Ciężkie jest życie pastora, którego syn-nieudacznik nie radzi sobie z problemami szkolnymi, dorastająca córka zmienia chłopaków jak rękawiczki, a sfrustrowana żona rozważa porzucenie zdziwaczałego męża dla przystojnego trenera golfa. Wielebny Walter Goodfellow powoli traci autorytet nie tylko w rodzinie, ale i w miasteczku.

Na stołku reżysera widziałbym tu Petera Jacksona – ach, jakże świetną horror-komedię można by z tego zrobić! A tak wyszła poprawna komedyjka, czarna tylko z nazwy, marnująca potencjał scenariusza i niezłych aktorów w drętwych, często niepotrzebnie wulgarnych dialogach. Ale że seksowna 17-latka, Tamsin Egerton, chętnie dzieli się tu z widzem swoimi naturalnymi wdziękami, obejrzeć, szczególnie panom – i szczególnie tym zniechęconym sztucznymi wdziękami pewnej 48-latki w innym filmie z obecnego repertuaru – nie zaszkodzi.

Szkoda, że projekt nazwany "Wszystko zostaje w rodzinie" nie trafił do Tima Burtona, bo ten zapewne nie miałby żadnych oporów przed zrobieniem brutalnej, ostrej i satyrycznej makabreski. Etat dostał Niall Johnson, który jest reżyserem grzeczniutkim i nie radzi sobie zbyt dobrze z czarnym humorem. Jedyny powód, by zobaczyć ten film, to Patrick Swayze, którego sinusoidalna kariera właśnie zbliża się do jedyneczki na wykresie "y". Oczywiście w dalszym ciągu grywa w strasznych kaszach, ale takich ról jak w "Donnie Darko", "11:14" czy właśnie "Wszystko zostaje w rodzinie" nie miał nigdy. Jak ktoś chce zobaczyć dalsze losy Johnny'ego Castle z "Dirty Dancing", może się skusić, ale nie gwarantuję, że całość też się spodoba.

Bardzo fajne role Rowana Atkinsona, Kristin Scott Thomas, Maggie Smith i Patricka Swayze (skutecznie odcinającego kupony od swego image, poprzez jego pariodiowanie), nieco solidnego czarnego humoru, bardzo fajna scena pod łóżkiem, ale całość pozostawia wrażenie pewnego niedosytu. Nie tak śmieszne, jak by mogło być, ani tak inteligentne jak by chciało być.