Wyprawa do jądra jasności [Andriej Tarkowski „Stalker” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Stalker” powszechnie uważany jest za najlepszą filmową adaptację prozy Braci Strugackich. Wcale jednak tak nie musiało być. Dzieło rodziło się bowiem w potwornych bólach, prowadząc do wielu konfliktów pomiędzy osobami bezpośrednio zaangażowanymi w jego powstanie. Obraz okazał się być także ostatnim, jaki Andriej Tarkowski nakręcił w ojczyźnie. Kilka lat później opuścił Związek Radziecki, by na Zachodzie zrealizować jeszcze dwa wspaniałe filmy.
Wyprawa do jądra jasności [Andriej Tarkowski „Stalker” - recenzja]„Stalker” powszechnie uważany jest za najlepszą filmową adaptację prozy Braci Strugackich. Wcale jednak tak nie musiało być. Dzieło rodziło się bowiem w potwornych bólach, prowadząc do wielu konfliktów pomiędzy osobami bezpośrednio zaangażowanymi w jego powstanie. Obraz okazał się być także ostatnim, jaki Andriej Tarkowski nakręcił w ojczyźnie. Kilka lat później opuścił Związek Radziecki, by na Zachodzie zrealizować jeszcze dwa wspaniałe filmy.
Andriej Tarkowski ‹Stalker›Andriej Arsienjewicz Tarkowski nigdy nie należał do ludzi łatwych w kontakcie. Był apodyktyczny, w sztuce nie znosił kompromisów, zawsze starał się postawić na swoim, co niejednokrotnie rodziło konflikty nie tylko z władzami radzieckiej kinematografii, ale również z najbliższymi współpracownikami. W efekcie, choć pracował niemal bez przerwy, w czasie trwającej prawie trzydzieści lat kariery nakręcił tylko siedem pełnometrażowych filmów fabularnych – począwszy od debiutanckiego „ Dziecka wojny” (1962), poprzez „ Andrieja Rublowa” (1966-1969), „ Solaris” (1972), „Zwierciadło” (1974) i „Stalkera” (1979), aż po zrealizowane już na emigracji „Nostalgię” (we Włoszech, 1983) i „Ofiarowanie” (w Szwecji, 1985). Szczęśliwym zrządzeniem, chociaż krzywdzące byłoby przypisywanie tego jedynie ingerencji Losu, ilość przeszła w jakość i dzisiaj praktycznie każdy film rosyjskiego reżysera uznawany jest za arcydzieło. Mimo że, jak kiedyś słusznie zauważył operator Wadim Jusow (pracujący z Andriejem Arsienjewiczem przy wszystkich jego obrazach od etiud studenckich do „Zwierciadła”), „nawet najdoskonalszy film Tarkowskiego nie był doskonały”. Co należy tłumaczyć sobie w ten sposób, że praktycznie po każdej premierze można było znaleźć powód, by poddać autora mniej lub bardziej zasłużonej krytyce. Niełatwe były też drogi, jakie jego filmy musiały przejść, aby trafić na ekrany. „Dziecko wojny” czekało na wprowadzenie do dystrybucji cztery lata, „Andriej Rublow” – pięć. A kiedy już wyrażono zgodę na publiczną prezentację tych dzieł, jednocześnie robiono wszystko, by maksymalnie ograniczyć krąg widzów (pokazywano je bądź w godzinach przedpołudniowych, bądź w bardzo ograniczonej liczbie kin, rzadko decydowano się na wysyłanie kopii poza Moskwę). Artysta pracujący w takich warunkach poddany był nieustannemu ogromnemu stresowi, nic więc dziwnego, że w którymś momencie – właśnie podczas kręcenia „Stalkera” – nie wytrzymało serce Andrieja Arsienjewicza.  „Piknik na skraju drogi” – powieść Braci Strugackich, która tak bardzo przypadła do gustu Tarkowskiemu, że postanowił przenieść ją na ekran – ukazała się w 1972 roku. Dwa lata później reżyser, który pierwotnie przymierzał się do adaptacji „Hotelu pod Poległym Alpinistą” (1970), skontaktował się z jej autorami, jednocześnie proponując im napisanie scenariusza. Zgoda Arkadija i Borysa Natanowiczów to był jednak dopiero pierwszy, wcale nie najtrudniejszy krok; przede wszystkim projekt musiał zyskać akceptację władz kinematografii, a ta nadeszła dopiero w lutym 1976. Miesiąc później Strugaccy przedstawili Andriejowi Arsienjewiczowi trzecią już wersję scenariusza. Pisarze cierpliwie wprowadzali kolejne, żądane przez reżysera zmiany, mieli bowiem – jak sami twierdzili – pełną świadomość tego, że dane im jest współpracować z geniuszem; tym samym należy zrobić wszystko, aby spełnić jego prośby. Zdjęcia rozpoczęły się w studiach „Mosfilmu” 15 lutego 1977 roku. Film miał nosić tytuł „Maszyna żełanij”, a jego główny bohater Allan przypominał jeszcze powieściowego Reda Shoeharta. Kilka miesięcy później, w lipcu, zdjęcia zakończono, po czym miesiąc później doszło do pierwszego nieszczęścia. Ponad połowa taśmy – 6 z 10 tysięcy metrów – została uszkodzona podczas obróbki w studiu. Zaczęły się wzajemne oskarżenia i niesnaski. Operator Gieorgij Rerberg zarzucał niedopatrzenia reżyserowi. I na odwrót. Ostatecznie obaj panowie rozstali się w niezbyt przyjaznej atmosferze. Dzisiaj trudno orzec, po której stronie leżała wina, ale pojawiające się od czasu do czasu relacje, że to Andriejowi Arsienjewiczowi mogło zależeć na zniszczeniu taśmy, ponieważ nie był on zadowolony z jakości artystycznej filmu, wcale nie brzmią nieprawdopodobnie. W każdym razie, mimo nieprzewidzianych kłopotów, Tarkowski wiedział już wtedy, że będzie mógł kontynuować pracę nad swoim dziełem. Skąd ta pewność? Gdy w lipcu 1977 roku kończył zdjęcia, okazało się, że znacznie przekroczony został budżet. Reżyser poprosił więc Goskino o dofinansowanie i otrzymał je, ale pod warunkiem, że powstaną dwie części. Sytuacja wyglądała zatem tak: Znalazły się dodatkowe pieniądze, za które można było rozpocząć od nowa realizację „Stalkera”, ale jednocześnie należało tak gospodarować środkami, by starczyło ich tym razem na skręcenie obrazu trwającego co najmniej dwie i pół (a maksymalnie do trzech) godziny.  Tarkowski nie zwlekał; zebrał nową ekipę techniczną (operatorem został Leonid Kałasznikow) i we wrześniu 1977 roku wznowił produkcję. Szybko jednak nadeszła zima i zdjęcia znów trzeba było na kilka miesięcy przerwać; zaśnieżone krajobrazy nijak bowiem nie pasowały do reżyserskiej koncepcji Strefy (Zony). W tym czasie Strugaccy pracowali nad kolejnymi wariantami scenariusza, powstał już ósmy czy dziewiąty; jak się okazało, jeszcze nie ostatni. W kwietniu następnego roku Andriej Arsienjewicz przeżył zawał serca, po krótkiej rekonwalescencji zdecydował się kontynuować pracę nad filmem. Tyle że po raz kolejny zmienił koncepcję, niemal wszystko stawiając na głowie. Przede wszystkim „odświeżył” postać głównego bohatera, pozbawiając go jednocześnie imienia. Z cwaniaka i aferzysty Stalker stał się jurodiwym, czyli typowym dla staroruskiej tradycji Bożym szaleńcem, obłąkanym ascetą, na poły świętym, na poły opętańcem. Zdjęcia plenerowe kręcono od lipca do grudnia 1978 roku, głównie w Estonii (oraz częściowo w okolicach Leningradu). Ekipa – z kolejnym, trzecim już operatorem, Aleksandrem Kniażynskim – zainstalowała się w Tallinie i Maardu oraz nad rzekami Jägalą i Piritą, mocno zresztą skażoną przez znajdującą się nieopodal fabrykę celulozy. Chyba nieprzypadkowo wielu twórców filmu – w tym sam Tarkowski i Anatolij Sołonicyn (odtwórca postaci Pisarza) – umarli kilka lat później na choroby nowotworowe. Prapremierowy pokaz dla oficjeli z „Mosfilmu” miał miejsce 25 maja 1979 roku, szarym widzom zdecydowano się pokazać obraz Andrieja Arsienjewicza dopiero dwanaście miesięcy później, na dodatek tylko w trzech stołecznych kinach. Różnice w porównaniu z książką były znaczące; do tego stopnia, że „Piknik na skraju drogi” i „Stalker” to w zasadzie dwa niezależne dzieła. Co pozostało w filmie? Wykreowana przez Arkadija i Borysa Natanowiczów wizja Strefy oraz pojęcie stalkera. Intuicja po raz kolejny nie zawiodła Tarkowskiego. Nagrody jury na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes, krytyków w Trieście czy też FIPRESCI w Madrycie są bezsprzecznym dowodem na artystyczną wartość tej bardzo nietypowej i odległej od literackiego pierwowzoru ekranizacji powieści Braci Strugackich, pod którą zresztą autorzy z dumą się podpisali.  Akcja filmu rozgrywa się w nienazwanym europejskim kraju. Główni bohaterowie nie mają imion, poznajemy tylko ich pseudonimy, które pochodzą od wykonywanych zawodów. Stalker, mający na koncie pięcioletnią odsiadkę, a na utrzymaniu żonę i chorą córkę, mimo zakazu władz, trudni się przemytem osób do tak zwanej Strefy. Pojawiła się ona przed dwudziestu laty. Nie wiadomo, czy w wyniku uderzenia meteorytu, czy też – jak twierdzą okoliczni mieszkańcy – mogło tam dojść do przypadkowej, nieplanowanej wizyty kosmitów. W każdym razie wysłani na miejsce zdarzenia żołnierze nie powrócili. Nie chcąc ryzykować życiem kolejnych ludzi, cały podejrzany obszar otoczono kordonem i odcięto od reszty świata. Ciekawość nie zna jednak granic. Natychmiast pojawiły się więc osoby, które gotowe były postawić na szali swoje życie, byle tylko odkryć, co wydarzyło się i wciąż się dzieje za ogrodzeniem z kolczastego drutu. Tak narodzili się stalkerzy, szaleńczo odważni przemytnicy, gotowi za odpowiednie wynagrodzenie przeprowadzać w obie strony chętnych do przyjrzenia się temu miejscu na własne oczy. To piekielne niebezpieczne zajęcie, ale i wrażenia z takich wizyt są niezapomniane. Strefa fascynuje ich i uzależnia; jawi im się światem urządzonym na własnych warunkach, wyspą nadziei i wiary na ogromnym oceanie beznadziejności i niewiary. Tarkowski wyraźnie podkreśla tę różnicę kolorystyką zdjęć. Świat realny przedstawiony został bowiem w odpychającej, czarno-białej tonacji; Strefa natomiast jest kolorowa, skrzy się zielenią, choć wciąż jeszcze potrafi być zabójczo niebezpieczna dla tych, którzy nie znają bądź nie akceptują narzuconych przez nią reguł gry. Dla Stalkera, który spędził w niej sporo czasu, wciąż pozostaje wielką niewiadomą i wyzwaniem. Z jednej strony – cudem nad cudami, z drugiej jednak – złożonym systemem śmiertelnych pułapek. Na pewno zaś żywo reagującym organizmem, kto wie, może nawet inkarnacją Boga na Ziemi.
|
Król jest nagi. To rozwlekły gniot trudny do oglądania.
Miś na miarę możliwości radzieckiego kina i potrzeb finansowych jego twórców.
80% - dobry żart.