Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych filmów 2013 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 5 »
Kiedyś wybieraliśmy najlepsze 10 filmów roku, potem były dwudziestki, w zeszłym roku prezentowaliśmy ulubioną trzydziestkę, ale świat idzie do przodu i w tym roku mamy dla Was 50 najlepszych filmów roku w głosowaniu redakcji i współpracowników „Esensji”.

Esensja

50 najlepszych filmów 2013 roku

Kiedyś wybieraliśmy najlepsze 10 filmów roku, potem były dwudziestki, w zeszłym roku prezentowaliśmy ulubioną trzydziestkę, ale świat idzie do przodu i w tym roku mamy dla Was 50 najlepszych filmów roku w głosowaniu redakcji i współpracowników „Esensji”.
Niech was nie zdziwi rozbieżność naszego rankingu z podsumowaniami kwartalnymi – tym razem w przygotowywaniu listy wzięła udział dużo szersza grupa recenzentów i stałych współpracowników, stąd odmienna lista. Odmienna – czyli, mamy nadzieję zaskakująca i ciekawa. Oczywiście kwalifikujemy wyłączenie filmy, które w 2013 roku pojawiły się w Polsce w oficjalnej dystrybucji kinowej.
50. Poradnik pozytywnego myślenia (Silver Linings Playbook, reż. David O. Russell)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Ten doskonałej klasy poprawiacz humoru można by zaliczyć do gatunku obrazów opatrzonych komentarzem „Jeśli widziałeś jeden, widziałeś je wszystkie”, gdyby nie niejednostajność wykorzystania miłosnej konwencji. Początkowy dramat – mimo że zabawny, to dotykający poważnego problemu chorób i przypadłości umysłowych – dopiero zamienia się w pełnoprawny romans gatunkowy (świadomie pastiszujący przyzwyczajenia romansu – tak na poziomie języka filmowego, co samego scenariusza). Udanie wzmacnia naszą wiarę (albo, wzorem multum innych reprezentantów gatunku, pozwala nam udawać, że wierzymy), że nawet największy świr i pechowiec może znaleźć swoją równie świrniętą, pechową drugą połówkę. Na tym sercowym tle reżyser David O. Russell („Fighter”) w ciekawy sposób posługuje się motywem fortuny rządzącej postaciami – charakterystycznymi (i charakternymi), niedającymi się nie lubić, bo perfekcyjnie zagranymi (cztery nominacje do Oscara w kategoriach aktorskich – a to jedynie półmetek na liście wyróżnień). Postacie znajdujących się po dwóch stronach losowej barykady braci i wierzącego w rytuałem wywalczone szczęście ojca między nimi to dobroczynny dla widza potrójny dowód na to, że niezależnie od tego czy fortuna się do nas uśmiecha, warto liczyć na zwycięstwo. Przesłanie może naiwne, ale skoro nieszkodliwe (i pokazane w tak bezpretensjonalny sposób!), to w kinie w pełni przeze mnie tolerowane.
Gabriel Krawczyk

Więcej o filmie:
Recenzja Karoliny Ćwiek-Rogalskiej „Ach, jaka piękna choroba
3 minirecenzje w lutowym wydaniu „Esensja ogląda

49. Tylko Bóg wybacza (Only God Forgives, reż. Nicolas Winding Refn)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że ostatni film Refna to przerost formy nad treścią. Dzieje się tak, ponieważ nawet sceny okrucieństwa zostały nakręcone z wyczuciem obrazu, w pełnym podporządkowaniu stylowi ponurego kina zemsty. Refn popełnia jednak jeden błąd. Tak bardzo wczuwa się w poetykę wizualną filmu i kreowanie posępnej atmosfery, że momentami cierpi na tym narracja – spowolnienie rytmu historii po to, aby wydobyć maksimum plastyczności z każdego kadru, odciąga uwagę od głównych wątków. Skomplikowane próby wejrzenia w ludzkie sprzeczności jak najbardziej są jednak u Refna obecne, a sam film nie jest pusty. Trzeba po prostu trochę wytrwałości, żeby spod baletu okrucieństwa i hipnotyzującej gry światłem wydobyć wszystkie obecne w „Tylko Bóg wybacza” znaczenia. Oprócz niezwykłej precyzji w operowaniu obrazami to właśnie interpretacje i znaczenia odgrywają w filmie najważniejszą rolę, ponieważ fabuła okazuje się pretekstowa. W centrum całości znajduje się relacja Juliana z matką oraz wymierzający sprawiedliwość tajski policjant, działający niczym prawa ręka srogich bogów. Refn zagłębia się w zakamarki ludzkich pragnień i wykorzystuje do zbudowania metafory przemoc. Ale chociaż okrucieństwo często pojawia się u niego na ekranie, to zawsze czemuś służy. W jednej z możliwych interpretacji jest przede wszystkim formą okazania frustracji i bezsilności bohaterów. Przemoc to ekstremalny rodzaj podejmowania działania, więc dla Juliana, mężczyzny przytłoczonego ludźmi dominującymi w jego życiu, najpierw bratem, a potem matką, okazuje się drogą ujścia emocji. Wiąże się również z pewnego rodzaju poczuciem winy odzwierciedlonego przez Refna w niepokojących obrazach.
Ewa Drab

Więcej o filmie:
Recenzja Ewy Drab „Kompleks Edypa

48. Uniwersytet Potworny (Monsters University, reż. Dan Scanlon)
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Potwory dają radę, choć oczywiście nie ma tu żadnego przełomu, no i trochę smutno, że Pixar decyduje się odcinać kupony, zamiast zaskakiwać kolejnymi oryginalnymi scenariuszami. Ale jednak jeśli ma już odcinać kupony, nie robi je tak, jak w przypadku „Uniwersytetu”, bo otrzymaliśmy tu film zajmujący, zabawny i – co ważne – w pełni spójny z pierwszą, chronologicznie późniejszą częścią. Nie ma tu oczywiście olśnienia oryginalnością świata i pomysłu wyjściowego (czyli pochodzenia potworów spod łóżka), bo to mieliśmy w „Monsters Inc.”, jest natomiast ciekawe rozszerzenie wizji świata przedstawionego i przezabawna satyra na kino campusowe. Niby wszystko jak w klasykach o takiej tematyce – pierwsze dni w szkole, sympatie i antypatie, perypetie z kadrą pedagogiczną, dojrzewanie i życiowe decyzje, uniwersyteckie schematy (razem z nie do końca dla nas zrozumiałą hierarchią uczelnianych stowarzyszeń), z tym, że uczy się tu straszenia, a bohaterowie są gromadą groteskowych stworów… Scenariusz spójny i dopracowany, nie zdradza się niczego, co musimy się dowiedzieć oglądając część późniejszą (możne więc odwrócić kolejność seansów), a do tego garść naprawdę sympatycznych perełek, jak choćby muzyka, jaką włącza sobie mamusia w samochodzie… A i pointa niebanalna, trochę nietypowa, pokazująca, że dróg realizacji marzeń może być wiele i wcale niekoniecznie musi się ona wiązać z wyższą edukacją…
Konrad Wągrowski

Więcej o filmie:
Minirecenzje w wydaniach lipcowym oraz wrześniowym „Esensja ogląda”

47. Blue Jasmine (reż. Woody Allen)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Technologie się zmieniają, rządy upadają, Ben Affleck zostaje nowym Batmanem, a Woody Allen wciąż kręci takie same filmy. I bardzo dobrze. W ostatnich latach wprowadził do stałego kanonu pewne zmiany, porzucił ukochany Nowy Jork na rzecz innych miast i krajów, ale nawet, gdy akcja toczy się w Paryżu lub Rzymie z zamkniętymi oczami poznamy jego autorstwo. Z tego właśnie powodu „Blue Jasmine” tak bardzo zaskakuje, jest to bowiem nie tyle film Woody’ego Allena, co Cate Blanchett. Za role w filmach Allena aktorki zdobyły 5 Oscarów i aż 11 nominacji do tej nagrody, Blanchett może dodać do tej kolekcji kolejną statuetkę. Chwalenie aktorstwa australijskiej gwiazdy stało się już nudne, ale to, co prezentuje w „Blue Jasmine” przechodzi wszelkie oczekiwania. Udaje jej się zupełnie zdominować występujących w drugoplanowych rolach tak znanych aktorów, jak Sally Hawkins czy Petera Saarsgarda, i to nie tylko z racji słusznego wzrostu.
Marta Bałaga

Więcej o filmie:
Recenzja Gabriela Krawczyka „Skończyła się boża chwała, teraz wódka by się zdała
Recenzja Marty Bałagi „Kobieta na skraju załamania nerwowego
Minirecenzja w październikowym wydaniu „Esensja ogląda”

46. Czas na miłość (About Time, reż. Richard Curtis)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Nazwiska reżysera i scenarzysty Richarda Curtisa, tak jak i aktorki Rachel McAdams, sugerują, że mamy do czynienia z komedią romantyczną. Chociaż brytyjska odmiana gatunku jest bardziej poważana przez krytyków niż ta zza Wielkiej Wody, a Curtis zasłynął błyskotliwym humorem w największych przebojach kraju Szekspira, to komedia romantyczna nie kojarzy się z listą najlepszych filmów roku. Tym razem jest inaczej, bo „Czas na miłość” odstaje od tradycyjnych przedstawicieli gatunku: jest to bowiem oparta na motywie podróży w czasie, lecz tylko w obrębie życiorysu protagonisty, opowieść o życiu i o jego mądrym przeżywaniu, w której miłość występuje w różnych postaciach i nie manifestuje się poprzez słodkie i nierealne obrazy z bajki dla dorosłych. Curtis z wielkim wyczuciem skłania publiczność do uronienia łzy wzruszenia, ale nie jest nachalny, a także wie, kiedy się wycofać, aby uniknąć zażenowania. Jego historia rozwidla się na dwa główne wątki – relacji głównego bohatera z ojcem (rozbrajający Bill Nighy) i związku głównego bohatera z dziewczyną, a potem żoną. W centrum tego wszystkiego stoi założenie, że należy cieszyć się życiem i obecnością bliskich, bo niczego nie da się powtórzyć – może niezbyt odkrywcze, ale potrzebne w dzisiejszych, zagonionych czasach, a przy tym przekonujące dzięki odtwórcy głównej roli, Domhnallowi Gleesonowi.
Ewa Drab
45 Młoda i piękna
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Odwołująca się raczej do Buñuelowskiego libertynizmu, niż płochliwości „Sponsoringu”, a przy tym tak pełna empatii, „Młoda i piękna” to (zdaniem piszącego te słowa) najbardziej spełniony film François Ozona. Rysując pozbawiony socjologicznej determinanty portret nastoletniej prostytutki, francuski reżyser otwiera przed widzem bezkres możliwości – w próbie zrozumienia, jakie motywacje mogą jej przyświecać. Tym trudniejsze to zadanie, że nie znać po niej egzaltacji podlotki; właśnie atrofia czyni tę postać tak frapującą. Ostatecznie, bohaterce, jak i samemu Ozonowi daleko do ideologicznej, feministycznej emancypacji. To prędzej uniwersalna afirmacja poszukiwania i dążenia do samoświadomości przyświecają twórcy tej niejednoznacznej opowieści. Jak Buñuel, rozbija krępującą bańkę zużytych pojęć i zastanych przekonań. Samym wyjściowym pomysłem zamazuje linię graniczną, za którą rzekomo ma być już tylko dojrzałość. Tutaj utrata dziewictwa jest dopiero zaczątkiem poszukiwań dorosłości. Drugi plan portretu dojrzewającej dziewczyny zapełnia fałszywe mieszczaństwo, rozsiadłe w chybotliwym fotelu swojej małej stabilizacji. Ozon ujawnia także prawdziwe oblicze burżuazyjnej męskości: to oblicze siwego starca, któremu czas nie uleczy ran. Wyblakły już dziś wizerunek pokolenia skostniałych dojrzałych zostaje przez twórcę „Basenu” zamalowany. Choć nie sposób określić, z jakich barw złoży się wizerunek dojrzewającej formacji, z całą pewnością można stwierdzić, że daleko mu będzie do jednolitości.
Gabriel Krawczyk
44. Pan Lazhar (Monsieur Lazhar, reż. Philippe Falardeau)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jeżeli pojawią się porównania „Pana Lazhara” do „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”, należy – mimo wszystkich różnic – odnieść się do tych uwag ze zrozumieniem. Podobnie jak obraz Petera Weira, również film Philippe’a Falardeau opowiada o przełamywaniu uprzedzeń. Od siebie Kanadyjczyk dodaje jeszcze – wcale nie prostą – receptę na poszukiwanie własnej drogi do samorealizacji i oswojenia traumy. Ale Bachir Lazhar – w którego wciela się algierski komik Mohamed Saïd Fellag, uciekinier z ogarniętego wojną domową kraju – zdaje się być całkowitym zaprzeczeniem bohatera granego przez Robina Williama w „Stowarzyszeniu Umarłych Poetów”. John Keating kreował się na rewolucjonistę, przełamywał bariery, walczył ze sztampą, genetycznie był uwarunkowany na przewodnika stada; skromny Algierczyk nie ma takich ambicji – bardziej odpowiada mu rola balsamu kojącego niezabliźnione jeszcze rany. Nie zmienia to jednak faktu, że, choć bardzo wzruszająca, historia spisana przez Toma Schulmana, a następnie przeniesiona na ekran przez Petera Weira, pobrzmiewa odrobinę fałszem i ocieka typowym dla kina hollywoodzkiego lukrem i patosem. W przypadku „Pana Lazhara” nie ma o tym mowy. I nawet jeśli zamysł fabularny sztuki zrodził się od początku do końca w głowie Évelyne de la Chenelière – jest w obrazie Philippe’a Falardeau więcej prawdy niż w opartym ponoć na faktach „Stowarzyszeniu Umarłych Poetów”.
Sebastian Chosiński

Więcej o filmie:
Recenzja Sebastiana Chosińskiego „Oswajanie śmierci

43. Pieta (reż. Kim Ki-duk)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Kim Ki-duk znalazł idealną gatunkową receptę na ukazanie produktów swojej chorej wyobraźni – z wielką korzyścią dla kina, trzeba dodać. Liczne schematy i uogólnienia, z których zbudowana jest „Pieta” (mroczne realia kapitalizmu będące punktem wyjścia dla całej historii są tu ledwo muśnięte; rysunek postaci także jest prosty – mamy tu do czynienia prędzej z figurami, niż z wiarygodnie rozpisanymi charakterami) dają się w pełni uzasadnić, gdy uświadomimy sobie, że oglądamy jedyną w swoim rodzaju przypowieść. Iście XXI-wieczną przypowieść co prawda, dosadnością obrazowania sięgającą raczej do rezerwuaru exploitation niż Ewangelii, lecz opartą na tym samym mechanizmie. Typowe ostatnio dla Kim Ki-duka prosta symbolika, częsta u niego pretensjonalność i patos początkowo mogą przeszkadzać, w ostatecznym rozrachunku – wyjątkowo – doskonale się jednak sprawdzają. Perwersyjna parodia matczynej miłości z intrygującym finałem rodem z kina Hitchcocka najsilniej kojarzą ten obraz z „Oldboyem” Parka. Oba filmy wprowadzają nas w swój własny świat spełniający wymogi określonej konwencji (komiksowych uproszczeń i schematów filmów klasy B czy, jak w przypadku „Piety” – biblijnej przypowieści à rebours), wznosząc te konwencje na wyżyny atrakcji.
Gabriel Krawczyk

Więcej o filmie:
Recenzje Sebastiana Chosińskiego i Gabriela Krawczyka w cyklu „Co nam w kinie gra

42. Cezar musi umrzeć (Cesare deve morire, reż. Paolo Taviani, Vittorio Taviani)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Gratka dla lubujących się w okołofilmowych i autotematycznych eksperymentach: połączenie konwencji dokumentu i fabuły; teatr w filmie i teatr w teatrze; a przy tym opowieść, która w małym nawet stopniu nie powinna zrazić miłośników tradycji – uwodzicielsko prostej, autentycznej i uniwersalnej. Bracia Taviani (nagrodzeni w poprzednim roku za tę właśnie perełkę Złotym Niedźwiedziem) za podstawę scenariusza obierają sztukę Szekspira „Juliusz Cezar”, przenoszą ją do Rebibbia, współczesnego włoskiego więzienia o zaostrzonym rygorze i oddają w ręce tamtejszych osadzonych. Naturszczycy z mocą w kinie niespotykaną przemawiając językiem elżbietańskiego klasyka, ukazują prawdziwy prywatny dramat: inscenizowana sztuka jest dla nich przekleństwem i wybawieniem równocześnie. Ratuje ich przed więzieniem umysłów, uświadamia jednak ich rzeczywiste, cielesne kajdany. Wzruszająco przez nich odgrywanemu (widzom nie jest dane odkrycie granic fikcji i rzeczywistości, gry i autentyzmu oraz światów – Szekspirowskiego i więziennego), wielopoziomowemu w konstrukcji spektaklowi sprzyja surowa, a przy tym znakomicie wykoncypowana filmowa forma. Dla znanych z lewicowej orientacji twórców opowieść o patriotyzmie za Cezara włożona we współczesne włoskie ramy ma przede wszystkim alegoryzować Włochy pod rządami Berlusconiego (film był kręcony w 2011 roku). Niezależnie od tego jednak, największa chyba siła ich nowego filmu leży w poruszającym obrazie budzących współczucie uwięzionych i w uniwersalności przekazu przedstawionej historii. „Cezar…” każe bowiem uwierzyć w siłę literackiego języka i nieskrępowane możliwości sztuki, której żadne kajdany się nie imają.
Gabriel Krawczyk

Więcej o filmie:
Minirecenzja Gabriela Krawczyka w lutowym wydaniu „Esensja ogląda

41. Igrzyska śmierci: W kręgu ognia (Hunger Games: Catching Fire, reż. Francis Lawrence)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Drugą część trylogii, nakręconą na podstawie bestsellerów pióra Suzanne Collins, można oglądać właściwie jako osobny film, bo twórcy starają się umieścić wystarczającą ilość dodatkowych informacji, aby fabuła była zrozumiała także dla tych, którzy nie oglądali części pierwszej. Po 74. Głodowych Igrzyskach Katniss i Peeta wyruszają na tournée po wszystkich dystryktach, by pokazać swoje przywiązanie do Kapitolu i zażegnać powstania, ogarniające powoli całe państwo. Coraz bardziej uwikłani w politykę bohaterowie muszą zmierzyć się ze zjawiskiem, które niechcący wywołali. Więcej fabuły zdradzić nie wypada. Chociaż twórcy „Igrzysk śmierci. W pierścieniu ognia” podobnie jak w przypadku pierwszej części w miarę wiernie trzymają się książkowego pierwowzoru – co jedynie czasami wychodzi fabule na dobre – wydaje się, że między częścią pierwszą a drugą nastąpiła wyraźna zmiana jakościowa. Nadal jednak zdarza się, że reżyser i scenarzyści po prostu powielają błędy, których Collins nie uniknęła z racji wyboru pierwszoosobowej narracji. A jednak jest jedna ogromna zaleta tego filmu, dla którego warto, zdecydowanie warto, poświęcić dwie i pół godziny z życia i się na niego wybrać: Jennifer Lawrence.
Karolina Ćwiek-Rogalska

Więcej o filmie:
Recenzja Karoliny Ćwiek-Rogalskiej „Igrzyska muszą trwać dalej
Minirecenzja Konrada Wągrowskiego w grudniowym wydaniu „Esensja ogląda

1 2 3 5 »

Komentarze

« 1 2 3
10 I 2014   14:44:54

Weźcie też pod uwagę, że rozbieżności między naszą listą, a Waszymi preferencjami mogą wynikać nie z faktu przyjęcia niewłaściwej metodyki wybierania najlepszych filmów, ale zwykłymi rozdziałem gustów między nami, a Wami. :)

To na pewno......Django film, który według mnie jest tak samo interesujący jak "Pamietniki z wakacji".
Ja tam miejscami się nie przejmuję i traktuje rankingi Esensji jako źródło informacji o filmach, które powinienem obejrzeć.

10 I 2014   16:06:11

Durnowaty film Django to chyba kpina. Czy ktoś uważnie obejrzał ten film jaki jest płytki i bezsensowny?

10 I 2014   21:59:29

@Esensja
Zrozumiałe, że nie chcecie zmieniać metodyki zliczania punktów, ale czy nie moglibyście po prostu udostępnić "raw data", tzn. machnąć tabelkę, która pokazywałaby, jak głosowali poszczególni redaktorzy? Tego typu tabelki nie są Wam przecież obce; mam tu na myśli nieodżałowanych Tetryków. Opublikowanie składowych rankingu pozwoli każdemu nerdowi na ułożenie swojej wersji Esensyjnego zestawienia zgodnie z preferowaną metodyką. I wilk będzie syty, i owca cała.

11 I 2014   12:07:44

@drwalrabarbar

Uważnie obejrzałem swoje wydanie DVD i rzeczywiście - były tam jakieś płytki!

15 I 2014   22:56:50

@drwalrabarbar
masz rację durnowaty... ale JAK!
Bękarty - durnowate
Pulp Fiction - durnowate
Od zmierzchu do świtu - durnowate
Die Hard - durnowate
RED - durnowate
Adrenalina - durnowate
mogę tak długo a wszystkie uwielbiam.
Jak by nie patrzeć każdy film, to tylko zgrywa - przecież to nie dzieje się naprawdę - wiesz chyba o tym?

16 XI 2014   05:39:18

Po raz pierwszy udało mi się trafić na Ludzi którzy rzeczywiście pochylili się nad swoją pracą i w skupieniu przedstawili to co najistotniejsze dla każdego z obrazów. Dziękuję i liczę że 2014 również będzie tak owocny w słowa recenzentów.

30 XII 2014   21:32:19

jest ok

04 II 2015   20:54:46

W pierścieniu ognia a nie w kręgu!!!!

« 1 2 3

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

10 największych rozczarowań muzycznych 2013 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Najbardziej seksowni 2013
— Esensja

50 najgorszych okładek płyt 2013 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Najlepsze książki 2013 roku
— Esensja

Najseksowniejsi aktorzy 2013 r.
— Esensja

50 najlepszych płyt 2013 roku
— Esensja

Najseksowniejsze aktorki 2013 r.
— Esensja

Porażki i sukcesy 2013, czyli filmowe podsumowanie roku
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Ewa Drab, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Krzysztof Spór, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski

Wybieramy komiks roku 2013 – nominacje
— Esensja

Nominacje do książki roku 2013
— Esensja

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.