Ludzie Boga
(Des hommes et des dieux)
Xavier Beauvois
‹Ludzie Boga›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Ludzie Boga |
Tytuł oryginalny | Des hommes et des dieux |
Dystrybutor | Gutek Film |
Data premiery | 28 stycznia 2011 |
Reżyseria | Xavier Beauvois |
Zdjęcia | Caroline Champetier |
Scenariusz | Xavier Beauvois, Etienne Comar |
Obsada | Lambert Wilson, Michael Lonsdale, Olivier Rabourdin, Philippe Laudenbach, Jacques Herlin, Loïc Pichon, Xavier Maly, Goran Kostic |
Rok produkcji | 2010 |
Kraj produkcji | Francja |
Czas trwania | 120 min |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Akcja filmu dotyczy wydarzeń z marca 1996 roku. W Algierii, w miejscowości Tibhirine w Górach Atlas, porwano siedmiu mnichów z zakonu trapistów. Dwa miesiące później znaleziono ciała zamordowanych zakonników, a wydarzenia z okresu pięćdziesięciu sześciu dni ich uwięzienia, a także moment ich śmierci, okryte są tajemnicą.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Filmy – Wieści
Utwory powiązane
Filmy
BH – Błażej Hrapkowicz [7]
Beauvois mówi o religii językiem środka – ani racjonalistyczny cynizm, ani fanatyzm nie mają wstępu do filmu. Wiara walczy w „Ludziach Boga” ze strachem, wątpliwościami, chęcią przetrwania; ma w sobie ogromną moc, która fascynuje i zatrważa, niezależnie od tego, czy wyznawcą jest pokojowo nastawiony przeor czy przywódca bojówki terrorystycznej; nie może być niewinna ze względu na uwikłanie w ideologię i politykę. Beauvois biegnie czasem na przełaj zamiast zatoczyć pełne koło (Inny jest u niego zbyt oswojony i przejrzysty), ale jego studium o religii zachowuje trzeźwość sądu, ocalając zarazem tajemnicę. Gdyby nie epilog, który kanonizuje bohaterów, film byłby jeszcze lepszy, ale sukces i tak jest niemały. Chciałoby się zobaczyć dzieło tej klasy o polskiej religijności.
MO – Michał Oleszczyk [7]
Niemodny temat w czasach zauroczonych transgresją: świętość i męczeństwo traktowane z katolicką powagą. Moim zdaniem film jest tryumfem, ale nieco zbyt łatwo prześlizguje się nad kwestią ewentualnej niewiary. Sugeruje się nam całkowitą jednomyślność idących na śmierć braci – roztapiają się w śniegu dosłownie jak jeden mąż. W tej scenie czuję fałsz, ale całość zrobiła na mnie duże wrażenie.
W rodzimym kinie, o ludziach oddających życie za wiarę, mówi się językiem hagiografii. Zasługi wyniesionych nad ołtarze, romantycznych bohaterów nikną w szale kanonizacji. Najgorsze jest to, że w szał wpadają też widzowie. Beauvois postępuje dokładnie odwrotnie: pokazuje ludzi, nie świętych, eksponuje ich zasługi (nie nachalnie), drąży wątpliwości, eksponuje niepewności. Jedynie końcówka każe myśleć, że reżyserowi nie udało się utrzymać ręki na pulsie. Na szczęście jest to skaza uszlachetniająca film.
O bohaterstwie, sile wiary i gotowości do męczeństwa (czy rzeczywiście gotowości?) bez patosu, za to w sposób niezwykle sugestywny. Zakonnicy godząc się ostatecznie na pozostanie w klasztorze, zagrożonym w każdej chwili atakiem partyzantów, decyzje podejmują świadomie, walcząc ze swoim strachem. Każdy robi to inaczej. Wydarzenia dryfują w kontemplacyjnej atmosferze filmu. Zakończenie może zbyt symboliczne.