Gęsi za wodą: CruisecjatorPrzebojowy musical „Rock of Ages” to świetny pretekst, aby bliżej przyjrzeć się karierze Toma Cruise’a.
Łukasz GrędaGęsi za wodą: CruisecjatorPrzebojowy musical „Rock of Ages” to świetny pretekst, aby bliżej przyjrzeć się karierze Toma Cruise’a. W „Rock of Ages” Tom Cruise wcielił się w rolę Stacee Jaxxa – bożyszcze tłumów i idola nastolatków. Jaxx jednym kiwnięciem palca sprawia, że widownia mdleje, a świat staje na głowie. To kolejna tego typu rola w dorobku Cruise′a na przestrzeni ostatnich lat. W serii „Mission Impossible” wykonywał zadania niemożliwe dla zwykłego śmiertelnika; w „Wybuchowej parze” był agentem przed którym drżał cały wywiad Stanów Zjednoczonych; choleryczny producent filmowy Les Grossman z „Tropic Thunder” siał postrach wśród swoich współpracowników. Cruise gustuje w rolach ludzi dysponujących nadzwyczajnymi umiejętnościami; charyzmatycznych liderów mających przewagę nad zwykłymi śmiertelnikami. Robi wszystko, aby publiczność widziała w nim wszechpotężnego Gwiazdora. Złośliwi powiedzieliby, że w ten sposób leczy kompleksy: musi go odgrywać na ekranie, ponieważ w rzeczywistości nie jest równie popularny jak przed laty. Jego kariera straciła bowiem dawny impet. Kontrowersje związane z wyznaniem, plotki o domniemanym homoseksualizmie aktora i jego ostatnie ekscesy (słynny występ w programie Oprah Winfrey) skutecznie odstraszają publiczność od kin. Nazwisko Cruise′a nie jest już gwarantem sukcesu, jak w latach 90. Mimo to aktor nie traci pewności siebie i z niegasnącym zapałem prowadzi swoją krucjatę, mającą na celu przekonanie widzów co do jego wielkości. A przecież Cruise ma w swoim dorobku role, które zamknęłyby usta jego najgorliwszym krytykom. Z niewiadomych przyczyn nie chce jednak, aby ktokolwiek o nich pamiętał. Ryzykant Cruise zaczynał swoją karierę od ról czarujących młodzieńców o szelmowskim uśmiechu. Taki jest bohater „Ryzykownego interesu”, który uczynił z młodego aktora gwiazdę. Joel jest przedsiębiorczy i wygadany. Przypomina nieco Ferrisa Buellera z filmu Johna Hughesa, z tą różnicą, że brak mu tej niewinności, która wyróżnia bohaterów Hughesa. Cruise tylko zgrywał niewiniątko, tak jak w „Kolorze pieniędzy”, gdzie wcielił się w rolę Vincenta – chłopaka o nadzwyczajnym talencie do gry w bilard, aroganta i egocentryka. Vincent jest młody, pewny siebie, a w w dodatku diabelsko utalentowany. Ma świadomość przewagi, jaką dysponuję i korzysta z niej bez skrupułów. Jedyne czego mu brakuje to odrobina pokory. Do końca z jego twarzy nie znika lekceważący uśmieszek. W finałowej rozgrywce Eddie pokonuje swojego niedoszłego protegowanego, tylko po to, by dowiedzieć się, że Vincent obstawił przeciwko sobie. Chłopak zadrwił sobie z doświadczonego mistrza. Vincent ucieleśnia młodość, ale i ducha nadchodzących czasów. Paul Newman, który wcielił się w rolę Eddiego, należał do powoli gasnącej generacji gwiazdorów Hollywood. Przyszłość należała do takich jak Cruise. Za rolę w „Ryzykownym interesie” Cruise dostał swoją pierwszą nominację do Złotego Globu, w kilka lat później był już megagwiazdą dzięki „Top Gun” Tony′ego Scotta. Nie ustawał jednak w wysiłkach, aby dowieść swojej wartości jako aktor. Po „Kolorze pieniędzy” jego kolejną znaczącą rolą był Charlie Babbit z „Rain Mana” Barry′ego Levinsona – cwaniaczek, który nie zawaha się wykorzystać upośledzonego brata, żeby tylko się wzbogacić. Charliego poznajemy jako cynika, rozgoryczonego, po tym jak ojciec zapisał większość majątku jego upośledzonemu bratu. Na końcu przechodzi jednak metamorfozę: między nim, a Raymondem zawiązuje się braterska więź. Cruise miał szczęście do partnerów, grał z najlepszymi – Dustinem Hoffmanem, Paulem Newmanem, którzy za swoje kreacje w „Rain Manie” i „Kolorze pieniędzy” zdobyli Oscara. Jego ten zaszczyt zawsze omijał. Po dziś dzień nie ma na swoim koncie najważniejszej filmowej nagrody, choć trzy razy był bliski jej zdobycia. Największym osiągnięciem Cruise′a z tego okresu jest rola Rona Kovica w „Urodzonym 4 lipca” Olivera Stone′a. To jej zawdzięcza swoją pierwszą nominację do Oscara. W rywalizacji o statuetkę pokonał go jednak Daniel Day-Lewis („Moja lewa stopa”). Akademia uznała jego kreację za bardziej przekonującą. Brytyjczyk z pełnym poświęcenim odegrał rolę sparaliżowanego Christy′ego Browna. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Cruise niewiele ustępował mu na tym polu. Rola Kovica wymagała od aktora ogromnego wysiłku. Ron Kovic był bowiem postacią autentyczną, współpracował ze Stone′em przy realizacji filmu. Cruise musiał sprostać temu wyzwaniu i fizycznym ograniczeniom roli. Jego bohater z młodego idealisty przechodzi metamorfozę w zgorzkniałego weterana, poruszającego się na wózku inwalidzkim. Kovic po powrocie z Wietnamu musi zacząć od początku, z bagażem bolesnych doświadczeń. Z czasem staje się symbolem nadziei, dla sobie podobnych weteranów, zepchniętych na margines społeczny. Rola Kovica była ukoronowaniem dziesięcioletniej kariery Cruise. Ze statusem gwiazdy i nominacją do Oscara za „Urodzonego 4 lipca” aktor wkraczał w nową dekadą z zamiarem zawojowania świata. Lata 90. to okres największego rozkwitu kariery Cruise′a, dzięki rolom u Tony′ego Scotta (Szybki jak błyskawica), Neila Jordana (Wywiad z wampirem), Sydneya Pollacka (Firma) i Briana De Palmy (Mission Impossible) stał się globalnym fenomenem. To również okres artystycznych sukcesów aktora: zagrał u Stanleya Kubricka w „Oczach szeroko zamkniętych”, zdobył nominacje do Oscara za „Jerry′ego Maguire′a” i „Magnolię”. We wszystkich trzech filmach wcielił się w tę samą postać – przegranego mężczyzny, robiącego dobrą minę do złej gry. Duch w pancerzu Bill Harford z „Oczu szeroko zamkniętych” ma wszystko: kochającą żonę, pieniądze i pozycje. Nie ma żadnych powodów do tego, aby wątpić w siebie i swoją wartość. Wystarczy jednak, aby jego żona wspomniała mu o swoim wyobrażonym romansie, aby cały jego świat runął w gruzach. Zdruzgotany Harford wypuszcza się w wigilijną noc w podróż po Nowym Jorku: odwiedza prostytutkę, spotyka starego przyjaciela, wkrada się na tajemniczą orgie. Niczym Dante krąży po kolejnych kręgach piekła, aby na koniec wrócić do punktu wyjścia. W finale razem z żoną i dzieckiem przechadza się po sklepie z zabawkami. Ale inaczej niż podczas przyjęcia u Zieglera, niepewnie stawia kolejne kroki, jakby znajdował się na skraju przepaści. U Kubricka obserwujemy powoli postępującą Apokalipsę, która oznacza kres męskiej dominacji w świecie. Harforda rzeczywistość przytłacza, dostrzega jej złożoność i nie potrafi temu podołać. Kobiety ratują go z opresji, jedna z nich poświęca dla niego swoje życie, ale on nie potrafi zrozumieć wymiaru tej ofiary. Kryzys przechodzi również Jerry Maguire. Traci pracę, wszyscy się od niego odwracają. Upadek Jerry′ego nie jest jednak tak druzgoczący jak w przypadku Harforda. W cynicznym agencie sportowym odzywa się bowiem idealista. Jego upadek jest w istocie zwrotem w stronę świata wartości. Maguire zbudował swoją karierę manipulując innymi. Po stracie wszystkiego, swoją pozycję odbudowuje już w oparciu o zaufanie i szacunek innych. Dzięki temu odradza się na nowo. Harford przeciwnie, nie znajduje ratunku i odkupienia. Jest już stracony. Maguire i Harford zostają ocaleni przez kobiety. Frank T.J. Mackey z „Magnolii” prowadzi przeciwko kobietom krucjatę. Jest mizoginem, widzi w nich istoty winne mężczyznom posłuszeństwo. Mackey stoi na szańcach ginącego świata, w którym to mężczyźni dyktowali warunki. Walczy zajadle, ale nie może już niczego zmienić. Pozuje na siłacza, ale w rzeczywistości jest słabeuszem. Jest głęboko przekonany o swojej nieomylności, ale to wcale nie czyni go silniejszym, ponieważ swoje „nauki” kieruje w pierwszej kolejności do samego siebie. Sam jest swoim najgorliwszym wyznawcą. Mackey jest przeświadczony o swojej wyjątkowości, czuje że jest lepszy od innych, ale wie również, że nie jest doskonały, a tylko doskonałość go interesuje. Rola u Andersona prawdopodobnie pozostanie największym osiągnięciem w karierze Cruise′a. Nigdy wcześniej nie zdobył się na taką szczerość i otwartość. Widocznie zrozumiał, że posunął się za daleko, ponieważ już nigdy więcej nie pozwolił sobie na oznakę słabości. Starannie wybierał role bohaterów zdolnych jednym ciosem uchronić ludzkość od zagłady. I gdy już wydawało się, że T.J. Mackey jest martwy, Cruise przypomniał o nim światu: po raz pierwszy przy okazji niesławnego nagrania, na którym tłumaczył, że dzięki scjentologii potrafi zmieniać świat; po raz drugi podczas występu w programie Oprah Winfrey, gdy aby wyrazić swój ogrom uczuć do Katie Holmes skakał po kanapie. Każdy jego gest zdradzał pragnienie bycia doskonałym, a jednocześnie świadczył przeciwko niemu. Jest bowiem dwóch Cruise′ów – jeden za wszelką stara się osiągnąć doskonałość; drugi j e s t dokonały. Każdy krok Cruise′a-śmiertelnika, śledzi boski Cruise i surowo każe jego potknięcia. Zakładnik Swoistym „epilogiem” dotychczasowej kariery Cruise jest występ w „Zakładniku”, gdzie wcielił się w rolę płatnego zabójcy. To pierwsza tego typu rola w jego karierze i jak dotąd jedyna. Vincent jest zły do szpiku kości, ale budzi sympatię widzów. Ma swoją własną życiową filozofię, którą skwapliwie dzieli się z pechowym taksówkarzem: żyć trzeba tylko tu i teraz; marzenia są dla słabych; trzeba umieć zawalczyć o swoje To postać z ducha nietzscheańska: Vincent pozuje na gorliwego ucznia Zaratustry. Jest cyniczny i bezwzględny, zabija bez wahania, ale pod maską chłodnego dystansu kryje się melancholik. Vincent przywołuje z pamięci bohatera „Koloru pieniędzy”. Nigdy nie dowiedzieliśmy się jak młody bilardzista poradził sobie w życiu. „Zakładnik” może być wskazówką, co do tego, jak potoczyły się jego dalsze losy. A Cruise? Na kogo on wyrósł? Cruise woli, abyśmy podziwiali jego boskie wcielenie – człowieka do zadań niemożliwych, który nie wie, co to strach. Nie chce, abyśmy pamiętali, że jest tylko człowiekiem, figurą tragiczną uwikłaną w spór z samym sobą. Cruise nie robi tego jednak tylko dla siebie, robi to dla nas. Za każdym razem, gdy na ekranie ratuje świat, ratuje go naprawdę. Mimo że koniec już nastąpił; mimo że nikt i nic już nas nie uratuje, Cruise wciąż ma oczy szeroko zamknięte. 26 września 2012 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Ned Rio
— Łukasz Gręda
Pozamiatane
— Łukasz Gręda
Ręce opadły
— Łukasz Gręda
Lost
— Łukasz Gręda
Dni jak ścięte wąsy
— Łukasz Gręda
Strzelają się
— Łukasz Gręda
Gumowe kule
— Łukasz Gręda
W ciemność
— Łukasz Gręda
Zaczęło się
— Łukasz Gręda
Słowiańska pełnia
— Łukasz Gręda
Mad Max: Hardy wojownik. Najlepsze role Toma Hardy’ego
— Łukasz Gręda