WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Fundacja Transatlantyk |
Cykl | Transatlantyk |
Miejsce | Poznań |
Od | 5 sierpnia 2011 |
Do | 13 sierpnia 2011 |
WWW | Strona |
Transatlantyk 2011: Dzień drugi. Grupa rozbitków na horyzoncieZ filmów zaprezentowanych pierwszego dnia projekcji wyłania się obraz świata opętanego gorączką uciekania. Czy to Ameryka, Wielka Brytania, czy Brazylia ludzie na każdej długości geograficznej czują się zmęczeni i oszukani.
Łukasz GrędaTransatlantyk 2011: Dzień drugi. Grupa rozbitków na horyzoncieZ filmów zaprezentowanych pierwszego dnia projekcji wyłania się obraz świata opętanego gorączką uciekania. Czy to Ameryka, Wielka Brytania, czy Brazylia ludzie na każdej długości geograficznej czują się zmęczeni i oszukani. ‹Transatlantyk. Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki›
A gdyby tak, gdyby tak uciec na jakiś czas / daleko stąd, tam gdzie prąd nie dochodzi i gaz / gdzie telewizji nie ma, radia nie ma, zasięgu brak / a gdyby uciec, gdyby uciec sobie kiedyś ot tak – śpiewali Cool Kids of Death w 2006 roku. Pięć lat później ta piosenka powraca do mnie przy okazji pokazu „Miejsca nieistnienia” Laure Flammarion i Arnauda Uyttenhove’a. Autorzy towarzyszyli z kamerą artyście Alecowi Soth′owi w jego podróży po Ameryce. Zamiarem Sotha było dotarcie do ludzi, którzy z własnej woli zrezygnowali z życia w mieście i zamieszkali z dala od ogromnych metropolii i wszystkiego, co niesie ze sobą współczesna cywilizacja. To współcześni uchodźcy z huxleyowskiego wspaniałego świata – zmęczeni koniecznością uczestniczenia w wyścigu szczurów, rozczarowani kształtem, jaki przybrała współczesna Ameryka. Część z nich czuje się oszukana i wykorzystana przez „system”, innych na pustynię rzuciło wizja duchowej przemiany. Wszystkich łączy jednak nieodparta pragnienie ucieczki. Sam Soth w pewnym momencie deklaruje chęć zakupu jaskini, w której mógłby ukryć się przed światem. W jego słowach jest coś z dziecięcej chęci posiadania kryjówki. Ale to nie tylko Soth ma coś z dziecka, ale każdy kto staje przed jego obiektywem. Ci wszyscy odszczepieńcy i uciekinierzy wzorem Hucka Finna chcieliby uciec na tratwie w górę rzeki z dala od bólu i cierpienia. Soth przeprowadza nas po Ameryce, która diametralnie różni się od jej powszechnego wyobrażenia. Przywodzi na myśl krajobraz z „Drogi” MacCarthy’ego – ogromna przestrzeń wypełniona pustką, na której jak niechciane zabawki rozrzucone są blaszane ruiny, które niegdyś służyłay za domy. Ludzie, których artysta portretuje mieszkają w domach skleconych ze wszystkiego, co mogli znaleźć, które sprawiają wrażenie karykatur prawdziwych mieszkań. Mają one w sobie jednak pewne surowe piękno. Budzą w widzu niepokój swoimi powykręcanymi kształtami, ale jednocześnie i szacunek, bo ich mieszkańcy wybudowali je własnymi rękami. Pytanie, czy wystarczą im za schronienie przed światem? Soth nie pyta dokąd uciekać. Istotniejsze jest samo pragnienie ucieczki, a uciec chce każdy – gwiazda filmowa, pracownik korporacji, urzędnik, czy matka czwórki dzieci. Dlaczego? Soth tłumaczy to przeświadczeniem o upadku Ameryki, sami zainteresowany tłumaczą to chęcią oczyszczenia, wyzwolenia się z ograniczeń, jakie niesie współczesny świat. Czy z dala od cywilizacji ukryci na pustkowiu są szczęśliwi? Jeden z bohaterów mówi: Życie uchodźcy nie jest wcale takie złe. Pokazuje swój malutką chatkę zbitą z desek, blachy i Bóg wie, czego jeszcze, wskazuje na poletko, na którym uprawia pomidory, tytoń, bazylię. Ma wszystko czego mu potrzeba. Owszem, takie życie jest ciężkie – dopowiada – ale czuję się szczęśliwy. Czyżby więc rację miał Thoreau i życie bliżej natury jest gwarantem szczęścia? W obiektywie Sotha przegląda się jednak i mroczniejsza strona waldenowskiego sposobu życia. W każdym z napotkanych przez artystę „uciekinierów” zasiane jest głęboko ziarno szaleństwa, od którego nie sposób uciec. Wbrew temu, co można by pomyśleć życie uchodźcy pełne jest wściekłości i wrzasku. Wyzwoleni od cywilizacyjnych więzów zamieniają się przerażające kukły, w których oczach widać jedynie obłęd. Oczyszczenie staje się udziałem nielicznych. Mieszańcy „miejsc nieistnienia” pragną skryć się przed oczami świata, zniknąć. Bohaterowie „Czterech lwów” Christophera Morrisa przeciwnie – chcą, aby świat o nich usłyszał. Omar, Waj, Hassan i Barry to grupa muzułmanów z Shefield, którzy postanawiają zostać terrorystami i w ten sposób zamanifestować swój sprzeciw. Wobec czego? Tego nawet oni sami nie wiedzą, mimo że na każdym kroku manifestują swoje oddanie świętej wojnie z Zachodem. W rzeczywistości mają mgliste wyobrażenie o konflikcie między islamem, a kulturą zachodu. Na dobrą sprawę mają małe pojęcie o czymkolwiek – swoim zachowaniem przypominają uzbrojonych po zęby braci Marx. Skąd więc pomysł, aby zginąć śmiercią samobójcza w imię Allaha? Przyglądając się rozpaczliwym staraniom bohaterów, aby umrzeć w samobójczym ataku trudno nie powstrzymać śmiechu. Absurd miesza się tu z groteską, ale walce bohaterów nie sposób odmówić głębi. Pomimo oddania idei świętej wojny i wierze w religię islamu każdy z nich ma w sobie więcej z Anglika niż muzułmanina. Przemawiają językiem popkultury i nie ma większego znaczenia, czy mówią o prawach zwierząt, czy o dławieniu rewolucji na Bliskim Wschodzie. W istocie każdy z nich desperacko próbuje przekonać siebie samego o tym, że jest muzułmaninem. Bo jeśli nie to kim? Muzułmanin z przedmieść Shefield, – co to naprawdę znaczy? Bohaterowie czują, że zostali pozbawieni istotnego elementu swojej tożsamości. W odróżnieniu od ludzi z „Miejsc nieistnienia” postanawiają o nią zawalczyć. Samobójcza śmierć jest w ich przekonaniu szansa na jej odzyskanie. Ich starania skazane są na porażkę, oni wzbudzają śmiech, ale jednocześnie jest w nich coś, co zasługuje na szacunek. Każdy z nich jest w rzeczywistości figurą tragiczną i w tym objawia się jadowita ironia komedii Morrisa. Innym wojownikiem walczącym z system jest kapitan Nascimento – bohater „Elitarnych 2”. Jose Padilha powraca do Rio de Janeiro, które pogrążone jest w jeszcze większym chaosie. Nascimento wciąż jest dowódcą elitarnego oddziału BOPE do walki z przestępczością i handlem narkotykami, ale tym razem jego wrogiem są nie tylko uzbrojeni po zęby mieszkańcy faweli, ale politycy. Na naszych oczach Nascimento z żołnierza wykonującego ślepo polecenia zmienia się w bojownika o sprawiedliwość. A przecież jeszcze w pierwszej części jego twarz wyrażała wyłącznie zmęczenie. Wielokrotnie rozważał odejście ze służby, ale zdecydował się zostać. Ucieczka jest nęcąca. Trudno oprzeć się myśli, że możliwe byłoby uwolnić się od wpływów codzienności. Czy jednak jest to możliwe? Soth przekonuje, że tak, ale ja patrząc na Nascimento przekonują się, że w istocie to tylko ilzuja. I znowu jak w piosence Cool Kids of Death: a może tak, może tak, wcale nie jechać tam / przecież ten świat od stu lat nie ma już białych plam / żadnego nieba nie ma, piekła nie ma, nie ma gdzie wiać / więc trzeba być, trzeba tkwić, w słońcu na baczność stać. 7 sierpnia 2011 |
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Transatlantyk 2011: Podsumowanie
— Łukasz Gręda
Transatlantyk 2011: Dzień szósty. Kultura jako miejsce nieistnienia
— Łukasz Gręda
Transatlantyk 2011: Dzień piąty. W poszukiwaniu lepszego świata
— Łukasz Gręda
Transatlantyk 2011: Dzień czwarty. Przegrani zwycięzcy
— Łukasz Gręda
Transatlantyk 2011: Dzień trzeci. Otwiera się przed nami świat
— Łukasz Gręda
Transatlantyk 2011: Dzień pierwszy. Z portu rozpościera się piękny widok
— Łukasz Gręda
Transatlantyk 2011: Wątpliwości przed wyruszeniem w rejs
— Łukasz Gręda
Podsumowanie
— Łukasz Gręda
Dzień szósty. Kultura jako miejsce nieistnienia
— Łukasz Gręda
Dzień piąty. W poszukiwaniu lepszego świata
— Łukasz Gręda
Dzień czwarty. Przegrani zwycięzcy
— Łukasz Gręda
Dzień trzeci. Otwiera się przed nami świat
— Łukasz Gręda
Dzień pierwszy. Z portu rozpościera się piękny widok
— Łukasz Gręda
Wątpliwości przed wyruszeniem w rejs
— Łukasz Gręda
Pozamiatane
— Łukasz Gręda
Ręce opadły
— Łukasz Gręda
Lost
— Łukasz Gręda
Dni jak ścięte wąsy
— Łukasz Gręda
Strzelają się
— Łukasz Gręda
Gumowe kule
— Łukasz Gręda
W ciemność
— Łukasz Gręda
Zaczęło się
— Łukasz Gręda
Słowiańska pełnia
— Łukasz Gręda
Mad Max: Hardy wojownik. Najlepsze role Toma Hardy’ego
— Łukasz Gręda