Great Scott!Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek To prawda, Tony Scott nie nakręcił żadnego niekwestionowanego arcydzieła. W swej karierze reżyserskiej miał wahania formy, a na koncie ewidentne wpadki. Ale przecież jego filmy dały nam także naprawdę dużo satysfakcji, kinowej przyjemności. Wypada więc oddać hołd temu twórcy, poświęcając nieco miejsca jego filmografii. Spójrzmy jeszcze raz na kino Tony′ego Scotta.
Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil WitekGreat Scott!To prawda, Tony Scott nie nakręcił żadnego niekwestionowanego arcydzieła. W swej karierze reżyserskiej miał wahania formy, a na koncie ewidentne wpadki. Ale przecież jego filmy dały nam także naprawdę dużo satysfakcji, kinowej przyjemności. Wypada więc oddać hołd temu twórcy, poświęcając nieco miejsca jego filmografii. Spójrzmy jeszcze raz na kino Tony′ego Scotta. Wbrew panującemu przekonaniu, „Zagadka nieśmiertelności” (której oryginalny tytuł brzmiał dużo mniej tajemniczo – „Głód”) wcale nie była reżyserskim debiutem Tony’ego Scotta. W 1971 roku przytrafił mu się średniometrażowy dramat „Loving Memory”, pięć lat później natomiast w ramach szerszego projektu przeniósł na ekran jedno z opowiadań Henry’ego Jamesa („The Author of Beltraffio”). W kontekście wcześniejszych dokonań kinematograficznych – nie licząc oczywiście reklam – mogło się więc wydawać, że „Zagadka…” to film dla Scotta nietypowy, w końcu klasyfikowany powszechnie jako horror. Nic bardziej mylnego! Anglik wykorzystał jedynie kostium filmu grozy, aby stworzyć uniwersalną opowieść o odwiecznym pragnieniu człowieka (obecnym w literaturze od czasów „Eposu o Gilgameszu”) – dążeniu do życia wiecznego. Posłużył się w tym celu wydaną za Oceanem zaledwie dwa lata wcześniej powieścią nieznanego praktycznie w Polsce prozaika Whitleya Striebera. I nakręcił film o wampirach, jakże inny jednak od tego, co w tej tematyce kino ma do zaproponowania dzisiaj. Magnesem, który miał przyciągnąć widzów do kin, była wyśmienita międzynarodowa obsada: Amerykanka Susan Sarandon wcieliła się w rolę doktor Roberts, naukowca badającego zegar biologiczny istot żywych; brytyjski gwiazdor rocka David Bowie obdarzył swym emploi Johna Blaylocka, wampira oszukanego przez swoją kochankę, który pragnie powstrzymać szybki proces starzenia się, z kolei Francuzka Catherine Denevue zagrała piękną i niebezpieczną Miriam, wciąż młodą, choć liczącą już sobie… tysiące lat. „Zagadka nieśmiertelności” nie przeraża, jak nakręcony kilka lat wcześniej przez starszego brata Tony’ego „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”, ale ma dużą siłę oddziaływania, wprawia w niepokój. Ma bowiem urok dziewiętnastowiecznych powieści gotyckich, których głównym atutem była niekoniecznie ekscytująca fabuła, lecz niepowtarzalny nastrój. Dla wielbicieli rocka dodatkową atrakcją był „Bela Lugosi is Dead” – wykorzystany w ścieżce dźwiękowej utwór, pojawiającego się także na ekranie, zespołu Bauhaus. Sebastian Chosiński Tom Cruise – de facto 2,5 cm za niski by być pilotem – w roli Pete′a „Mavericka” Mitchella zawojował serca damskiej części widowni, zarówno tej młodszej, jak i dojrzalszej. Nagle okazało się, że film o myśliwcach, wojsku i napędzanej testosteronem rywalizacji może – i potrafi – podobać się również kobietom. Nie wiadomo, na ile to zasługa uroku młodego Cruise′a w skórzanej kurtce G-1 (obecnie zdegradowanej w rankingu najseksowniejszej, męskiej części garderoby przez połyskujący nabytek Ryana Goslinga w „Drive”), który przesiada się z odrzutowca na Kawasaki GPZ 900 R, by powieść Kelly McGillis w rytm piosenki Berlin „Take My Breath Away”. Ścieżka dźwiękowa do „Top Gun”, zawierająca prócz wspomnianego, nagrodzonego Oskarem utworu, stała się zresztą osobnym produktem marketingowym, zyskując w Stanach status dziewięciokrotnej platyny… Sam film natomiast zarobił ponad 350 milionów dolarów, podczas gdy jego budżet wynosił zaledwie 15. Nieźle, prawda? Kilka lat temu pojawiły się plotki, że „Top Gun” ma doczekać się sequelu, ale szczerze mówiąc powątpiewam w jego sukces. Tak samo, jak w to, że mógłby się spodobać współczesnemu, młodemu widzowi. Nie oszukujmy się. „Top Gun” to produkcja dla tych, którzy mają do niej duży sentyment. Joanna Pienio Po ogromnym sukcesie „Top Gun” Tony Scott otrzymał propozycję wyreżyserowania kontynuacji innego wielkiego przeboju, filmu, który nakręcił karierę Eddiego Murphy′ego, czyli „Gliniarza z Beverly Hills 2”. Niestety, sequel został skrojony według najbardziej oczywistej formuły – to samo co w pierwszej części, ale w większym natężeniu. W filmie mamy więc dokładnie tych samych bohaterów w zbliżonych sytuacjach, Eddie Murphy więcej gada i więcej używa słów uważanych za nieprzywoite, policjanci Rosewood i Taggart są bardziej niezależni i biorą większy przykład z kolegi z Detroit, jest więcej akcji i strzelanin, ale film nie ma iskry, lekkości, humoru i świeżości części pierwszej. Scott nakręcił tu dzieło oglądalne, które znakomicie wypadło w Box Office (głównie oczywiście ze względu na powinowactwo z częścią pierwszą), ale z pewnością nie pomogło w postrzeganiu go jako interesującego reżysera. Choć oczywiście sukces finansowy filmu karierze Scotta z pewnością nie zaszkodził. Konrad Wągrowski Takiej obsady mógłby pozazdrościć Tony’emu Scottowi niejeden reżyser. Kevin Costner w roli emerytowanego kapitana amerykańskich sił lotniczych Michaela Cochrana, który po odejściu ze służby wyjeżdża do Meksyku, by odwiedzić tam starego przyjaciela. Anthony Quinn – jedna z niekwestionowanych legend Hollywoodu – jako Tiburon Mendez, starzec wiodący spokojne (no, może nie do końca) życie w swojej hacjendzie, u boku pięknej i dużo młodszej żony Miryei, w którą wcieliła się startująca wówczas do wielkiej kariery Madeleine Stowe (jeszcze przed „Ostatnim Mohikaninem” i „Dwunastoma małpami”). Reszta jest już do bólu przewidywalna. Cochran, nie bacząc na łączące go więzi przyjaźni z Mendezem, ulega urokowi czarownej kobiety, czym naraża się… bossowi lokalnej mafii, którym – tak się akurat składa – jest Tiburon. I choć, chociażby z racji wieku, trudno podejrzewać go o należyte wypełnianie małżeńskich obowiązków, nie może przecież pozwolić na to, aby Miryea była erotyczną zabawką innego. Straciłby tym samym autorytet. Bo kto chciałby podporządkować się ojcu chrzestnemu mającemu rogi dłuższe niż szerokość Jukatanu? Między niedawnymi jeszcze kompanami dochodzi więc do śmiertelnej rozgrywki… Fabułę wymyślił mało znany nad Wisłą amerykański pisarz Jim Harrison; zawarł ją w opowiadaniu, które ujrzało światło dzienne w wydanym pod koniec lat 70. ubiegłego wieku tomie „Legends of the Fall”. Scott uczynił z „Odwetu” melodramat ubrany w szaty thrillera, do końca chyba nie mogąc się zdecydować, co chce pokazać na ekranie – tragiczną, niespełnioną miłość czy rozgrywkę dwóch twardzieli? W efekcie wyszedł mu koszmarek, który dziś nie posiada nawet uroku zapomnianej ramotki. Aktorzy miotają się po ekranie, nie wiedząc za bardzo, co i jak grać. Costner, chyba z szacunku dla Quinna, przez długi czas nie jest w stanie wyrządzić mu większej krzywdy, a Stowe wyraźnie źle czuje się w „konwencji” femme fatale – to po prostu nigdy nie był, nie jest i tym bardziej już nie będzie jej styl. „Odwet” powinien powstać w latach 50. lub 60. jako naznaczony piętnem melodramatu western, w 1990 roku był już anachronizmem. A dzisiaj? – szkoda słów. Sebastian Chosiński Po wspólnym „Top Gun” Tony Scott zrobił kolejny film z Tomem Cruise′em. Mam wrażenie, że film przeszedł głównie do historii, jako film, na planie którego rozpoczęła się wielka miłość między Tomem a Nicole Kidman, mimo to, jest to bardzo sprawnie zrealizowany film o wyścigach samochodowych, ambicji, porażkach, zmaganiu się z samym sobą i zwyciężaniu. Tom Cruise wciela się w rolę młodego ambitnego kierowcy Cole′a Trickle′a, który marzy o starcie w NASCAR, a Michael Rooker gra jego bardziej doświadczonego przeciwnika Rowdy′ego. Taka rywalizacja kończy się dramatycznie, bardzo poważnym wypadkiem obydwu kierowców. Wypadek to przełom w życiu Cole′a, dowiaduje się, że Rowdy nie będzie już mógł wrócić na tor, sam ma problemy z prowadzeniem samochodu, poznaje uroczą panią doktor, która stawia go na nogi. Wkrótce Cole′a, mając wsparcie ze strony Rowdy′ego, pani doktor oraz swojego trenera (jak zwykle doskonały Robert Duval), staje do decydującej walki z najgroźniejszym rywalem Russem Wheelerem (Cary Elwes). Jak to się wszystko kończy można łatwo przewidzieć, ale przyznam, że nawet po latach film ogląda się z dużą przyjemnością i emocjami. Alicja Kuciel |
Jedna drobna uwaga. Wesley Snipes w "Strefie zrzutu" był pozytywnym, a nie czarnym charakterem.
Podobnie w "Pasażer 57" - był agentem ochrony, próbującym powstrzymać psychopatę przejmującego samolot.
"Prawdziwy romans" pierwszy raz widziałem w "złotych czasach" VHS - wersja co prawda "nieco" odbiegała jakością od jakiegokolwiek standardu (z racji którejś tam z kolei kopii) ale wrażenie jakie wywarł na mnie ten film było ogromne. W dodatku, jako że wersja była tłumaczona amatorsko nikt się nie oglądał na to, co wypada a co nie wypada przetłumaczyć więc słychać było wszystko bez "motylonogiego" filtru - znakomicie wpasowane w klimat filmu mięsko bryzgało aż miło ;) Poza tym w filmie jest taka obsada że podobnej w jednym obrazie już nie dałby rady dziś chyba nikt zebrać... Gwiazdy (albo wschodzące gwiazdy ;) ) grają nawet w krótkich epizodach. Ech, cały ten film to cudeńko i katalog pamiętnych scen - jak choćby ta cudowna riposta jaką Floyd rzuca ze swej ulubionej kanapy za morderczym zimnym mafijnym cynglem ;)
"Ostatni skaut" jest zaś w moim osobistym rankingu najlepszym filmem z Brucem WiIlisem i kropka :)
Szkoda, że przedwcześnie odszedł ktoś, kto potrafił tak czarować na rozrywkowym srebrnym ekranie...
Ale tam jest napisane:
coraz częściej w tamtym czasie pojawiał się jako czarny – dosłownie i w przenośni – charakter w kinie akcji,
co nie znaczy, że zawsze.
Szkoda, że podsumowanie dokonań Tony'ego Scotta to jedynie zlepek krótkich recenzyjek, które w kilku przypadkach rażą wręcz ignorancją. Pan Chosiński nazwaniem "Odwetu" koszmarkiem odwalił nieprawdopodobną kompromitację, a jego argumentacja przypomina wypociny z cyklu "ta płyta producenta muzyki techno jest fatalna, bo nie ma w niej gitar". Nie lepiej mu poszło z podsumowaniem "Ostatniego skauta", który jest filmem może mniej znanym od "Szklanej pułapki", ale ikonicznym w swoim gatunku. No i tekst o tym, że w "Domino" Tony nie przypilnował montażysty woła o pomstę do nieba. Robicie podsumowanie działalności reżysera, a nie wiecie, że gość uczestniczył przy montażu każdego swojego filmu, a często go sam przemontowywał? Mało tego - rozstawiał kamery, ustawiał oświetlenie, przygotowywał plan zdjęciowy na wiele godzin przed przybyciem reszty ekipy. Nazwaliście tekst "Great Scott!", a nie potraficie nawet w jednym zdaniu ukazać tej "wielkości". Więc po cholerę ten tekst? Chyba tylko na potrzeby pozycjonowania w Google.
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Weekendowa Bezsensja: 10 jeszcze bardziej twardzielskich wcieleń Denzela Washingtona
— Jakub Gałka
Weekendowa Bezsensja: 10 twardzielskich wcieleń Denzela Washingtona
— Jakub Gałka
SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (18)
— Konrad Wągrowski
Cyrk na… szynach
— Ewa Drab
Do kina marsz: Listopad 2010
— Esensja
50 najlepszych filmów o miłości
— Esensja
SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (8)
— Jakub Gałka
10 najciekawszych filmow o kidnaperach
— Jakub Gałka
Co nam w kinie zagra… w 2009 roku (1)
— Jakub Gałka
Fajnie się ogląda
— Konrad Wągrowski
Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński
Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński
„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński
Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński
W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński
Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński
Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński
Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński
Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński
Czekając na…
— Sebastian Chosiński
Szkoda. Dla mnie największa strata kina w tym roku. Kręcił mało i nierówno ale zawsze czekałem z nadzieją że będzie kolejny "ostatni skaut". A "Niepowstrzymany" był zaskakująco dobrym finałem kariery.