Jestem Twój
Mariusz Grzegorzek
‹Jestem Twój›
Opis dystrybutora
Marta, trzydziestoletnia lekarka traci panowanie nad swoim życiem. Odrzuca zakochanego w niej męża, biznesmena Jacka. Zostaje sama. Przypadkowo poznaje młodego kryminalistę Artura, który zakochuje się w niej bez pamięci. Nagłe niekontrolowane zbliżenie, niechciana ciąża, którą Marta chce usunąć. Artur chce ratować dziecko, pomaga mu w tym matka...
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
Filmy
Jak dla mnie – rewelacja – jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat. Szalony, pokręcony, wygięty i uśmiechnięty. Prawdziwe zderzenie ludzi z różnych porządków, w którym iskrzy i błyszczy – może dzięki kapitalnej grze CAŁEJ obsady.
BH – Błażej Hrapkowicz [8]
Podczas pierwszego seansu film Grzegorzka zbił mnie z tropu, zupełnie nie wiedziałem, jak się do niego zabrać. Odpowiedź na pytanie, czy wynikało to z jego mizernej wartości, czy z nowej jakości, nasunęła mi się po drugim seansie. „Jestem twój” obejrzałem powtórnie jednym tchem. Nie zauważyłem estetycznego rozkroku, o którym pisze Michał – konsekwentnie stosowanym przez Grzegorzka rozwiązaniem jest filmowo podrasowany teatralny brutalizm, antyrealistyczny, antysentymentalny, gromadzący emocje w uścisku nerwowych, histerycznych, nawet psychotycznych stanów. Spazmy doskonale rozpisanych i opisanych bohaterów rozsadzają kadry, nieruchoma kamera rejestruje tę szamotaninę beznamiętnie, ale nie sposób zapomnieć o jej obecności. W obsesyjnym poszukiwaniu miłości, które wpycha postacie w ramiona odwetu, terroru i przemocy, odbijają się klasowe kompleksy wyzyskiwanych i pogarda klasowa wyzyskujących. Niewidoczny rak, który toczy pielegnujące nierówności społeczeństwo, pojawia się jako metafora potwora/pszczół za ścianą – przenośnia dla prawdy, z którą nie chcemy i nie potrafimy się zmierzyć. W naszym kinie – ślepym na uwarunkowania społeczne – transpozycja tych podziałów na sferę emocjonalną, ponoć wyłącznie prywatną, to powiew świeżego powietrza.
MO – Michał Oleszczyk [5]
Fenomenalni aktorzy, niezły materiał literacki i zabójczo nierówna reżyseria. Grzegorzek – zamiast pogodzić się z teatralnością tekstu – zatrzymał się w pół drogi między teatrem telewizji a audiowizualnym spazmem. Są fragmenty, które powaliły mnie na kolana (zwłaszcza farsowe, gdzie przemoc wybucha jak kapiszon) i są sceny, na które patrzyłem z niedowierzaniem i zawstydzeniem. Kolejny dowód na to, że brakuje nam producentów z ostrymi nożyczkami.