Ranking, który spadł na ZiemięSebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil WitekRanking, który spadł na ZiemięCzym jest SF? Konrad Wągrowski: Wspomnijmy, że w momencie przygotowywania listy pojawiły się dyskusje na temat gatunkowej przynależności niektórych tytułów. Zdradźmy, o co chodziło. Jakub Gałka: Choćby o wyrzucenie z naszego rankingu filmów superbohaterskich. Michał Kubalski: Ale były filmy bardziej kontrowersyjne niż superbohaterowie, na przykład „Delicatessen”, „K-Pax”, „Pogromcy duchów”, „Dzień świstaka”, „Pi"…
Wyszukaj / Kup Jacek Jaciubek: Siałem ferment w redakcji, to zasieję go i tutaj. Zresztą wcale o to nie prosząc zostałem przez Konrada niejako wywołany do tablicy, bo spierałem się o przynależność gatunkową paru filmów. Zdanie kolegów redakcyjnych już znam, więc może teraz zapytam naszych czytelników. Dlaczego na liście znalazło się miejsce dla „Miasta zaginionych dzieci”, które przy moich najlepszych chęciach nie spełnia żadnego z wymogów wymienionych we wstępie do naszego rankingu? Podobnie rzecz się ma z „Delicatessen”, ale tam przynajmniej jest odpowiedni kontekst, czyli świat po apokalipsie. Czy podstawy naukowe „Powrotów do przyszłości” są bardziej wiarygodne niż „Łowców duchów”, gdzie przecież też występują jajogłowi uganiający się za mrzonkami? Skoro przekonuje nas wizja piekła w „Ukrytym wymiarze”, dlaczego odrzuciliśmy wizję nieba/czyścca (lub czegoś podobnego) w „Kłopotliwym człowieku”? Z jakiego powodu domniemany obcy z „K-Pax” jest dla nas mniej przekonujący jako kosmita niż tabuny przybyszy z innych filmów – bo wygląda jak człowiek? A czyż nie było innych filmów, w których kosmita podawał się za istotę ludzką i wyglądał jak ona? Czy „Donnie Darko” to aby na pewno film science fiction? Ja odebrałem go raczej jako zapis rojeń bardzo poważnie chorego schizofrenika, zresztą w tym względzie kojarzący się choćby ze wspomnianym „K-Pax” czy „Pi”, które w ostatniej chwili z naszej listy wyleciało. Ile z sf jest w „Melancholii”? I czy pojawienie się pętli czasowej w „Dniu świstaka” to za mało, aby uznać ten film za science fiction? I podkreślam – nie neguję wartości artystycznej żadnego z wymienionych filmów, a jedynie zastanawiam się nad tym, czy zasługują lub dlaczego nie zasługują na miejsce w naszym rankingu. Michał Kubalski: Też dopuściłbym „Ghostbusters” – bo to nie film o duchach, ile o tym, że duchy można zdefiniować, zbadać i pokonać metodą naukową. To nie „Egzorcysta”. Z kolei „K-Pax” mnie nie przekonuje – jedynym, co wskazuje na to, że prot jest obcym, są jego słowa. Przy tym kontekst choroby psychicznej i pobytu w stosownej placówce eksmituje moim zdaniem ten film poza granice rankingu. Z kolei pętla czasowa w „Dniu świstaka” nie jest żadnym naukowo wyjaśnialnym zjawiskiem – jest nadnaturalnym, ściśle osobistym fenomenem z dziedziny magii i przeznaczenia. Jacek Jaciubek: Co do „K-Pax”, zgoda, tam nie ma żadnego elementu science fiction, poza słowem przybysza (dla agenta specjalnego Foksa Muldera byłoby to pewnie aż nadto). Kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje, czy wierzymy kosmicie na słowo, czy musi nam dać dowód swojej obcości. Dla mnie ten film był ciekawą próbą zmierzenia się z kwestią, gdzie przebiega granica naszej niewiary. I w tym sensie kręcił się wokół tematyki w sf obecnej. Jarosław Loretz: No przepraszam Cię bardzo, ale to, że świr podaje się za obcego, Napoleona, Helenę Bławatską czy rozwielitkę nie świadczy o tym, że mamy przyjmować, że może rzeczywiście jest jednym z tych stworzeń. Innymi słowy – brzytwa Ockhama jest tutaj wystarczającą metodą na usunięcie „K-Paxa” poza pulę filmów sf. Jacek Jaciubek: Zaś w „Dniu świstaka” faktycznie nie ma chyba próby wyjaśnienia, skąd wzięła się pętla. Ale warunku naukowości nie trzymałbym się tak kurczowo. Na naszej liście jest co najmniej kilka obrazów manipulujących naukową wiedzą lub traktujących ją w zupełnie dowolny sposób. Mogę sobie wyobrazić, że do „Dnia świstaka” dodajemy scenę, w której główny bohater szuka ratunku u jakiegoś naukowca, a ten mówi: „Zrób to i to, a pętla zniknie”. Mielibyśmy wtedy science fiction? Jarosław Loretz: A czy jak w sklepie zwrócisz się o pomoc do naukowca w kwestii wyboru żółtego sera, to będzie to znaczyło, że dokonałeś naukowego wyboru sera? Konrad Wągrowski: Jeśli ten naukowiec powie „podskocz trzy razy na cmentarzu w czasie pełni księżyca, a pętla zniknie”, to nie będzie to SF. Jeśli natomiast powie „skonstruuj urządzenie takie i takie”, to będzie SF. Porównajmy zresztą z bardzo podobnym w pomyśle filmem „12:01” – tam też była pętla czasowa, która jednak była jasno zdefiniowana jako efekt awarii jakiegoś tam reaktora. Natomiast w „Dniu świstaka” pętla znika, gdy bohater dostąpi samopoprawy – a to jest już wyjaśnienie bardzo magiczne. Choć nie będę ukrywał, że niektóre leksykony kwalifikują „Dzień świstaka” do SF. U nas więcej osób było jednak przeciwko.
Wyszukaj / Kup Jarosław Loretz: Przypominam tylko, że trzeba jeszcze brać pod uwagę przyczynę powstania pętli (uszkodzenie reaktora podpada pod sf, natomiast wystąpienie pętli z powodu, że wystąpiła – nie), a także rolę techniki w filmie. Bo owszem, ktoś może podać parametry urządzenia, ale z samego podania wskazówek jeszcze nic nie wynika. Trzeba je jeszcze wcielić w życie. Jacek Jaciubek: Nie oddzielałbym jednoznacznie pojęć „technika” i „magia”, one się przenikają, nawet w naszym dość stechnicyzowanym świecie. Wciąż też często zachowujemy się i myślimy w sposób magiczny. Większość ludzi nie potrafiłaby wytłumaczyć, na czym polega działanie telewizora czy samochodu – dla nich pilot do telewizora i kluczyk do stacyjki stają się współczesnymi magicznymi różdżkami. Ważne, że urządzenie działa, mniej istotne, jak działa. Doc Brown z „Powrotu do przyszłości” budując swój wehikuł myśli w sposób magiczny, nie naukowy: jak zrobi to i to, to może coś z tego wyjdzie. To, że używa w tym celu prądu i jakichś urządzeń mechanicznych nie ma żadnego znaczenia – przeniesienie się w czasie za pomocą samochodu, w który uderza piorun to jest idealny przykład myślenia życzeniowego, magicznego. Naukowcy z „Ghostbusters” są tyle samo warci, co Brown i używają podobnie wiarygodnych technik do łapania duchów, dlatego zgadzam się ze słowami Michała w tym względzie. Jeśli zaś chodzi o „Dzień świstaka”, to już wyżej się zgodziłem z tym, że nie ma tam elementów czystego science fiction. Nie przekonuje mnie tylko do końca argument, że nie jest to sf, tylko magia i już. Biorąc pod uwagę wątpliwą naukowość innych filmów z naszego rankingu i obecność w nich elementów magicznych, na własny użytek kwalifikuję „Dzień świstaka” jako science fiction. I tyle. No i żeby była jasność, bo widzę, że cały czas moje słowa są mylnie rozumiane – ja się nie upieram, że wymienione wyżej filmy należą do sf (a jeśli już, to niech to będzie traktowane jako subiektywna ocena), tylko próbuję dociekać, czy nie mogłyby należeć. Wcale nie jestem przekonany ani do jednego stanowiska, ani do drugiego, tylko się „głośno” zastanawiam. Konrad Wągrowski: Tyle tylko, że kwestie naukowości dla gatunku były traktowane na poważnie w czasach Juliusza Verne’a, bo przecież już Herbert George Wells zupełnie nie interesował się tym, w jaki sposób ma działać jego Maszyna Czasu. A dziś – chcemy tego, czy nie – o przynależności gatunkowej decyduje przede wszystkim rekwizytornia SF. Dlatego nie mamy wątpliwości do „Powrotu do przyszłości”, bo wehikuł jest niekwestionowanym elementem SF. Dlatego też nie przejmujemy się, że wrota nowego wymiaru w „Event Horizon” są wrotami do piekła, bo poza tym mamy tu kosmos, statki kosmiczne i całą oczekiwaną rekwizytornię. I dlatego właśnie – ze względu na rekwizyty – „Miasto zaginionych dzieci” łapie się do gatunku. Natomiast w „Dniu świstaka” rekwizytów SF nie ma, a w „Pogromcach duchów” może i można je znaleźć, ale w dużo większym stopniu królują tam duchy i demony, czyli obiekty z rekwizytorni zupełnie innego gatunku… Oczywiście, masz rację, Jacku, gdy masz wątpliwości, bo to wszystko jest w dalszym stopniu kwestią umowną i niektórzy krytycy kwalifikują zarówno „Dzień świstaka”, jak i „Pogromców duchów”, a nawet „Noc żywych trupów” do SF. Ja spodziewałem się jednak, że za to dostaniemy jeszcze większe baty od naszych czytelników niż za kolejność na naszej liście. :) Jacek Jaciubek: Rzeczywiście jedynym, czego brakuje w „Dniu świstaka” do jednoznacznego zaklasyfikowania jako science fiction są rekwizyty – wtedy chyba nikt nie miałby wątpliwości. Mnie do końca to nie odpowiada, bo jak próbowałem udowodnić, sposób działania świata jest tu podobny, jak choćby w „Powrocie do przyszłości”, i w moim odczuciu jest to rzecz istotniejsza od namacalnych elementów. Jeśli zaś chodzi o „Miasto zaginionych dzieci”, to zdawało mi się, że akcja była tam osadzona w kompletnie nierealnym, fantazyjnym świecie, nie mającym z naszym nic wspólnego. Ale może źle pamiętam. A ciekawe, co by powiedzieli nasi czytelnicy np. na „Frankensteina” – tu znów mamy do czynienia z naukową podstawą i życzeniowym myśleniem pt. „zrobię potwora”, ale jednak jest tam odpowiednia scenografia, a cały mechanizm działania zbliżony nieco choćby do „Parku Jurajskiego”. Jarosław Loretz: No właśnie z „Frankensteinem” jest kłopot, bo to bardziej SF (scalanie fragmentów zwłok w jedno ciało, badanie możliwości ożywienia osoby zmarłej, laboratorium stricte naukowe) niż horror (ożywiony facet jest duży, silny i łatwo zabija), ale jakoś tak się utarło, że tak książka, jak i kolejne jej adaptacje – prócz tych dziejących się w przyszłości – zwyczajowo są zaliczanie do kina grozy. Ze wspomnianym przez Ciebie „Parkiem Jurajskim” jest z kolei w drugą stronę – niby pierwszy film jest wręcz klasycznym SF (klonowanie dinozaurów w regularnej placówce badawczej), ale jego kontynuacje, też czemuś zaliczane do SF, to już jednak czyste horrory (drapieżne dinozaury uganiające się za ludźmi). Z wieloma filmami jest tak, że górę nad zdroworozsądkową klasyfikacją gatunkową bierze oparte na różnych emocjonalnych czy wynikających z historycznych zaszłości (jak w przypadku „Frankensteina”) przesłankach zaliczenie ich do tej, a nie inne kategorii. Nie znaczy to jednak, że z taką niezbyt rozsądną klasyfikacją nie należy podejmować walki. Konrad Wągrowski:Kwestie przydziału gatunkowego zawsze będą dyskusyjne, ale chyba, co mnie zaskoczyło, nie odegrały w naszym rankingu aż tak istotnej roli. Wzięcie na tapetę jednego z najbardziej popularnych, najlepiej rozpoznanych i opisanych gatunków ma tę zaletę, że już dziesiątki innych osób przed nami określiły przynależność większości analizowanych tytułów, sporów nie było więc tak wiele. Ale zawsze oczywiście warto wrzucić swoje trzy grosze do definicji science fiction. A my, po lekturze naszych dylematów i rozterek, zapraszamy oczywiście do kolejnego spojrzenia na nasz ranking. |
Kreskówka o robociku zbierającym śmieci pokonuje "Terminatory", "Matriksa" i "12 Małp"? To chyba jednak zwycięstwo.
Ponawiam swoją prośbę o zestawienie dziesięciu "tak złych, że aż dobrych" filmów science-fiction.
Zamiast Raportu Mniejszości dałbym Impostora (też Dick), według mnie film miał lepszy klimat.
Dziwię się wysokiej pozycji Pamięci Absolutnej. Pamiętam jak wchodził do kin, ale już wtedy mi się nie podobał, był według mnie bardzo nierówny nawet pod względem efektów, nad którymi większość się zachwycała.
Żołnierze kosmosu - pamiętam pierwszy seans, dobrze się przy nim bawiłem, ale ostatnio miałem nieszczęście zobaczyć go raz jeszcze. Strawiłem, ale to słaby film.
Gattaca powinna być zdecydowanie wyżej.
Ciągle nie rozumiem braku King Konga. Dla mnie (i widzę nie tylko dla mnie) to sf.
Seksmisja - mimo że lubię ten film wylądowała zdecydowanie za wysoko. To samo Wall-e, którego lubię, ale który tak naprawdę jest genialny w pierwszej części, potem jest dużo słabiej.
Trochę dziwię się że nie wspomnieliście (nawet w 2 setce) o
Krwi Bohaterów, Wodnym Świecie (którego nie lubię, ale który mimo wszystko dał jakąś wizję przyszłości), Surogatach - zaskakująco dobrze się go ogląda.
Brakuje mi również Equilibrium, nie ma go nawet w 2 setce!
Przypomniał mi się jeszcze jeden film, widziałem go dość dawno i może moje wspomnienie płata mi psikusa, ale wspomnienia mam dobre - to Żona astronauty.
"Equilibrium" jest jednym z moich ulubionych filmów, widziałam go chyba ze 4-5 razy, co dla mnie oznacza dużo.
"Zona astronauty" - też niezły a "Surogaci" miło mnie zaskoczyli.
Cóż jeszcze - hmm, choć może gdzieś był - nie chce mi się teraz przeglądać tych list - "Johny Mnemonic"
Akurat tu muszę zaprotestować, bo "Equilibrium" to jedno z większych moich rozczarować - ciekawy pomysł zmarnowany przez masę nielogiczności fabularnych.
Uwielbiam "Equilibrium" z powodu pierwszych 20-30 minut. Ale z powodu tego, co następuje potem, nie dałbym mu miejsca w pierwszej setce, nie ma mowy. Zbyt wiele bzdur.
"Surogaci" - uwielbiam z powodu... a nie, nie uwielbiam, bo nawet nie miał fajnych 20-30 minut. Katastrofalnie głupi, pod tym względem łączy mi się z "Gamerem", też o sterowaniu i życiu "w zastępstwie".
To kiedy była przeprowadzana ta rozmowa - przed publikacją rankingu bo Jakub Gałka na stronie 3 mówi że przed, a na stronie 2 że po ("No ale tu trochę dochodzimy do poruszonych przez naszych czytelników w komentarzach problemów z porównywalnością zupełnie innych filmów i podgatunków, które wrzuciliśmy do jednego wielkiego worka.")
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
5 filmów sprzed lat, których akcja rozgrywa się w 2024 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Do kina marsz: Kwiecień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Październik 2018
— Esensja
Do kina marsz: Wrzesień 2018
— Esensja
Prezenty świąteczne 2017: Film
— Esensja
Dobry i Niebrzydki: Ludzie bez duszy, replikanci bez ciała
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Co nam w kinie gra: 2001: Odyseja kosmiczna
— Konrad Wągrowski, Michał Chaciński
50 najlepszych polskich komedii wszech czasów
— Esensja
Najlepsze filmy SF – wybór czytelników
— Esensja
100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja
Kroniki młodego Stevena Spielberga
— Konrad Wągrowski
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 8. Wysoka cena przetrwania
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 7. Sojusze ponad podziałami
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 6. Przeszłość jest kluczem do przyszłości
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 5. Jak trwoga, to do Sola
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 4. Wiara, logika i miłość
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 3. Matka najlepiej zna swoje dzieci
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 2. Sprawiedliwość czy przebaczenie
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 1. Inny klimat, czyli nowe szanse i zagrożenia
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Odc. 10. Więcej pytań niż odpowiedzi
— Marcin Mroziuk
Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński
Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński
Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński
„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński
Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński
W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński
Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński
Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński
Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński
Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński
Ja chciałbym w tym miejscu wystosować mały apel do Redakcji. Wszystkie rankingi tworzone są zbiorowo i demokratycznie, co sprawia, że tracą (muszą stracić) na wyrazistości: nie dość, że zawsze wygrywa "Wall-e", to na dodatek filmy kontrowersyjne, ale przez niektórych uważane za znakomite, nie mają szansy przebić się do czołówki.
Niedługo skończą Wam się jednak gatunki do rankingowania. Czy moglibyście potem powtórzyć te wszystkie zestawienia, ale tym razem tak, że każdy redaktor osobno spisuje swój topten? Nie bojąc się subiektywnych opinii i subiektywnych komentarzy do poszczególnych filmów? Z wielką chęcią przeczytałbym też coś takiego, pewnie nie tylko ja.