WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Gutek Film, Miasto Cieszyn, Stowarzyszenie Nowe Horyzonty |
Cykl | Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty |
Miejsce | Cieszyn |
Od | 22 lipca 2004 |
Do | 1 sierpnia 2004 |
WWW | Strona |
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Piąty (26.07)Bartosz Sztybor Taki dzień musiał kiedyś nadejść. Chłam, beznadzieja, kicz, nuda. Jak do tej pory był to najgorszy dzień festiwalowy. Dwie produkcje będące kompletnym dnem. Jedna niebywale średnia. Na szczęście na koniec zdarzył się też jeden klasyk, który okazał się znakomitą „popitką” na obleśne i gorzkie trunki.
Bartosz SztyborFestiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Piąty (26.07)Taki dzień musiał kiedyś nadejść. Chłam, beznadzieja, kicz, nuda. Jak do tej pory był to najgorszy dzień festiwalowy. Dwie produkcje będące kompletnym dnem. Jedna niebywale średnia. Na szczęście na koniec zdarzył się też jeden klasyk, który okazał się znakomitą „popitką” na obleśne i gorzkie trunki. ‹4. Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty›
Larry Clark uderza ponownie. Tym razem bierze na warsztat autentyczną historię z 1993 roku, kiedy grupka znajomych zabiła szkolnego dręczyciela (tytułowe określenie „bully”). Poznajemy dwóch przyjaciół: Marty’ego (Brad Renfro) i Bobby’ego (Nick Stahl). Ten pierwszy jest pod ogromnym wpływem kolegi. Tenże karze wszystkich srodze szybkim i skutecznym, tzw. „blachowaniem ryja”. Gwałci koleżanki, nieznajome i dziewczyny kolegów. Oprócz używania przemocy fizycznej pastwi się nad wszystkimi psychicznie. Epitety w stylu: suka, dziwka, pedał, fiut zastępują w jego słowniku stwierdzenia: znajoma, dziewczyna, znajomy z dziwną fryzurą, człowiek mijany na ulicy. W pewnym momencie całe otoczenie sprzysięża się przeciw niemu, co w efekcie prowadzi do zabójstwa. „Bully” jest filmem o wiele subtelniejszym niż „Ken Park” czy nawet „Kids”, a także bardziej rzeczywistym i realistycznym. Nie potrafi niestety trafnie czegokolwiek przekazać, nie zawiera niczego o czym można by pamiętać dzień/dwa po seansie, jest nic nie wnoszącą, pustą produkcją. Widać, że siłą Clarka są mocne środki wyrazu. Kiedy z nich nie korzysta – jego kino, chociaż staje się przystępniejsze – niczym nie zaskakuje. Nie można też pochwalić gry aktorskiej. Stahl i Renfro grają przeciętnie. Natomiast świetnie kreuje postać narkomana przyszły „marzyciel” i wspólnik Ryana Goslinga – Michael Pitt. Fabularnie najlepiej prezentuje się ostatnie 20 minut, gdzie (po dokonaniu morderstwa) sprawcy rozgadują wszystkim o swoim wyczynie i wsypują się wzajemnie. Ukazanie tego kompletnego idiotyzmu nieodpowiedzialnych młodych ludzi trochę podnosi wartość filmu. Jednak to i tak nie ratuje „Bully’ego” i samego Clarka przed wkroczeniem na drogę przeciętności. Dwa kolejne filmy jawią się jako artystyczne gnioty. „The Time We Killed” Jennifer Todd Reeves to nieudany i nieoryginalny eksperyment. Chociaż jak komuś nie podoba się to określenie, to może słuszniejsze będzie określenie znanego krytyka – piękny, impresjonistyczny i bardzo osobisty utwór poetycki. Może jestem głupi, ale dla mnie pierwszy lepszy (o najmniej rozległych koneksjach – bogatsza ciocia) może wziąć dwie kamery (cyfrową i 16-milimetrów) i nakręcić ptaszki, okno, samochód, świnkę, Busha, krówkę, i jako komentarz dać do nich nie rymujący się wiersz Jednak tylko pani Reeves wpadła na taki pomysł i tylko ona zbiera za niego nagrody i pochwały najznamienitszych krytyków świata. Ja tam jej nie zazdroszczę, ale ta kobieta to nic innego jak artystyczny hochsztapler. Drugim z ambitnej pary jest „29 Palms” Bruno Dumonta. Rosjanka mówiąca wyłącznie po francusku i Amerykanin poliglota wyruszają ze słonecznego L.A. do słynnego Drzewa Jozuego (może na spotkanie z Dolphem Lundgrenem). Codziennie się kłócą i uprawiają gorący seks (raz na wodzie, raz pod wodą, raz na skale, raz na misjonarza). Ilość dialogów jest znikoma. Problemy, które mają, nie są nadzwyczajne. Same postacie są wręcz głupie i niesympatyczne – zachowują się jak dzieci. Dlatego też cholernie szokująca końcówka tak naprawdę nie działa, bo jak może działać, gdy nie zdołaliśmy utożsamić się z bohaterami. Seans wieczoru to legendarny obraz wyprodukowany przez braci Shaw, wyreżyserowany przez Liu Chia-lianga, wywierający wpływ na gwiazdy showbiznesu do tej pory (albumy Wu-Tang Clanu – jeden szczególnie, twórczość Tarantino – szczególnie ostatnio). Mam na myśli, na języku i w końcu na palcach „36 komnat Shaolin”, chyba najbardziej reprezentatywną produkcję z serii kung-fu. Kwintesencję kina rozrywkowego. Ciągła akcja, dobry humor (często niezamierzony, ale takie są wymogi ewolucji) i sympatyczni bohaterowie. Charakterystyczne używanie transwokacji, dialogi z postsynchronów i opóźniony dźwięk są tutaj w najlepszym wydaniu. Była to wersja zremasterowana, więc wrażenie jeszcze większe. Najlepsza wiadomość jest związana z warunkami, w których oglądałem tę legendę. Kino o pojemności 1500 osób i ekranie o wielkości 8x15 metrów daje tak piorunujący efekt, że zapomina się o Jet’cie Lee czy Jackie Chanie. Do tej pory miałem okazję oglądać takie produkcje wyłącznie na niewielo-calowym telewizorze, dlatego wyszedłem z sali projekcyjnej pochłonięty przez „36 komnat” do reszty. 27 lipca 2004 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
12. T-Mobile Nowe Horyzonty: Nowe Horyzonty w Esensji
— Esensja
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Podsumowanie
— Bartosz Sztybor
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Ostatni (1.08)
— Bartosz Sztybor
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Dziesiąty (31.07)
— Bartosz Sztybor
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Dziewiąty (30.07)
— Bartosz Sztybor
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Ósmy (29.07)
— Bartosz Sztybor
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Siódmy (28.07)
— Bartosz Sztybor
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Szósty (27.07)
— Bartosz Sztybor
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Czwarty (25.07)
— Bartosz Sztybor
Festiwal Era Nowe Horyzonty: Dzień Trzeci (24.07)
— Bartosz Sztybor
Grucha, pietrucha, sztryngbormengorninghejgen
— Bartosz Sztybor
To nie jest kolejna recenzja...
— Bartosz Sztybor
Latający cyrk
— Bartosz Sztybor
Avada Kedavra, Czarownico!
— Bartosz Sztybor
Przyszłość tkwi w szczegółach
— Bartosz Sztybor
Test pilota Cravena
— Bartosz Sztybor
Camera obskurna
— Bartosz Sztybor
Home Run... i nie wracaj
— Bartosz Sztybor
Rozbis(i)urmaniona karuzela
— Bartosz Sztybor
De ja vu... doo
— Bartosz Sztybor