Baby są jakieś inne
Marek Koterski
‹Baby są jakieś inne›
Opis dystrybutora
Niepoprawna komicznie i politycznie ilustracja powiedzenia Stephena Kinga – „Kobiety… nie można żyć bez nich, nie można żyć z nimi”. Marek Koterski, twórca „Dnia świra”, bawi się damsko-męskimi stereotypami.
Dwóch prawdziwych facetów, których połączyła ekscytująca nocna wyprawa (najbardziej niegrzeczni w swojej karierze Robert Więckiewicz i Adam Woronowicz), stawia czoło zmasowanemu atakowi perfidnych przedstawicielek płci przeciwnej i rozprawia się ze wszystkimi okowami męskiej swobody w sfeminizowanym świecie.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
Filmy
PCz – Piotr Czerkawski [10]
Wybitne kino klaustrofobiczne- dosłownie i w przenośni. W nowym filmie Koterskiego kabaret Mumio spotyka Felliniego. Całość wydaje się rozwinięciem koszmarnego snu Guida z prologu „Osiem i pół” uzupełnianego o oniryczne wstawki rodem z „Miasta kobiet”. Przede wszystkim jednak liczy się dwóch facetów uwięzionych w zmierzającym donikąd samochodzie, a jednocześnie tkwiących w niewoli gombrowiczowskiej Formy. Sportretowani przez Koterskiego inteligenci nie potrafią wznieść się ponad ograniczenia
narzucone przez kulturę i tradycję. Przy okazji obserwują jak bezpieczne terytorium zostaje zachłannie zawłaszczane przez płeć przeciwną. Reakcją na niekomfortową sytuację pozostaje jedynie dwugłosowy dyskurs przypominający mieszankę rytualnego lamentu, kościelnej spowiedzi i psychoanalitycznego wywiadu. Prowadzone kapitalnie neurotyczną polszczyzną konwersacje najbezpieczniej byłoby po prostu zignorować. Z samochodu głównych bohaterów nie da się jednak tak po prostu wydostać. Od dawna
zajmujemy już przecież miejsce na tylnym siedzeniu.
BH – Błażej Hrapkowicz [7]
Pierwsza połowa zabawna, druga jękliwa – Koterski ośmiesza swoich bohaterów, a później się nad nimi lituje. Ta wolta wychodzi mu nienajgorzej, podobnie jak wulgarna poezja językowa i prowadzenie aktorów, którzy grają w istocie dwie półkule męskiego mózgu – zagubionego w ruinach patriarchalnych wzorców, którymi dotąd się karmił. Nie obyło się bez fałszywych tonów (niektóre sceny rozbijają formalną dyscyplinę filmu), nerwice i neurozy szalejące w zamkniętym świecie Koterskiego powoli zaczynają nużyć, ale „Baby…” to kpina z mizoginicznych fantazji, która działa. Jeszcze.
MO – Michał Oleszczyk [7]
O jeden krok za mało – wiwisekcja posiniaczonego męskiego ego zbyt łatwo zmienia się w (nabijający siniaki „babom”) wykład z zakresu chałupniczych gender studies. Mimo wszelkich zastrzeżeń doceniam, z jakim formalnym rygorem i maestrią językową Koterski grzebie się w bebechach własnej osobowości.
Jednym z powodów, dla których Koterski zrobił „Baby”, wydaje mi się chęć pokazania Filipowi Bajonowi, jak w usta Roberta Więckiewicza włożyć rytmiczną mowę, którą aktor wspaniale oddaje manierę serii o Miauczyńskim, i która równie wspaniale mogłaby się sprawdzić jako język urzędowy „Ślubów panieńskich”. Niestety, adaptator wolał dać swojemu bohaterowi komórkę. Cóż, talenty i talenty wypalone.