Nieustraszona Lara Croft wybiera się do zatopionej świątyni, gdzie, jak mówi starożytna legenda, znajduje się złowieszcza puszka Pandory zawierająca wszystkie nieszczęścia. Puszka skradziona zostaje przez Chena Lo, szefa potężnego chińskiego syndykatu zbrodni, który zamierza użyć jej, by zrealizować swoje niecne cele.

Angelina Jolie pięknie się prezentuje w kostiumie kąpielowym. Nie wiem, czy w imię tego przełomowego odkrycia należało od razu kręcić film, ale przynajmniej sobie popatrzyłem.

Znowu się nie udało: mimo Angeliny, nowych gadżetów, niezliczonych efektów specjalnych, wybuchów i pościgów film jest przeraźliwie nudny. Zaczynam podejrzewać, że zrealizowano go wyłącznie po to, by przez pokazanie paru ładnych miejscowości turystycznych wspomóc cienko przędące kompanie lotnicze. Tak byłoby lepiej dla wszystkich – wolę wierzyć, że zmarnowałam kawał życia, oglądając dwugodzinną reklamówkę niż myśleć, że dałam się naciągnąć na drugoligową podróbę Indiany Jonesa. Nie wyszłam z kina tylko dlatego, że temperatura na zewnątrz gwarantowała ścięcie się białka w każdym żywym stworzeniu. W każdym razie na trzecią Larę Knot skuszę się jedynie, jeśli Angelina będzie w niej non strop latać nago. Dodatkowy punkt wyłącznie za niezamierzone rozbawienie mnie paroma kawałkami (przyjazna chińska staruszka itp.)

Jaki numer odcinka - taka ocena. Żałość.