Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Ranking, który spadł na Ziemię

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »
Sebastian Chosiński: Ufff, jak się cieszę, że ktoś myśli podobnie. „Raport mniejszości” to… [tu pojawia się rząd mocno niecenzuralnych określeń]. Po obejrzeniu tego knota jako wielki fan Dicka miałem ochotę udusić Spielberga. Pewnie rozczarowanie to wynikło również z ogromnych oczekiwań, bo w końcu znakomity reżyser, spec od science fiction wziął na warsztat kapitalne, wizjonerskie opowiadanie Mistrza nad mistrze gatunku. Pamiętam, że informacja o tym, iż Spielberg kręci „Raport mniejszości” dotarła do mnie w tym samym czasie, kiedy w moim miasteczku organizowałem spotkanie z Lechem Jęczmykiem. Rozmawialiśmy wtedy przy kolacji sporo o swoich oczekiwaniach wobec tej ekranizacji. Jakieś dwa lata później film dotarł na ekrany i… [tu pojawia się rząd mocno niecenzuralnych określeń].
Jarosław Loretz: Może nie byłbym aż tak surowy z udeptywaniem tej ekranizacji, ale też przyznam, że mocno się na filmie zawiodłem, bo miał ogromną liczbę spłyceń i prymitywnych chwytów pod publiczkę. Obejrzałem go, wzruszyłem ramionami i – na szczęście – już nie pamiętam.
Kamil Witek: Broniąc opisu, uważam, że świat z „Raportu…” jak najbardziej romansuje z utopią – przecież świat bez morderstw niestety nie istnieje, a świat przedstawiony w filmie jest tego wyraźną namiastką. Owszem, ma też wiele elementów dystopii, jednakże punktem wyjścia jest przecież perfekcyjny układ zapobiegania morderstwom, nawet jeśli z czasem okazuje się tylko iluzją. Pisząc „świat”, mam oczywiście na myśli świat przedstawiony w filmie, bowiem nie przenosimy się w nim niewiele dalej, nie mamy tu przykładowo starcia światów z pre-przestępstwem i bez niego, które moglibyśmy porównywać. Dlatego termin „świat” traktuję jako skrót myślowy, zresztą o wiele lepiej brzmiący niż „jeden z dystryktów Stanów Zjednoczonych”. Napisałem również, że Spielberg zmienił wiele w porównaniu z opowiadaniem Dicka, nie można przecież zanegować, iż nie opierał się na jego pomyśle. Nawet jeśli luźno potraktował większość wątków bądź je całkowicie zignorował.
Sebastian Chosiński: Ale to Spielberg dodał słitaśny happy end! Poza tym postawił głównie na efekty – czy wręcz efekciarstwo – specjalne, a to zmusiło go do odejścia od wizji Dicka, dla którego zawsze ważniejsza była psychologia postaci niż wymyślanie gadżetów. Zupełnie inaczej niż dla Spielberga.
Artur Chruściel: Racja, happy end sam bym chętnie wywalił. Zresztą była furtka – cały finał mógłby się okazać wizją uwięzionego Cruise’a.
Konrad Wągrowski: Dla mnie właśnie główna zaleta „Raportu mniejszości” nie leży w jego dickizmie, z którego bierze tylko odrobinę, ale w jednej z ciekawszych i spójniejszych wizji świata przyszłości w ostatnich latach. Z tymi wszystkim dedykowanymi reklamami wyświetlającymi się po rozpoznaniu siatkówki…
Jakub Gałka: „Raport mniejszości” jest dobrym filmem, który właśnie – dzięki spójnej wizji świata przedstawionego – wytrzymuje próbę czasu. W przeciwieństwie do, moim zdaniem, „Facetów w czerni”, których wszystkie odsłony są na zasadzie: obejrzyj – naciesz się – zapomnij. Właściwie z perspektywy czasu jedyna zaleta filmu to utrwalenie w popkulturze wizerunku facetów w ciemnych garniturach. Osobiście wymieniłbym ich na „Ja, robot”, też współczesne, efekciarskie kino, które przy okazji próbuje przemycać pod płaszczykiem filmu akcji jakieś poważniejsze tematy.
WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Konrad Wągrowski: A ja odrobinie prowokacyjnie powiem, że dla mnie zbyt wysoko jest „Seksmisja”. Ja rozumiem sentyment, sympatię, ale to nie jest aż tak dobry film, by lokował się w pierwszej dwudziestce. Dorzucę do tego „Pacific Rim”, dla którego zadziałał chyba efekt nowości. Nie cenię również zbyt wysoko „Ostatniego brzegu”, znam wiele dużo mocniejszych i ciekawszych filmów o groźbie atomowej zagłady.
Artur Chruściel: Dla mnie „Pacific Rim” również był dużym rozczarowaniem. Znalazłoby się mnóstwo lepszych sposobów na wydanie dwustu milionów dolarów niż pokazywanie cieni w półmroku i błysków w ciemności. W kategorii spektakularnych nawalanek film del Toro jest dla mnie daleko za tegorocznym „Supermanem”.
Jakub Gałka: „Seksmisja” to w pewnym sensie trochę casus filmu, w którym elementy kina (inno)gatunkowego, tu komedii, przesłaniają fabułę jako taką i elementy science ficton. I tak, choć uwielbiam rechotać na „Seksmisji” i oceniłem ją bardzo wysoko, to chyba się zgadzam, że jest słabszym filmem niż kilka umiejscowionych niżej w rankingu. No ale tu trochę dochodzimy do poruszonych przez naszych czytelników w komentarzach problemów z porównywalnością zupełnie innych filmów i podgatunków, które wrzuciliśmy do jednego wielkiego worka.
Jarosław Loretz: Bo zdaje się, że oceniamy ten film przez pryzmat dawnych czasów, przez pryzmat tego, że „Seksmisja” była jak na polskie kino filmem zrobionym z niesłychanym rozmachem, pokazującym, że mimo ogólnej kinematograficznej nędzy jesteśmy w stanie wyprodukować historię science fiction, której wcale nie trzeba się wstydzić. Ten film po prostu przebojem wdarł się na piedestał i nie chce z niego zejść, utrzymywany tam miłymi wspomnieniami i szeregiem scen, które nadzwyczaj głęboko wlazły nam w kulturę. Bo tak naprawdę „Seksmisja” jest już obrazem zauważalnie starym, momentami przaśnym, z udźwiękowieniem, które jest szalenie dalekie od doskonałości. Nadal uważam ten film za bardzo ważny i po prostu dobry, ale podejrzewam, że takiej nieprzemijającej estymy to się dorobił chyba tylko w Polsce.
Sebastian Chosiński: I w Rosji, tfu! to znaczy w byłym Związku Radzieckim, gdzie postrzegany był jak rasowe kino SF rodem z Zachodu. Poza tym obywatele tego nieistniejącego już państwa świetnie wychwytywali wszelkie aluzje polityczne. Dlatego niektóre fragmenty cenzorzy sowieccy kazali po prostu powycinać.
Jacek Jaciubek: To może wciąż trzymając się szczytów naszego zestawienia. O „Blade Runnerze” już wspominałem. Zdziwiło mnie nagłe wskoczenie na listę „Grawitacji”; gdyby to ode mnie zależało, nie zgodziłbym się na ten manewr. Uważam, że każdy artystyczny wytwór musi swoje odczekać, aby można go było ocenić z perspektywy czasowej. Nie mogę się też zgodzić z Konradem, że „Seksmisja” znalazła się zbyt wysoko – wprawdzie przez sentyment mamy pewnie wszyscy skrzywione spojrzenie, ale film Machulskiego wciąż trzyma poziom, to znakomite, choć oczywiście nieco przaśne kino. Poza tym, jeśli dobrze widzę, to jedyny przedstawiciel polskiej kinematografii w setce.
Jakub Gałka: „Wojna światów” jeszcze weszła. A tuż poza rankingiem „O-bi, O-ba”. Ale wracając do „Grawitacji”. Oczywiście masz w jakimś stopniu rację, tylko… jak długi okres jest wystarczający, by perspektywa była właściwa? Rok, dwa, dziesięć? Wejście na mały ekran? Ale dlaczego właściwie mielibyśmy filmy produkowane specjalnie do oglądania w kinie – a te IMAXowe 3D są takimi szczególnie - oceniać z perspektywy kolejnych kilku obejrzeń i innych nośników? Tak czy inaczej, jeżeli chodzi o efekt świeżości, to chyba czepiałbym się bardziej „Pacific Rim”, choć swoje zdanie opieram tylko na zwiastunach :)
Jacek Jaciubek: Tej czasowej perspektywy nie da się określić tak jednoznacznie, ale zawsze jakaś weryfikacja czasowa powinna być. Po prostu: co nagle, to po diable, a „Grawitacja” wskoczyła prawdziwym szturmem nie tylko do naszego rankingu, ale od razu do drugiej dziesiątki.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Artur Chruściel: „Grawitacja” filmem IMAXowym? Nie mogę się z tym zgodzić, bo oglądałem w 2D i nie czuję się zawiedziony. Mało tego, przed wybraniem się do kina starannie unikałem wszelkich recenzji i oczekiwałem zgoła innych proporcji kina katastroficznego i psychologicznego. To oczywiście nie jest film o ładunku intelektualnym na miarę „Odysei kosmicznej”, ale ładnie wchodzi z nią w dialog (scena „embrionalna”) i perfekcyjnie buduje dramaturgię opartą na bardzo nieatrakcyjnej sytuacji wyjściowej (no bo co właściwie może się przydarzyć astronaucie dryfującemu na orbicie?), do czego mam dużą słabość. Jedyne, co zgrzyta, to zbyt tanie, jak na taki budżet, psychologizowanie i zbyt długa, jak na milczenie kosmosu, lista dialogowa. Gdyby ostatnią scenę Clooneya zastąpić czymś sensowniejszym, a finałowy monolog Bullock przed wejściem w atmosferę wyciąć w całości, broniłbym tego filmu do upadłego. A tak powiem tylko, że druga dziesiątka spokojnie mu się należy.
Jarosław Loretz: To ja jeszcze dorzucę do pieca: jak dla mnie, za wysoko wylądował „Fahrenheit 451”. Powieść Bradbury’ego bardzo cenię, tak za niesamowitą, niebezpiecznie realną wizję przyszłości, jak i zwięzłość potraktowania tematu. Film natomiast jest już dzisiaj ordynarną ramotką z zamierzchłej epoki, wizualnie archaiczną, zrealizowaną metodami, które może pasowały do kina czarno-białego, jednak w kolorze wyglądały już nie na miejscu. Temu filmowi rzeczywiście przydałby się jakiś remake, aczkolwiek na pewno nie w formie blockbustera, bo oznaczałoby to – znowu – młodzieżową obsadę i spłycanie wymowy.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

05 XI 2013   20:10:42

Ja chciałbym w tym miejscu wystosować mały apel do Redakcji. Wszystkie rankingi tworzone są zbiorowo i demokratycznie, co sprawia, że tracą (muszą stracić) na wyrazistości: nie dość, że zawsze wygrywa "Wall-e", to na dodatek filmy kontrowersyjne, ale przez niektórych uważane za znakomite, nie mają szansy przebić się do czołówki.

Niedługo skończą Wam się jednak gatunki do rankingowania. Czy moglibyście potem powtórzyć te wszystkie zestawienia, ale tym razem tak, że każdy redaktor osobno spisuje swój topten? Nie bojąc się subiektywnych opinii i subiektywnych komentarzy do poszczególnych filmów? Z wielką chęcią przeczytałbym też coś takiego, pewnie nie tylko ja.

05 XI 2013   21:08:07

Ale przecież "Wall-e" nie wygrał...

05 XI 2013   22:15:48

Kreskówka o robociku zbierającym śmieci pokonuje "Terminatory", "Matriksa" i "12 Małp"? To chyba jednak zwycięstwo.

06 XI 2013   00:05:12

Ponawiam swoją prośbę o zestawienie dziesięciu "tak złych, że aż dobrych" filmów science-fiction.

06 XI 2013   07:49:12

Zamiast Raportu Mniejszości dałbym Impostora (też Dick), według mnie film miał lepszy klimat.
Dziwię się wysokiej pozycji Pamięci Absolutnej. Pamiętam jak wchodził do kin, ale już wtedy mi się nie podobał, był według mnie bardzo nierówny nawet pod względem efektów, nad którymi większość się zachwycała.
Żołnierze kosmosu - pamiętam pierwszy seans, dobrze się przy nim bawiłem, ale ostatnio miałem nieszczęście zobaczyć go raz jeszcze. Strawiłem, ale to słaby film.
Gattaca powinna być zdecydowanie wyżej.
Ciągle nie rozumiem braku King Konga. Dla mnie (i widzę nie tylko dla mnie) to sf.
Seksmisja - mimo że lubię ten film wylądowała zdecydowanie za wysoko. To samo Wall-e, którego lubię, ale który tak naprawdę jest genialny w pierwszej części, potem jest dużo słabiej.
Trochę dziwię się że nie wspomnieliście (nawet w 2 setce) o
Krwi Bohaterów, Wodnym Świecie (którego nie lubię, ale który mimo wszystko dał jakąś wizję przyszłości), Surogatach - zaskakująco dobrze się go ogląda.
Brakuje mi również Equilibrium, nie ma go nawet w 2 setce!
Przypomniał mi się jeszcze jeden film, widziałem go dość dawno i może moje wspomnienie płata mi psikusa, ale wspomnienia mam dobre - to Żona astronauty.

06 XI 2013   11:14:39

"Equilibrium" jest jednym z moich ulubionych filmów, widziałam go chyba ze 4-5 razy, co dla mnie oznacza dużo.
"Zona astronauty" - też niezły a "Surogaci" miło mnie zaskoczyli.
Cóż jeszcze - hmm, choć może gdzieś był - nie chce mi się teraz przeglądać tych list - "Johny Mnemonic"

07 XI 2013   10:16:50

Akurat tu muszę zaprotestować, bo "Equilibrium" to jedno z większych moich rozczarować - ciekawy pomysł zmarnowany przez masę nielogiczności fabularnych.

18 XI 2013   13:48:38

Uwielbiam "Equilibrium" z powodu pierwszych 20-30 minut. Ale z powodu tego, co następuje potem, nie dałbym mu miejsca w pierwszej setce, nie ma mowy. Zbyt wiele bzdur.
"Surogaci" - uwielbiam z powodu... a nie, nie uwielbiam, bo nawet nie miał fajnych 20-30 minut. Katastrofalnie głupi, pod tym względem łączy mi się z "Gamerem", też o sterowaniu i życiu "w zastępstwie".

05 XII 2013   10:39:30

To kiedy była przeprowadzana ta rozmowa - przed publikacją rankingu bo Jakub Gałka na stronie 3 mówi że przed, a na stronie 2 że po ("No ale tu trochę dochodzimy do poruszonych przez naszych czytelników w komentarzach problemów z porównywalnością zupełnie innych filmów i podgatunków, które wrzuciliśmy do jednego wielkiego worka.")

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Czekając na…
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.