Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Szklana pułapka 4.0 (Live Free or Die Hard)

Len Wiseman
‹Szklana pułapka 4.0›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSzklana pułapka 4.0
Tytuł oryginalnyLive Free or Die Hard
Dystrybutor CinePix
Data premiery6 lipca 2007
ReżyseriaLen Wiseman
ZdjęciaSimon Duggan
Scenariusz
ObsadaBruce Willis, Justin Long, Maggie Q, Cyril Raffaelli, Timothy Olyphant, Mary Elizabeth Winstead, Kevin Smith, Jonathan Sadowski, Cliff Curtis, Zeljko Ivanek, Jake McDorman, Nadine Ellis
MuzykaMarco Beltrami
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
CyklSzklana pułapka
Czas trwania100 min
WWW
Gatuneksensacja
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Internetowi superhakerzy umieszczają na swoim blogu plan zniszczenia naszej cywilizacji. Podchwytuje go bezwzględny złoczyńca, który postanawia wprowadzić go w czyn w ciągu trzech dni, doprowadzając tym samym do zagłady naszego świata. John McClane wkracza do akcji!
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      
Marcin T.P. Łuczyński ‹Twarde umieranie›

Filmy – Publicystyka      


Utwory powiązane
Filmy (9)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [7.67]

DA – Darek Arest [7]
Ufff… Udało się: nowa „Szklana pułapka” jest w kinach i nie jest żenująca. Bez ironii klasyfikuje to jako sukces. Moje uczucia do pierwszej części i postaci McClane’a lokuję na skali zawartej pomiędzy adoracją a wiernopoddaństwem. Uważam film McTiernana za arcydzieło gatunku, a oglądanie zalecam nie tylko chłopcom i nie tylko w święta. To właśnie ironii „Szklana pułapka” zawdzięcza swój sukces – tyle, że jak w filmach z Bogartem – Marlowem, odznaczała ona bohatera i jego stosunek do świata, a nie sam świat. Przy czwórce fan McClane’a ma taki wybór: podejdzie do filmu na poważnie i zirytuje się akcją totalną albo potraktuje go ironicznie. Do tego drugiego potrzeba zaledwie odrobiny dobrej woli – reżyser daje nam w zasadzie wszelkie powody – czwarty raz dokładnie powtarza schemat akcji, podkręcając tylko wszystkie gałki na total – wszak stawką jest (niespodzianka) kontrola nad światem. Pełno tu cytatów z jedynki i minigierek, które potwierdzają, że film Lena Wisemana to w rzeczywistości gra w „Szklaną pułapkę”. Śrubowaniu akcji towarzyszy podkręcenie niemal boskiego statusu McClane’a. Sama postać już jakby nie zmieściła się pomiędzy wybuchami, a to, co zostało, w magiczny sposób wspiera przypadek, który odwala całą brudną robotę. John całkowicie niemal na nim polega, jakby już podpisał kontrakt na kolejne dwie części i wiedział, że nie może umrzeć. Dokonuje tu cudów, których nie powstydziłby się Wolverine. Niemniej, jako stylowa kontynuacja, to ciągle sporo radochy. Jupikajej i do przodu, John.

PD – Piotr Dobry [8]
Największe pozytywne zaskoczenie sezonu. Spodziewałem się porażki, a dostałem tęsknie wyczekiwanego actionera w staroszkolnym stylu. Miłośnicy serii nie powinni być zawiedzeni – jeśli McClane używa tu laptopa, to tylko po to, by przywalić nim komuś w łeb. A robi to równie często, co sypie swoimi firmowymi odzywkami („kiedy ostatnim razem widziałem twoją dziewczynę, leżała na dnie szybu windy z SUV-em w dupie”), więc zabawa jest przednia. W drugiej połowie twórcy co prawda trochę za bardzo się zapędzili w totalnie ekstremalną rozwałkę, ale to i tak pierwszy od dawien dawna film akcji, w którym CGI nie dominują nad genialną robotą kaskaderów. Świetnie się też spisała cała obsada, jednak co tu dużo ukrywać – czwarta odsłona „Die Hard” to przede wszystkim kapitalny „one man show” Willisa – klasycznego i autoironicznego zarazem. Jupikajej madafaka!

BF – Bartek Fukiet [8]
Szkoda, że Len Wiseman nie uwierzył do końca w charyzmę Willisa i zerwał z thrillerem na (pół)serio, serwując widowni nieprawdopodobny finał w stylu pasującym raczej do własnego „Underworld” lub zrealizowanych z przymrużeniem oka „Prawdziwych kłamstw”. Sekwencja z McClane’em ujeżdżającym na oklep odrzutowiec bojowy boleśnie wytrąciła mnie z błogości obcowania z – jak to pięknie ujął Piotr D. – „staroszkolnym stylem” kina akcji. Ale i tak BARDZO pozytywna niespodzianka. Bruce Willis bryluje w roli McClane’a, sypiąc z rękawa one-linerami (ten najlepszy, z SUV-em w wiadomym miejscu, przywołał już kolega tetryk), puszczając nieustanie oko do widza i świetnie dopełniając się – jako autoironiczny zgred z innej epoki – z młodym hakerem, dzieckiem ery komputerów i internetu. Robi wrażenie zrealizowana z rozmachem wizja ataku technoterrorystów na USA. I choć „przegięcia” w końcówce irytują, to i tak jeden z lepszych actionerów w ostatnim czasie. Wcale nie obrażę się na „piątkę”.

WO – Wojciech Orliński [8]
Moja inteligencja musi być chyba bardzo arogancka i zadufana w sobie, bo jakoś nie może jej obrazić odrobina kina akcji. Bawiłem się znakomicie, choć ocenę lekko obniżam za przesadzoną już sekwencję z samolotem – tu już zamiast odczuwać napięcie, myślałem raczej „i co k… jeszcze”. Nie zgadzam się z kolegami tetrykami, że to „one man show” – Bruce oczywiście dominuje, ale postacie drugoplanowe stworzyły zapadające w pamięć kreacje, jak antypatyczny superhaker grany przez Kevina Smitha czy towarzyszący Bruce’owi znerwicowany astmatyk. Czarne charaktery też niezłe. W sumie mamy film zdecydowanie wart biletu do kina (współczuję jumaczom oglądającym go na komputerze).

KS – Kamila Sławińska [8]
Fantastycznie wartka i pozbawiona logiki akcja, fantastycznie nieprawdopodobne akrobacje i pościgi, fantastyczne zdjęcia, montaż i efekty, fantastycznie autoironiczny Bruce Willis — wszystko fantastyczne, no i dzieje się w takim tempie, że nie ma ani sekundy czasu na wyszukiwanie logicznych dziur w scenariuszu. Słowem, idealny film rozrywkowy. Tylko ten młodziak komputerowy tak ni przypiął, ni przyłatał: w końcu wiadomo, że John McClane wywołałby, przeprowadził i wygrał III wojnę światową bez niczyjej pomocy, gdyby trzeba było. Za to pomysł obsadzenia Kevina Smitha w roli komputerowego guru, mieszkającego w piwnicy u mamusi, jest absolutnie za wszystkie pieniądze i jak dla mnie rekompensuje wszystkie niedociągnięcia, jakich można dopatrzyć się w tej świetnej, bezwstydnie komercyjnej i pod każdym względem fachowej robocie. Dla takiej frajdy można bez bólu odżałować śmierć pewnej ilości szarych komórek, które — jak to zwykle bywa przy oglądaniu takich produkcji — zdychać będą tysiącami.

JS – Jakub Socha [7]
Przygody analogowego Johna w cybernetycznym świecie to kawał dobrego kina. Świetnie wypada Willis, który wyraźnie zachowuje się, jak tatuś w stosunku do całej tej skomputeryzowanej ferajny. Jest zgryźliwy, ale i wyrozumiały. A przy tym nie stracił swej anarchizującej natury. Wybawienie przynosi John ciągle przez zniszczenie. Szkoda, że tym razem nie postarano się o to, żeby McClane miał prawdziwego przeciwnika po drugiej stronie. Mniej też w tym filmie kryminalnych zasłon, wszystko jest jakby bardziej oczywiste. I napięcie w środkowej części filmu jakby siada. No, ale John McClane w interpretacji Bruce’a Wiilisa to wciąż jedna z niewielu postaci, która pasuje do marzeń Chandlera piszącego, że „gdyby było pod dostatkiem takich ludzi jak on, świat byłby miejscem, w którym można by żyć bezpiecznie, a zarazem miejscem dość ciekawym, aby żyć w nim było warto.”

MW – Michał Walkiewicz [8]
Paradoks kina akcji: co za piękny syf! W nowej „Pułapce” wszystko jest „totalne” i „skończone”. Plan złoczyńców przytłacza rozmiarami, Bruce z podtatusiałego pijaczyny, jakim był w trzeciej części, zmienia się w prawie nieśmiertelnego madafakę, demolkę zaś doprowadzono do granic prawdopodobieństwa. Transfer McClane’a w czasy Internetu i cyberterrorystów przebiegł pomyślnie, na ekranie rozwija się konflikt tradycji z nowoczesnością. Na poziomie fabuły widzimy niemożność adaptacji bohatera do stechnicyzowanego społeczeństwa. Na poziomie zewnątrztekstowym obserwujemy obronę serii przed modnymi dziś metafilmowymi konwencjami. Dobra nasza, że to McClane rozdaje wciąż karty. Pyta (cyt. z pamięci): „Wiesz, dlaczego to ja ciągle kopię tyłki złym facetom? Po prostu nie ma nikogo, kto zrobiłby to za mnie”. W tym autopromocyjnym stwierdzeniu nie ma cienia przesady. Postać grana przez Willisa jest gwarancją fabuły w 100% serio, ale funkcjonuje też na zasadzie deus ex machina. To dlatego dobrze wymierzony but rozwiązuje w tym filmie więcej problemów niż wyczyny młodziutkiego hakera. I z tego samego powodu nie opuszcza nas cudowne przeświadczenie, że nawet gdyby bandziory dowodziły akcją z kosmosu, Bruce w końcu odebrałby krótkofalówkę na Przylądku Canaveral.

KW – Konrad Wągrowski [7]
Przyznam, że jestem wielkim miłośnikiem pierwszego „Die Hard”, które jest nie tylko wzorcowym kinem akcji, ale – wbrew pozorom – dość dobrze broni się od strony logiki (brawa dla scenarzystów za sensowne uzasadnienie w jaki sposób jeden człowiek może pokonać grupę świetnie wyposażonych terrorystów). Druga część poszła już w kierunku widowiskowości ze szkodą dla prawdopodobieństwa (ach, ta walka na skrzydle samolotu), ale zmianę konwencji łyknąłem i bawiłem się nadal dobrze. Część czwarta wyrasta właśnie z konwencji dwójki, tylko jeszcze bardziej, więc jakiekolwiek rozpatrywanie logiczne sensu nie ma – trzeba łykać wszystko i dobrze się bawić. A z tym nie ma problemów, bo nie tak bardzo przecież doświadczony reżyser wykazuje zadziwiającą biegłość w utrzymaniu doskonałego tempa od samego początku do samego końca filmu. Sprawdzają się też doskonale Timothy Olyphant, a także jak najbardziej Justin Long, no i nic do zarzucenia łysemu Willisowi też nie mam. Na pohybel malkontentom Ż. i Sz. A zresztą – czy niemała ilość mrugnięć do widza nie dała im do myślenia?

BZ – Beata Zatońska [8]
John McClane, niszczyciel i zbawca, powraca w dobrym stylu. Bohater co prawda jest zmęczony, nieco apatyczny i wkurzony, ale gdy obowiązek wzywa, stawia się natychmiast, „żeby skopać tyłek złym facetom”, bo wie, że innych chętnych do tej parszywej akcji nie ma. Tym razem glina zahartowany w tradycyjnej walce (wymyślnymi rodzajami broni, ale zawsze rażącymi bezpośrednio) musi zmierzyć się z cyber zagrożeniem – hakerzy atakują. USA zostają sparaliżowane – genialny informatyk przejmuje kontrolę nad wszystkim, co jest sterowane komputerowo, czyli… ma kraj u swych stóp. Ale McClane czuwa, a właściwie czuwa opatrzność, która rzuca go na posterunek w odpowiednim miejscu i czasie. Podsuwa mu też uprzejmie młodego hakera, który okazuje się podatny na specyficzny sposób resocjalizacji stosowany wobec niego przez McClane’a i pomaga zniszczyć terrorystów. Bruce Willis jest świetny – bez niego by tego filmu oczywiście nie było. Ironiczny, z dystansem, rzucający swoimi „złotymi myślami” celnie i pozornie od niechcenia. Jest w czwartej części „Szklanej pułapki” mnóstwo pościgów, kraks, pojedynków, czyli wszystko to, co podnosi klasę dobrego kina akcji. Przebój wakacyjny po prostu mamy i już.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.