Ciastko z dziurką [Brad Anderson „Kolej transsyberyjska” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Poprzedni film Brada Andersona, „Mechanik”, przyszpilił mnie do kinowego fotela swoją duszną, mroczną atmosferą bezsennej nocy, piętrzącymi się zagadkami i kompletnie niespodziewanym zakończeniem. Trudno powiedzieć, czy tego samego spodziewałam się po „Transsiberian”, bo już z opisu wynikało, że to zupełnie inny film – rozległa Syberia zamiast klaustrofobicznego nocnego miasta, folklor, liczni statyści – ale z pewnością liczyłam na dobre, ambitne i ciekawe kino. I jeśli nawet zawiodłam się odrobinę na środkowym elemencie, reszta w pełni mi to zrekompensowała.
Ciastko z dziurką [Brad Anderson „Kolej transsyberyjska” - recenzja]Poprzedni film Brada Andersona, „Mechanik”, przyszpilił mnie do kinowego fotela swoją duszną, mroczną atmosferą bezsennej nocy, piętrzącymi się zagadkami i kompletnie niespodziewanym zakończeniem. Trudno powiedzieć, czy tego samego spodziewałam się po „Transsiberian”, bo już z opisu wynikało, że to zupełnie inny film – rozległa Syberia zamiast klaustrofobicznego nocnego miasta, folklor, liczni statyści – ale z pewnością liczyłam na dobre, ambitne i ciekawe kino. I jeśli nawet zawiodłam się odrobinę na środkowym elemencie, reszta w pełni mi to zrekompensowała.
Brad Anderson ‹Kolej transsyberyjska›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Kolej transsyberyjska | Tytuł oryginalny | Transsiberian | Reżyseria | Brad Anderson | Zdjęcia | Xavi Giménez | Scenariusz | Brad Anderson, Will Conroy | Obsada | Woody Harrelson, Emily Mortimer, Ben Kingsley, Kate Mara, Eduardo Noriega, Thomas Kretschmann | Muzyka | Alfonso Vilallonga | Rok produkcji | 2008 | Kraj produkcji | Hiszpania, Litwa, Niemcy, Wielka Brytania | Czas trwania | 111 min | WWW | Strona | Gatunek | thriller | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Roy i Jessie biorą udział w charytatywnej imprezie w Chinach. Po jej zakończeniu, zamiast wsiąść w samolot, postanawiają przejechać się do Moskwy koleją transsyberyjską. To pomysł Roya, dobrze wpasowującego się w europejski stereotyp typowego Amerykanina: naiwnego ignoranta o gołębim sercu, traktującego nauki swego Kościoła jako panaceum na wszystkie problemy świata (w tej nietypowej dla siebie roli zaskakująco wiarygodny Woody Harrelson). W odróżnieniu od zamkniętej Jessie (Emily Mortimer), Roy szybko nawiązuje znajomości. Pech w tym, że towarzysze poznani w podróży nie są tak niewinni jak on. Jak to w thrillerach bywa, sielska przejażdżka pełną pijanych Polaków (sic!) koleją zostaje przerwana przez niespodziewane wydarzenie, wskutek którego bohaterowie lądują na metaforycznej bocznicy, gdzie ochronny płaszcz amerykańskiego paszportu przestaje działać, w gąszczu niezrozumiałych wydarzeń i krzyczących w obcym języku ludzi. Nowatorskie to nie jest (rzec by można – mieszanka „Kalifornii” z „Gułagiem”), ale wykonane po mistrzowsku. Na uwagę zasługuje sama atmosfera, w której wyobcowanie bohaterów potęguje nieznajomość języka i realiów. W pociągu, w którym odgrodzona barierą niezrozumienia prowadnica (szefowa wagonu) szpieguje ją wzrokiem, Jessie jest równie odizolowana od świata jak wtedy, gdy samotnie błądzi po tajdze. Rosyjskie klimaty oddane są w sposób naprawdę wiarygodny, aż nie chce się wierzyć, że robił to Amerykanin – ale jaki Amerykanin: nie dość że rusycysta, to jeszcze od lat związany zawodowo z Europą, bo „Mechanika” nakręcił w Hiszpanii, a ten film to koprodukcja brytyjsko-hiszpańsko-niemiecko-litewska. Waląca w drzwi ubikacji prowadnica, nieotwierajace (lub niezamykające) się okna i handel na stacjach znane są chyba każdemu, kto kiedykolwiek jechał dalekobieżną koleją w krajach byłej ZSRR, a kwintesencję spuścizny umysłowej po poprzednim systemie podsumowuje scena, w której skarżącym się na nieczynną toaletę podróżnym prowadnica nalewa szklankę wrzątku/herbaty i nieznoszącym sprzeciwu tonem każe pić (jak się nie ma, co się lubi…). Zdjęcia bardzo dobrze wydobywają zarówno poczucie osaczenia w wąskiej przestrzeni pociągu, jak i – te robione z góry – ogrom otaczającego bezludzia. Prowadzenie kamery i późniejszy montaż bardzo się przysłużyły twistom, których w filmie jest kilka – nie za dużo, nie za mało – ale za to mocnych (szczególne wrażenie robi wycieczka do wagonu restauracyjnego). Kilka scen film jakby czerpie z thrillera klasy B – tak można odebrać histeryczne reakcje Jessie, bardziej rodem z teatru niż z porządnego kina, w którym człowiek w obliczu dziwnych i strasznych wydarzeń raczej popada w otumanienie, niż krzyczy, szlocha i drze szaty. Jest też parę gagów puszczających oko do Tarantino i dających do zrozumienia, że reżyser po trosze bawi się konwencją. Dość wyraźnie i trójwymiarowo jak na thriller odmalowani są bohaterowie – cicha, powściągliwa Jessie, ze wszystkich sił starająca się sprostać roli żony nieskazitelnego Roya, lecz nosząca w sobie mroczną przeszłość, i on sam – niby tak prostoduszny, że na usta ciśnie się słowo „obłudnik”, a jednak w ostatecznym rozrachunku nie tylko wspaniałomyślny wobec słabości żony (i własnych?), ale i gotów zabić w jej (i swojej?) obronie. Być może zatem nie mówi prawdy, asekurując się, że sam nie wie, co oznacza wygłoszona przezeń maksyma o tym, że należy patrzeć na ciastko, a nie na dziurkę w nim. Roy bowiem jest idealnym przykładem na zastosowanie tej maksymy zarówno w stosunku do siebie, jak i do innych: dopóki dziura doszczętnie nie pożarła ciastka, dopóki został z niego choćby najcieńszy pasek, Roy skupia się wyłącznie na nim. Wiedział o przeszłości Jessie, gdy się z nią żenił, lecz postanowił tę wiedzę zignorować, podobnie jak postanawia ignorować to, czego dowiedział się na temat jej udziału w historii, w którą został wplątany. To było jak gra, której reguły zmuszają grającego do postępowania inaczej, niż ma w zwyczaju, lecz kiedy przestaje grać, natychmiast wychodzi z roli i marzy o gorącej kąpieli i wygodnym łóżku w moskiewskim hotelu. Na pewnym głębszym poziomie postępuje jednak tak samo w grze i w życiu: kieruje się instynktem samozachowawczym, wyrzucając ze swojej przestrzeni wszystko, czego nie może zmienić albo co zagraża jego spokojowi. W grze zostawia cierpiącą Abby na pastwę oprawców, by uciekać z Jessie; w odzyskanym życiu zwyczajnie nie znajduje dla niej miejsca. Jessie to całkiem inna bajka: maksymie o ciastku przeciwstawia powiedzenie „zabij moje demony, a moje anioły umrą wraz z nimi”. Zamiast krążyć po obwodzie obwarzanka, śmiało zagląda w czarną dziurę pośrodku. Jest bardziej ludzka od nieczułego Roya w dobrym i złym sensie: lituje się nad Abby, nie chce jej zostawić w biedzie, ale przecież dobrze wiemy, że popychają ją do tego wyrzuty sumienia. Ciekawe kreacje stworzyli także aktorzy drugoplanowi: znany z „Otwórz oczy” Eduardo Noriega jako Carlos, a przede wszystkim Ben Kingsley jako inspektor Grinko. Nieco mniej wyeksponowana Kate Mara jako bladolica Abby również nie szkodzi filmowi. Lepiej jednak zapamiętamy kontrast osobowości dwojga głównych bohaterów, dobrze odzwierciedlone realia, ogólną atmosferę filmu, kilka zapadających w pamięć ujęć (choćby tych z wycieczki z Carlosem w tajgę) i garść pomysłowych zwrotów akcji. Ogólnie rzecz biorąc, w dziele Andersona znacznie więcej jest ciastka niż dziurki i nawet jeśli w pierwszej chwili wydaje się ono mniej ekscytujące niż poprzedni film tego reżysera, to jednak po namyśle można w nim odkryć dużo więcej niż tylko kolejny dobrze nakręcony thriller.
|
Bardzo fajna recenzja. Sam film ciekawy, chociaż bez rewelacji. Widać odpał reżysera na punkcie rosyjskości, już "Mechanik" był wariacją na temat "Zbrodni i kary" Dostojewskiego.