WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
100 najlepszych komedii wszech czasówEsensja100 najlepszych komedii wszech czasów
Wyszukaj / Kup Harold Lloyd może i nie jest zbyt rozpoznawalną postacią filmową, ale z pewnością nie zasługuje na zapomnienie. Co prawda nie rzuca się w oczy tak jak Chaplin, gdyż jego garderoba nie wyróżnia się niczym od typowego amerykańskiego obywatela (chociaż ma swój charakterystyczny element – duże okrągłe okulary), ale właśnie w tej pozornej przeciętności tkwi siła komizmu jego filmów. Wykreowany przez Lloyda bohater ujmuje nieśmiałością i skromnością, które w obliczu zagrożenia ustępują miejsca nieświadomej brawurze. Główny bohater dostaje posadę sprzedawcy w domu handlowym. Kiedy dowiaduje się, że kierownik przybytku oferuje (1000) dolarów temu, kto sprowadzi do sklepu setki nowych klientów, postanawia wykorzystać swojego przyjaciela w celach reklamowych – ma wspiąć się na szczyt domu towarowego. Oczywiście w wyniku szeregu komplikacji i nieporozumień będzie musiał dokonać tego sam Lloyd. Właśnie sekwencja wspinaczki na budynek zgodnie z zasadą „Safety Lost” (oryginalny tytuł filmu) jest kulminacyjnym momentem, gwarantującym masę gagów, a co za tym idzie – wyborną zabawę. A scena ze zwisającym na wskazówce zegara Lloydzie weszła do kanonu filmowego i była wielokrotnie cytowana przez innych twórców (m. in. „Powrót do przyszłości”). „Jeszcze wyżej” to nie tylko popis ekwilibrystycznych umiejętności głównego bohatera. To również zabawa grą pozorów, prowadzoną zarówno między bohaterami filmu, a także z samymi widzami. Pierwsza scena sugerująca żegnanie skazańca jest doprawdy kapitalna. Szkoda, że twórczość Lloyda jest tak mało znana w Polsce. Po „Jeszcze wyżej” chce się jeszcze więcej. Najlepszy żart: Lloyd udający kierownika oraz tłum wściekłych kobiet na wyprzedaży. Krystian Fred
Wyszukaj / Kup Wypalony „pogodynek” Phil (Bill Murray) po raz czwarty relacjonuje „dzień świstaka” w Punxatawney – lokalne święto (rozsławione zresztą później przez film Ramisa na cały świat), podczas którego miejscowy świstak rzekomo przewiduje pogodę. Phil nie przypuszcza nawet, że jego zły dzień okaże się jeszcze gorszy – bo będzie musiał go przeżywać wciąż i wciąż na nowo, aż znajdzie sposób na przełamanie czasowej czkawki. Filmowi maniacy wyliczyli, że Phil spędził w dziennej pętli czasu od 8 do 34 lat (reżyser twierdził, że w pierwotnym zamierzeniu Phil miał spędzić w Punxatawney 10000 lat), przechodząc od agresji do apatii i ostatecznie akceptacji. Bill Murray, Andie McDowell i reżyser Harold Ramis w pełni wykorzystali komediowy potencjał powtarzających się sytuacji, koncentrując się na przemianie nieszczęśliwego, wielkomiejskiego złośliwca, a jednocześnie tworząc jeden z komediowych klasyków. Co w nim bawi? Oczywiście przede wszystkim znakomity Bill Murray, pokazujący cały wachlarz emocji i reakcji człowieka, który musi mierzyć się wciąż i wciąż z tymi samymi zdarzeniami. Najlepszy żart: „Pani Lancaster, czy miewa pani czasem deja vu?” „Nie wiem, ale zaraz sprawdzę w kuchni”. Michał Kubalski Potężny kopniak, którym wyważono i otwarto na oścież drzwi dla nowego rodzaju kreskówek: niby bajek dla dzieci, ale jednak przeznaczonych głównie dla dorosłych. Hybryd, w którym każdy znajdzie dla siebie coś miłego. Nawiązania do popkulturowych hitów, motywy z „Matrixa” czy „Mission Impossible” rozpozna tylko dorosły, no a przynajmniej dość mocno wyrośnięty widz, a tymczasem głos osła podłożony w polskiej edycji przez Jerzego Stuhra robił furorę u wszystkich. „Shrek” jest już filmem kultowym – w każdym razie, jeżeli kultowość mierzymy ilością cytatów, jakie weszły, przynajmniej w pewnych kręgach, do codziennego języka („Ogry są jak cebula”, „Shrek! Ja w dół patrzę!”, „Mam smoka i nie zawaham się go użyć”, „Byłoby łatwiej, jakbym nie był daltonistą”). Chociaż akurat to kwestia spolszczenia dialogów przez Bartosza Wierzbiętę; od czasu upowszechnienia się tego sposobu (z wplataniem aluzji do polskich filmów i nawiązań do współczesnych, polskich zdarzeń i postaci) tłumaczenia nazywanego „wierzbięceniem” i nieraz traktowanego jako zjawisko negatywne. Co ciekawe, choć początek filmu sugeruje ostrą kpinę z bajek o uwięzionych księżniczkach, cała historia jest tak naprawdę afirmacją baśniowej miłości. Chociaż oczywiście kierunek końcowej magicznej przemiany przy pierwszym seansie mógł zaskakiwać. Kreskówka, która z bajkami zrobiła w filmie mniej więcej to samo, co w literaturze zrobił z nimi Andrzej Sapkowski. Inteligentna, dowcipna, ciepła opowieść o sympatycznym ogrze, z przewrotnym morałem. Najlepszy żart: „Chuchał, dmuchał… i zarządził, świnia, eksmisję”. Agnieszka Szady
Wyszukaj / Kup Ekranizacja… A właściwie to wcale nie, bo „Dwanaście prac” nie bazuje na jakimkolwiek komiksie o dzielnym Galu stworzonym przez duet Goscinny&Uderzo, co wcale nie przeszkadza być mu najlepszym animowanym obrazem przygód Asteriksa i Obeliksa (a kto wie – może nawet pomaga?). Konwencja dwunastu prac, które muszą wykonać Galowie (oparta, oczywiście dość swobodnie, na dwunastu pracach Herkulesa), gwarantuje, że zabawa kolejnymi motywami ma uzasadnienie fabularne. Nawet jeśli wkrada się tam pewna fragmentaryczność, to bardzo łatwo i chętnie przymykamy na nią oko. Czego tam bowiem nie ma? Jest wyścig, są podziemia, są duchy, a nawet bogowie, zaś wszystko to znakomicie parodiujące rozmaite przypadłości naszego świata. Najlepszy żart: Dom, który czyni szalonym, czyli satyra na biurokrację, spotykaną pod chyba każdą szerokością geograficzną. Miłosz Cybowski
Wyszukaj / Kup „Drapieżne maleństwo” to być może najlepsze wcielenie gatunku zwanego „screwball comedy”, gatunku, który swe czasy świetności miał w latach 30. i 40., będąc pogodną odpowiedzią na czasy Wielkiego Kryzysu, a do dziś praktycznie zaniknął, choć może lepiej stwierdzić, że przeewoluował w inny rodzaj komedii. „Screwball” (pojęcie pochodzi z baseballu, czyli na polski będzie nieprzetłumaczalne) to swego rodzaju komedia romantyczna, w której mamy do czynienia z walką płci, bohaterami z dwóch różnych światów, nierzadko dominującą rolą kobiety, istoty bardziej energicznej, która wprowadza chaos do uporządkowanego życia mężczyzny, co z reguły wiąże się z solidną porcją farsowych gagów oraz błyskotliwymi, dowcipnymi dialogami. Nie inaczej będzie w „Drapieżnym maleństwie”. Bohaterem filmu jest stateczny naukowiec paleontolog David Huxley, mający się wkrótce żenić z równie stateczną koleżanką z pracy, a którego największym wyzwaniem zawodowym będzie oczekiwanie na ostatnią kość szkieletu brontozaura. Traf chce, że w jego życiu pojawi się nieco szalona, mocno roztargniona Susan Vance (znakomita Katherine Hepburn, dla której ta rola została napisana) i… mniej więcej wiemy, co będzie dalej. Po drodze do obowiązkowego szczęśliwego zakończenia czeka widza bardzo wiele atrakcji – po drodze pojawi się tytułowe maleństwo – lampart, którym ma opiekować się Susan (w czym liczy na pomoc Davida), porwanie bezcennej kości przez psa, krzyżowanie przez dziewczynę akcji Davida mających na celu pozyskanie funduszy dla instytuty, ucieczka drapieżnika, finałowa komedia pomyłek… Oglądany dziś film zaskakuje wciąż humorem, tempem, pomysłowością twórców, aż trudno uwierzyć, że ta szalona komedia ma już ponad 75 lat. Najlepszy żart: Susan i niewłaściwy lampart. Konrad Wągrowski Jak w większości (o ile nie wszystkich) wulgarnych i przesyconych seksem komedii amerykańskich ostatnich lat, wzorcem i ostatecznym zwycięzcą okazuje się… rodzina i związane z nią stereotypowe wartości. Gdy dość obleśny imprezowicz Ben (Seth Rogen) przypadkiem trafi w barze na piękną reporterkę Alison, ich seksualna przygoda wydaje się typową i raczej nieudaną jednonocną randką. Wszystko się zmienia, gdy po dwóch miesiącach Alison uświadamia sobie, że jest w ciąży. Proces dorastania obydwojga do roli rodziców, powolne i niepozbawione konfliktów poznawanie się Bena i rodziny Alison generuje mnóstwo zabawnych sytuacji, punktowanych niecenzuralnymi wypowiedziami Bena i jego upalonych kumpli. Judd Apatow tym film ugruntował – po sukcesie „Czterdziestoletniego prawiczka” – swą pozycję komediowego pewniaka i zapewnił sobie kolejne wysokie miejsce w naszym rankingu. Najlepszy żart: Ben każe Debbie wyjść z sali porodowej. Michał Kubalski
Wyszukaj / Kup „Powrót do przyszłości” to już klasyka przygodowego kina SF (siódme miejsce na naszej liście najlepszych filmów fantastycznonaukowych), ale także pierwszorzędna komedia. Amerykański nastolatek, zaprzyjaźniony z szalonym wynalazcą, przenosi się w czasie do epoki, kiedy jego rodzice kończyli liceum. Musi rozwiązać problem techniczny powrotu w lata 80. oraz uporać się z groźną komplikacją, jaką powoduje jego pojawienie się – przypadkowo nie dopuścił bowiem do spotkania własnych rodziców. Zderzenie obyczajowe chłopaka z lat 80. z rzeczywistością lat 50. jest źródłem wielu zabawnych sytuacji. Bawi nas konfrontacja tego, jaki wizerunek z młodości matki Marty′ego roztacza ona przed synem, a jak młoda dziewczyna zachowuje się w rzeczywistości. Śmieszą reakcje na rock@rolla, bawi postrzeganie Ronalda Reagana – w latach 50. aktora, w latach 80. prezydenta. Humoru dodaje też przerysowana postać szalonego profesora i bohaterów drugoplanowych oraz kreatywne wykorzystywanie elementów klasycznego SF o podróżach w czasie. Film nie stroni też od dowcipu sytuacyjnego, wykorzystywanego w dynamicznych pościgach i dramatycznym finale. „Powrót do przyszłości” doczekał się dwóch sequeli, aczkolwiek nie zyskały takiej popularności, jak część pierwsza, ale wciąż były solidnymi i zabawnymi filmami przygodowymi z mocnym komediowym akcentem. Najlepszy żart: Marty gra na scenie piosenkę z przyszłości, co zainspiruje jej przyszłego twórce, do jej napisania. Konrad Wągrowski
Wyszukaj / Kup Edgar Wright potrafi zgrabnie łączyć komedię z dowolną konwencją – tak jest również w przypadku przygód Scotta Pilgrima, bohatera kanadyjskiego komiksu. W jego ekranowych losach wszystko ma potencjał komediowy, balansując gdzieś na granicy absurdu, zabawnej powagi i gry skojarzeń. Mamy jednak do czynienia z humorem nie do końca uniwersalnym, a przeznaczonym dla fanów komiksów i gier wideo. Nie do końca, bo głupota ogarniająca człowieka w stanie zakochania niewątpliwie jest znanym doświadczeniem, do którego może odnieść się każdy, a przecież wszystko, w co Scott się pakuje, dyktowane jest głosem serca. Niczym poziomy w grze wideo nasz bohater musi pokonać kolejnych złych ex-chłopaków ukochanej Ramony. Każda konfrontacja, podobnie jak relacje Scotta z jego kumplem-współlokatorem, kolegami z zespołu i młodszą siostrą, która opiekuje się nieogarniętym bratem i raz za razem ściąga go na ziemię, dostarczają oryginalnej zabawy i dawki absurdalnego humoru, zderzając nieprzystające konwencje i odwołując się do zjawisk prosto z popkulturowego tygla. Najlepszy żart: natarcie policji wegańskiej. Ewa Drab
Wyszukaj / Kup Kolejna po „Płonących siodłach” filmowa parodia Mela Brooksa. W tamtym filmie wziął na warsztat klasyczne amerykańskie westerny, w tym – nie mniej legendarne opowieści grozy o doktorze Wiktorze Frankensteinie i stworzonym przez niego monstrum. Choć tutaj akurat bohaterem jest wnuk słynnego naukowca (Gene Wilder), który pewnego dnia otrzymuje wiadomość o odziedziczonym po szalonym dziadku starym zamczysku w Transylwanii. Mimo że do tej pory ze swoim przodkiem nie chciał mieć nic wspólnego, kusi go możliwość posiadania tak potężnej i zabytkowej nieruchomości, wyrusza więc w podróż do Europy Wschodniej. Na miejscu zaś, mając w ręku notatki dziadka, postanawia sprawdzić, czy da się jego eksperyment doprowadzić do udanego końca. Czarno-białe zdjęcia pozwalają przywołać klimat obrazów z Borisem Karloffem (z lat 30. XX wieku), a zaproszenie do obsady apodyktycznej Cloris Leachman (jako Frau Blücher) i nieprzeciętnego „twarzowca” Marty’ego Feldmana (Igor), sprawia, że w filmie mogłoby nie paść ani jedno słowo, a widownia i tak zaśmiewałaby się do rozpuku. Brooks świetnie lawiruje między gotyckim klimatem grozy a bezpretensjonalną komedią z nie zawsze najwyższych intelektualnych lotów żartami. Co zresztą stało się znakiem rozpoznawczym tego reżysera. Najlepszy żart: Igor prezentujący doktorowi Frankensteinowi kolekcję mózgów w słoikach. Sebastian Chosiński
Wyszukaj / Kup Swego czasu żelazna pozycja świątecznej telewizji, początkowo puszczana jako „Święta u Griswoldów”. Bodaj najlepsza, najbardziej wredna komedia wigilijna, oparta na prościutkim pomyśle, o ile mianem pomysłu można określić klasyczny zjazd rodzinny z okazji Świąt Bożego Narodzenia i związane z nim kłopoty. W tym filmie jednak nie chodzi tak naprawdę o akcję czy o pogłębioną psychologię postaci, a o niekończący się szereg pozornie zwyczajnych zdarzeń, które raz za razem kończą się spektakularną katastrofą. Cóż się tam nie wyczynia ze ścinaniem i przewożeniem choinki, z jej odpakowywaniem domu, z podłączaniem lampek (piękna scena z przygaśnięciem całej okolicy), z dość odrażającym psem, przekazanym w prezencie kotem czy wreszcie ze świątecznym indykiem! A to i tak tylko drobna część atrakcji. Tę doskonałą komedię śmiało można uznać za szczytowe osiągnięcie zasłużonej serii „National Lampoon′s”, jest to też doskonała wizytówka aktorskich umiejętności Chevy′ego Chase′a. Najlepszy żart: Obława na wiewiórkę. Jarosław Loretz |
Po pozycjach jakie zajęły np. Brzdąc, Gorączka złoty czy Pół żartem, pół serio to zgaduje, że listę układał jakimś gimnazjalista wychowany na Kogiel Moglu i filmach Lubaszenki.
Najwyżej ocenione obrzydliwe i ohydne dzieła Monty Pythona. Idzie się załamać.
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Do sedna: Kevin Smith. Sprzedawcy 2
— Marcin Knyszyński
50 najlepszych filmów o żywych trupach według czytelników Esensji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wakacyjny leksykon filmów o żywych trupach. Część 4
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Do sedna: Kevin Smith. Sprzedawcy
— Marcin Knyszyński
Klasyka kina radzieckiego: Oszust na piedestale
— Sebastian Chosiński
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
Do kina marsz: Październik 2018
— Esensja
Laboratorium gagów
— Marcin Knyszyński
Nierówno pod skalpem
— Marcin Knyszyński
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Pościgi, wybuchy, cięte dialogi
— Konrad Wągrowski
Krótko o książkach: Ciekawostka dla fanów
— Marcin Osuch
Klasyka kina radzieckiego: Gdy niemożliwe dzieje się naprawdę…
— Sebastian Chosiński
Do sedna: Kevin Smith. Jay i Cichy Bob kontratakują
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. Dogma
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. W pogoni za Amy
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. Szczury z supermarketu
— Marcin Knyszyński
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2018 roku
— Esensja
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
Bardzo kiepski ranking. Większość z tych filmów to kiepskie filmy nie dorównujące dobrym filmom przygodowym. To chyba jakaś kpina