30-letnia Ama jest odnoszącą sukcesy, zimną i skuteczną "łowczynią głów" dla międzynarodowych korporacji. Wiedzie typowe życie bogatej i niezależnej warszawskiej singielki. Jednak pod pancerzem oschłej i nieprzystępnej karierowiczki, ukrywa osobiste nadzieje związane z posiadaniem dziecka. Życie Amy wypada z rutynowego toru, gdy pierwszy raz pozwala sobie na nieprofesjonalne zachowanie – randkę z przystojnym Markiem...
Kto nigdy nie żył może uznać
"Nigdy nie mów nigdy" za dobry film, ale człowiek zdrowy na ciele i umyśle
nigdy w życiu tego nie zrobi. Dlatego decydujcie -
teraz albo nigdy! - nabijacie frekwencję czy nie? Nie zapominajcie przy tym, że mamy kryzys i co nagle, to po diable, a przecież czas to pieniądz i fortuna kołem się toczy, więc grosz do grosza, a będzie kokosza, no i ani chybi krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje.
Zaskakujące, gdy reżyser wyrastający z serialu z taką lubością rzuca na pastwę losu większość postaci drugoplanowych. Dereszowska wyraźnie ma ambicje wyniesienia tego filmu na bardziej problemowe, socjologiczne pole. Cóż jednak z tego, jeśli reszta zebranych gra swoją telenowelę, scenarzystę pochłania wpisywanie w film cytatów z „Pancernika Potiomkina”, a od Jana Wieczorkowskiego nawet pojawiające się pod koniec drzewko pomarańczowe ma więcej aktorskiego wyrazu.
Momentami się ogląda nieźle, ale tylko momentami. Szkoda, że reżyser mało zdecydowany był i przeplatał melodramat, komedię i serial telewizyjny. Będę bronić Anny Dereszowskiej – w tym galimatiasie całkiem nieźle daje sobie radę.