Trzy cięcia: Joanna Szczerbic. Gwiazda jednej dekadyTrzy. I tylko trzy! Czasami z kilkunastu, często z kilkudziesięciu, niekiedy nawet z kilkuset. Trzy role – nie zawsze najlepsze, ale za to najbardziej charakterystyczne. Role niekiedy zapomniane, lecz na pewno godne ocalenia.
Sebastian ChosińskiTrzy cięcia: Joanna Szczerbic. Gwiazda jednej dekadyTrzy. I tylko trzy! Czasami z kilkunastu, często z kilkudziesięciu, niekiedy nawet z kilkuset. Trzy role – nie zawsze najlepsze, ale za to najbardziej charakterystyczne. Role niekiedy zapomniane, lecz na pewno godne ocalenia. Wiadomość o śmierci aktorki, która odeszła na zawsze zaledwie przed kilkoma dniami, w sobotę 8 marca 2014 roku, sprawiła, że wielu przypomniało sobie w ogóle o jej istnieniu. Dla wielbicieli polskiego kina tak naprawdę umarła bowiem – oczywiście w symbolicznym znaczeniu tego słowa – przed czterdziestu pięciu laty, kiedy wraz z mężem, znanym reżyserem i aktorem Jerzym Skolimowskim, zdecydowała się opuścić kraj (jako protest wobec niedopuszczeniu przez władze komunistyczne na ekrany kin filmu „Ręce do góry”). W praktyce, jak się później okazało, wiązało się to dla niej z porzuceniem już na zawsze kariery aktorskiej, bo przecież trudno traktować poważnie dwa malutkie epizody zagrane w zrealizowanych w Wielkiej Brytanii obrazach męża. Joanna Szczerbic urodziła się w czerwcu 1941 roku w Staszkowie niedaleko Namysłowa (ówczesnego Namslau) na Opolszczyźnie, czyli formalnie w akcie urodzenia jako państwo wpisaną powinna mieć – i zapewne miała – III Rzeszę. Studia aktorskie ukończyła, jako dwudziestodwulatka, w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej. Jeszcze w czasie studiów, na drugim roku, zadebiutowała na deskach teatralnych, grając – w Teatrze Powszechnym w Łodzi – elfa w adaptacji „Snu nocy letniej” Williama Szekspira w reżyserii Emila Chaberskiego. Poza tym na deskach scenicznych pojawiła się jeszcze tylko w trzech przedstawieniach: zagrała Ismenę w „Antygonie” Sofoklesa (1962), Canocchię w „Awanturach miłosnych w Chioggi” Carla Goldoniego (1963) oraz – uwaga! – Orcia, a więc rolę męską, w „Nie-Boskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego (1964). To ostatnie przedstawienie wyreżyserował, w Teatrze Polskim w Poznaniu, sam Jerzy Kreczmar. Debiut filmowy Joanna Szczerbic zaliczyła pod okiem Konrada Nałęckiego (tak, tego od „Czterech pancernych i psa”) w „Mansardzie” (1963) – dramacie psychologiczno-biograficznym o słynnym dziewiętnastowiecznym malarzu polskim, Aleksandrze Gierymskim (w tej roli pojawił Leszek Herdegen). Rola Joasi nie była pierwszoplanową, ale znaczącą – i nade wszystko udaną. Rok później, zauroczony naturalną urodą aktorki, Sylwester Chęciński obsadził ją – jako tytułową bohaterkę – w obyczajowej „Agnieszce 46”, gdzie zagrała nauczycielkę na Ziemiach Odzyskanych, skonfliktowaną z zakochanym w niej sołtysem (którego grał Leon Niemczyk). Rok 1965 przyniósł Szczerbic kolejne dwie główne kreacje: w świetnym dramacie sportowym Aleksandra Ścibor-Rylskiego „Jutro Meksyk” oraz w typowym „produkcyjniaku” epoki Gomułkowskiej – „Gorąca linia” Wandy Jakubowskiej. Akcje artystki sukcesywnie rosły; tym bardziej że, jak sama udowodniła, znakomicie nadawała się także do ról bohaterek skomplikowanych wewnętrznie. Takie zagrała w dwóch pełnometrażowych obrazach swego męża, Jerzego Skolimowskiego – „Barierze” (1966) oraz „zapółkowanym” na osiemnaście lat „Ręce do góry” (1967). Ale potrafiła też wcielić się w kobietę z marzeń, co udowodniła epizodem w przepięknym, poetyckim „Żywocie Mateusza” (1967) Witolda Leszczyńskiego. Zmysłową kochanką była również w wojennej „Stajni na Salvatorze” (1967) Pawła Komorowskiego, gdzie partnerowała młodemu Januszowi Gajosowi. Mężem Szczerbic, jak już wspomnieliśmy, był Jerzy Skolimowski (ożenił się z nią po rozwodzie z Elżbietą Czyżewską). Aktorka urodziła mu dwóch synów: Michała (w 1968 roku) oraz Józefa (dwa lata później, już na emigracji). Obaj zostali w przyszłości aktorami i reżyserami, ale kariery na miarę ojca nie zrobili. Żaden z nakręconych przez nich obrazów – ani „Motyw cienia” (1993), ani „Ixjana” (2012) – nie znalazł uznania. Na dodatek Józefowi nie było nawet dane doczekać premiery drugiego z nich; zmarł kilka miesięcy przed premierą, w maju 2012 roku, w Indiach z powodu nagłej i mającej gwałtowny przebieg choroby. Po wyjeździe z Polski Joanna Szczerbic pojawiła się na ekranie jeszcze tylko dwukrotnie i były to jedynie nic nie znaczące epizody w dramatach Skolimowskiego „Wrzask” (1978) oraz „Najlepszą zemstą jest sukces” (1984). Polskie kino straciło bardzo interesującą i intrygującą aktorkę charakterystyczną; tyle że stało się to nie w 2014, ale już w 1969 roku. Cięcie pierwsze „Jutro Meksyk” (reż. Aleksander Ścibor-Rylski, 1965) W latach 60. XX wieku w polskim światku filmowym nastąpiło zjawisko, które nazwano „buntem scenarzystów”. Często niezadowoleni z efektów prac nad swoimi tekstami, autorzy scenariuszy filmowych postanowili wziąć sprawy we własne ręce i zająć się reżyserią. Jednym ze „zbuntowanych” był Aleksander Ścibor-Rylski, w czasie wojny żołnierz Szarych Szeregów i Armii Krajowej, po wojnie – wzięty pisarz i właśnie scenarzysta („Cień”, „Pigułki dla Aurelii”, „Ostatni strzał”, „Rok pierwszy”, „Dotknięcie nocy”). Specjalizował się w tematyce wojennej i sensacyjnej, tym większym zaskoczeniem mógł być fakt, że na swój debiut reżyserski wybrał obyczajowy „Ich dzień powszedni” (1963); rok później nakręcił jak najbardziej współczesny dramat psychologiczny „Późne popołudnie”, a następnie – utrzymany poniekąd w tej samej konwencji „Jutro Meksyk”. Tytuł filmu nawiązuje do zbliżających się wówczas wielkimi krokami letnich Igrzysk Olimpijskich w Meksyku, które odbyły się w 1968 roku. Głównym bohaterem filmu jest Paweł Jańczak (gra go Zbigniew Cybulski), trener kadry narodowej skoczków do wody, który po poważnym wypadku swego podopiecznego zostaje zdyskwalifikowany i pozbawiony możliwości pracy. Nie mając żadnego planu na życie, wsiada do pociągu jadącego nad morze, by wysiąść dopiero na stacji końcowej. Zatrudnia się jako pracownik na odkrytym basenie, dzięki znajomościom dyrektora ośrodka sportowego (Tadeusz Schmidt) zostaje nauczycielem pływania dzieci z okolicznej szkoły podstawowej. Pewnego dnia widzi jednak nieznaną sobie młodą dziewczynę, która z trampoliny oddaje znakomity skok do wody. To Majka Plater (w tej roli Joanna Szczerbic), samorodny talent, który Jańczak postanawia oszlifować. Widzi w niej swoją szansę na powrót do zawodu – jeśli tylko uda mu się przygotować dziewczynę do mistrzostw Polski, które ta, jak sądzi, jest w stanie wygrać. By tego dokonać, musi najpierw przełamać jej opór i zmusić do poddania się ostremu reżimowi treningowemu. Prowadzi to do wielu konfliktów, tym bardziej że nie wszyscy życzą trenerowi dobrze. Niezwykle skomplikowane są też jego relacje z kobietami – by skłonić Platerównę do ciężkiej pracy, jest nawet gotów wzgardzić uczuciem, jakim obdarza go Wanda, kierowniczka kawiarni w ośrodku (znakomita Teresa Szmigielówna). Szczerbic idealnie zagrała młodą i naiwną Majkę, która z biegiem czasu nie tylko wyrasta na znakomitą sportsmenkę, ale również staje się dojrzałą kobietą, uświadamiając sobie, że człowiek, którego pokochała, wykorzystał ją, aby udowodnić innym, że nie jest jeszcze stracony. Cięcie drugie „Stajnia na Salvatorze” (reż. Paweł Komorowski, 1967) W latach 50. i 60. ubiegłego wieku powstało przynajmniej kilka niezłych obrazów, które przedstawiały życie młodych Polaków, żołnierzy Armii Krajowej, podczas okupacji hitlerowskiej. To między innymi „Zamach” (1958) Jerzego Passendorfera, „Pigułki dla Aurelii” (1958) Stanisława Lenartowicza, „Kontrybucja” (1966) Jana Łomnickiego czy zamykający epokę Gomułki „Kolumbowie” (1970) Janusza Morgensterna. Do tego grona należy też zaliczyć „Stajnię na Salvatorze”, pod którą podpisał się Paweł Komorowski. Był to jego szósty zrealizowany samodzielnie – a więc nie licząc „Końca nocy” (1956) – film pełnometrażowy (zadebiutował siedem lat wcześniej cenioną „Szklaną górą”) i pierwszy tak jednoznacznie odwołujący się do tematyki drugiej wojny światowej. Scenariusz napisał, na podstawie własnego opowiadania, Jan Józef Szczepański. Głównym bohaterem dramatu jest Michał Słowiński (dwudziestoośmioletni Janusz Gajos), żołnierz podziemia, który na co dzień pracuje w firmie transportowej na krakowskim Salvatorze. Pewnego dnia dowiaduje się o zatrzymaniu przez Gestapo swojego kolegi z organizacji, Janka Gajewskiego – „Zygi” (w tej roli Tadeusz Łomnicki); wkrótce potem Niemcy zaczynają przeprowadzać kolejne aresztowania wśród członków ruchu oporu. Przełożeni Michała nie mają wątpliwości, że to skutek zdrady „Zygi”; Michał też przestaje je mieć, gdy pewnego dnia, jadąc wozem konnym, zauważa na ulicy Gajewskiego, któremu towarzyszą gestapowcy w cywilu. Zapada decyzja o wyroku śmierci, wykonać ma go Słowiński. „Stajnia na Salvatorze” jest filmem na wskroś realistycznym. Komorowskiemu doskonale udało się oddać realia okupacyjne, widza przez cały czas nie opuszcza poczucie grozy, terror stosowany przez Niemców jest niemal namacalnie odczuwany. Momentem kulminacyjnym jest spotkanie Michała z Janem, kiedy ten drugi zaczyna wyjaśniać, dlaczego zdradził, gdy tłumaczy, że robił wszystko, aby wyrządzać jak najmniejsze zło, podawał Niemcom adresy, które, jak sądził, powinny być już dawno nieaktualne. Wątkiem pobocznym „Stajni…” jest związek Słowińskiego z Teresą (gra ją Szczerbic), która naraża życie, przechowując w swoim mieszkaniu Żydówkę. Za co zresztą także zostaje aresztowana. Mimo obecności jedynie na drugim planie, postać grana przez Joannę Szczerbic jest bardzo wyrazista i znacząca – to zwykła dziewczyna, wcale nie przesadnie bohaterska, która poświęca się nie w imię wyższych racji, ale z powodu wartości, jakie zostały jej zaszczepione. Ratowanie innych jest jej moralnym obowiązkiem – choć boi się, nie może, nie chce, nie potrafi odmówić. Cięcie trzecie „Ręce do góry” (reż. Jerzy Skolimowski, 1967/1981) Jerzy Skolimowski był skazany na zrobienie kariery i odniesienie sukcesu. Jako syn polskiego attaché kulturalnego w Pradze, uczęszczał do elitarnej szkoły, gdzie za kolegów miał między innymi Miloša Formana, Václava Havla i Ivana Passera. Po powrocie do kraju studiował najpierw filologię polską i etnografię na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie reżyserię w Łodzi. Zadebiutował w 1964 roku na poły autobiograficznym „Rysopisem”, rok później – mający podobny charakter – nakręcił „Walkower”, a po kolejnych dwunastu miesiącach dorzucił jeszcze „Barierę”. Bohaterem wszystkich trzech obrazów uczynił młodego mężczyznę (w dwóch pierwszych filmach sam wcielił się w niego, w trzecim oddał swą rolę Janowi Nowickiemu), rozczarowanego życiem i otaczającą go szarą i beznadziejną rzeczywistością, słowem – Gomułkowską „małą stabilizacją”. W „Barierze” po raz pierwszy zatrudnił też Joannę Szczerbic, czyli swoją drugą żonę (pierwsza, Elżbieta Czyżewska, zagrała natomiast w „Rysopisie” i „Walkowerze”). Ważniejszym jednak dla pary Szczerbic – Skolimowski projektem były nakręcone w 1967 roku „Ręce do góry” – kto wie, czy nie najlepsze dzieło w polskiej filmografii reżysera. Skolimowski wcielił się – po raz trzeci zresztą – w Andrzeja Leszczyca, tutaj nazywanego Zastawą (wszyscy bohaterowie określają siebie markami samochodów, jakie posiadają). Dziesięć lat po ukończeniu studiów na Akademii Medycznej pięć osób spotyka się na uroczystym zjeździe, który okazuje się znakomitą okazją do wspomnień. Tym bardziej że mają co wygrzebywać z pamięci, ich młodość przypadła bowiem na najgorsze czasy stalinowskie. Działali więc w Związku Młodzieży Polskiej, brali udział w niekończących się zebraniach, pochodach, ceremoniach i obchodach. Trafili nawet przed sąd zetempowski, którego posiedzenie okazało się z góry wyreżyserowaną szopką. „Ręce do góry” to prawdziwy popis gry aktorskiej, rozpisanej na pięciu wybitnych artystów; obok Skolimowskiego na ekranie pojawiają się jeszcze Tadeusz Łomnicki (Opel Rekord), Bogumił Kobiela (Wartburg), Adam Hanuszkiewicz (Romeo) oraz – jako jedyna kobieta – Joanna Szczerbic (Alfa). Toczone przez nich rozmowy, sprowokowane nadesłaną z prowincji tajemniczą depeszą, stają się pretekstem do bezpardonowych rozliczeń z czasami stalinowskimi. Choć film ma charakter gorzkiej groteski, bywa, że przeraża, jak chociażby w najsłynniejszej jego scenie, w której Wartburg biegnie na wprost rozwijanego gigantycznego portretu Stalina i zauważa, że wódz światowego proletariatu ma na nim doklejoną… dodatkową parę oczu. Symbolizm tej sceny był absolutnie porażający. Nic więc dziwnego, że film trafił na półki, a reżyser, straciwszy nadzieje na swobodną pracę w Polsce Ludowej, zdecydował się wraz z żoną opuścić kraj. Czternaście lat później, w czasie „karnawału Solidarności”, pojawiła się szansa na dystrybucję kinową „Rąk do góry”; Skolimowski zdecydował się wówczas dokręcić doń „Prolog”. Wkrótce wybuchł jednak stan wojenny i o premierze trzeba było ponownie zapomnieć. Aż do 1985 roku. 13 marca 2014 |
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Adam Mularczyk. Komik o twarzy zbrodniarza
— Sebastian Chosiński
Marek Bukowski. Buntownik, który miał powód
— Sebastian Chosiński
Włodzimierz Boruński. Żyd na polskich drogach
— Sebastian Chosiński
Jacek Zejdler. Piękny, dwudziestoletni
— Sebastian Chosiński
Edward Żentara. Człowiek z lodu
— Sebastian Chosiński
Ludwik Pak. Artysta wielce charakterystyczny… zasadniczo
— Sebastian Chosiński
Tadeusz Fijewski. Komediowy aktor dramatyczny
— Sebastian Chosiński
Mirosław Konarowski. Amant z dyplomem
— Sebastian Chosiński
Piotr Łysak. Inteligent doskonały
— Sebastian Chosiński
Krzysztof Zaleski. Patron spraw przegranych
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W poszukiwaniu zapomnianej przyszłości
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Muzyczny seans spirytystyczny
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Wielkie bohaterstwo małych ludzi
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński
Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: W kamienicy na Złotej
— Sebastian Chosiński