Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹4. Festiwal Filmowy Pięć Smaków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
MiejsceKraków
Od8 listopada 2010
Do14 listopada 2010
WWW

Taste of Korea w kinie Pod Baranami. O replice festiwalu Pięciu Smaków

Esensja.pl
Esensja.pl
Kim Ki-duk znany jest z tego, że jest nielubiany. Im Kwon-teak nakręcił swój setny film. Joon-ho Bong natomiast zgromadził w kinach wielomilionową publiczność. O czym opowiadają mistrzowie kina koreańskiego mogliśmy się przekonać w krakowskim kinie Pod Baranami.

Artur Zaborski

Taste of Korea w kinie Pod Baranami. O replice festiwalu Pięciu Smaków

Kim Ki-duk znany jest z tego, że jest nielubiany. Im Kwon-teak nakręcił swój setny film. Joon-ho Bong natomiast zgromadził w kinach wielomilionową publiczność. O czym opowiadają mistrzowie kina koreańskiego mogliśmy się przekonać w krakowskim kinie Pod Baranami.

‹4. Festiwal Filmowy Pięć Smaków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
MiejsceKraków
Od8 listopada 2010
Do14 listopada 2010
WWW
Tematyka snu powróciła do kina za sprawą głośnej „Incepcjii” Christophera Nolana. Sukces frekwencyjny i znakomite recenzje skłoniły dystrybutorów do rozpowszechnienia go niemal na całym globie. Tymczasem Koreańczyka Kim Ki-duka, który zainteresował się podobną tematyką, zbojkotowali nawet rodacy. „Sen” to piętnasty film w dorobku twórcy. Anegdota głosi, że suma widzów wszystkich jego dzieł w Korei, jest nadal mniejsza niż liczba osób, które zobaczyły jeden jego film zagranicą. Z krytyką bywało różnie. Zachwyty nad „Łukiem”, „Pustym domem” czy „Samarytanką” zderzyły się z miażdżącymi komentarzami „Czasu” i „Oddechu”. Polaryzacja opinii kazała podejść do „Snu” ze szczególną ostrożnością. Uważna projekcja pozwala przypuszczać, że reżyser wraca do formy.
Bohaterami „Snu” są, uwikłani w dziwną zależność, Jin (Jô Odagiri) i Ran (Na-yeong Lee). Kiedy Jin śni, Ran lunatykując realizuje jego wizje. Kiedy mężczyzna powoduje wypadek, to kobieta widoczna jest za kierownicą samochodu na obrazie z CCTV. Zupełnie nieświadoma popełnionych czynów Ran zaprzecza oskarżeniom funkcjonariuszy. Jin próbuje wziąć winę na siebie, jednak policja nie traktuje go serio. Dopiero psycholog diagnozuje ich dolegliwość, doszukując się przyczyny w niedawno zakończonych związkach. Kobieta odeszła, mężczyzna został porzucony. Nierozliczona przeszłość i wynikająca z niej samotność (jeden z ulubionych tematów Kim Ki-duka) spychają ich poza granice rzeczywistość.
Bohaterowie próbują zachować racjonalny porządek świata. Przekonani są o odpowiedzialności za ciążące na nich winy. Jin najchętniej zrezygnowałby ze snu. Jest na tyle zdeterminowany, że poddaje ciało wymyślnym torturom. Ból (w końcu żeby sprawdzić, czy śnimy, należy się uszczypnąć) ma powiedzieć, czy nadal przebywa na jawie.
Ran z komisariatu trafia do szpitala psychiatrycznego. Tu rozróżnienie między rzeczywistością a fikcją jest szczególnie niepewne. Uwieńczeniem będzie alegoryczne przeistoczenie się z człowieka w motyla.
Kim Ki-duk zagwarantował widzom prawdziwą wizualną ucztę. Kolorystycznie kadry przypominają kolejne malarskie dzieła. Szczególnie sceny w szpitalu wzbudzają zachwyt. Z feerią barw idzie w parze mnogość dialogów. Koreańczyk przyzwyczaił nas do ich redukcji, tymczasem w „Śnie” bohaterowie chętniej ze sobą rozmawiają, co bynajmniej nie prowadzi ich do porozumienia. Interesującym posunięciem było obsadzenie w głównej roli Jô Odagiri. Mówiący po japońsku aktor nikogo nie dziwi, choć wszyscy dookoła posługują się językiem koreańskim. Taki zabieg jeszcze bardziej podkreśla jak mało zrozumiały jest język, ile ograniczeń niesie i jak niewiele można za jego pomocą wyrazić. Może właśnie to podskórne poczucie budzi u odbiorców niepokój w trakcie seansu.
Podstaw do niepokoju nie zabrakło przy okazji projekcji najnowszego, setnego [sic!] już filmu Im Kwon-taeka zatytułowanego „Ponad czasem”. Reżyser w wielkim stylu powraca w nim do poruszanej we wcześniejszych dziełach tematyki pansori – tradycyjnej opery ludowej. Główny bohater próbuje odnaleźć przybraną siostrę – śpiewaczkę pansori. Postępującym na przestrzeni lat poszukiwaniom towarzyszą przemiany jakim ulegała Korea.
Narracja posuwa się w zawrotnym tempie. Wraz z młodocianymi bohaterami gościmy w latach pięćdziesiątych, z których przenosimy się w kolejne dekady. Kwon-taeka interesują jedynie wyimki z rzeczywistości bohaterów. Zamiast linearnych przejść dostajemy obraz skutków, których przyczyny tłumaczą opowieści wypytywanych postaci. Każda z nich odkrywa przed Dong-ho nową stronę nieszczęśliwej siostry. Wytypowana przez ojca do przejęcia po nim wokalnej spuścizny, poświęciła dla spełnienia jego woli nie tylko wzrok (oślepiona miała kosztem jednego zmysłu lepiej rozwinąć wokalizę) ale całe życie. Bolesna opowieść Kwon-taeka świadczy o mistrzowskiej formie płodnego reżysera. Był to zdecydowanie najciekawszy film festiwalu, wzbudzający wiele emocji i skłaniający do refleksji.
Odreagowaniem miała być czarna komedia Joon-ho Bong „Szczekające psy nigdy nie gryzą”. Bohater – sfrustrowany doktor nauk – nie znosi psów. Jest w stanie posunąć się do zrzucenia zwierzaka z dachu wielopiętrowego budynku, byle tylko pozbyć się szczekającego problemu. Horror zaczyna się, kiedy jego ciężarna żona decyduje się na zakup sympatycznego kundla.
Kolorowa galeria postaci (cieć będący smakoszem gulaszu z psa, pracownica komisariatu, której marzeniem jest ująć przestępcę na tyle groźnego, by trafić do telewizji) sprawiają, że film potrafi wywołać śmiech w widowni. Nie wykracza jednak poza granicę komercyjnej przyjemności, dlatego próżno doszukiwać się w nim metaforyki czy próby wpisania w komediowe ramy głębszego przesłania.
Tym ostatnim ociekała za to wydumana „Oaza” Chang-dong Lee. Opowieść o sprawcy samochodowej kraksy, który po odbyciu wyroku nawiązuje kontakt z ofiarą spowodowanego wypadku. Dziewczyna cierpi na niedowład mięśni. Jej ruchy są skrępowane, a niedomagające mięśnie krtani nie pozwalają na sprawną werbalną komunikację. Fizyczna dysfunkcja kobiety budzi w Jong-du potwora, który dopuszcza się na niej gwałtu. Czyn nie spotyka się z żadnymi konsekwencjami. Targające mężczyzną wyrzuty sumienia zbliżają go do dziewczyny. Rodzi się między nimi więź emocjonalna, która wypiera potrzebę seksualnego spełnienia. Kolejny stosunek jest już zainicjowany przez dziewczynę. Przyłapani przez nadopiekuńczego brata w niedwuznacznej sytuacji zostają potraktowani jako ofiara i gwałciciel.
Chang-dong Lee starając się pokazać relatywizm oceny moralnej czynu, potknął się o zakumulowane nieszczęścia, jakimi uraczył swoich bohaterów. Niesłusznie odsiadujący wyrok Jong-du, szykanowany społecznie i pogardzany w rodzinie trafia ponownie za kratki za gwałt będący dopełnieniem miłości. Puszka Pandory otwarta w trakcie samochodowego wypadku sprawia, że film staje się będącym wyrazem współczucia, przerysowanym głosem w obronie nieprzystosowanych i niepełnosprawnych. Niestety głosem nawet w połowie nie dorównującym temu jakim śpiewała bohaterka „Poza czasem”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Dwa tytuły Banjong Pisanthanakuna i Parkpoom Wongpooma przypomniały, że tajlandzcy reżyserzy potrafią w swoich filmach wyjść od ciekawego problemu, i z różnym skutkiem go rozwiązać. W wypadku „Shutter – Widmo” punktem wyjścia stał się samochodowy wypadek. Porzucona na środku drogi ofiara powraca w głowach sprawców jako niesympatyczny wyrzut sumienia. Początkowo traktowana jak objaw paranoi, wizualizuje się na wykonywanych przez zawodowego fotografa Tuna zdjęciach. Uśmiercona (albo i nie) pod kołami samochodu kobieta okaże się mało zainteresowana wymierzaniem sprawiedliwości. Tej zapragnie przeszłość Tuna. Niestety równie nieciekawa jak omówiony wypadek.
O wiele lepiej jest w „Alone”. Opowieść o syjamskich bliźniaczkach, których rozdzielenie doprowadziło do śmierci jednej z sióstr intryguje zagadkową fabułą. Podejrzane w azjatyckich horrorach tricki sygnalizują, że mamy do czynienia z kolejną nieciekawą tajemnicą z przeszłości. Tymczasem Pisanthanakun i Wongpoom wywracają fabułę do góry nogami przekształcając horror w psychologiczny thriller z dreszczykiem na plecach. Ciekawie wyjaśniona śmierć dziewczyny w połączeniu z wariacją na skradzioną tożsamość dała w efekcie zręcznie poprowadzone kino grozy, którego widzowie mają w większości wielkie oczy. Szkoda, że do szerokiej dystrybucji trafił w Polsce „Shutter – Widmo”. „Alone” byłby zdecydowanie lepszym pomysłem.
Na zakończenie pokazano najnowszy film popularnego w Polsce Park Chan-wooka. „Jestem cyborgiem i to jest OK” zaskakuje i formą i treścią. Reżyser w trylogii zemsty przyzwyczaił nas do krwawej jatki, którą zachwycił się sam Quentin Tarantino. W „Jestem cyborgiem…” krew zastąpiła rzodkiew, a żądnych zemsty mścicieli kontestująca Young-goon, która została osadzona w szpitalu psychiatrycznym, po tym jak odkryła, że jest cyborgiem.
Jej celem staje się nawiązanie kontaktu z zabraną do czubków babcią, która jako jedyna może wyjawić wnuczce cel jej egzystencji. Jednak żeby to się stało, trzeba najpierw opuścić mury szpitala, co dokonuje się w wyobraźni dziewczyny. Rojone wizje rozstrzeliwanych sanitariuszy stają się modelowym popisem groteski. Śmiech zostaje zmiksowany z traumą szpitalnych bywalców (obdarzony niezwykle urodziwą twarzą Królik przebywa w zakładzie, odkąd oparzył ją papierosami i przykrył króliczą maską, po tym jak padł ofiarą zbiorowego gwałtu w więzieniu) tworząc słodki gorzki mus. Smakuje się go równie przyjemnie jak bohaterce baterie, pozyskując energię na dłużej.
Korea walczy o widza z coraz lepszym skutkiem. Kasowe przeboje komercyjne i refleksyjne kino artystyczne dobrze świadczą o poziomie kinematografii tego kraju. Gdyby tylko zechcieli coś powiedzieć o swoich sąsiadach z północy… Może za rok się doczekamy.
koniec
24 listopada 2010

Komentarze

01 XII 2010   11:55:38

"Jestem cyborgiem..." to film sprzed czterech lat. Najnowszym filmem Park'a jest "Thirst" (rok temu nagrodzony przez publiczność w Cannes).

A propos Park'a i wspomnianych w artykule sąsiadów z północy - polecam doskonały jego film (dość stary; jeszcze sprzed czasów trylogii zemsty) - Joint Security Area.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Waga sumienia
— Jarosław Loretz

Tegoż autora

Trójgłos o „Ki”
— Ewa Drab, Zuzanna Witulska, Artur Zaborski

Gdynia 2011 (2): Panorama Polskiego Kina
— Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Artur Zaborski

Gdynia 2011 (1): Filmy konkursowe
— Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Artur Zaborski

Off off with head
— Artur Zaborski

O (p)o(d)glądaniu
— Artur Zaborski

Tydzień z hiszpańską sztuką filmową
— Artur Zaborski

Zastrzyk adrenaliny na widok podnoszącej się kurtyny
— Artur Zaborski

Ciemnego pokoju nie trzeba się bać
— Artur Zaborski

Janek Wiśniewski padł, Janek Komasa wstał
— Artur Zaborski

Jak „Och, Karola” zredukować do „Och”
— Artur Zaborski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.