Zakochany Bilbo, czyli nieznane ekranizacje „Hobbita”Sebastian Chosiński, Konrad Wągrowski Jeśli myślicie, że Peter Jackson jako pierwszy porwał się na ekranizację „Hobbita”, jesteście w dużym błędzie. Jeśli myślicie, że przed nim była tylko wersja animowano-musicalowa, również się mylicie. Zobaczcie u nas cały pakiet ekranizacji książki J.R.R. Tolkiena, ekranizacji, w których palce maczali Amerykanie, Czesi, Rosjanie i Finowie. Ekranizacji, w których mamy Bilba zaręczonego z księżniczką, Bilba jako angielskiego lumpa, czy też Bilba wyglądającego na nieco upośledzonego.
Sebastian Chosiński, Konrad WągrowskiZakochany Bilbo, czyli nieznane ekranizacje „Hobbita”Jeśli myślicie, że Peter Jackson jako pierwszy porwał się na ekranizację „Hobbita”, jesteście w dużym błędzie. Jeśli myślicie, że przed nim była tylko wersja animowano-musicalowa, również się mylicie. Zobaczcie u nas cały pakiet ekranizacji książki J.R.R. Tolkiena, ekranizacji, w których palce maczali Amerykanie, Czesi, Rosjanie i Finowie. Ekranizacji, w których mamy Bilba zaręczonego z księżniczką, Bilba jako angielskiego lumpa, czy też Bilba wyglądającego na nieco upośledzonego. Hobbit (The Hobbit, 1966, reż. Gene Deitch) „Hobbit” Gene Deitcha z 1966 to pierwsza w historii ekranizacja dzieła J.R.R. Tolkiena, można więc by rzecz, że dzieło historyczne, a mimo tego do niedawna wręcz całkowicie zapomniane. Bardzo ciekawa jest historia powstania tego dwunastominutowego filmu. Amerykański producent William L. Snyder nabył w połowie lat 60. prawa do zapomnianej już nieco powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit” i zapragnął zekranizować ją w pełnometrażowej wersji animowanej. Do współpracy zaprosił Gene Deitcha, amerykańskiego animatora, pracującego i mieszkającego wówczas w czeskiej Pradze, znanego z realizacji odcinków seriali „Tom i Jerry” oraz „Popeye”. Deitch miał ambitne plany, co do filmu, chciał wdrażać nowe techniki animacji i stworzyć nietuzinkowe dzieło – trwały rozmowy, przygotowywane były prezentacje. W 1966 roku gwałtownie wybuchła moda na Tolkiena, „Władca pierścieni” zaczął zawrotną karierę. Snyder zdał sobie sprawę, że wartość praw do książki idzie gwałtownie w górę i może je odsprzedać z dużym zyskiem bez konieczności jakiejkolwiek pracy. Aby jednak te prawa utrzymać, musiał przedstawić film, poprosił więc Deitcha o stworzenie kilkunastominutowej, nieskomplikowanej wersji dzieła. I taki film właśnie powstał, w formie sfilmowanych statycznych grafik autorstwa czeskiego ilustratora Adolfa Borna, z dodaniem narracji zza kadru. „Hobbit” Deitcha generalnie korzysta z powieściowych wątków, zabawnie je upraszczając i zmieniając. Nie ma tu mowy o krasnoludach, Dale jest miastem ludzkim, smok (tu zwany Slagiem) niszczy je, pozostawiając przy życiu jedynie troje mieszkańców: Strażnika, generała (!) Thorina Dębową Tarczę i księżniczkę (!) Mikę. Czarodziej Gandalf mówi, że przepowiednia głosi, że, by odzyskać miasto i pokonać smoka, potrzebna jest pomoc Bilbo Bagginsa. Dalej mamy Groany – dziwną krzyżówkę trolli i entów, Golluma (Goloom), zabicie smoka przez Bilba (!) za pomocą klejnotu, no i wreszcie wątek romansowy Bilba i księżniczki! A zresztą – zobaczcie sami: Hobbit (The Hobbit, 1977, reż. Jules Bass i Arthur Rankin Jr.)
Wyszukaj / Kup „Hobbit” jest stosunkowo wierny książce, ale ze zmianami spowodowanymi skierowaniem filmu do dzieci. Sceny, w książce dramatyczne, złagodzone są tu przez piosenki, a kluczowa, kulminacyjna Bitwa Pięciu Armii jest ukazana czysto schematycznie, jako chaotycznie biegające kropki w różnych kolorach – bez walki, bez krwi, bez dramatów. I tu pojawia się największa zmiana w stosunku do fabuły książki – Bilbo w bitwie udziału nie bierze, siedzi sobie z boku, ogląda, komentując bezsens prowadzenia wojen. I to właśnie jego stosunek do wojaczki poróżni go z Thorinem, nie kwestia klejnotu. Rozumiem, że to taki chwyt wychowawczy, ale nie poradzę nic na to, że dla mnie Bilbo wyszedł tu na tchórza, który, choć wie kto jest dobry, a kto zły, nie raczy pomóc swym przyjaciołom… Fantastyczna podróż pana Bilbo Bagginsa Hobbita (Skazochnoe puteshestvie mistera Bilbo Begginsa, Khobbita, 1985, reż. Władimir Łatyszew) Bilbo Baggins, Gandalf czy też Gollum mówiący z ekranu w języku rosyjskim – to może być już dla zatwardziałych wielbicieli prozy Tolkiena zbytnia ekstrawagancja. Ale skoro po rosyjsku przemawiali do nas bohaterowie Aleksandra Dumasa (Atos, Portos, Aramis i D’Artagnan) oraz Arthura Conan Doyle’a (Sherlock Holmes i doktor Watson), czemuż nie mieliby mieć takiej możliwości bohaterowie „Hobbita” i „Władcy Pierścieni”? W połowie lat 80. ubiegłego wieku na pomysł ten wpadło szefostwo leningradzkiej wytwórni „Lentelefilm”, specjalizującej się w produkcji programów telewizyjnych. W efekcie powstał trwający siedemdziesiąt minut spektakl teatralny, który zarejestrowano w studiu na taśmie filmowej. Adaptacji tekstu podjęli się Tatiana Jakowlewa do spółki z Jewgienijem Wiełtistowem, a za reżyserię odpowiadał nieżyjący już od ponad dwudziestu lat Władimir Łatyszew, ceniony twórca teatralny, przez całą karierę związany najpierw z Kaliningradem, a następnie Leningradem. Dla telewizji realizował on głównie inscenizacje tekstów o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej („Tarantula”, 1982; „Pójść i nie wrócić”, 1987) oraz kryminały o bohaterskiej milicji leningradzkiej („Dzień dla dwojga”, 1985; „Głębia”, 1985). Słowem – sowiecka sztampa. Wyjątkami w twórczości Łatyszewa były jednak dwa spektakle: adaptacja noweli Iwana Bunina „Nathalie” (1988) oraz interesująca nas dzisiaj „Fantastyczna podróż pana Bilbo Bagginsa Hobbita”. Dzieło Tolkiena zostało w miarę wiernie przeniesione na ekran, choć oczywiście nieuniknione były skróty. Narratora opowieści, czyli Tolkiena, zagrał Zinowij Gerdt („Złote cielę”), Bilbo patrzy na widzów oczyma Michaiła Daniłowa („Agonia”), a Gandalf – Iwana Kraski („Taras Bulba”, „Jesteśmy z przyszłości 2”). W krasnoludy, jak i pozostałe postaci, wcielili się już aktorzy nieco mniejszego formatu, choć mający bogaty dorobek teatralny i filmowy; w scenach tanecznych natomiast pojawili się artyści leningradzkiego Teatru Opery i Baletu. Choć spektakl pozbawiony jest zapierających dech w piersiach efektów specjalnych, co znacznie ograniczyło możliwości kreacji Śródziemia, trzeba przyznać, że scenografowie wykonali kawał dobrej roboty; kilkoma prostymi trickami udało się też przedstawić najbardziej fantastyczne elementy powieści (w każdym razie Smaug na pewno nie prezentuje się gorzej niż jego kuzyn w ekranizacji „Wiedźmina”). Znacznie mniejszą wyobraźnią popisali się za to kostiumografowie; dość powiedzieć, że Bilbo przypomina trochę angielskiego lumpa. Podsumowując: intrygująca ciekawostka, której jednak Rosjanie nie muszą się wstydzić. Hobbici (Hobitit, 1993, reż. Timo Torikka) Dziewięcioodcinkowy serial fiński „Hobbici” (w sumie aż około 270 minut emisji) jest ekranizacją „Władcy pierścieni”, opowiadanej z punktu widzenia hobbitów, a w szczególności Sama Gamgee, który jest narratorem całej opowieści. Przypomina się tu żart Michała Chacińskiego, który pisał niegdyś o najbardziej wiernej adaptacji „Władcy pierścieni”, jaką miało być odczytanie książki przed ekranem. Tak właśnie wygląda początek fińskiego serialu: stary Sam zaczyna opowiadać historię Pierścienia gromadzie małych hobbiciątek – na szczęście później zaczynają pojawiać się sceny będące inscenizacjami jego opowieści (swoją drogą Sam snuje swą opowieść w taki sposób, że aż dziw, że dzieciaki nie uciekają z krzykiem). Wypada tu zauważyć, że serial jest ekranizacją całej Tokienowskiej opowieści, a „Hobbita” dotyczy jedynie pierwszy odcinek o tytule „Bilbo”. Znajdziemy w nim wstęp do historii Pierścienia, epizod ze Smeagolem i Deagolem, ale przede wszystkim słynną grę w zagadki, jakie zadawali sobie Bilbo i Gollum. Kolejne odcinki, jak wyraźnie dowodzą ich tytuły („Droga”, „Stary las”, „Pod Rozbrykanym Kucykiem”, „Obieżyświat”, „Lórien”, „Mordor”, „Góra Przeznaczenia”, „Oswobodzenie”), to już pozbawiona scen bardziej efektownych historia rodem z „Władcy pierścieni”. Serial jakością wykonania przypomina to, co niegdyś u nas nazywało się „Teatrem Młodego Widza”. Nieskomplikowana scenografia i charakteryzacja, sceny kręcone wyłącznie w studiu (plenery dla scen na otwartym terenie dodane zostały na etapie postprodukcji), aktorstwo albo zbyt drewniane, albo przerysowane. Bilbo ma wąsy i, szczerze powiedziawszy, wygląda na nieco umysłowo upośledzonego. Warto zwrócić też uwagę na przemianę Smeagola w Golluma (której głównym elementem jest coraz bardziej zredukowana koszula) i efekty specjalne, gdy po założeniu Pierścienia Bilbo niczym diabeł z polskich baśni znika w huku i kłębie dymu. W sumie pewnego rodzaju kuriozum dla fanów, choć nie można odmówić Finom ambicji. Obejrzyjcie zresztą sami: Niniejszy tekst opowiada tylko o innych wersjach „Hobbita”, ale warto przy tym wspomnieć o ekranizacjach trylogii: „Władcy pierścieni” Ralpha Bakshiego z 1978 roku i „Powrocie Króla” Julesa Bassa i Arthura Rankina Jr. – o których obszerniej pisaliśmy TUTAJ. Dla chętnych również starannie wykonane fanowskie prequele „Władcy pierścieni": „Polowanie na Golluma” (The Hunt for Gollum, 2009, reż. Chris Bouchard) i „Zrodzony z nadziei” („Born of Hope”, 2009, reż. Kate Madison), które możecie obejrzeć TUTAJ i TUTAJ. 20 grudnia 2013 |
Dziesięć miesięcy po „Końcu gry” Hans Kloss powrócił do Teatru Sensacji. Od października 1966 roku rozpoczęto (comiesięczną) emisję pięciu kolejnych odcinków „Stawki większej niż życie”. Na pierwszy ogień poszedł – ponownie wyreżyserowany przez Andrzeja Konica – „Czarny wilk von Hubertus”, czyli opowieść o tym jak J-23 stara się zlikwidować działający w okolicach Elbląga oddział Werwolfu.
więcej »Wyroby rodzimych browarów trafiają na półki również zagranicznych marketów, ale nie jest wcale tak prosto się o tym przekonać.
więcej »Wielbiciele Hansa Klossa mogli w czwartkowy wieczór 16 grudnia 1965 roku poczuć wielki smutek. W ramach Teatru Sensacji wyemitowano bowiem „Koniec gry”, spektakl zapowiadany jako ostatni odcinek „Stawki większej niż życie”. Jak się niespełna rok później okazało, wcale tak nie było. J-23 powrócił na „mały ekran”. Mimo że jego pierwsze rozstanie z widzami nie należało do szczególnie spektakularnych.
więcej »Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Z wątrobą na dłoni
— Jarosław Loretz
Panika na planie
— Jarosław Loretz
Jak nie gryzoń, to może jaszczurka?
— Jarosław Loretz
10 filmów, które w końcu macie szansę zobaczyć
— Jakub Gałka
Trzy filmy animowane dla miłośników Tolkiena pod otwartym niebem
— Konrad Wągrowski
Śródziemski rollercoaster
— Gabriel Krawczyk
Nieudane wyprawy do krain fantasy
— Esensja
Tam i z powrotem, czyli 50 muzycznych inspiracji z całego świata prozą Tolkiena
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 najgorszych scen „Władcy pierścieni” i „Hobbita”
— Esensja
12 najlepszych scen „Władcy pierścieni” i „Hobbita”
— Esensja
„Hobbit” i „Władca pierścieni” w Esensji
— Esensja
Przygoda trwa
— Anna Kańtoch
W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Trup ściele się gęsto
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W pełni usprawiedliwiona pewność siebie
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Hans Kloss w Werwolfie
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Spaghetti western, thriller, dramat…
— Sebastian Chosiński
East Side Story: W poszukiwaniu straconego życia
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Miłość i nienawiść w bałkańskim słońcu
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Szczęśliwi, choć nostalgiczni
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Co dwie głowy, to nie jedna
— Sebastian Chosiński
Lata temu (jakieś 20) trafiłem w telewizji na zniekształconą adaptację w polskiej telewizji w ramach teatru dla dzieci. Poza zagadkami niewiele zostało z oryginału, niemniej powinno się liczyć.