Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Good Night and Good Luck (Good Night, and Good Luck.)

George Clooney
‹Good Night and Good Luck›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGood Night and Good Luck
Tytuł oryginalnyGood Night, and Good Luck.
Dystrybutor Kino Świat
Data premiery24 lutego 2006
ReżyseriaGeorge Clooney
ZdjęciaRobert Elswit
Scenariusz
ObsadaDavid Strathairn, Robert Downey Jr., Patricia Clarkson, Ray Wise, Frank Langella, Jeff Daniels, George Clooney, Tate Donovan, Thomas McCarthy, Matt Ross, Robert John Burke, Grant Heslov
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiFrancja, Japonia, USA, Wielka Brytania
Czas trwania93 min
WWW
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Fabuła filmu bazuje na wydarzeniach z życia legendarnego dziennikarza stacji CBS Edwarda R. Murrowa, który w połowie lat 50. wypowiedział medialną wojnę senatorowi Josephowi McCarthy′emu, inicjatorowi kampanii, w której znane osobistości ze świata amerykańskiej polityki, kultury i show biznesu oskarżane były o działalność na rzecz komunistów.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      

Filmy – Publicystyka      



Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski ‹Zgryźliwi prorocy: Edycja 2, styczeń 2006›

Utwory powiązane
Filmy      






Tetrycy o filmie [7.62]

MC – Michał Chaciński [7]
Razi mnie w tym filmie ostentacja, niepotrzebnie osłabiająca dobre pomysły - przyciąganie uwagi do ciągle zapalonych papierosów (mimo, że to niezły motyw), nieskazilenie prawa postawa bohaterów (mimo, że to szlachetne) itp. W sumie miałem wciąż dziwne wrażenie, że dla Clooneya ważniejsza jest spłata długu intelektualnego wobec ojca, niż realizacja filmu. Jedyna żywa postać w tym filmie - żywa, bo wielostronna - to szef stacji (Langella) i małżeństwo Downey-Clarkson (chociaż mało sensowny i zgrabny wydaje mi się też pomysł z wplataniem motywów z małżeństwem, które nie pełni w filmie żadnej roli fabularnej). To oczywiście nie zmienia faktu, że na Strathairna, Downeya i Clooneya mogę patrzeć godzinami. Żałuję tylko, że ich film jakoś mnie nie ruszył.

PD – Piotr Dobry [9]
To niewiarygodne, ile w tym skromnym filmie udało się Clooneyowi zmieścić treści. Hołd dla dziennikarstwa z prawdziwego zdarzenia; obraz amerykańskiej telewizji lat 50.; obraz mediów jako władzy, która z równą łatwością wynosi na szczyty, co niszczy; przypomnienie, że jeden człowiek może zmienić bieg historii; a nade wszystko komentarz społeczno-polityczny do paranoi, jaka miała wtedy miejsce w USA i jaka niedawno przeżyła renesans już nie tylko w Stanach. Rzecz niebywała – wziąć kawałek skrajnie amerykańskiej historii sprzed półwiecza i wydobyć z niej przekaz znajdujący dziś zastosowanie pod każdą szerokością geograficzną. Może wyciągną z niego odpowiednie wnioski np. ci, co to w warszawskim metrze zaczynają rozglądać się wkoło i nerwowo przestępować z nogi na nogę, gdy tylko do wagonu wejdzie arab, cygan, ktokolwiek o ciemniejszej karnacji? Oczarował mnie ten film bardzo, również formą – czarno-biała fotografia i wplecenie między sceny fabularne archiwalnych materiałów przydaje mu maksymalnego realizmu, jazzowe piosenki wprawiają w błogi, melancholijny nastrój, a zachwytu dopełnia jeden z najlepszych zespołów aktorskich w dziejach kina (tak dobry, że za najsłabsze jego ogniwo, najbardziej przeszarżowaną rolę część uczestników pokazów przedpremierowych w USA uznała aktora grającego McCarthy’ego, nie orientując się, że to McCarthy we własnej osobie!).

WO – Wojciech Orliński [8]
Media popularnie nazywa się "czwartą władzą", ale paradoks polega na tym, że jeśli kiedykolwiek występują w tej roli, to niemal zawsze wbrew swojemu dobrze pojętemu interesowi. Dla Murrowa rola pogromcy McCarthy'ego była kosztownym sposobem na utrudnienie sobie samemu robienia kariery. Tak samo Katherine Graham potężnie dopłaciła do ujawnienia Watergate a Sunday Times do ujawnienia sprawy talidomidu (na własnym podwórku podobnie wyglądała sprawa Rywina). Od czasu "Informatora" żaden film tak mądrze tego mechanizmu nie pokazał.

MS – Małgorzata Sadowska [8]
Ten elegancki, stylowy, trochę chłodny film, „działa” i pozostaje w pamięci na długo, choć na pozór nie ma w nim niczego szczególnie atrakcyjnego, porywającego i „seksownego”. „Good Night and Good Luck” jest bowiem filmem w starym stylu, nie tylko przez użycie czarno białej taśmy, ale również poprzez skupione, oszczędne, anty-gwiazdorskie w zasadzie aktorstwo, zarówno fantastycznego Davida Strathairna, jak i George’a Clooneya. Podoba mi się koncentracja na szczegółach, niespieszny rytm, niemal dokumentalny dystans, ucieczka od psychologizowania. Obywatelska postawa Edwarda Murrowa mówi sama za siebie - i nie potrzeba tu żadnych komentarzy.

KS – Kamila Sławińska [9]
Mam pewne wątpliwości, czy dla tych widzów, co wyrośli w przekonaniu, że telewizja kłamie, przesłanie tego znakomitego filmu o odpowiedzialności mediów będzie tak mocne i tak czytelne jak dla Amerykanów, przez długie lata widzących w swoich dziennikarzach czegoś w rodzaju superbohaterów, zdolnych nawet zachwiać nawet władzą prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jednak na szczęście prócz mocnego politycznego przesłania - które trafi do każdego, kto chce wierzyć w potęgę zwykłej ludzkiej przyzwoitości oraz w media jako czwartą władzę - film ma mnóstwo innych atutów: genialne role Stratheirna i Clooneya oraz znakomite występy wszystkich pozostałych, świetnie dobranych aktorów; pyszne, nastrojowe zdjęcia Roberta Elswita i fenomenalnie wkomponowaną w całość jazzową muzykę z lat 50. - za samo mistrzowskie jej użycie trzeba kłaniać się Clooneyowi-reżyserowi czapką do samej ziemi. Zdecydowanie jeden z bardziej potrzebnych i najlepiej zrealizowanych filmów ubiegłego roku.

BS – Bartosz Sztybor [7]
Konrad się uskarża, że nie uzupełniam notek na bieżąco, i cały czas męczy mi ucho, ale teraz mam niepodważalny argument na to, że warto się wstrzymywać z ocenami. Na świeżo dałbym Clooney'owi oczko wyżej. Jednak minęło już sporo czasu od seansu i niestety zbyt wiele z niego nie pamiętam. A to, co zostało mi w pamięci, zasługuje na tyle, ile widać powyżej. Piękne jazzowe wstawki w wykonaniu Dianne Reeves, które oprócz budowania klimatu pełnią funkcję czegoś w rodzaju antycznego chóru, komentującego przeszłość i przepowiadającego przyszłość. Właśnie największą siłą "Good night & good luck" jest klimat, potęgowany przez oszczędne czarno-białe zdjęcia i papierosowy dym. Problemem jest natomiast potraktowanie wszystkich, cholernie ciekawych postaci trochę zbyt ogólnikowo. Ja wiem, że każda osoba miała być tu parafrazą określonych postaw i cech, ale przecież można było w tym celu wymyślić jakiekolwiek wydarzenie fikcyjne. A tak, historia Murrowa i on sam schodzą na drugi plan, by Clooney mógł przedstawić uniwersalne treści. Jest więc uniwersalnie i niekiedy aż za bardzo współcześnie, ale chciałbym poznać szerszą motywację i zobaczyć jakiś inny konflikt, a nie tylko ten interesów.

KW – Konrad Wągrowski [6]
Doceniam wagę przekazu i artystyczny poziom „Good night, and good luck”, ale jako całość film jest dla mnie niestety największym rozczarowaniem tegorocznych oscarowych nominacji. George Clooney najwyraźniej tak zachwycił się własnymi – świetnymi zresztą – pomysłami realizacyjnymi i inscenizacyjnymi (stylizacja na star a telewizję, montowanie scen aktorskich z materiałami archiwalnymi, obrady w kłębach dymu, nastrojowy jazz jako przerywnik), że zapomniał, że poza tym film powinien mieć również dramaturgię. A tego właśnie w „Good night, and good luck” najbardziej brakuje. Bo w politycznym dramacie takie sceny jak wystąpienie Murrowa, riposta McCarthy’ego, oczekiwanie na reakcję powinny elektryzować. A tu, niestety nic z tych rzeczy – oglądamy świetnie zrealizowane, nie wywołujące wielkich emocji sceny. Film paradoksalnie jednocześnie męczy i wydaje się zbyt krótki. Męczy, bo nie tworzy napięcia. Jest zbyt krótki, bo pokazuje kilkanaście świetnie zarysowanych postaci (wielka w tym zasługa świetnych aktorów), ale nie potrafi ich odpowiednio wykorzystać, tak, aby bardziej przejąć widza ich wyborami i decyzjami. Clooney, którego bardzo szanuję i cenię, nie jest niestety Michaelem Mannem, który nieco zbliżony temat potrafił podać w filmie doskonałym artystycznie i trzymającym w napięciu jak najlepszy thriller.

BZ – Beata Zatońska [7]
Kameralny, mocny film, choć trochę przestylizowany. Chętnie użyłabym określenie przerost formy nad treścią, ale to byłoby jednak niesprawiedliwe. Jest tu fantastyczna kreacja Davida Strathairna w roli legendarnego dziennikarza Edwardowa R. Murrowowa, który poszedł na wojnę z komunożercą McCarthym i wygrał. Klaustrofobiczna atmosfera osaczenia, czarno-białe zdjęcia kręcone w małych pomieszczeniach i spowijający wszystko papierosowy dym są bardzo efektowne. Tak samo jak jazzowe przerywniki pomiędzy kolejnymi sekwencjami.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.