Wimbledon
Richard Loncraine
‹Wimbledon›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Wimbledon |
Dystrybutor | UIP, Universal |
Data premiery | 24 grudnia 2004 |
Reżyseria | Richard Loncraine |
Zdjęcia | Darius Khondji |
Scenariusz | Adam Brooks, Jennifer Flackett, Mark Levin |
Obsada | Bernard Hill, Kirsten Dunst, Sam Neill, Paul Bettany, Jon Favreau |
Muzyka | Klaus Badelt |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania |
Parametry | Format obrazu: 2:35:1 anamorficzny; Dźwięk: Dolby Digital 5.1 |
Gatunek | komedia |
EAN | 5903560917590 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Zawodowy tenisista przeżywa kryzys. Jego kariera się kończy, a on sam z czołówki przesuwa się na ostatnie miejsca w rankingach. Na jego drodze staje młoda, ambitna tenisistka, która pomaga mu odzyskać wiarę we własne siły i daje mu nadzieję powrotu na korty Wimbledonu.
Teksty w Esensji
Filmy – DVD i Blu-Ray
Utwory powiązane
Ani jednego świeżego pomysłu, ani jednego udanego dowcipu, rozlazła i antypatyczna Dunst, marnotrawstwo talentów z Bettanym i Hillem na czele, irytująco idiotyczny główny konflikt i jeszcze bardziej debilne jego rozwiązanie, piosenki jak z „Beverly Hills 90210”, zerowe emocje. Wysiedziałem do końca tylko dzięki dynamiczne nakręconym pojedynkom na korcie. Potencjał był, a dostaliśmy może nie najgorszą (bo i konkurencja wyjątkowo silna), ale na pewno najsmutniejszą komedię ostatnich miesięcy.
"Wimbledon" to komedia romantyczna posiadająca wszystkie wady wpisane w gatunek, niemniej wybija się wśród konkurencji - nie próbuje na siłę śmieszyć ani oblewać widza tonami lukru, a wszystkie ograne chwyty prezentuje w sposób niebudzący obrzydzenia. Sporem plusem filmu są aktorzy i ciekawe tło (światek tenisowy).
KW – Konrad Wągrowski [5]
Połączenie komedii romantycznej i kina sportowego. W obu tych gatunkach Brytyjczycy odnosili sukcesy, ale tym razem efekt jest raczej letni. Sportowo emocji zbyt wiele nie doświadczymy, bo wynik jest tu oczywisty (jedynym sportowym filmem bez oczywistego wyniku był chyba tylko pierwszy "Rocky"). Jako komedia też przeciętnie - nie ma się zbytnio z czego śmiać. Ale ma ten film pare zalet - efektowne inscenizacje tenisowych meczów, sprytne przeplatanie tenisowych fikcji (główna historia) i faktów (prawdziwe nazwiska, historyjka o tatusiach promujących uzdolnione tenisowo córki). A największą atrakcją, niestety tylko dla Brytyjczyków, będzie wreszcie zwycięstwo syna Albionu w największym turnieju tenisowym świata (co przesuwa nieco film w kierunku science fiction). A to pierwsze zwycięstwo od czasów Szkota Angusa Podgorny'ego...