Pożegnanie „bandyty”. Wspomnienie o Władimirze GołowinieLata 80. XX wieku należały do niego. Był wówczas jednym z najpopularniejszych i najbardziej znanych aktorów w Związku Radzieckim. Jego „zakazaną” twarz kojarzyli chyba wszyscy – zarówno wielbiciele kręconych na serio filmów akcji, jak i sensacyjnych komedii. W Polsce pamiętany jest przede wszystkim z występu w „Deja vu” Juliusza Machulskiego. Władimir Gołowin zmarł przed trzema dniami w Bołogoje.
Sebastian ChosińskiPożegnanie „bandyty”. Wspomnienie o Władimirze GołowinieLata 80. XX wieku należały do niego. Był wówczas jednym z najpopularniejszych i najbardziej znanych aktorów w Związku Radzieckim. Jego „zakazaną” twarz kojarzyli chyba wszyscy – zarówno wielbiciele kręconych na serio filmów akcji, jak i sensacyjnych komedii. W Polsce pamiętany jest przede wszystkim z występu w „Deja vu” Juliusza Machulskiego. Władimir Gołowin zmarł przed trzema dniami w Bołogoje. Jego twarzy nie da się tak łatwo zapomnieć. Ostre rysy, przenikliwe spojrzenie, zacięte usta – takim najczęściej widzieliśmy go na ekranie. Jako aktor wyspecjalizował się bowiem w rolach czarnych charakterów. Reżyserzy rzadko kiedy pozwalali mu zagrać kogoś innego, niż złodziej, morderca bądź przywódca organizacji przestępczej. Antybohaterów grał zresztą nie tylko w poważnych dramatach, ale również w lekkich komedyjkach. Władimir Iwanowicz Gołowin przyszedł na świat w dzisiejszym Twerze – a ówczesnym Kalininie – w kwietniu 1940 roku (a więc dokładnie w tym samym czasie, kiedy miejscowe NKWD dokonywało w mieście mordów na jeńcach obozu w Ostaszkowie). Po zdaniu matury przeniósł się do Moskwy, gdzie podjął studia na wydziale aktorskim stołecznego Państwowego Instytutu Sztuk Teatralnych (GITIS). Ukończył je w 1962 roku, po czym, chcąc uzupełnić wykształcenie, przeprowadził się na północ Związku Radzieckiego i wstąpił do Państwowego Leningradzkiego Instytutu Teatru, Muzyki i Kinematografii (LGITMiK), gdzie zdobył dyplom reżysera teatralnego. Od tamtej pory zaczęła się jego nieustanna podróż po kraju. Zaczął ją w mołdawskim Kiszyniowie, przyjmując etat głównego reżysera w Rosyjskim Teatrze Dramatycznym imienia Antona Czechowa. Później dane mu było jeszcze pracować w moskiewskim Teatrze imienia Mossowieta oraz w telewizji leningradzkiej. W 1997 roku trafił na prowincję, do Bołogoje nieopodal Tweru (miasto to wróciło do swojej starej, jeszcze z czasów carskich, nazwy przed dwudziestoma laty), gdzie kierował lokalnym studiem telewizyjnym „Spiektr”. Na ekranie zadebiutował bardzo późno, jako czterdziestojednolatek, ale miał za to prawdziwe „wejście smoka”. W 1981 roku Grigorij Nikulin starszy obsadził go w historycznym miniserialu „20 grudnia” w roli słynnego terrorysty, polityka-eserowca i pisarza Borisa Sawinkowa. Obraz, opisujący wydarzenia gorącego 1917 roku, powstał na podstawie scenariusza Juliana Siemionowa i przyniósł Gołowinowi wielką popularność w całym Kraju Rad. Ukształtował też jednak już po wsze czasy jego aktorskie emploi – cynicznego bandyty, który nie zawaha się zamordować człowieka, jeśli taki otrzyma rozkaz lub będzie to w jego interesie. Podobną kreację stworzył w kryminalnym serialu Siemiona Aranowicza „Protiwostojanije” (1985), którego pierwowzorem ponownie była proza Siemionowa. Z uznaniem krytyków spotkał się też występ Władimira Iwanowicza w dokonanej w 1986 roku przez Wiktora Okuncowa adaptacji znanej opery Siergieja Rachmaninowa „Aleko” (1892), która z kolei była muzyczną wersją poematu Aleksandra Puszkina „Cyganie”. Rosnącą popularność Gołowina umocniły jeszcze kreacje w dwóch filmach przygodowych: realizowanej na Ukrainie ekranizacji prozy Aleksandra Grina „Złoty łańcuch” (1986) Aleksandra Muratowa oraz nakręconym w Kazachstanie „Kim jesteś, jeźdźcu?” (1987) Armangeldego Tażbajewa. Lata 80. ubiegłego wieku należały do najlepszych w karierze aktora. Nie dość bowiem, że pojawiał się w filmach, które zyskiwały przychylność widzów, to na dodatek dane mu było zagrać w głośnych produkcjach epoki pierestrojki. Zaliczyć można do nich przede wszystkim nakręcone w 1987 roku dwuczęściowy dramat historyczno-wojenny Muratowa „Moonzund”, opowiadający o działaniach rosyjskiej floty bałtyckiej podczas pierwszej wojny światowej (według powieści Walentina Pikula), oraz „Chłodne lato pięćdziesiątego trzeciego” Aleksandra Proszkina, podejmujący trudny temat więźniów stalinizmu. Polscy widzowie pamiętają jednak z tego okresu głównie występ Gołowina w świetnej komedii sensacyjnej Juliusza Machulskiego „Deja vu” (1989). Wcielił się w niej w odeskiego gangstera Nikitę Niczyporuka, za którym chicagowscy ojcowie chrzestni wysłali do Związku Radzieckiego profesjonalnego zabójcę Johnny’ego Pollacka (granego przez Jerzego Stuhra). W tym czasie Władimir Iwanowicz dał się poznać także jako reżyser fabularnych krótkometrażówek („Wot snowa etot dwor”, 1986; „Utro tumannoje”, 1987) oraz filmów dokumentalnych o tematyce historycznej („Aleksander Newski”, 1989; „Czest imieju służyt’ Rossii”, 1990; „Iwan IV Groźny”, 1990). W następnej dekadzie Gołowin na dużym i małym ekranie pojawiał się już coraz rzadziej, a po przeprowadzce do Bołogoje – jedynie epizodycznie. Ale i wtedy potrafił tworzyć aktorskie perełki. Za takie można uznać chociażby kreacje mafiosa Ahmeta Taszkienckiego w „Oligarsze” (2002) Pawła Łungina bądź ślepego ojca głównego bohatera, zawodowego killera, w „Przewodniku” (2007) Aleksandra Chwana. Zwłaszcza druga z ról robiła spore wrażenie na krytykach i kolegach po fachu. Do tego stopnia, że wkrótce pojawiły się kolejne propozycje filmowe. Tą najważniejszą złożył, do tej pory znany przede wszystkim jako wybitny dokumentalista, Siergiej Łoznica, który zaprosił siedemdziesięcioletniego aktora na plan swego fabularnego debiutu „Szczęście moje” (2010). Obraz, który powstał w koprodukcji ukraińsko-niemiecko-holenderskiej, zyskał znakomite recenzje wszędzie tam, gdzie był prezentowany. W tym samym czasie Gołowin brał również udział w zdjęciach do trzeciej i czwartej części serialu sensacyjnego Siergieja Sokaliuka „Antysnajper”. Prace nad nim przerwała w poniedziałek 18 października śmierć Władimira Iwanowicza. 21 października 2010 |
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński
Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński
„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński
Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński
W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński
Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński
Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński
Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński
Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński
Czekając na…
— Sebastian Chosiński
A po Wrocławiu chodzi koleś, który łudząco przypomina tego aktora. Pierwszy raz widziałem go ok 2006r. nieopodal centrum. Chciałem nawet podejść i poprosić o autograf. Ostatnio znowu zobaczyłem go w Kauflandzie na Hubach (o4.2012) i ponownie w końcu maja 2012 na pobliskim osiedlu, gdy popijał jabcoki z miejscową żulerką. Z twarzy i postury - podobny jak dwie krople wody. Ale z powyższego artykułu wynika, że to tylko hiperudany sobowtór :)