Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

King Kong

Peter Jackson
‹King Kong›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKing Kong
Dystrybutor UIP
Data premiery14 grudnia 2005
ReżyseriaPeter Jackson
ZdjęciaAndrew Lesnie
Scenariusz
ObsadaNaomi Watts, Jack Black, Adrien Brody, Andy Serkis, Jamie Bell, Thomas Kretschmann, Colin Hanks
MuzykaJames Newton Howard
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiNowa Zelandia, USA
WWW
Gatunekprzygodowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Carl Denham, showman i producent filmowy, chwyta wielką małpę na jej rodzinnej wyspie i wiezie ją do Nowego Jorku, gdzie pokazywana będzie ku uciesze gawiedzi.
Inne wydania




Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      

Filmy – Publicystyka      



Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski ‹Zgryźliwi prorocy: Edycja 2, styczeń 2006›

Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski ‹Zgryźliwi prorocy: Edycja 1, grudzień 2005›

Utwory powiązane
Filmy (14)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [8.57]

MC – Michał Chaciński [7]
Jackson sprytnie wybrnął z sytuacji, która wydawała mi się kiepska - z projektu od lat ukochanego przez rezysera. Wiadomo z doświadczenia, że takie filmy okazują się zwykle knotami. A tymczasem okazało się, że Jackson miał pomysł i dystans - nakręcił połączenie Parku Jurajskiego z romansem i dał jeszcze radę wcisnąć parę żartów m.in. z Titanica. Największe zaskoczenie: Kong jest prawdziwą postacią, a nie gadzetem. Jasne, że można wybrzydzać na nielogiczności, czy niedoróbki (łopatologia z Conradem, brak chemii między Brodym i Watts), ale jakoś mi się nie chce, bo dostałem po prostu dobre kino rozrywkowe, do którego wrócę jeszcze kilka razy na DVD. Choć może nie w całości.

PD – Piotr Dobry [8]
Przyznam szczerze, że nie wierzyłem w ten projekt, a tymczasem Jackson zaskoczył mnie odwagą, z jaką podszedł do ukochanego klasyka, a konkretnie tym, jak dalece posunął się w wystylizowaniu swojej wersji na lata 30. Melodramatyzm wielu scen, egzaltowane aktorstwo, nachalna muzyka, nieskomplikowany humor, ulgowo potraktowany realizm – niedzielny widz może nie chwycić konwencji i marudzić, że komuś tu się pomyliły epoki, ale prawdziwy miłośnik kina doceni i przez większą część seansu będzie zachwycony. Przez większą część, bo jednak po 15 minut z pierwszej i ostatniej godziny można by śmiało wyciąć bez szkody dla filmu. Na szczęście pomiędzy nieco przydługim jak w „Drużynie Pierścienia” wstępem, a nieco przeciągniętym jak w „Powrocie Króla” zakończeniem, jest rewelacyjny jak… zawsze u Jacksona środek. A w nim trzy najbardziej imponujące fragmenty – Kong broniący Ann Darrow przed tyranozaurami, Ann w samodzielnym show przed Kongiem i owady-giganty atakujące ekipę Driscolla. No i rzecz najistotniejsza – chemia między niewinną blondynką a wielką małpą o smutnym, wzruszającym spojrzeniu, jest tak autentyczna, że chwilami zupełnie się zapomina, że ta małpa to tylko cyfrowy twór Weta Digital przy pomocy Andy’ego Serkisa. Po prostu czysta magia. No, prawie czysta magia z domieszką dwustu milionów dolarów.

WO – Wojciech Orliński [7]
Nawet i fajnie się to oglądało, ale miałem jednak uczucie straty czasu i pieniędzy. Że niby film o filmie, że niby King Kong ma uczucia i nam go szkoda, że hołd dla klasyki... no fajnie, fajnie, ale to już wszystko było. Wolałbym, żeby Jackson wyszarpał od spadkobierców prawa do ekranizacji Hobbita, niż zabierał się tym razem za remake, dajmy na to, "Przeminęło z wiatrem", znowu oczywiście z hołdem i wyczuciem, ale znowu nie wiadomo po co.

KS – Kamila Sławińska [10]
Miałam sporo obaw, jak to wyjdzie - a tu taka miła niespodzianka! Nowy King Kong ma ten sam niesamowity, epicki rozmach, co Lord of the Rings - za to więcej niż Trylogia humoru, więcej ponadczasowego przesłania i mniej Orlando Blooma (uff!). Nie dość, że między cyfrową małpą a żywą blondyną jest prawdziwa chemia, a scenariusz jest emocjonujący i pięknie zrealizowany, to jeszcze Jackson pysznie korzysta z pastiszowego potencjału, jaki daje remake, raz po raz mrugając do widza, który (podobnie jak on sam) na pamięć zna wersje z 1933 roku. Poza wszystkim innym - film jest o tym, o czym ten największy kinowy melodramat być powinien (o tym, jak to kobiece piękno robi z samców szaleńców) - ale i o tym, o czym powinien być niegłupi film w XXI wieku (czyli o tym, jak natura i kultura nie potrafią żyć obok siebie). To tylko wystarczyłoby, żeby mnie w pełni usatysfakcjonować - a tu w dodatku bodaj najlepszy filmowy (makietowy) Nowy Jork, jaki widziałam - z szerokimi, bezkresnymi ulicami, wiaduktami El Train, szyldami, zdumiewająco pokrywającymi się z historyczną dokumentacją Miasta z lat 30... tego właśnie oczekuję od wysokobudżetowego kina - wizji i dbałości o detal. Dwieście procent normy.

BS – Bartosz Sztybor [9]
"King Kong" idealnie pokazuje, w jakim stopniu Jackson był ograniczany podczas kręcenia "Władcy Pierścieni". Po pierwsze, widać to w obrazie, bo w historii o mitycznej małpie reżyser częściej bawi się ekspozycją, a w trylogii kombinował z przesłoną i migawką tylko przy "narodzinach" Uruk-hai i późniejszej śmierci Boromira. Po drugie, istotną zmianę da się zaobserwować w samej treści. Jest tutaj miejsce na wyolbrzymione charaktery i specyficzny humor (czasami śmieszący brakiem śmieszności), który stawia "King Konga" bliżej takiej "Martwicy mózgu" niż wspomnianego "Władcy...". Czuć więc siłę pasji tworzenia, a nie ślepe zapatrzenie w swoje możliwości. Jackson poradził sobie idealnie z tym potencjalnie mało odkrywczym filmem. Wydawałoby się, że kompletnie niedobrana obsada zawali cały projekt, ale stało się zupełnie inaczej. Jack Black jest takim kapitanem Ahabem, którego chcielibyśmy nienawidzić, ale umiemy mu tylko współczuć. Naomi Watts wygląda pięknie, krzyczy wyśmienicie, a gra z idealnie tu pasującą manierą Virginii Cherrill w roli niewidomej kwiaciarki ze "Świateł wielkiego miasta". A Brody to raczej sam kosmopolityczny Joseph Conrad niż Marlow z cytowanego "Jądra ciemności". No i wielki Król Kong, od którego nie można oderwać wzroku. Sposób, w jaki się porusza, walczy i obdarza uczuciem Ann Darrow, jest po prostu doskonały. Nie pomyślałbym wcześniej, że wielka małpa może być w przeciągu kilku minut śmieszna, wzruszająca, a momentami nawet przerażająca. Oprócz tego, bardzo sympatyczna jest muzyka, która mocniejszym werblem puentuje jakiś żart czy uzupełnia treść. Inteligentne są nawiązania do klasycznej wersji, z których najlepszy jest chyba dialog między Hanksem a Blackiem o niejakiej Fay kręcącej dla RKO. No i wizualnie jest przepięknie, chociaż Weta Digital nadal nie potrafi nakładać żywych postaci na wirtualne tło. Ale takie małe potknięcie to nic, jeśli obcujemy z największym widowiskiem 2005 roku.

KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [10]
To lubię. Jackson w dalszym ciągu pięknie robi swoje. Kręci takie filmy w jakie się zatapiam bez żadnych obiekcji czy wątpliwości. Korzysta ze wszystkich klasycznych form narracji i najnowszych sztuczek technicznych i efekt zsuwa buty. Przynajmniej mi, a luźnych nie mam. Ciekawe co zagra u niego Serkis następnym razem?

KW – Konrad Wągrowski [9]
Peter Jackson chciał dać widzom to, co dali im niegdyś Cooper i Shoedsack. Chciał pokazać magię kina i zachwycić całkiem oderwaną od rzeczywistości, eskapistyczną, fascynującą historią. I to się udało, bo Jackson wielkim reżyserem jest. Wziął trzon kiczowatej fabuły prosto z wersji z 1933 roku i potraktował go serio. Dowcipnie nawiązał do realiów nie tylko filmowych tamtych czasów. Przez rozbudowaną sekwencję wstępną wzbogacił postaci głównych bohaterów (ale oczywiście bez psychologicznej przesady - w końcu to kino rozrywkowe), zwłaszcza Ann, która jest nieco smutniejsza i prawdziwsza niż w pierwowzorze i Denhama, który w świetnej kreacji Jacka Blacka jest dużo barwniejszy. No i stworzył nowego Konga, który nie jest gadżetem, ale naprawdę głównym bohaterem filmu. Nie unikał podtekstów - u niego Kong naprawdę staje się uosobieniem zwierzęcej części męskiej natury, a jego rywalizacja o Ann z dramatopisarzem-intelektualistą nabiera dodatkowego znaczenia. Wreszcie dał wizualną ucztę - sceneria jest prima sort, a walka Konga z trzema tyranozaurami naprawdę ma siłę. Szkoda troszkę, że nie postarał się wyjaśnić pewnych nieścisłości, jakie wprowadzała już wersja z 1933 roku - ale kto wie - może w wersji specjalnej? Ale nie mogę nie docenić faktu, że przez 3 godziny oglądałem z zainteresowaniem opowieść o zakochanej małpie (na dodatek znając jej finał). To się nazywa magia kina.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.