. Lata 1941-1945 Tarkowski junior spędził – wraz z matką i młodszą siostrą – na przemian w Moskwie i w nadwołżańskim Juriewcu. Po wojnie długo szukał swego miejsca w świecie – imał się różnych prac i zawodów, los pchnął go nawet do syberyjskiej tajgi. Dopiero w połowie lat 50. ubiegłego wieku, kiedy sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikita Chruszczow powoli dojrzewał do zadekretowania końca epoki stalinowskiej, dwudziestodwuletni Andriej rozpoczął – pod czujnym okiem Michaiła Romma – studia reżyserskie we Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii (WGIK). Szczęście miał ogromne; towarzyszące „Odwilży” kilkuletnie otwarcie na kraje Europy Zachodniej i Dalekiego Wschodu zaowocowało sprowadzeniem do ZSRR, choć niekoniecznie z myślą o powszechnej dystrybucji, czołowych dzieł filmowych włoskiego neorealizmu, francuskiej „Nowej Fali”, jak i inspirowanych dokonaniami wybitnych Europejczyków obrazów z dalekiej Japonii. Tarkowski razem ze swoim przyjacielem ze studiów Andriejem Michałkowem-Konczałowskim (prywatnie starszym bratem Nikity Michałkowa) często odbywał wycieczki do podmoskiewskiej miejscowości Biełyje Stołby, gdzie po dziś dzień mieści się siedziba Gosfilmofonda, czyli rosyjskiego odpowiednika polskiej Filmoteki Narodowej. Tam przyszli reżyserzy z prawdziwą namiętnością oddawali się oglądaniu filmów Roberta Bressona, Luisa Bunuela, Ingmara Bergmana, Kenjiego Mizoguchiego oraz Akiry Kurosawy. Uczyli się od najlepszych, a niebawem sami dołączyli do tego zacnego grona.
Pierwszym nakręconym przez Tarkowskiego w czasie studiów filmem – choć jeszcze niesamodzielnie, ale do spółki z Aleksandrem Gordonem i Mariką Biejku – byli krótkometrażowi „Zabójcy” („Ubijcy”, 1956), na podstawie znanego opowiadania Ernesta Hemingwaya. Trzy lata później, już tylko z Gordonem, Andriej Arsienjewicz zrealizował średniometrażowy dramat „Siewodnja uwolnienja nie budiet”, po czym przystąpił do pracy nad swoim filmem dyplomowym – niespełna pięćdziesięciominutowym „Małym marzycielem” („Katok i skripka”, 1960). Scenariusz napisał do spółki z Konczałowskim, za kamerą postawił Wadima Jusowa, a skomponowanie muzyki powierzył Wiaczesławowi Owczynnikowowi – cała trójka będzie zresztą współpracować z Tarkowskim także przy następnych jego obrazach. „Mały marzyciel” spotkał się z bardzo przychylnym przyjęciem, w 1961 roku zdobył nawet Pierwszą Nagrodę na Festiwalu Filmów Studenckich w Nowym Jorku. Po tym niezaprzeczalnym sukcesie przyszła pora, aby udowodnić – względnie potwierdzić – swoją wartość, kręcąc pełnometrażową fabułę. Los sprawił, że dziełem tym stało się, wyprodukowane przez „Mosfilm”, a oparte na jednym z tekstów Władimira Bogomołowa, „Dziecko wojny”. Co ciekawe, pierwotnie to wcale nie Tarkowski miał być jego reżyserem, ale młody – i dzisiaj już całkiem zapomniany – Eduard Abałow. Opowiadanie zatytułowane „Iwan”, które stało się kanwą scenariusza, opublikowane zostało w 1957 roku w czasopiśmie „Znamia” i było literackim debiutem autora. Jak się okazało, nadzwyczaj udanym. Tekst niemal natychmiast przetłumaczono na ponad dwadzieścia języków, pewnego dnia wpadł on również w ręce scenarzysty Michaiła Papawy, który zaadaptował go na potrzeby filmu. Miał on nosić symboliczny tytuł „Drugie życie” („Wtoraja żyzn’”) i kończyć się nad wyraz optymistycznie, co stało w jaskrawej sprzeczności z literackim pierwowzorem. Papawa założył bowiem, że główny bohater opowiadania przeżyje Majdanek i po wojnie wróci do swojej radzieckiej ojczyzny; na dodatek w pociągu na wschód spotka swego przyjaciela z lat wojny, porucznika Galcewa. Na szczęście w porę zareagował Bogomołow i scenarzysta zmienił zakończenie – co prawda, na bardziej pesymistyczne, ale za to znacznie bliższe oryginałowi.
Gotowy już scenariusz, a mówiąc precyzyjniej – jego drugą wersję, oddano w ręce Eduarda Abałowa, który w połowie 1960 roku rozpoczął zdjęcia. Kierownictwo „Mosfilmu” było jednak bardzo niezadowolone z postępów reżysera; bardzo krytycznie oceniono dotychczas nakręcony materiał i w efekcie w październiku nakazano przerwanie prac, a taśmy zniszczono. Tyle że władzom kinematografii żal było zainwestowanych do tej pory pieniędzy, dlatego też podjęły decyzję, aby powierzyć reżyserię innemu twórcy. Operator Wadim Jusow podrzucił nazwisko Tarkowskiego, które zostało zaaprobowane. Długo nie zwlekając, Jusow zabrał ze sobą scenariusz oraz opowiadanie Bogomołowa i pojechał do Andrieja Arsienjewicza. Ten zaś propozycję przyjął, chociaż od razu zaznaczył, że nad tekstem trzeba jeszcze popracować. Jego wkład w ostateczną wersję scenariusza był znaczny (wprowadził na przykład wcześniej nieobecne sekwencje snów tytułowego bohatera), mimo to w napisach początkowych (ani końcowych) filmu nie zostało to uwzględnione. Tarkowski postanowił zmienić także obsadę „Dziecka wojny”. Niezwykle ważną rolę kapitana Cholina chciał powierzyć Włodzimierzowi Wysockiemu, jednak po zdjęciach próbnych rada artystyczna „Mosfilmu” uznała, że Wołodia się nie sprawdził i zablokowała jego udział; ostatecznie w postać tę wcielił się Walentin Zubkow. Z kolei niewielką rólkę jednego z żołnierzy reżyser pierwotnie zarezerwował dla siebie, ale i z tego musiał zrezygnować. Źle się nie stało, ponieważ dzięki temu na ekranie możemy, choć przez chwilę, zobaczyć Andrieja Konczałowskiego. Okres zdjęciowy trwał siedem miesięcy – od 15 czerwca 1961 do 18 stycznia 1962 roku. Ekipa spędziła ten czas w ukraińskim Kaniowie nad Dnieprem (dawnym polskim grodzie kresowym, rozsławionym w pierwszej połowie XIX wieku dzięki poematowi Seweryna Goszczyńskiego „Zamek kaniowski”). Obraz – nakręcony za zaledwie 24 tysiące rubli, czyli połowę wcześniej zaplanowanego budżetu (pozostałą część „zżarł” nieszczęsny Abałow) – gotowy był na Dzień Zwycięstwa, czyli 9 maja 1962 roku. Obejrzał go Nikita Chruszczow i… skrytykował, stwierdzając autorytarnie, że Armia Czerwona w czasie wojny nie wykorzystywała dzieci w taki sposób, w jaki pokazano to w filmie. W efekcie „Dziecko wojny” pokazywane było w bardzo nielicznych kinach, rzadko też pisali o nim krytycy. Sytuacja zmieniła się dopiero, kiedy film odniósł oszałamiający sukces poza granicami Związku Radzieckiego. Dopiero wówczas – a był to już rok 1966 – skierowano go do szerokiej dystrybucji.
Obraz Tarkowskiego zgarnął wiele nagród. Tą najwartościowszą był oczywiście Złoty Lew wywalczony w 1962 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji; poza tym uhonorowano go między innymi na festiwalach i przeglądach w San Francisco, Montrealu, meksykańskim Acapulco oraz – po ośmiu latach od premiery – w Karlowych Warach. W Polsce Ludowej wprowadzono go do kin pod znacznie odbiegającym od oryginału tytułem – zamiast „Dzieciństwo Iwana” („Iwanowo dietstwo”) – „Dziecko wojny”. Oba do najefektowniejszych nie należą, choć trzeba przyznać, że rosyjski jest dużo bliższy fabule. Tytułowy bohater, Iwan Bondariew, to dwunastoletni blondynek, który w nawiedzających go snach marzy o tym, by żyć w spokojnym i szczęśliwym świecie, u boku kochającej matki i rówieśników, z którymi mógłby, jak inne dzieci, biegać po lesie, polu, bawić się na plaży. Niestety, jest to niemożliwe, wojna odebrała mu bowiem wszystko. Matkę i młodszą siostrę zamordowali Niemcy, ojciec – żołnierz wojsk ochrony pogranicza – zginął prawdopodobnie w pierwszych dniach hitlerowskiej agresji, a przynajmniej nie ma o nim ani od niego żadnych wiadomości. Osamotniony Iwan trafił do partyzantki, zdążył dostać się także w ręce nazistów, mówiąc najkrócej – przeżył prawdziwe okropności, które przenigdy nie powinny stać się udziałem dziecka. Wojna skrzywiła też jego psychikę; młody Bondariew w niczym nie przypomina swoich rówieśników czasów pokoju – jego duszą i umysłem zawładnęła nienawiść i żądza zemsty. Jest wprawdzie zbyt mały i słaby, by nosić broń, ale znakomicie radzi sobie jako zwiadowca, docierając tam, dokąd niejednokrotnie nie zdołaliby dotrzeć dorośli wywiadowcy. Nauczył się poruszać cicho jak kot, dla Niemców pozostawał praktycznie nieuchwytny. Naturalnie towarzyszący ludziom w takich sytuacjach strach został u Iwana stłumiony przez uczucie wrogości i agresję, które stały się motorem napędowym jego postępowania, prawdziwym sensem życia.