Krwawe Walentynki 3D
(My Bloody Valentine 3-D)
Patrick Lussier
‹Krwawe Walentynki 3D›
Opis dystrybutora
W małej miejscowości po raz pierwszy od dwudziestu lat ma odbyć się zabawa taneczna z okazji Walentynek. Wcześniej nikt nie odważył się zorganizować potańcówki z powodu tragicznego wypadku, w którym zginęli czterej górnicy z pobliskiej kopalni. Po ich śmierci mieszkańcy otrzymali bombonierki z ludzkimi sercami i ostrzeżenie, aby nigdy więcej nie urządzali zabawy walentynkowej. Złamanie zakazu sprawia, że tajemniczy morderca powraca.
Teksty w Esensji
Filmy – Wieści
Utwory powiązane
Otake technologie 3D walczylyśmy! Pierwszy raz naprawdę dałem się wciągnąć w trzeci wymiar. Co najlepsze, pomiędzy uchylaniem się przed latającymi w powietrzu kilofami a otrzepywaniem z wnętrzności rozpruwanych nieszczęśników, obejrzałem bardzo przyzwoity slasher w stylu lat 80. Hektolitry krwi, sporo nagości, sprawny scenariusz z kluczowym „KTO ZABIJA?” pozostawionym do końca w sferze domysłów widza. Świetna zabawa!
Pennsylwańska masakra kilofem górniczym nr 2. Nowa wersja ulubionego slashera Quentina Tarantino powiela zwyczajowe błędy gatunkowych pobratymców. Morderca, śmiertelnie skuteczny w eliminowaniu postaci z trzeciego planu, w konfrontacji z bohaterami pierwszego staje się wręcz karykaturalnie nieudolny. Mamy tu sporo rzeźnickiej choreografii, w efektownej i intensyfikujacej obrzydliwe doznania technologii 3D – głównie z użyciem kilofa (moja ulubiona scena: ostrze wychodzi z przodu twarzy ofiary razem z gałką oczną), raz łopaty (częściowa dekapitacja, ostrze narzędzia wbija się w rozwarte do krzyku usta dziewczyny i… górna część głowy osuwa się po okrawionej powierzchni konchy). I tak dalej. Ot, gatunkowy średniak, wybijający się z szeregu niespotykaną za często w amerykańskim kinowym mainstreamie sceną kompletnej i długo eksponowanej nagości jednej z ofiar mordercy. Niezbyt ponętnej, swoją drogą…
MW – Michał Walkiewicz [4]
Horror górniczy, czyli śmierć jak kromka chleba. Dla mnie – masakra. Dosłownie i w przenośni. Zero finezji w szlachtowaniu młodych i gołych (kilof nie sprzyja kreatywności), tylko trójwymiarowe efekty do przyjęcia (prawdę mówiąc, pod tym względem to najfajnieszy „nieImaxowy” film jaki widziałem)