Człowiek ringu
(Cinderella Man)
Ron Howard
‹Człowiek ringu›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Człowiek ringu |
Tytuł oryginalny | Cinderella Man |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 9 września 2005 |
Reżyseria | Ron Howard |
Zdjęcia | Salvatore Totino |
Scenariusz | Akiva Goldsman, Cliff Hollingsworth |
Obsada | Russell Crowe, Renée Zellweger, Connor Price, Boyd Banks, Craig Bierko, Paddy Considine, Paul Giamatti, Bruce McGill, Rance Howard, Fulvio Cecere, Clint Howard |
Muzyka | Thomas Newman |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 144 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Jest to opowieść zainspirowana losami legendarnego sportowca Jima Braddocka - boksera, który porzucił ring, by pomóc swej rodzinie podczas Wielkiego Kryzysu. Gdy znów otrzymał szansę uczestniczenia w walce, niespodziewanie wygrał z jednym z najlepszych bokserów tamtych czasów Maksem Baerem, który na ringu zabił dwóch mężczyzn. Braddock pokonał go w 1935 roku.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [5]
Doskonale wypolerowana hollywoodzka robota ze świetnym aktorstwem, zdjęciami, muzyką itd. Jak to u Howarda, emocjonalnego szantażu jest mnóstwo i zamiast poruszać żenuje on w kilku miejscach tak jak zwykle. Ale tym razem mam wrażenie, że udało mu się jednak pokonać własną słabość. W drugiej połowie filmu, choć dokładnie wiadomo co się wydarzy i jak przebiegnie walka, dzięki Russelowi Crowe i świetnie nakręconym scenom pięściarskim siedziałem w kinie w napięciu i z autentycznym wzruszeniem czekałem na znany wynik. W sumie więc miłe zaskoczenie, choć sam film w całości oceniam jako przeciętny.
To prawda, jest to solidnie nakręcone i zagrane, ale po „Huraganie”, „Alim” i przede wszystkim „Million Dollar Baby” jest to też cofnięcie do czasów „Rocky’ego”. I niestety bez Mistera T, a z Bridget Jones w zanadrzu.
KS – Kamila Sławińska [5]
Typowy Ron Howard - co oznacza, że niechybnie zdechłabym z przesłodzenia, gdyby nie Paul Giamatti, który urzekł mnie w nietypowej dla siebie roli. Ten niebywale zdolny, a ciągle nie do końca doceniany aktor gra twardego i mocno stojącego na ziemi trenera bokserskiego, a nie jakiegoś tam rozmemłanego neurotyka – i wychodzi mu to dużo lepiej i bardziej przekonująco niż Russelowi boksowanie, gdyby mnie ktoś pytał. Niby pięknie zrealizowany i dobrze zagrany film, i poza tym jest wzruszająco, męska walka, rodzinne uczucia – ale cała ta opowieść ma posmak typowego dla filmów Howarda fałszu. Fałszu, jaki pojawić się może tylko u reżysera, dla którego żadna prawdziwa historia nie jest dość inspirująca: każda trzeba dosłodzić, udekorować lukrem, dołożyć emocjonalnych pustych kalorii. Dziękuję, ja nie słodzę.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Prosta historia o sukcesie, upadku i powstaniu, czyli standard. Poziom wyżej nad przeciętność wynosi ją jak zwykle znakomity Russel Crowe i Paul Giamatti (bez nich byłoby 6), a także solidny realizm walk bokserskich. Szkoda jednak, że Howard nie spróbował zaryzykować w ani jednym elemencie filmowej materii - wszystko to wyjęte ze sprawdzonych wzorców. I choć emocjonalnie angażuje, finałowa walka, pomimo oczywistości jej wyniku dla każdego widza, trzyma w napięciu, to jednak jest to najsłabszy film z Crowem od czasu "Szybkich i martwych".