Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Nine: Dziewięć (Nine)

Rob Marshall
‹Nine: Dziewięć›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNine: Dziewięć
Tytuł oryginalnyNine
Dystrybutor Kino Świat
Data premiery22 stycznia 2010
ReżyseriaRob Marshall
ZdjęciaDion Beebe
Scenariusz
ObsadaDaniel Day-Lewis, Marion Cotillard, Penélope Cruz, Judi Dench, Nicole Kidman, Kate Hudson, Sophia Loren, Stacy Ferguson, Elio Germano
MuzykaMaury Yeston
Rok produkcji2009
Kraj produkcjiUSA, Włochy
Czas trwania112 min
WWW
Gatunekmusical
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Guido, światowej sławy egocentryczny reżyser filmowy, próbuje uporządkować swoje życie prywatne i odzyskać utraconą wenę twórczą. W zmaganiach z problemami pomaga mu - i przeszkadza - grono kobiet jego życia: zdradzana żona Luisa, kochanka Carla, przyjaciółka Lily, dziennikarka modowa Stephanie, muza Claudia oraz duch jego matki.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      

Filmy – Publicystyka      


Filmy – Wieści      

Utwory powiązane
Filmy (6)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [6.40]

PD – Piotr Dobry [6]
Główny bohater jest tak skończonym dupkiem (w myśl zasady: wielcy artyści to egoiści), że jego żałosne użalanie się nad sobą byłoby nie do zniesienia, gdyby tylko nie było poprzetykane całkiem niezłymi piosenkami (numero uno to „Be Italian” w znakomitym wykonaniu Fergie) i występami kilku seksownych aktorek w seksownej bieliźnie. Ale do poziomu „Chicago” i tak daleko.

UL – Urszula Lipińska [8]
Wynik absurdalnych recenzenckich działań, odejmujących osiem i pół od dziewięciu, nie ma zastosowania nawet przy ocenie najsłabszego ogniwa „Nine” – reżysera. Rob Marshall rzeczywiście nie nadużywa wyobraźni, ale opowiada gładko, płynnie i nie gubiąc ani na chwilę dynamiki. Rangę filmu podnoszą znakomici aktorzy, emocjami nadrabiający braki wokalne i taneczne. Kiedy „Chicago” gasło przy każdym wątłym jęku Renee Zellweger, tak tu poziom trzyma się względnie równo, a ci, którzy nie potrafią go utrzymać szybko wypadają z gry (jak Nicole Kidman). Mimo swoich kreacyjnych ograniczeń udało się Marshallowi przenieść z „Osiem i pół” nastrój wiecznej tęsknoty za życiowymi punktami odniesienia. Udręki reżysera stanowią tu bardziej pretekst niż centrum fabuły, opowiadającej raczej o konsekwencjach życia według słów Felliniego: łatwiej zachować wierność jednej restauracji niż jednej kobiecie. Postać Guido zresztą jest figurą człowieka egzystującego w pozie wielkiego artysty, któremu rzeczywistość pomyliła się z planem zdjęciowym. Cierpienie bohaterek jest natomiast prawdziwe, namacalne i to kobiety szturmem biorą ten film. Tylko jakim prawem miałby o nich mówić, skoro nie nosi tytułu „Siedem”?

MO – Michał Oleszczyk [4]
Ten film jest okropny nie dlatego, że przekuwa Felliniego na musical – czyż wcześniej nie zrobiono tego z T.S. Eliotem („Koty”) i Nowym Testamentem…? Można musicalować wszystko, ale tylko pod warunkiem, że się to robi dobrze – tymczasem gwałt „Dziewięciu” ma za przedmiot właśnie musicalową tradycję. Tak niemelodyjnych, fatalnie napisanych, pozbawionych dowcipu i konceptu piosenek nie słyszałem od dawna. „Something inside me goes weak, / Something inside me surrenders. /And you’re the reason why, / You’re the reason why”. Duchy Hammersteina, Harta i Portera płaczą i biją na alarm. Tylko „Be Italian” i „Cinema Italiano” jako tako wyłamują się „na plus” i to za nie jest ta „4” dla „9”.

WO – Wojciech Orliński [8]
Gdyby nie główny bohater tak irytujący, że przez cały film marzyłem, żeby ktoś mu wreszcie dał w ryja (mąż Penelopy Cruz nawet moim zdaniem powinien), dałbym równą dziesiątkę. Ale jako musical jest świetne, „Be Italian” i „Cinema Italiano” to gotowe hity.

KW – Konrad Wągrowski [6]
Główny problem z „Nine” jest taki, że po filmie nie pozostaje wiele (poza może konstatacją, że Marion Cottllard jest niezwykle piękną kobietą). Nie zapada w pamięć, ani problem głównego bohatera, ani jakoś mocniej któraś z całkiem w sumie niezłych piosenek, ani jakakolwiek aranżacja. Takie nieźle zrobione, dość mechaniczne widowisko. Gdy ktoś nie nagrzewa się (pozytywnie lub negatywnie) samym odniesieniem do Felliniego – raczej letnie. Zapewne dlatego, że po prostu dylematy osobiste i kryzys twórczy włoskiego reżysera sprzed lat 40. nie są tematem mogącym porwać miliony. I nawet nie chodzi mi o to, że Guido jest dupkiem – to nie przeszkadza się emocjonować. Gorzej, że jego problemy są nam po prostu skrajnie obce. Dwa wyjątki: Marion Cottillard nie tylko wygląda ślicznie, ale i jej dramat jest tu najprawdziwszy, najbliższy, najlepiej zrozumiały i najlepiej ukazany. No i oczywiście Day-Lewisa zawsze ogląda się doskonale.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.