Goodbye Bafana
Bille August
‹Goodbye Bafana›
Opis dystrybutora
RPAi, rok 1968. 25 milionów czarnoskórych mieszkańców tego kraju żyje w brutalnym reżimie apartheidu. Nelson Madela, z dożywotnim wyrokiem więzienia, osadzony zostaje na wyspie Robben. James Gregory, tak jak większość białych mieszkańców RPA traktuje czarnych jako ludzi niższej kategorii. Mówi jednak w ich języku i dzięki temu zostaje wybrany na strażnika Mandeli i jego kompanów.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Utwory powiązane
Filmy
‹Kocham kino›
–
Theo Angelopoulos,
Olivier Assayas,
Bille August,
Jane Campion,
Youssef Chahine,
Kaige Chen,
Michael Cimino,
Ethan Coen,
Joel Coen,
David Cronenberg,
Jean-Pierre Dardenne,
Luc Dardenne,
Manoel de Oliveira,
Raymond Depardon,
Atom Egoyan,
Amos Gitai,
Alejandro González Iñárritu,
Hsiao-hsien Hou,
Aki Kaurismäki,
Abbas Kiarostami,
Takeshi Kitano,
Andriej Konczałowski,
Claude Lelouch,
Ken Loach,
David Lynch,
Nanni Moretti,
Roman Polański,
Raoul Ruiz,
Walter Salles,
Elia Suleiman,
Ming-liang Tsai,
Gus Van Sant,
Lars von Trier,
Wim Wenders,
Kar Wai Wong,
Yimou Zhang
MC – Michał Chaciński [3]
Tragedia. Billy August przeszedł daleką drogę od ekranizowania (fakt, że niezbyt jakoś powalającego) Bergmana do realizacji nudnej i schematycznej historii o przyjaźni więźnia i strażnika. Ta historia jeszcze jakoś się zaczyna i jakoś rozkręca, ale kiedy wiadomo już, że Mandela to kryształowy facet, grany przez Haysberta jako uosobienie szlachetności, robi się śmiertelnie nudno. Od połowy August już nawet nie udaje, że ma do opowiedzenia prawdziwą historię o prawdziwych postaciach, tylko jedzie po schematach, jak w filmie telewizyjnym. Strata czasu.
Ogląda się nieźle, choć świadomość, że historia jest w dużej mierze fikcyjna (tak naprawdę Mandela odżegnuje się od przyjaźni z Gregorym), znacznie osłabia wydźwięk całości. Osłabia go też Haysbert, aktor zupełnie przyzwoity, ale bez charyzmy pozwalającej przekonująco sportretować fenomen pogromcy apartheidu. A że realizacyjnie film prezentuje się skromniutko, lepiej poczekać na premierę telewizyjną.
Historia wypchała z tego filmu ludzi. Szkoda. Mandela zasługiwał na coś więcej, a i od Augusta można się było więcej spodziewać. Jest tu nić, której można by się chwycić – prosty biały człowiek wraz z żoną z biegiem czasu odkrywają, że ich życie jest iluzją zbudowaną na nienawiści i durnych przesądach. Niestety, rwie się ona bardzo szybko. W rękach zostają zawiedzione nadzieje.
KW – Konrad Wągrowski [4]
Dobra koncepcja, słabiutkie wykonanie. To mogło być naprawdę dobre kino – oparte na starciu dwóch charakterów, dwóch światopoglądów, dwóch kultur, które muszą się czegoś uczyć jedna o drugiej. Tymczasem otrzymaliśmy łzawy filmek o nawróceniu strażnika, ze świętym Mandelą, który nie tylko jest Wcieleniem Mądrości, Sprawiedliwości Skarbnicą, Znawcą Ekonomii i Nauk Wszelakich, ale też i na kije napieprza się najlepiej. A do tego kilka zupełnie niepotrzebnych motywów dramatycznych, mających ubarwić ten film, a w sumie jedynie rozciągających go do długich dwóch godzin.