Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Porażki i sukcesy

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Koniec roku zawsze obfituje w zestawienia najlepszych filmów. Swoje typy publikuje każdy, począwszy od wszelkich grup krytyków, przez amatorów, zwykłych kinomanów, aż do ludzi kompletnie nie zainteresowanych kinem, ale ulegających wpływom pozostałych grup. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak ulegać wpływom, ulegać modom i sporządzić własne podsumowanie 2000 roku w naszych kinach.

Michał Chaciński

Porażki i sukcesy

Koniec roku zawsze obfituje w zestawienia najlepszych filmów. Swoje typy publikuje każdy, począwszy od wszelkich grup krytyków, przez amatorów, zwykłych kinomanów, aż do ludzi kompletnie nie zainteresowanych kinem, ale ulegających wpływom pozostałych grup. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak ulegać wpływom, ulegać modom i sporządzić własne podsumowanie 2000 roku w naszych kinach.
W polskich kinach to był wyjątkowo dziwny rok. Przede wszystkim bardzo nierówny. Do lekkiego rozstrzelenia jakości i ciężaru gatunkowego filmów w ciągu roku jesteśmy wprawdzie jako tako przyzwyczajeni. Większość prezentowanych u nas filmów, jak wszędzie na świecie, pochodzi z USA, a uzależnienie od amerykańskiego kina niesie ze sobą stałą prawidłowość: w pierwszej połowie roku trafia do nas partia filmów ambitniejszych, które miały w USA premierę kilka miesięcy wcześniej w ramach wyścigu do Oscara; druga połowa roku obfituje raczej w filmy rozrywkowe, kasowe, wypuszczane w USA na początku lata.
W roku 2000 właśnie ten podział okazał się dla kinomanów zabójczy. Powód - pod koniec 1999 roku amerykańscy twórcy kina "poważniejszego" przedstawili nadzwyczaj dobre propozycje, nierzadko najlepsze filmy w swojej karierze. Kilka miesięcy później w kinach zaczęły pojawiać się propozycje rozrywkowe i okazało się, że nawet mistrzowie kina rozrywkowego tym razem zawiedli. Z tego powodu w polskich kinach wyraźniej niż zwykle zarysowała się różnica między znakomitym pierwszym półroczem i bardzo kiepskim drugim.
W kategorii wysokobudżetowych filmów rozrywkowych niestety zawiodły w tym roku najbardziej oczekiwane produkcje. John Woo (Mission: Impossible 2) nakręcił film powolny, źle przemyślany i irytująco mechaniczny. Strach pomyśleć, że nad scenariuszem pracowały takie pióra jak Robert Towne, czy Michael Tolkin. Paul Verhoeven (Człowiek widmo), zwykle łączący satyrę z perwersyjnym poczuciem humoru i przemocą, tym razem nie zaproponował nic z wyjątkiem przemocy i zaproponował film obraźliwy dla widza (Co robiłbyś będąc niewidzialny? Gwałcił i mordował). Roland Emmerich (Patriota) nakręcił film nachalnie amerykański - tak w wymowie, jak i w prymitywności rozwiązań. Niegdysiejszy talent Briana de Palmy (Misja na Marsa) okazał się niezgodny z rokiem 2000 i w nowym filmie reżysera, z dawnego de Palmy pozostały tylko ładne obrazki. Nie przekonali mnie również mniej utytułowani reżyserzy kina rozrywkowego, jak Jonathan Mostow (U-571), czy Dominic Sena (60 sekund). Kompletnie zawiódł Michael Apted z nowym Bondem. Przy tempie, w jakim degeneruje się seria filmów o 007, następna dowcipna uwaga agenta rzeczywiście może okazać się dla niego ostatnią (przynajmniej jeśli chodzi o mój udział w seansie). Wśród reżyserów proponujących rozrywkę nieco inteligentniejszą, Robert Zemeckis (Co kryje prawda), choć nakręcił film doskonały technicznie i przeplatany odniesieniami do twórczości Hitchcocka, nie zdołał opanować się przed wykorzystaniem wszystkich wytartych schematów gatunku, w rezultacie kompletnie tracąc moje zainteresowanie opowieścią.
W tradycyjnym, wielkoformatowym kinie rozrywkowym zaledwie kilka filmów dostarczyło mi przyzwoitej rozrywki. Ridley Scott (Gladiator) nie powiedział wprawdzie nic nowego i nakręcił tylko nową wersję "Upadku Cesarstwa Rzymskiego", ale jego film warto było zobaczyć dla Russela Crowe i kilku dobrze zainscenizowanych scen walki. Wolfgang Petersen (Gniew oceanu) miotał się między telewizyjnym sentymentalizmem a prawdziwym dramatem, ale marynistyczne sceny w jego filmie robiły duże wrażenie. Brian Singer (X-Men) zaprezentował pół nowatorskiego, ciekawego filmu i uzupełnił go połową bardziej tradycyjnej rozrywki. Zaskakującą, świeżą pierwszą połowę jego filmu uważam za jedno najciekawszych dokonań w typowo rozrywkowym kinie w tym roku. Wreszcie Tim Burton (Jeździec bez głowy) jako jedyny zaprezentował film w pełni udany i absolutnie zdystansował rywali. Mam wątpliwości, czy jego film zaliczyć wyłącznie do rozrywki, ale niech tak pozostanie. (Więcej o filmie Burtona poniżej)
Jak wspomniałem na początku, na zupełnie przeciwnym biegunie uplasowało się w tym roku kino "ambitniejsze". Swoje najlepsze filmy lub filmy co najmniej dorównujące najlepszym dokonaniom w karierze nakręcili David Lynch (Prosta historia), Michael Mann (Informator), Paul Thomas Andersen (Magnolia) i Jim Jarmusch (Ghost Dog: Droga samuraja). Na fenomenalnym poziomie zadebiutował też Sam Mendez (American Beauty). Poza tym mieliśmy w kinie całą serię filmów dobrych i bardzo dobrych, często autorstwa uznanych reżyserów, którzy po prostu trzymali swój stały, dobry poziom. Bez wątpienia warto było obejrzeć nowe filmy, jakie przygotowali Woody Allen (Słodki drań), Martin Scorsese (Ciemna strona miasta), Milos Forman (Człowiek z księżyca), Krzysztof Zanussi (Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową), Eric Rohmer (Jesienna opowieść), Steven Soderbergh (Erin Brockovich), Stephen Frears (Przeboje i podboje), Patrice Leconte (Dziewczyna na moście), Jerzy Stuhr (Duże zwierzę), David Russem (Złoto pustyni), Anthony Minghella (Utalentowany Pan Ripley), M. Night Shyamalan (Szósty zmysł), Guy Ritchie (Przekręt), Mary Harron (American Psycho), Spike Jonze (Być jak John Malkovich), Kimberly Percie (Nie czas na łzy) i Francois Girard (Purpurowe skrzypce). Tak się jednak złożyło, że prawie wszystkie z tych filmów pojawiły się na ekranach w pierwszej połowie roku. W drugim półroczu jedną ze zbyt rzadkich prób łatania dziur w kinach było wprowadzenie na ekrany starszych filmów Larsa von Triera i minimalnie odświeżonego debiutu braci Coen, "Śmiertelnie proste".
Wręcz fenomenalnie wypadła w 2000 roku animacja. Na nasze ekrany trafiło kilka filmów, które zaprzeczyły utartemu twierdzeniu, że filmy animowane są przeznaczone wyłącznie dla dzieci. Animowane propozycje zaczynały od filmów tradycyjnych, rzeczywiście przeznaczonych dla najmłodszych (Fantazja 2000, Droga do Eldorado), przez filmy stanowiące rozrywkę familijną w najlepszym znaczeniu tego słowa (Toy Story 2, Stalowy gigant, z uwagi na rozwiązania techniczne również Dinozaur), po filmy faworyzujące raczej starszych widzów (Uciekające kurczaki, Księżniczka Mononoke), aż do propozycji wyłącznie dla dorosłych (Miasteczko South Park). Prywatnie mam dla animacji bardzo wysoką poprzeczkę - nie interesuje mnie technika; chcę uwierzyć, że postacie na ekranie są prawdziwymi istotami o prawdziwych, nieuproszczonych osobowościach. Jak się okazało, twórcy tegorocznych filmów animowanych uznali ten warunek zaledwie za oczywiste wymaganie wstępne. Dzięki nim uwierzyłem bez zastrzeżeń w osobowość ożywionych zabawek, gigantycznego robota, czy plastelinowych kur. Ba, fascynowałem się ich losami bardziej niż udawanym dramatem Mela Gibsona, czy Toma Cruise′a. Moim zdaniem właśnie wśród animacji znalazły się tym razem jedne z najlepszych filmów roku, a "Uciekające kurczaki", "Toy Story 2", "Stalowy gigant", czy "Księżniczka Mononoke" już teraz zasługują na miano klasyków gatunku. Wielka szkoda, że Oscar dla filmu animowanego będzie przyznawany dopiero od roku 2002.
Mieliśmy zatem dziwaczny rok. W pierwszej połowie bardzo bogaty w emocjonujące kinowe wydarzenia, w drugiej z największym trudem podtrzymujący przy życiu wygłodniałych kinomanów. Nie wiem, czy jest szansa, aby rok 2001 okazał się równie dobry dla kina "ambitniejszego" niż rok 2000. Szczerze mówiąc wątpię. Mam jednak nadzieję, że w nowym roku, przynajmniej częściowo, całoroczną średnią przestaną obniżać fatalne produkcje wysokobudżetowe. W dużym stopniu będzie to zależeć od nowych filmów Stevena Spielberga (A.I.), Ridleya Scotta (Hannibal), Petera Jacksona (Władca pierścieni), Tima Burtona (Planeta małp) i duetu Bruckheimer-Bay (Pearl Harbor).
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Ultimate Goth
— Miłosz Cybowski

Fundacje, trusty i zwykłe przekręty
— Marcin Mroziuk

Krótko o filmach: Iniemamocni 2
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja ogląda: Marzec 2018 (1)
— Piotr Dobry, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Szycie wewnętrzne
— Jarosław Robak

Solidarni z uchodźcami
— Piotr Dobry

Esensja ogląda: Październik 2016 (3)
— Jarosław Loretz, Jarosław Robak

Bond rytualny
— Gabriel Krawczyk

Transatlantyk 2015: Dzień 3
— Sebastian Chosiński

Zachwycaj się i nie drąż
— Jarosław Robak

Tegoż autora

„Ten film był dnem dna”, czyli historia ekranizacji prozy Stanisława Lema
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Great Scott!
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (2)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Dwóch samurajów
— Michał Chaciński

Quiz: Czy nadajesz się na producenta filmowego?
— Michał Chaciński

Kill Bill - czwórgłos
— Marta Bartnicka, Michał Chaciński, Anna Draniewicz, Konrad Wągrowski

Szara strefa moralności
— Michał Chaciński

Więcej czasu, mniej Apokalipsy
— Michał Chaciński

Dorastanie w drodze
— Michał Chaciński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.