Dziesięć osób, pięć kobiet i pięciu mężczyzn, trafia na odizolowaną od świata wyspę, na której znajduje się naszpikowany kamerami dom. Ludzie ci to uczestnicy reality show. Początkowo wszystko przebiega zgodnie z planem. Jednak któregoś dnia jedna z uczestniczek zostaje znaleziona martwa...

Taki strasznie bzdurny koktajl „10 małych Indian” z „13 posterunkiem”. Są nawet ze trzy zabawne dowcipy, ale wykorzystano je już w reklamówce. Kolejny gwóźdź do trumny polskiej komedii.

Główny problem ze Ślesickim polega na tym, że najwyraźniej cierpi on na kompleks twórcy ambitnego kina. Nie wystarczy mu kino rozrywkowe (choć, przyznajmy, bardzo nierówny poziom ta rozrywka prezentuje), ma ambicję, aby jego wilmy miały Przesłanie. Tylko, że to przesłąnie potrafi podać w sposób najbardziej banalny, łopatologiczny i mało odkrywczy. O ile lepszym filmem mógłby być "Show", gdyby został nakręcony jako klasyczny thriller, choć ze śladową dbałośnią o logikę wydarzeń i bez niewolniczego kopiowania pomysłów z innych filmów. A przede wszystkim bez górnolotnych finałowych deklaracji.