30 lat temu Ryszard Bugajski uczynił rzecz kuriozalną. W trakcie stanu wojennego nakręcił antyustrojowy film polityczny, sfinansował go państwowymi środkami i z premedytacją przeznaczył wprost do pirackiej dystrybucji. Z dzisiejszej perspektywy, zdominowanej myśleniem o ACTA, było to zuchwalstwo doskonałe. Z perspektywy roku 1982 – strzał we własną stopę. Ale strzał w mistrzowskim stylu.
Klasyka z klasą: Chamy, gówniarze, prowokatorzy, sadyści
30 lat temu Ryszard Bugajski uczynił rzecz kuriozalną. W trakcie stanu wojennego nakręcił antyustrojowy film polityczny, sfinansował go państwowymi środkami i z premedytacją przeznaczył wprost do pirackiej dystrybucji. Z dzisiejszej perspektywy, zdominowanej myśleniem o ACTA, było to zuchwalstwo doskonałe. Z perspektywy roku 1982 – strzał we własną stopę. Ale strzał w mistrzowskim stylu.
W naszym cyklu co tydzień prezentujemy wybrane tytuły należące do klasyki kina. Niekoniecznie bardzo znane, niekoniecznie obsypane nagrodami, ale z pewnością nadal warte uwagi.
Ryszard Bugajski
‹Przesłuchanie›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Przesłuchanie |
Data premiery | 13 grudnia 1989 |
Reżyseria | Ryszard Bugajski |
Zdjęcia | Jacek Petrycki |
Scenariusz | Ryszard Bugajski, Janusz Dymek |
Obsada | Krystyna Janda, Adam Ferency, Janusz Gajos, Agnieszka Holland, Anna Romantowska, Bożena Dykiel, Olgierd Łukaszewicz, Tomasz Dedek, Jan Jurewicz |
Muzyka | Danuta Zankowska |
Rok produkcji | 1989 |
Kraj produkcji | Polska |
Czas trwania | 118 min |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Decydując się na realizację „Przesłuchania”, Ryszard Bugajski musiał przecież spodziewać się, że jego film powędruje prosto na półkę. Świadomość nieuchronności takiego obrotu spraw była zapewne pomocna w podjęciu decyzji o rezygnacji z autocenzury. Bugajski nie zaszczycił pracowników Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk grą o dwuznaczne słowa, metaforyczne obrazy i sugestywne rekwizyty. Swoją historię odarł z języka ezopowego (powszechnie wówczas stosowanego przez twórców kina moralnego niepokoju), pokazując wszystko wprost – celnie i boleśnie. Idealnym komentarzem do zaistniałej sytuacji są słowa reżysera filmowego i członka PZPR, Mieczysława Waśkowskiego: Jak to się stało, że po wprowadzeniu stanu wojennego w naszym państwie ten film został skończony?
„Przesłuchanie” jest fabularnym (lecz uderzającym realizmem) zapisem przetrzymywania i przesłuchiwania aktorki, Antoniny Dziwisz (Krystyna Janda). Pierwsze filmowe wydarzenia dzieją się najprawdopodobniej rok przed jej zatrzymaniem, które to dokona się w październiku 1951 roku. Przyczyny aresztowania nie są dla Toni jasne – uparcie twierdzi, że znalazła się w więzieniu przez pomyłkę. Spędzi tu jednak 4 lata. Dni upodobnią się do siebie, a poczucie czasu zgaśnie wraz z nadzieją na uwolnienie.
Bugajski zbudował swe postacie z niezwykłą precyzją. Szczególnie te kobiece. Kamera pozostaje z bohaterkami w intymnej relacji – ukazuje je często z bardzo bliska, nie pozwala umknąć najdrobniejszym grymasom i gestom. Już analiza samych zachowań postaci daje precyzyjny ogląd całkowitej wizji bardzo złożonej rzeczywistości, która przedstawiona jest w filmie.
Najwięcej wyraża autor przez postać Antoniny. W czasie kilkuletniego pobytu w więzieniu bohaterka przechodzi znaczną metamorfozę. Fragment jej życia przedstawiony w filmie podzielić można na trzy okresy: trzpiotowaty, przejściowy i krańcowy. W pierwszym z nich Tonia jest beztroską aktoreczką – jeździ z występami, bawi się, czerpie z życia pełnymi garściami. Śpiewając na scenie piosenkę „Zgadnij kotku co mam w środku”, opowiada o sobie samej. Jest naiwna, gdyż łatwo pozwala się zwieść dwóm nowo poznanym mężczyznom, a sceny jej upojenia alkoholowego przedstawiają niezwykle żałosny obraz kobiety – bezwolnej, upokarzanej i zupełnie nieświadomej krzywdy, jaka jest jej wyrządzana. Infantylna – bo po przebudzeniu w więzieniu nie interesuje jej nic oprócz własnej torebki, dziecinnie pyta o godzinę, uparcie mówi o potrzebie zatelefonowania. Irytująca – szczególnie wtedy, gdy wrzeszczy w środku nocy niczym rozkapryszona gwiazda oraz grozi strażnikowi, że go pogryzie. Pierwsze przesłuchanie Tonia traktuje jak długo oczekiwane, należne jej wyjaśnienia. Doświadczana coraz boleśniej w trakcie kolejnych, Tonia wchodzi w okres przejściowy. Dopadają ją tu częste huśtawki nastrojów, przeżywa bunt – wyraźnie domaga się swoich praw, pod zeznaniem podpisuje się słowem „dupa”, śni o zabiciu strażniczki, w celi dostaje ataku furii, by chwilę później z radością opowiadać anegdoty. W trakcie długich rozmów z funkcjonariuszami pozwala sobie na wiele ironii, na przykład gdy podczas posiłku podanego przez oficerów UB bezczelnie pyta o serwetki. Przełomem, który wprowadzi ją w fazę krańcową, staje się dla Toni pierwsze grożenie jej bronią przez majora „Kąpielowego” (Janusz Gajos). Pełna rozgoryczenia i furii, bez przebierania w słowach nazywa swych oprawców chamami, gówniarzami, prowokatorami i sadystami. Śpiewana przez nią wówczas piosenka „Ada to nie wypada” nie brzmi już równie radośnie jak w pierwszych scenach – gdy Tonia była pijana i nieświadoma nadchodzącego niebezpieczeństwa. Teraz jej głos jest zmieniony strachem, a wykonywany utwór brzmi patetycznie i boleśnie.
Już w momencie pojawienia się na ekranie w fazie krańcowej znajduje się Mira (Anna Romantowska). Doświadczona półtorarocznym pobytem w celi, jest ona oparciem dla Toni, wprowadza ją w kolejne etapy więziennego życia. W relacji między bohaterkami pojawia się nawet element erotyczny, zobrazowany nocnym pocałunkiem. Wkrótce jednak Mira zmuszona zostaje do złożenia fałszywego donosu na Tonię, co złamie jej osobowość.
Kobietą o zupełnie innej osobowości jest Honorata (Bożena Dykiel) – mieszkanka wsi – pogodna, wyznająca filozofię pełnego żołądka jako równoważnika szczęścia. Mimo mającego się na niej wkrótce dokonać wyroku śmierci, Honorata jako jedyna może pozwolić sobie na luksus pełnego spokoju, gdyż wie, za co została uwięziona – zabiła urzędnika, który próbował zająć ziemie należące do jej rodziny. Czuje się bohaterką, gdyż postąpiła zgodnie z własnymi przekonaniami, a optymistyczne usposobienie nie pozwala jej użalać się nad swym przyszłym losem. Nie wygląda ani na morderczynię, ani na kobietę oczekującą na stracenie.
Ważną postacią jest także Witkowska (wspaniała aktorsko Agnieszka Holland) – podśpiewująca radzieckie piosenki komunistka z urodzenia i przekonania. Święcie wierzy w nieomylność władzy ludowej, przestrzega przed czającym się wrogiem, nawołuje do czujności. Jej osobowość została doszczętnie przesiąknięta ideologią – kobieta przyznała się przed władzami, że była amerykańskim szpiegiem. Subiektywnie – nie, gdyż zachodniego tajniaka oprowadzała po mieście na polecenie służbowe, nieświadoma jego prawdziwej funkcji. Lecz obiektywnie – tak, ponieważ de facto pomogła wykonywaniu „szpiegowskiej roboty”, za co bez żalu i wątpliwości ponosi karę pozbawienia wolności. Nierozumiejącej własnego położenia Toni Witkowska radzi rychłe wymyślenie sobie jakiejś winy.
Ryszard Bugajski dużo miejsca poświęca obnażeniu mechanizmów stosowanych przez ówczesne władze. Ich działania zamykają się dla niego w dwóch słowach: okrucieństwo i absurd. Znaki tego pierwszego widoczne są w zderzeniu funkcjonariuszy z więźniami. Pogwałcona zostaje tu przede wszystkim godność człowieka – nie ma on prawa do prywatności. Tonia wielokrotnie buntuje się przeciw temu, lecz nie przynosi to żadnych skutków, czego można było spodziewać się już od samego początku, gdy odurzoną kobietę przeszukiwano w sposób kompleksowy, nie wyłączając „badania ginekologicznego”. Uderzająca jest też scena porodu, gdy niemal odczłowieczona pielęgniarka ciosem w twarz zakazuje rodzącej wydawania jakichkolwiek dźwięków. Kobieta pozbawiona jest również prawa do czynnego macierzyństwa – dzieci zabierane są niedługo po urodzeniu, ku rozpaczy ich matek. Nieludzkie są także sposoby wyciągania informacji od opornych przesłuchiwanych – wielogodzinne maratony z zakazem zasypiania, wykorzystujące skrajne zmęczenie człowieka; zadawanie fizycznego bólu – ciągnięcie za włosy, zamykanie w tak zwanej „łaźni”, bicie do nieprzytomności; wreszcie najbardziej upokarzająca forma przemocy zbiorowej dokonana na Toni podczas imienin „Kąpielowego” – wlewanie do ust moczu. W takiej postaci ludzie są zdegradowani do pozycji szczurów – często symbolicznie pokazywanych w przebitkach. Zwierzęta te żyją z więźniami w tych samych pomieszczeniach, podobnie jak zamknięta w „łaźni” Tonia pragną uciec od wody, ich zadania są sprowadzone jednego celu: przeżycia. O zezwierzęceniu mówi Antonina wprost: Trzeba myć się i czesać, i dużo jeść, i podpisywać, i wymyślać sobie winy, żeby nie być jak zwierzęta. Nie zawsze to się jednak udaje.
Absurdalność postępowania władzy piętnuje Bugajski równie sugestywnie. Od pierwszych minut filmu wyszydza brak jej sukcesów w próbie ukulturalnienia społeczeństwa. Wiejska widownia plenerowego przedstawienia bardziej niż popisami artystów ucieszona jest nacierającą na nich świnią, a robotnicy na występie z okazji rocznicy Wielkiego Października najentuzjastyczniej reagują na kocie ruchy śpiewającej aktoreczki. Niedorzecznością wydaje się również traktowanie dawnych kontaktów seksualnych Toni (dość swawolnej wówczas w tej kwestii) z żołnierzem AK jako „zapędów prawicowych” – niewłaściwych zdaniem władzy szczególnie dla osoby wywodzącej się z rodziny proletariackiej. W zadziwiający sposób przeciw bohaterce obróciła się też zabawna historia o nieumyślnym strzeleniu pociskiem w wojskową latrynę, co okazało się później poważnym niszczeniem obiektów wojskowych, osłabianiem potencjału obronnego ojczyzny oraz działaniem na rzecz imperializmu zachodniego.
W warunkach więziennego terroru zdeformowane zostały także wartości duchowe. Nawiązań do duchowości występuje jednak wiele, choć wszystkie są wyraźnie skrzywione. Major „Kąpielowy” skłania Tonię do mówienia prawdy jak u księdza na spowiedzi, a Honorata (zabójczyni urzędnika) wesoło wita towarzyszki słowami niech będzie pochwalony. Kobiety dorysowują kredą na wizjerze (lub może lepiej: na „judaszu”) symbol oka opatrzności, w rolę którego nieświadomie wcielają się każdorazowo podglądający je strażnicy. Wreszcie – budząca się w szpitalu po próbie samobójczej kobieta, pyta: gdzie jestem?, na co otrzymuje odpowiedź: w niebie. Dość specyficzne to jednak niebo, gdzie zamiast anielskich chorałów słychać wrzaski chorych.
Zdemonizowany i ośmieszony zarazem ustrój nie był w stanie znieść jednoznacznie politycznego i zarazem skrajnie niepatriotycznego „Przesłuchania”. Kolaudacja filmu, mająca miejsce 23 kwietnia 1982 roku, była tylko formalnością. Głosy oburzenia pojawiały się niemal ze wszystkich stron, o czym dowiadujemy się dzięki jednemu ze współpracowników Bugajskiego, który potajemnie wniósł na spotkanie dyktafon. Potwierdza się zatem przypuszczenie, że Ryszard Bugajski z premedytacją stworzył film skazany w owym czasie na oficjalną porażkę. Sukces odniósł jednak w drugim obiegu i nienaruszony długim czekaniem, w pełnej krasie zaprezentował się oficjalnie w 1989 roku – mocno wrastając w kanon najlepszych polskich filmów wszech czasów.

Ciekawa recenzja, polemizowałbym jedynie ze zrównaniem całej specyfiki "drugiego obiegu" w komunistycznych realiach z piractwem. To zbytnie uproszczenie, a może raczej niezbyt udana paralela do czasów obecnych.