Bliżej
(Closer)
Mike Nichols
‹Bliżej›
Opis dystrybutora
Czwórka bohaterów dramatu to ludzie wypaleni i nie umiejący się spełnić w miłości; emocjonalni rozbitkowie, którzy szukają zapomnienia w powierzchownych związkach, szybkim seksie i Internecie.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [9]
Ci, którzy mówią, że "Bliżej" czegoś brakuje, mają oczywiście rację - rozmyślnie każdej z historii brakuje środka, bo dokładnie tak zaplanował to autor sztuki. Konstrukcja tej opowieści polega na tym, że oglądamy wyłącznie początki i zakończenia związków i relacji (nie tylko pomiędzy kochankami, ale i konkurentami). Czyli film mówi o tych momentach, w których uczucia jako takie albo już, albo jeszcze nie mają znaczenia - znaczenie ma pożądanie/odrzucenie (w relacjach mężczyzna-kobieta), albo rywalizacja (w relacjach między konkurentami). I w rozegraniu tych zagadnień film jest mistrzowski. Absolutnie celnie ujmuje motywy, podteksty, zagrywki. Dialog tnie jak nóż, a aktorstwo Owena, czy Portman świetnie ujmuje oderwanie postaci od wszystkiego co romantyczne i miłosno-uczuciowe, przy jednoczesnej świadomości, że czas na miłość przychodzi dopiero po zwycięstwie w męsko-damskiej próbie sił. Gdybym miał szukać analogii w kinie, powiedziałbym, że jest to 21-wieczna wersja... "Dziewięciu i pół tygodnia", ale dla widzów, dla których w tamtym filmie ważniejsze były wyrachowane manipulacje emocjami niż erotyka.
Film o nieprawdopodobnie płytkich egoistach, nieszczęśliwych tylko przez własną głupotę i samouwielbienie. Cóż, ponoć to film o ludziach XXI wieku, choć moja niezachwiana wiara w bliźnich każe mi wątpić, czy prezentowany tu kwartet pustaków może być reprezentatywny dla całego pokolenia – w całym moim życiu spotkałem takich osób może sztuk dwie. Z pewnością warto bliżej zapoznać się z „Bliżej” – zdjęcia są wyśmienite, od fenomenalnych Portman i Owena trudno oderwać wzrok, a dialogi to absolutne mistrzostwo świata – tylko szkoda, że polubić nie sposób.
Zachwycają dialogi, czwórka aktorów daje popis swoich umiejętności (choć rzeczywiście mniej doświadczona para – Owen i Portman – wypada zauważalnie lepiej od Lawa i Roberts), a Mike Nichols poradził sobie z teatralnością scenariusza. Jednak mimo niewątpliwych plusów czegoś mi w "Bliżej" zabrakło – film jest zbyt zimny. Niby opowiada o wielkich emocjach, smutku, zdradzie, ale postacie są zbyt wybiórczo zarysowane, aby je zrozumieć i przejąć się ich losami. Od początku poznajemy je jako inteligentnych, wyrafinowanych graczy, którzy są rozchwiani emocjonalnie i nie do końca wiedzą, czego pragną. Brak im tego, na co mogli liczyć bohaterowie "Godzin" czy "Między słowami" – zrozumienia ze strony widzów.
KS – Kamila Sławińska [7]
Nichols zna się na ludzkich emocjach i umie o nich opowiadać, ale tu nie do końca wyszło mu pokazanie międzyludzkich napięć, które w Closer są najważniejszym motorem działań bohaterów. Film o pożądaniu i seksie, w którym nie ma ani jednej łóżkowej sceny – i o samotności, mimo, że bohaterowie żyją w stałych związkach. Dobrze obsadzone wszystkie role; co ciekawe, świetny Owen i niesłychanie dojrzała w tej roli Portman wypadają bez porównania lepiej i bardziej wyraziście od pary oskarowych faworytów – zimnej jak ryba Roberts i mydłkowatego Law’a. Znakomite dialogi, zdradzające teatralny rodowód, ale w ustach bohaterów brzmiące całkiem naturalnie. Znakomita oprawa - piękne zdjęcia Stephena Goldblatta, pomysłowe zabiegi edycyjne (między kolejnymi ujęciami mijają niekiedy całe lata!)... a jednak czegoś tu brak.
KW – Konrad Wągrowski [8]
Przyznam się, że przepadam za anglosaskimi sztukami teatralnymi o małżeńskich konfliktach, a "Kto się boi Virginii Woolf" jest matką nich wszystkich. W przypadku "Bliżej" mamy oczywiste analogie - rozgrywkę pomiędzy czworgiem ludzi i Mike'a Nichollsa za kamerą. Ale są też duże różnice. To nie jest opowieść o przegranym życiu, lecz historia o jego przegrywaniu. O tym w jaki sposób ludzie nowocześni, młodzi i atrakcyjni niszczą samych siebie, nie mogąc kontolować swych uczuć, pragnień i pożądań. I o tym jak owe uczucia i porządania triumfują nad logiką i zdrowym rozsądkiem. Film nie ukrywa teatralnego rodowodu, właściwie można sobie w jego trakcie wyobrażać, jak wyglądałoby wszystko na scenicznej inscenizacji, ale nie jest to wada, lecz raczej interesujący chwyt formalny, podkreślający emocjonalnie całą historię, bo koncentruje się na scenach przełomowych. Rewelacyjny Clive Owen, wspaniała Natalie Portman, dobry Jude Law, przyzwoita Julia Roberts. Polecam wszystkim, którzy lubią rozdzieranie w filmie uczuć na strzępy.