Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Monachium (Munich)

Steven Spielberg
‹Monachium›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMonachium
Tytuł oryginalnyMunich
Dystrybutor UIP
Data premiery27 stycznia 2006
ReżyseriaSteven Spielberg
ZdjęciaJanusz Kamiński
Scenariusz
ObsadaEric Bana, Geoffrey Rush, Daniel Craig, Marie-Josée Croze, Ciarán Hinds, Mathieu Kassovitz, Michael Lonsdale, Moritz Bleibtreu, Valeria Bruni Tedeschi, Robert John Burke, Alexander Beyer, Stéphane Freiss
MuzykaJohn Williams
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiUSA
WWW
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Olimpiadę 1972 r. świat miał zapamiętać bardzo długo. I zapamiętał z bardzo tragicznych wydarzeń. Członkowie palestyńskiej organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień wdarli się do pomieszczeń zajmowanych przez ekipę Izraelczyków. Tragedia zakończyła się śmiercią 18 osób.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      

Filmy – Publicystyka      

Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski ‹Zgryźliwi prorocy: Edycja 2, styczeń 2006›

Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski ‹Zgryźliwi prorocy: Edycja 1, grudzień 2005›

Utwory powiązane
Filmy (34)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [9.00]

MC – Michał Chaciński [9]
Spielberg nakręcił niespelbergowski film. "Monachium" bardziej kojarzy mi się z podejściem Kubricka, który w chłodnej emocjonalnie atmosferze przekazywał sens w pojedynczych znaczących obrazach i w konstrukcji opowieści. W Monachium jest tak samo - rozmyślnie niełatwo utożsamić się z bohaterem, a jednak krok po kroku dochodzi się z nim do tych samych wniosków: że zemsta jest jałowa, bo krew rodzi krew, zatem nikt nie wygra, będzie tylko więcej ofiar. Niesłychanie precyzyjnie skonstruowano tu scenariusz. Mnóstwo elementów znacząco powiela się w rozwoju fabuły (akcja w Libanie nieprzypadkiem wygląda podobnie do akcji w wiosce olimpijskiej w Monachium, żona nieprzypadkiem dotyka twarzy bohatera na początku i końcu, bohater w ataku paranoi nieprzypadkiem przechodzi we własnej głowie po kolei wszystkie wcześniejsze metody zamachów). Każde kolejne zabójstwo jest też krokiem dalej w personalizacji zbrodni - zaczyna się od zastrzelenia nieznanego staruszka, przez zagrożenie dziecka, osobisty kontakt z ofiarą, po ratowanie życia osobie pobocznej i wreszcie w symbolu ostatecznego bezsensu, odebranie życia komuś do niej podobnemu. Materiału do przemyślenia jest tu mnóstwo. A do tego świetna, nietypowa robota Williamsa, który przywraca mi wiarę, że u boku Spielberga potrafi zaskoczyć. Film ma tylko jedną źle rozegraną scenę - montażówkę sceny miłosnej z finałem na monachijskim lotnisku. To jednocześnie najważniejsza scena dla koncepcji Spielberga (po niej bohater zdaje sobie sprawę, że giną wszyscy i nikt nie może wygrac i jedyną drogą jest odmowa udziału w kręgu przelewania krwi), ale jednak nie powinna wyglądać tak niezamierzenie śmiesznie i patetycznie jak tutaj. Niemniej mam po pierwszym seansie wrażenie, że "Monachium" to najbardziej dojrzały i jeden z najlepszych filmów Spielberga.

PD – Piotr Dobry [8]
Ciekawe, że jedni mają to za wadę, drudzy za zaletę, ale wszyscy zgodnie biorą „Monachium” za film niespielbergowski. A przecież mamy tu cały zestaw firmowych tematów Spielberga – dom, rodzina, korzenie, dojrzewanie, odpowiedzialność – tyle że umieszczonych w fabule dla dorosłych i rozegranych przy użyciu figur z poważnego kina. Zamiast E.T. czy Toma Cruise’a chroniącego dzieci przed kosmitami mamy więc płatnych zabójców, mafiosów, polityków, ale w gruncie rzeczy chodzi o przekazanie widzowi tych samych wartości – tyle że w tragicznej historii na faktach nabierają one nieporównywalnie więcej głębi, ambiwalencji niż w familijnych opowiastkach SF – tym bardziej, że do swego stałego zestawu reżyser dorzuca jeszcze pytania i wnioski podobne do tych, które niedawno podejmował Cronenberg w „Historii przemocy”. A że jest też Spielberg wciąż tym samym znakomitym storytellerem, prócz zaangażowanego dramatu otrzymujemy również dobry, emocjonujący thriller. Oklaski dla tego pana.

TK – Tomasz Kujawski [8]
Najbardziej realistyczny i pozbawiony spielbergowskich sztuczek film reżysera. Jednocześnie, i to jest ogromnym zaskoczeniem, film prawie całkowicie wyprany z emocji. Trudno znaleźć w "Monachium" postać, z która można było się identyfikować i jest to zabieg celowy - Steven po raz pierwszy nie próbuje wstrząsnąć widzami emocjonalnie, co przede wszystkim zmusić ich do myślenia. Kto zna i lubi poprzednie dokonania reżysera, będzie musiał się przekalibrować. Międzynarodowa obsada, zdjęcia, muzyka Williamsa tworzą obraz perfekcyjny od strony formalnej. Ilość pytań, które są stawiane, czynią z "Monachium" obraz na co najmniej dwa seanse, choć już po pierwszym odniosłem wrażenie, że film posiada za dużo zakończeń.

WO – Wojciech Orliński [10]
Rewelka. Inni tetrycy napisali tak dużo, że ja dodam tylko uwagę w kwestii marginalnej. Cała obsada filmu jest znakomita, nie ma żadnego słabego punktu, nawet Daniel Craig zamiast być typowym danielocraigowym przygłupem jest tu aktorem dobrze grającym typowo danielocraigowego przygłupa. Może są jakieś nadzieje dla nowego Bonda?

KS – Kamila Sławińska [10]
Wobec medialnego szumu wokół „Tajemnicy Brokeback Mountain” mało miejsca poświęcono w amerykańskich mediach „Monachium” – co karygodne, bo to najlepszy i najważniejszy dotychczasowy film Spielberga, przy którym nawet niezrównana „Lista Schindlera” wydaje się przestylizowanym esejem na stosunkowo mało uniwersalny temat. Zapewne sukces jest w dużym stopniu zasługą wspaniałego tandemu scenopisarskiego Kushner-Roth, którego połączone siły z niebywałym artyzmem przekuły książkę o tajnej operacji Mossadu w uniwersalną opowieść o zaklętym kręgu zemsty, z którego nikt nie wychodzi bez szwanku. Trudno przecenić fakt, że głos dwóch najbardziej wpływowych amerykańskich Żydów przemawia w tym filmie przeciwko bezwględnej polityce „cel uświęca środki”, praktykowanej zarówno przez ich amerykańską, jak i izraelską ojczyznę. Wspaniała międzynarodowa obsada znakomicie wywiązała się z powierzonego jej zadania sportretowania ludzi, uwikłanych w sytuację konfliktu miedzy poczuciem krzywdy a świadomością bezsensowności nieustannego odwetu, między wieczną paranoją zawodowej manii prześladowczej a potrzebą wiary w coś i w kogoś. Eric Bana w głównej roli daje najlepszy występ od czasu świetnego australijskiego Choppera – ale nawet najbardziej epizodyczna z postaci zapada w pamięć i nie pozwala się zignorować. Spielberg reżyseruje z taktem i niespotykaną u siebie powściągliwością, a Kamiński filmuje całość z wyczuciem i elegancją od pierwszej aż do genialnej, ostatniej sceny – w której nad głowami rozstających się na brooklyńskim brzegu bohaterów widać wieże Twin Towers. Niby to uzasadniony historycznie sztafaż – ale trudno wyobrazić sobie lepszy finał dla filmu, którego przesłanie daje się zawrzeć w słynnym zdaniu Gandhiego, że „filozofia »oko za oko« uczyni pół świata ślepcami”.

BS – Bartosz Sztybor [8]
Odzyskałem wiarę w Spielberga. Tak szczerze mówiąc, to nigdy jej nie straciłem, ale takie teksty zawsze nieźle brzmią. Spielbergowski czy niespielbergowski, fałszujący historię czy z nią zgodny, emocjonujący czy nudny? Odpowiedzi nie są tak ważne, jak stawianie samych pytań, bo jest to chyba pierwszy film Spielberga prowokujący taką dyskusję i wzbudzający tyle wątpliwości. Mnie urzekło tutaj wiele rzeczy. Świetna jest relacja między obrazem a zamierzeniami reżysera. Jest taka znakomita scena, gdzie w jednym momencie widzimy rzeczywistą telewizyjną relację z negocjacji monachijskich i jednego z terrorystów zachowującego się analogicznie do ekranowego odpowiednika. Spielberg jakby mówi, że jego historia nie wykracza poza tą telewizyjną relację i na pewno nie ma zamiaru ubarwiać prawdy. Stąd też dokumentalny styl kręcenia (pełen transwokacji i szybkich szwenków) i ciągła obecność któregoś z bohaterów w kadrze. Nie wiemy nic, czego nie dowiedziałby się Avner albo jeden z jego towarzyszy. Krążąca opinia, że "Monachium" jest filmem anty-żydowskim jest absolutną nieprawdą. Mogę się zgodzić, że pokazuje się tutaj Żydów trochę stereotypowo, ale na pewno nie negatywnie. Są oni strasznymi chytrusami, co widać w bardzo zabawnym motywie z "kolekcjonowaniem" rachunków. Ale stanowią też monolit i zamiast uciekać, wolą zostać, by zginąć, pomagając swoim braciom. Nieprzeciętne jest także aktorstwo, ze wskazaniem na kwartet Bana-Craig-Hinds-Kassovitz oraz pobocznymi Rushem i Lonsdalem. Ascetyczna muzyka Williamsa, chociaż pozbawiona kolejnego motywu przewodniego wszech czasów, jest najlepszym dokonaniem w karierze wiekowego już muzyka. Wszystko jest tutaj bliskie perfekcji, ale niestety drażni montaż. Nie wiem tylko, czy to przez pośpiech w edycji, czy może brak wystarczającej ilości materiału? Może nie powinienem obniżać oceny za taką głupotę, ale montowanie kilkunastogodzinnego materiału z wesela uczy pokory, zmusza do perfekcji i otwiera oczy na wcześniej niezauważalne rzeczy. Dlatego mam dziwne podejrzenia, że wszyscy ci, którzy zjechali "Monachium", musieli wcześniej montować nawet kilkanaście imprez ślubnych.

KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [9]
Przez lata przy najróżniejszych filmach Spielberga pisano, że oto wreszcie dojrzewa. A ja tego w ogóle nie widziałem i wydawał mi się cały czas taki sam, zaledwie zastępując rozrywkę słabym patosem lub infantylizmem. Aż tu nagle. Dojrzał. I nakręcił film mądry i dobry (nie mylić z Dobrym). Tematów w nim mnóstwo, oprócz tych które wszyscy podejmują jest przecież jeszcze kwestia usportowienia relacji z akcji terrorystów, czy w ogóle uświadomienie dzisiejszym widzom, że zamachy to nie specjalite XXI wieku. Ale to detale - przede wszystkim pełen szacunek i niech żyje Spielberg.

KW – Konrad Wągrowski [10]
Rany, jakich czasów dożyliśmy! Spielberg, który stawia w filmie więcej pytań niż daje odpowiedzi. Spielberg, który każe widzom myśleć, zamiast wyłożyć w rozbudowanej końcówce wszystko, co powinni sądzić o danym filmie. Spielberg, który wprowadza do filmu dwie istotne dla fabuły, nietypowe sceny erotyczne. Spielberg, który pokazuje scenę egzekucji jaką wykonują pozytywni bohaterowie na nagiej, bezbronnej kobiecie. A jednak nie zapomina tego, czego był mistrzem - sceny egzekucji palestyńskich przywódców są bardzo silne emocjonalnie i perfekcyjnie sfilmowane. Znakomite pomysły montażowe, świetne zdjęcia Janusza Kamińskiego (zwróćcie uwagę jak inaczej filmowane są sceny w Izraelu), nietypowa muzyka Johna Williamsa, mistrzowska scenografia Europy lat 70. Tyle zachwytów, a jeszcze nie dotarłem do przesłania... Przemoc rodzi przemoc, więc czy warto tak walczyć o ten skrawek pustyni z kilkoma wyschniętymi drzewami oliwnymi? Czy właśny dom jest naprawdę wart tego wszystkiego, tak dużych kosztów? Nie ma prostej odpowiedzi, ale być nie może. Dawno nie było filmu, który aż tak prowokowałby do przemyśleń.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.