Fish Tank
Andrea Arnold
‹Fish Tank›
Opis dystrybutora
Opowieść o Mii, zbuntowanej, wyrzuconej ze szkoły dziewczynie, której unikają znajomi, a jedynym zainteresowaniem jest taniec. Życie Mii zmienia radykalnie pojawienie się nowego, tajemniczego, atrakcyjnego narzeczonego jej matki - Connora.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Filmy – Wieści
Utwory powiązane
Filmy
Bardziej poetyckie niż społeczne; skupione bardziej na konkretnym człowieku niż zjawisku socjologicznym; rezygnujące z ekstremów na rzecz „coming-of-age story” – bardzo mi się podoba, że Andrea Arnold w swojej wizji kina nie kroczy po śladach wydeptanych przez Kena Loacha czy Mike’a Leigh, tylko znajduje własną ścieżkę. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to maksymalnie przewidywalny wątek Connora (świetny Fassbender), choć po części składam moje odczucia na karb autosugestii wynikającej z wcześniejszego obejrzenia „An Education”.
UL – Urszula Lipińska [6]
Dla Andrei Arnold celnie obrana droga do arcydzieła powoli staje się nieprzerwanym dreptaniem w miejscu pod tabliczką „Nadzieja kina”. W „Fish Tank” krąży w zakamarkach społecznego dramatu spod znaku Kena Loacha i zaułkach fabuł o spełnianiu amerykańskiego snu na brytyjskim blokowisku. Najciekawiej wypada rozwinięcie głównego motywu z „Red Road” i powraca do wątku podglądactwa w bardziej wyrafinowanym wydaniu. Niemal wszyscy bohaterowie skradają się do siebie po cichu, nie patrzą sobie prosto w oczy, potajemnie się podglądają i unikają konfrontacji. Wzajemna fascynacja, strach i ukryte pragnienia zawarte w tych ukradkowych spojrzeniach zyskują nieznośnie duże stężenie emocjonalne. Ułamki życia, które ktoś podejrzał, chcący lub nie, stają się kartą przetargową w kontaktach między bohaterami. Arnold ponownie miała w zasięgu ręki kawałek bardzo dobrego kina i ponownie nie uczyniła ostatniego kroku, żeby dopełnić dzieła. Ale cóż, podobno do trzech razy sztuka.
MO – Michał Oleszczyk [7]
Solidne kino, zadłużone stylistycznie po uszy u braci Dardenne. Arnold, jeśli to możliwe, lubi symbole jeszcze bardziej od Belgów (biały koń! ryba!) – no i chwilami jest jednak zbyt zamaszysta (ten „dziki” bieg Mii po otrzymaniu wieści o ucieczce Connora… ludzie kochani…). Ale tak czy siak, jest to dojrzałe i mocne kino ufundowane na współczuciu i ciekawości drugiego człowieka. W kontekście filmów takich jak „Biała wstążka” czy „Moja krew” jest to swoisty ewenement.
Wiwisekcja rodziny, której się nie udało. Zaczyna się jak obraz spod znaku Kena Loacha, by potem zaskakiwać i zwodzić. Bohaterowie budzą niechęć i sympatię jednocześnie. Z każdą minutą filmu łatwiej ich zrozumieć. Tak jest przede wszystkim ze zbuntowaną nastolatką Mią, która z chuligańskich wybryków zbudowała ochronny pancerz.