Róża
Wojciech Smarzowski
‹Róża›
Opis dystrybutora
Historia Róży i Tadeusza. Róża jest Mazurką, czyli dla wielu w roku 1946 po prostu Niemką. Z kolei Tadeusz jest Polakiem, któremu wojna i okupacja zrujnowały życie.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Gabriel Krawczyk, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
‹Porażki i sukcesy A.D. 2012›
Książki – Wieści
Filmy – Wieści
Utwory powiązane
PCz – Piotr Czerkawski [8]
Smarzowski podważa szkodliwie jednoznaczną wizję historii Polski z siłą książek Jana Tomasza Grossa, ale czyni to w sposób pozbawiony ich napastliwości. Jednocześnie sprawia, że „Różę” można odczytywać jako rewers „Roku spokojnego słońca” Zanussiego. To, co w opowiadanej przez tamtego reżysera historii naznaczonej wojenną traumą miłości nie wzbiło się ponad melodramatyczne schematy, u Smarzowskiego zyskuje niezwykłą emocjonalną siłę.
MO – Michał Oleszczyk [8]
Najlepszy Smarzowski; film o bulgocie powojennej polskiej historii, której spazmy do dzisiaj nami targają. Szkoda, że trzeba było czekać dwie dekady na ten świetnie zrobiony film, który dopiero przygotowuje grunt pod dalsze dyskusje i wyprawy do jądra naszej dwudziestowiecznej ciemności.
KW – Konrad Wągrowski [10]
„Róża” to nie tylko bezdyskusyjnie najlepszy film minionego festiwalu w Gdyni, to także jeden z najlepszych polskich filmów ostatniego dwudziestolecia, a nawet jeden z najlepszych polskich filmów wszech czasów. Wrażenie oszałamiające, Smarzowski sięgnął wreszcie po nie swój scenariusz (kolejny szok: za znakomity skrypt odpowiada znany wcześniej z zarżnięcia „Wiedźmina” Michał Szczerbic) i opowiedział odrobinę inną od dotychczasowych historię, choć mieszczącej się w skrajnie pesymistycznej estetyce swego kina. „Róża” to opowieść o miłości w wyjątkowo paskudnych czasach (naturalistyczna przemoc to jeden z głównych składników filmu), przedstawiająca losy jednostek na tle zapomnianego dziś dramatu całego narodu mazurskiego, koncertowo zagrana przez Marcina Dorocińskiego, Agatę Kuleszę i resztę aktorskiej ekipy, z szeregiem niezapomnianych scen. „Róża” to także bolesny wyrzut dla naszej historii, ale też uniwersalne pytanie o przyczyny przemocy i opresji. Nie wątpię, że kilka scen przejdzie do historii naszego kina – śmierć jednej z bohaterek pokazana w formie usypiania zmęczonego dziecka, szalony śmiech Lecha Dyblika i Marcina Dorocińskiego, zbiorowy gwałt, skrajnie poruszający finał… Film, o którym pamięta się jeszcze wiele tygodni po seansie.
Smarzowski z filmu na film zanurza się coraz głębiej w przeszłość. Niezależnie od okresu, który portretuje, zawsze „wszystko jest źle”. Współczesność obnażona w „Weselu” to istny koszmar, PRL w „Domu złym” to piekło na Ziemi, a o powojniu w „Róży” po prostu szkoda gadać. Z drugiej strony w 45 roku istniało jeszcze szczere uczucie, które miało przetrwać wiele. Po seansie „Domu złego” i „Wesela” nasuwa się smutna konstatacja, że jednak nie przetrwało.
Smarzowski koncentruje się nie na bohaterach, a na samej historii, czasach w których toczy się akcja. Dlatego o ile świetnie ukazuje obraz Polski post-apokaliptycznej, z pijanymi radzieckimi żołnierzami, minami na polach uprawnych i losami ludności niemieckojęzycznej na ziemiach odzyskanych, tak kompletnie nie radzi sobie z przedstawieniem miłości, która zamiast powoli wzrastać, pojawia się właściwie znikąd, czym sprawia spory zawód.