Gdynia 2011 (1): Filmy konkursoweUrszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Artur Zaborski Zapraszamy do naszej realcji z zakończonego przed kilkoma tygodniami 36. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni – dziś esensyjna ekipa omawia zestaw 12 filmów, które zakwalifikowały się do konkursu głównego. Musimy przyznać, że było to całkiem udane filmowe doświadczenie.
Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Artur ZaborskiGdynia 2011 (1): Filmy konkursoweZapraszamy do naszej realcji z zakończonego przed kilkoma tygodniami 36. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni – dziś esensyjna ekipa omawia zestaw 12 filmów, które zakwalifikowały się do konkursu głównego. Musimy przyznać, że było to całkiem udane filmowe doświadczenie. ![]()
Wyszukaj / Kup Nie wątpię, że to historycznie słuszny film, ale w kategorii filmowej roboty mamy do czynienia z rzeczą przeciętną. Twórcy zasłaniają się dokumentalizmem „Krwawej niedzieli” ale w wielu miejscach aż się prosiło o podparcie się takimi filmami jak choćby „Głód”. Kino wymyśliło całą masę fantastycznych zabiegów, które mogły pozwolić poczuć ten film zmysłami bez specjalnego uszczerbku na jego dokumentalistycznym kształcie. A tak mamy nowocześnie i z ciekawej perspektywy opowiadaną historię w – przy najlepszych intencjach – jednak kompletnie wczorajszej formie. Pęknięcie „Czarnego czwartku” znakomicie ilustruje aktorstwo, w części poświęconej rodzinie Drywy – oszczędne i przejmujące, we fragmentach z biura polityków z kolei niezdrowo przechylone w stronę nadekspresji. Głównie bowiem to właśnie sceny krzykliwych obrad wykolejają ten film w kierunku sztucznej, dydaktycznej lekcji historii. Urszula Lipińska Rzecz absolutnie wyjątkowa: fabularnie i estetycznie. Wielu widzom przeszkadzała w „Daas” kameralność (inaczej nazywana biedotą inscenizacji), ale Adrian Panek zrealizował swój debiut tak pewną reką, że w ogóle nie czuć, żeby dla twórców ograniczenia w jakiś sposób były przysłowiowym „rąbkiem u spódnicy”. Znakomita robota operatorska Arkadiusza Tomiaka powoduje, że tej pozbawionej oszałamiającego rozmachu wizji udała się sztuka nie lada: przeniesienie widza na dwie godziny w kompletnie inny, odległy świat. Zwykle reżyserzy prowadzą nas w przeszłość aby wskazać wrogów i bohaterów, ofiary i katów, rozdać sądy i wybudować pomniki. Panek pakuje nas w wehikuł czasu dokładnie w takim celu, w jakim robił to Wojciech Jerzy Has w swoich najlepszych filmach: żeby przypomnieć nam co to jest magia kina. To porównanie do mistrza oczywiście jest przyznane z przesadą, ale „Daas” wypełnia jakieś brakujące ogniwo polskiego kina. Właściwie nie ma w tym filmie postaci przewidywalnej, której intencje moglibyśmy przesadnie szybko odgadnąć. Banalnie można byłoby powiedzieć, ale każdy kryje w sobie jakąś tajemnicę i niedopowiedzenie. Panek z imponującym wyrafinowaniem porusza się między religią, polityką i techniką co i rusz kompromitując wartość któreś z nich. Od epizodu Danuty Stenki po znakomity dialog końcowy na każdym kroku dostajemy dowód, że reżyser doskonale wiedział co robi. A robi coś, czego w polskim kinie chyba jeszcze nie było. Urszula Lipińska W konkursowej stawce film Skolimowskiego w pewnym sensie zyskał. Nie, nie stał się broń Boże filmem lepszym. Ale po pierwsze, w najbardziej udanych polskich filmach non stop mieliśmy do czynienia albo z historiami podchodzącymi do tematów uniwersalnych, albo do podejmujących refleksję nad współczesną Polską. Skolimowski rozszerzył horyzonty na świat, wyszedł ponad to, co w ostatnich latach rozpala nasze społeczeństwo, zajrzał dalej. Być może dlatego niełatwo się jego filmem przejąć i z zainteresowaniem podążyć za milczącym Vincentem Gallo w skrajnie ekstremalnej sytuacji. A w ten sposób punkty zbierały „Ki” Leszka Dawida czy „Sala samobójców” Jana Komasy – ich bohaterów wielu z nas zdarza się mijać w życiu. „Essential Killing” na pewno wyróżniał się nowoczesnością i odwagą. Jeśli większość reżyserów szukała sobie miejsca w raczej konserwatywnych formach i narracjach (dochodząc w nich zresztą do doskonałych efektów), tak twórca „Rysopisu” osiągnął już ten status, kiedy może sobie na ekranie zrealizować każdy kaprys bez obaw przed niezrozumieniem i bez potrzeby przypodobania się publiczności. „Essential Killing” ma w sobie coś bezczelnego, co powoduje, że ryzykownie balansuje na granicy między „jestem o wszystkim” i „jestem o niczym”. Rys fabuły poprowadzony wygodnie: jak nie ma treści, to po prostu można tam sobie podkładać różne treści. Mocy rażenia jednak temu filmowi odmówić nie można. Skolimowski, nieobliczalny w aranżowaniu niektórych scen, raz po raz zbija z tropu dźwiękiem lub obrazem. Być może podsunął nam właśnie film najbardziej w swym dorobku atakujący zmysły niż intelekt. Pięknie łączy się tu perspektywę mikro z imponującym rozmachem i oddechem kadru, ale wyczuwam, że coś ważnego zawieruszyło się w mazurskim śniegu. Sedno chyba. Urszula Lipińska Uczciwie mówiąc, całą recenzję powinienem skwitować słowami: „Italiani” to wyjątkowo nie moje kino. Nie rozumiem go, nie bawi mnie, nie widzę sensu, na seansie się wymęczyłem niemożebnie i to na długo przed słynną „sceną z koszulą” (w której przez około 5 minut bohater rozpina wyżej wymienioną część ubrania). Co ciekawe, uwielbiam Lyncha (nawet w hardkorowej wersji „Inland Empire”, a przecież „Italiani” zdaje się nawiązywać do tego rodzaju kina (choćby, przez długie sceny, w których zachowanie bohaterów budzi niepokój u widza). A jednak film Barczyka nie jest Lynchowski, raczej idzie w kierunku innej poetyki. Poetyki, przy której ani wątki hamletyczne, ani historyczne nawiązania nie są w stanie wzbudzić mojego zainteresowania. Konrad Wągrowski Objawienie. Obok filmu Janka Komasy najlepszy debiut na tegorocznym festiwalu. Ki (Roma Gąsiorowska – taka jak zawsze i taka jak nigdy zarazem; niby w roli do jakiej nas przyzwyczaiła, a jednak umiejętnie to przyzwyczajenie przekraczająca) nieco za wcześnie urodziła dziecko, nieco za wcześnie związała się z jego ojcem i nieco za wcześnie pogrzebała szanse na samorozwój i karierę. Leszek Dawidek nie pozwala jej jednak użalać się nad sobą. W jego filmie Ki nie ma nic wspólnego z tradycyjnie konotowaną matką – Polką. Bohaterka nie pozwala sobie wejść na głowę ani biurokratycznej machinie ani społecznym oczekiwaniom. Zamiast biadolić nad swoim nieciekawym losem rzuca mu wyzwanie. Ale nie takie do jakich przyzwyczaiło nas kino – zamiast dokonywać wzniosłych czynów w walce o lepszy byt swój czy pociechy, Ki zmaga się z szarościami i trudnościami codzienności. I nie oszczędza przy tym samej siebie ani ludzi ze swojego otoczenia. Ci stają się jej ulegli podobnie jak zgromadzeni na sali kinowej widzowie. Artur Zaborski To mógł być piekielnie wartościowy film. Była tu szansa na bodaj najdojrzalszy filmowy głos o tragicznym dziedzictwie poprzedniego systemu na jaki jeszcze nikt się nie zdobył na poziom godnym zainteresowania. Perspektywa opowiadania z punktu widzenia syna w potrzasku przeszłości i teraźniejszości sugerowała możliwość ciekawego spojrzenia na historię, tym bardziej, że autor pozbawił ją szerszego kontekstu, konsekwentnie trzymając się losów jednej rodziny. „Kreta” pogrążyła powierzchowność, przyglądająca się postaciom w sposób mało uważny i nieczuły na głębsze niuanse. Udało się w tym filmie ocalić tylko jedną postać, Zygmunta, w czym duża zasługa wspaniałej kreacji Mariana Dziędziela. Paradoksalnie jednak, to nie o niego w „Krecie” chodzi, największe ciężary do rozegrania w „Krecie” spoczywały na Pawle i Ewie (Borys Szyc i Magdalena Czerwińska). Ewa, postać zepchnięta na skraj wydarzeń a w tej konfiguracji najciekawsza, podejrzanie szybko godzi się z rzeczywistością, nie waha się stać przy mężu. Paweł docieka prawdy i rzeczywistego układu faktów, ale nie dostaje w filmie czasu na oswojenie się z nimi, powątpiewanie. Mknie przez pozyskiwane wiadomości bezmyślnie, czyniąc zarazem cały film pozbawionym zadumy i pytań – które po seansie się oczywiście pojawiają, ale mam wrażenie, że mogło się ich pojawiać przynajmniej tuzin więcej, gdyby postacie nie przechodziły do porządku dziennego bez rysy po każdej nowo odkrytej tajemnicy. „Kret”, mimo o wiele ciekawszego punktu ujęcia i przestrzeni na dużo lepszy film, nie pozostawia w widzu więcej niż pozostawiała „Rysa” Michała Rosy, która też odbiegła od tematu, gdy dochodziło do konieczności rozmowy o najważniejszym. Końcówka „Kreta” ma swój głębszy sens, który zostaje pogrzebany przez chwyty z elementarza kompletnie innego kina, zagrana konwencją, pozbawionego zaufania do inteligencji widza. Oto Zły wyłania się ze smugi cienia (żeby nie było wątpliwości, że jest Bardzo Zły) a Paweł oddaje się morderczemu biegowi przez ulice (żeby nie było wątpliwości, że to Bieg po Prawdę). Niemniej jednak interesującym wątkiem wydaje się tu wprowadzenie obrazu francuskiej Polonii – ludzi zawieszonych w czasie, którzy przez to, że są daleko od ojczyzny w pewnym sensie potracili poczucia zniuansowania sytuacji ale i potrzebę tak dogłębnego analizowania jej mocno pielęgnując w umysłach tęsknotę i pamięć o pięknych czynach i bohaterskich odruchach. Urszula Lipińska |
Oto pierwsza porcja recenzji na tegoroczne jesienne wieczory.
więcej »W drugiej części wyreżyserowanego przez Andrzeja Zakrzewskiego spektaklu „Stirlitz” słynny sowiecki agent, w Polsce znany głównie z powieści „Siedemnaście mgnień wiosny” Juliana Siemionowa, musi nie tylko wysłać łącznika z arcyważną wiadomością z Berlina do Berna w Szwajcarii, ale również uniknąć śmiertelnie groźnej pułapki, jaką zastawia na niego szef Gestapo Heinrich Müller.
więcej »Dzisiaj przedstawiam żarłoczne pluszowe stwory z kosmosu, połykające swoje ofiary w całości, co też zresztą widać na załączonym obrazku.
więcej »Międzygwiezdne fotele w natarciu
— Jarosław Loretz
Peregrynacje wyssane z palca
— Jarosław Loretz
Podróże międzygwiezdne de luxe
— Jarosław Loretz
E.T. wersja hard
— Jarosław Loretz
Ogrodowy nielot
— Jarosław Loretz
Mumii podejście drugie
— Jarosław Loretz
Mumia z gwiazd
— Jarosław Loretz
Pracownik idealny
— Jarosław Loretz
Niech się mury… drzewią?
— Jarosław Loretz
Interpol muzealny
— Jarosław Loretz
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
Porażki i sukcesy A.D. 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Gabriel Krawczyk, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
30 najlepszych filmów 2012 roku
— Esensja
Najlepsze filmy na prezent
— Esensja
Esensja ogląda: Październik 2012 (DVD i Blu Ray)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Gabriel Krawczyk, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Konrad Wągrowski
„Nietykalni” najlepszym filmem II kwartału 2012
— Esensja
I co teraz, chłopie?
— Patrycja Rojek
Najlepsze filmy I kwartału 2012 r.
— Esensja
Do kina marsz: Kwiecień 2012
— Esensja
Na pogańskim globie
— Sebastian Chosiński
Ksiądz znikąd
— Sebastian Chosiński
Usłyszcie ich krzyk!
— Sebastian Chosiński
Człowiek z rozgoryczenia
— Piotr Dobry
Sztuka? Gdzieś zaginęła. Ale szlak został przetarty
— Gabriel Krawczyk
Transatlantyk 2017: Osiem festiwalowych filmów
— Konrad Wągrowski
Idąc i patrząc
— Sebastian Chosiński
Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński
Esensja ogląda: Luty 2015 (1)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz
Truskawki zamiast armat!
— Karolina Ćwiek-Rogalska
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski
Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski
Z Italiani miałem problem. Zasnąłem na tym filmie i spało mi się dobrze, jak nigdy, gdyż praktycznie z ekranu nie wydobywał się żaden dźwięk, a sala Muzycznego była niezmącona popcornem. Wydaje mi się, że Italiani powinni być wyświetlani na festiwalu filmów artystycznych, a nie fabularnych. Wtedy może by znalazło grono odpowiednich odbiorców.