Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Superbohater i „ci drudzy”

Esensja.pl
Esensja.pl
Trickster to w ostatnich czasach modne słowo-klucz. A może raczej: słowo-worek. Wystarczy rzucić w towarzystwie „przecież ten bohater to klasyczny trickster!”, żeby wszyscy mądrze kiwając głowami, zgodzili się na taką diagnozę. Tymczasem okazuje się, że w przypadku trickstera nie wszystko jest takie znowu jasne.

Karolina Ćwiek-Rogalska

Superbohater i „ci drudzy”

Trickster to w ostatnich czasach modne słowo-klucz. A może raczej: słowo-worek. Wystarczy rzucić w towarzystwie „przecież ten bohater to klasyczny trickster!”, żeby wszyscy mądrze kiwając głowami, zgodzili się na taką diagnozę. Tymczasem okazuje się, że w przypadku trickstera nie wszystko jest takie znowu jasne.
Kim właściwie jest ten trickster i dlaczego pisać o nim przy okazji pisania o superbohaterach? Opinie na temat tego, kim trickster jest, są – jak to zwykle bywa – podzielone. Sam termin robi karierę mniej więcej od II połowy XIX wieku, kiedy to badacz kultury Indian, Daniel Brinton, zaproponował, by niejasne dotąd opowieści o pewnym szczególnym typie bohatera interpretować jako opowieści o „tricksterze”: tym, który oszukuje i jest oszukiwany, jednocześnie przebiegłym i naiwnym bohaterze. Jego działania są nieracjonalne, często prowadzą jego samego do zguby, bo wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro – nie da się tego, co robi, zawsze wcisnąć w sztywne ramy fabularnych konwenansów. Późniejszą szaloną karierę trickster zawdzięcza Paulowi Radinowi, który – również analizując religie i mitologie Indian – pisał, że „tubylcze społeczności” obserwują poczynania trickstera ze zgrozą, ale i ze śmiechem. Zainspirowany przez Radina tricksterem zajął się, najbardziej chyba rozpoznawalny w tym towarzystwie, Carl Gustav Jung. Namawiał on do tego, aby patrzeć na trickstera jako na pewien archetyp (wzorzec postępowania), w którym ucieleśnia się chtoniczna (pierwotna, ciemna) siła, druga twarz „dziennej”, „cywilizowanej” kultury. Szwajcarski psychoanalityk zauważył również – i miejmy ten wątek w pamięci – że im bliżej do czasów nam współczesnych, tym bardziej trickster się cywilizuje, znika w nim ta druga, mniej przyjemna, twarz, a pozostaje mu do pełnienia funkcja czysto rozrywkowa. Dzisiejsze boje o postać trickstera można podsumować krótko w ten sposób: albo traktujemy trickstera po jungowsku, mówiąc o nim jako o pewnym typie bohatera, który daje się znaleźć w każdej niemal kulturze, albo rezygnujemy z tej wygodnej łatki i przyznajemy, że najistotniejszą rolę odgrywa tu kontekst sakralny, a zatem poza konkretną religią czy mitologią nie można w ogóle mówić o kimś takim jak trickster.
Pozostawmy na chwilę na boku pytanie o to, która z tych propozycji bierze górę w aktualnych dyskusjach akademików i z radością laika weźmy na warsztat tylko jedną z nich: co stanie się, jeśli potraktujemy trickstera faktycznie jako pewien szczególny typ bohatera? Ani nadludzko silnego, ani specjalnie pięknego, ani na pierwszym planie – a jednak kradnącego opowieść pierwszoplanowej postaci? Jak w takim wypadku można spojrzeć na pewne postaci z filmów superbohaterskich i spróbować wyjaśnić ich działania nie przyklejając im łatki „bo to zły bohater jest”, zwłaszcza tam, gdzie bohater balansuje między „byciem złym” i „byciem złym, ale nie tak do końca”? Poniższe rozważania mają zatem charakter nie tyle generalizujący, co pokazujący pewne możliwości interpretacji kulturowych bohaterów. Można je zatem przyjąć albo odrzucić. Wszystko zależy od tego, jak bardzo będą przekonujące.
Dobry, zły i trickster
Trickster to, jak chcą znawcy tematyki, jednocześnie bohater i głupiec, sprytny drapieżnik i głupia ofiara. Równocześnie budzi grozę i dostarcza rozrywki. Pierwszą postacią, która przychodzi na myśl po podaniu takiej charakterystyki, a jednocześnie wywodzi się z filmowego środowiska superbohaterskiego, jest Joker z serii filmów o Batmanie.
Trzeba by jednak rozpatrywać osobno Jokera w wykonaniu Jacka Nicholsona i Jokera Heatha Ledgera i to nie dlatego – jak zwykle bywa – że któregoś z nich chcę postawić na piedestale, żeby innemu przypiąć łatkę „tego mniej jokerowego”. Po prostu narracja Burtona różni się od narracji Nolana w sposób co najmniej znaczący, czy jeśli chodzi o ogólną atmosferę, czy o użyte środki – przerysowane i specyficzne u twórcy „Batmana” (1989), czy realistyczne albo wręcz naturalistyczne w „Mrocznym rycerzu” (2008). Wydaje się również, że mimo wszystko tricksterem jest bardziej Nolanowski Joker niż Joker Burtona, nie tylko dlatego, że jego początków możemy się tylko domyślać (zmyśla wciąż nowe historie o swoim „powstaniu”), podczas gdy Burton je nam po prostu pokazuje, wiążąc dodatkowo losy Batmana z losami Jokera w przyczynowo-skutkowym węźle, ale także z powodu zachowania. Można by się tu oczywiście spierać: który Joker wchodzi głębiej w błazendę, a zarazem wywołuje na plecach większe ciarki. Niewątpliwie jednak w obu tych postaciach widać wyraźnie ten rys tricksterstwa, który dostrzegł już Jung. Trickster to głupiec z talii tarota, jednocześnie wróżący pomyślność i przepowiadający upadek w skutek bezmyślności działania. Ten trickster, którego uosabia w sobie Joker, to ktoś, kto ma doprowadzić do katastrofy. Katastrofa jednak w ostateczności nie wydarza się, bo działanie trickstera zostaje udaremnione przez superbohatera, tak jak wymaga tego schemat narracyjny, którego oczekujemy.
Jednocześnie jednak musimy uwierzyć, że trickster jest zdolny do wywołania tej katastrofy – jego potencjał w tym kierunku jest bardziej niż widoczny (celuje w tym zwłaszcza Nolan, wyposażając bohatera w niemal nadludzką umiejętność przewidywania dalszych kroków przeciwników). „Ten zły” faktycznie ma szansę pokonać dobrego (bądź znajdującego się po stronie „tych lepszych”) bohatera. Musimy w to uwierzyć. Inaczej tak jak w przypadku wielu serii opartych na formacie „monster of the week” będziemy rozkoszować się zawijasami fabuły, spokojnie podjadając ciastka bez strachu o naszego bohatera (chyba, że sam jest tricksterem, ale to opowieść na inny raz). Joker nas straszy, a zarazem dostarcza nam rozrywki – wchodząc tym samym w buty „ucywilizowanego” trickstera, tak jak go widział Jung.
Innym przykładem może być Marvelowski Loki z dwóch filmów o Thorze (2011 i 2013) i z „The Avengers” (2012). Przy czym ten rys tricksterstwa, który tu prezentuję, dużo lepiej uwidacznia się w środowisku naturalnym Lokiego, czyli jednak w obu „Thorach”. Trudno nie wpaść na ten przykład, skoro w każdej definicji trickstera odsyła się czytelnika do mitologii nordyckiej, gdzie bóg-oszust Loki (nie taki zresztą znowu boski, bo jednak spokrewniony z olbrzymami) klasycznym tricksterem będąc, miesza sporo w spokojnym życiu Asów, nordyckich bóstw. A to wyniesie za bramy Asgardu jabłka młodości, więc śliczne boginie nagle staną przed problemem narastających lawinowo zmarszczek, a to wyniucha, co może uszkodzić ulubieńca Asów, Barda (za to zresztą ukarzą go bogowie przykuciem do skały, nad którą czeka wąż, kapiąc na twarz Lokiego swoim jadem aż do dnia Zmierzchu Bożyszcz). Innymi słowy: gdzie Loki, tam w powietrzu wisi katastrofa.
Zarówno Branagh, jak i Taylor, na tej tricksterskiej nucie Lokiego grają. Można się zastanowić, czy Taylor nawet nie bardziej, skoro w drugim filmie z cyklu Loki pokazuje wszystkie swoje tricksterskie sztuczki: chociażby metamorfizm, który stoi na czele cech charakterystycznych każdego szanującego się trickstera – w przypadku Jokera podobną funkcję spełniałby jego osobliwy makijaż. To Loki wywołuje katastrofy, sprzymierzając się z wrogami Asów, sprowadzając na Nowy Jork Citauri, knując przeciwko Odynowi (i można to, oczywiście, rozgrywać na poziomie szekspirowskich tragedii rodzinnych, ubogacając mitologiczne elementy komiksowego uniwersum, tak jak czyni to Branagh). Równocześnie jednak to on – wyszedłszy ze skóry głównego złego bohatera z pierwszej części (po części zmanipulowanego, po części rozczarowanego zachowaniem przybranego ojca) udaremnia katastrofę w części drugiej. Loki to trickster pełną gębą: sam psuje i sam to, co popsuł, naprawia. I odwrotnie. Może skończyć zakuty w kajdany i przypominającą maskę Hannibala Lectera osłonę na twarz, może siedzieć w szczelnie zamkniętej komnacie, ale w końcu i tak trzeba go będzie uwolnić, żeby można było coś począć dalej z nadchodzącą szybkimi krokami katastrofą. Można oczywiście tricksterowi zagrozić, że jeśli zrobi coś nie po naszej myśli, zginie. A trickster oczywiście, zrobi wszystko po swojemu. Co nie zawsze będzie oznaczało: z korzyścią dla siebie (z czego powstaje materiał na kolejny sequel).
Nietoperz, kot i trickster
Jednocześnie objawia się w dwóch przywoływanych przeze mnie przykładach tricksterstwo na poziomie, chciałoby się rzec, meta. Zarówno Tom Hiddleston jako Loki, jak Heath Ledger i Jack Nicholson jako Jokerowie, wymykają się z cienia głównego (a w obu przypadkach także tytułowego) bohatera, odbierając mu co nieco wspaniałości – i fanów. Fandom skupiony wokół Lokiego wydaje się być dzisiaj silniejszy od tego, którym cieszy się sam Thor (a i konstrukcja bohatera, w pierwszym przypadku dużo bardziej zniuansowana, sprawia, że nie tak znowu trudno zrozumieć ten wybór). Można oczywiście przypomnieć sobie także zachwyty nad rolą Ledgera, którego pośmiertnie nagrodzono za nią Oscarem. Ten rodzaj bohatera, ów trickster, o którym wciąż wspominam, zdobywa uznanie i u publiki, i u krytyków. Oszukuje sam przemysł filmowy, każąc nazywać filmy „Thorem” i „Batmanem”, choć koniec końców wychodzi na to, że niejednoznaczne postaci z drugiego planu wysforowały się na prowadzenie (choć trudno tu używać określenia: sympatia widzów).
Zupełnie innym przykładem tricksterstwa – które polega także na przekraczaniu granic (zdrowego rozsądku, prawa, więzi rodzinnych i społecznych – żeby umiejscowić w tym kontekście także bohaterów z powyższych akapitów) – jest Catwoman. To prawda, że badacze skupieni w obozie, który twierdzi, że poza określonym kontekstem trickstera rozpatrywać się nie da, twierdzą także, że nie ma żeńskich tricksterów. Dziać ma się tak, ponieważ figura trickstera powstawała głównie w społeczeństwach mocno patriarchalnych. Podejmując ten trop interpretacyjny można jednak pomyśleć na przykład nad tym, czemu tak wiele problemów stwarza nam do dzisiaj ekranizacja komiksów o kobietach-superbohaterkach. Bohaterkach, z natury rzeczy wykraczających poza pewien schemat.
Catwoman swoją twarz tricksterki pokazała właściwie chyba wyłącznie w filmie Burtona „Batman Returns” (1992), gdzie gra ją Michelle Pfeiffer. Jak pisze Lori Landay, dobrze widać tam, jak po przemianie z myszowatej sekretarki w pewną siebie, cyniczną Kobietę-Kota, Selina Kyle ujawnia swoje tricksterskie oblicze. Jednocześnie pomaga i szkodzi Batmanowi. Romansuje z Wayne’em i nie daje mu żadnych szans – otwarte zakończenie najlepiej pokazuje, że nie ma co robić sobie nadziei na „żyli długo i szczęśliwie”. Ta chochlikowatość postaci, jej niezależność, na którą wybija się spod pluszaków, którymi wcześniej ozdabia mieszkanie (co dobrze symbolizuje przemiana neonu „Hello There” na „Hell Here”, jedna z najbardziej zapadających w pamięć scen z całego filmu) może być przejawem właśnie tricksterskości. Można oczywiście zinterpretować te wydarzenia jako przebudzenie się w Selinie samoświadomej kobiety i ochrzcić tę wersję Catwoman feministką. To nie tylko może służyć za przykład istniejącej kobiecej wersji trickstera w superbohaterskim uniwersum, ale i dobrze pokaże, jak duży problem z wprowadzaniem niezależnych, silnych bohaterek kobiecych – bohaterek, dodajmy, niejednoznacznych, z tym tricksterskim wątkiem zawsze gdzieś obecnym – ma współczesne kino superbohaterskie. Przecież ani Catwoman z samodzielnego filmu (2004), gdzie rola Halle Berry sprowadza się do pokazywania wdzięków w takt kiepskiego scenariusza (i gdzie nie jest, na co warto zwrócić uwagę, Seliną Kyle, ale Patience Phillips), ani tym bardziej Catwoman z Nolanowskiego „Mroczny rycerz powstaje” (2012, gra ją Anne Hathaway) nie są postaciami przekraczającymi bariery, takimi, które nie poddadzą się dominacji innego – a w tym drugim wypadku także dodatkowo męskiego – bohatera. To dlatego widok Seliny, siedzącej w zakończeniu trzeciego filmu Nolanowskich Batmanów u boku Bruce’a, nie jest wcale happy endem: a może jest tylko happy endem pozornym. Catwoman czasowo nam najbliższa to trickster ujarzmiony, dziwny przypadek sugerujący, że nie wszystko jednak z tą postacią w przemyśle filmowym skończone. Kobiety-tricksterki wymykają się opracowanym schematom, wedle których interpretuje się mitologie, wymykają się również, jak widać, klasycznym sposobom przenoszenia ich postaci na ekrany.
Śledząc przypadki trickstera w kinie superbohaterskim można sobie zadać pytanie, kiedy wkradł się na nasze ekrany? Czy kino superbohaterskie to nowy rodzaj mitu, jak chciał Joseph Campbell, porównując znane mitologiczne opowieści i „Gwiezdne wojny” na tych samych prawach? Może to ono staje się tym nowym kontekstem, środowiskiem naturalnym trickstera, który może być – ale zdaje się, że wcale nie musi – być dzisiaj wyłącznie ucywilizowanym, dostarczającym rozrywki bohaterem drugiego planu. Planu, który często niepokojąco wychodzi do przodu, przesłaniając sobą to, co w zamyśle twórców miało zostać wyeksponowane.
koniec
10 czerwca 2014

Komentarze

10 VI 2014   13:36:38

Ciekawy artykuł, dziękuję.

@Loki - ja tam go lubię.
Thor to śliczny, złotowłosy, poczciwy obiekt westchnień, ale Loki ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się go oglądać. W "Avengersach" go zepsuli, moim zdaniem, zrobili z niego karykaturę, na szczęście w drugim Thorze znów jest sobą.

A skoro na końcu wspomniano o Gwiezdnych Wojnach, to czy cech trickstera można się dopatrywać u "Hana Solo", czy to jednak nadinterpretacja?

11 VI 2014   13:47:21

Dziękuję.

Myślę, że można spróbować z Hanem Solo, ale raczej nie w całości, a w 1. (zwłaszcza) i 2. części. Jako przemytnik jest już zresztą ustawiony trochę "pomiędzy", z zasady przekracza pewne granice :).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

The Amazing You-Tube
— M. Fitzner

50 najlepszych komiksów wydanych przez TM-Semic
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Chodzi o dobre historie i ciekawych bohaterów
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jakub Gałka, Kamil Witek, Konrad Wągrowski, Michał Kubalski

Superbohaterowie drugiego planu. Suplement do rankingu
— Konrad Wągrowski, Jarosław Loretz, Kamil Witek

50 najlepszych filmów superbohaterskich
— Esensja

Tegoż autora

Teatr mój widzę ogromny
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Oscary 2016: Esensja typuje Oscary 2016
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski

Kujawski swing
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Wszystko będzie dobrze?
— Karolina Ćwiek-Rogalska

31. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień siódmy
— Karolina Ćwiek-Rogalska

31. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień szósty
— Karolina Ćwiek-Rogalska

31. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień piąty
— Karolina Ćwiek-Rogalska

31. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień trzeci
— Karolina Ćwiek-Rogalska

31. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień drugi
— Karolina Ćwiek-Rogalska

31. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień pierwszy
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.